27.
Albus:
Przed snem wiele rozmyślałem o zwierciadle odnalezionym w piwnicy Hogwartu. Przez to śnił mi się Scorpius, miałem cudowny sen o tym ja byliśmy parą. Niestety moje marzenie senne zostało przerwane przez to jak mnie ktoś zaczął szarpać. Zerwałem się natychmiast i popatrzyłem przestraszony.
- Dobudzić się ciebie nie da - powiedział Lucas.
- Mnie? - spytałem ledwo przytomny i rozejrzałem się po dormitorium, w którym byłem tylko z moimi przyjaciółmi.
- Ciebie. Gdzie w nocy łaziłeś? - spytał chłopak trzymając w ręku pelerynę niewidkę, którą musiałem gdzieś rzucić.
- Spać nie mogłem - wyjaśniłem krótko po czym wstałem, nie chciałem się przyznawać, że w nocy odnalazłem zwierciadło pokazujące nasze pragnienia i jedyne co w nim zobaczyłem to mnie szczęśliwego w parze z blondynem, było mi głupio, bo każdy miał mnie za zimnego i bezczelnego ślizgona, a ja się zakochałem jak nastolatka i jedyne o czym marzyłem, to uwaga ze strony Scorpiusa.
Zebraliśmy się i poszliśmy na śniadanie oraz zajęcia z obrony przed czarną magią, mieliśmy dziś temat o zaklęciu Imperius, ale byłem średnio zainteresowany, mimo że zaklęciami się interesowałem na ogół. Rozmyślałem o zwierciadle, tak bardzo żałowałem, że Scorpius nie może zobaczyć tego, co widzę ja, wtedy może by mi uwierzył jak bardzo mi na nim zależy. Zerknąłem na niego i się uśmiechnąłem, chłopak to olał i wrócił do notowania monologu nauczycielki.
Westchnąłem nieszczęśliwie i rozmyślałem o wszystkim, czas zleciał mi na właśnie tym. Po lekcji profesor Dankworth kazała mi i Scorpiusowi zostać, nie wiedziałem o co może chodzić. Po chwili przyszedł też profesor Taylor, popatrzyliśmy po sobie z blondynem.
- Pewnie się zastanawiacie co od was chcemy - powiedziała Dankworth na co przytaknęliśmy.
- Rozmawialiśmy tak między sobą i z paroma osobami, wygraliście turniej, tworzycie fajny zespół - zaczął Taylor, patrzyłem z niepokojem na nauczycieli, co oni mogli od nas chcieć.
- Nie mamy w Hogwarcie koła dokształcającego z zaklęć i tak głosem wielu nauczycieli pomyśleliśmy, że może chcielibyście takie coś prowadzić? - spytała nauczycielka. Zapadła chwila ciszy, chyba nie spodziewaliśmy się takiej propozycji.
- Ale razem? - spytałem.
- Tak - powiedział Taylor.
Uśmiechnąłem się, przecież to była doskonała okazja, żeby spędzić czas z blondynem i jakoś się pogodzić. Widziałem wahanie na twarzy blondyna, z jednej strony był prefektem i chciał się pokazać z jak najlepszej strony, no a z drugiej współpraca ze mną mu bardzo nie odpowiadała i nie wiedział co zrobić.
- Chyba damy radę, prawda? - spytałem entuzjastycznie Scorpiusa, który wyglądał na dosyć zmieszanego i jakby się znajdował między młotem a kowadłem.
- Ah... Tak, jasne - powiedział z wymuszonym uśmiechem.
- Jak miałoby to wyglądać? - spytałem podekscytowany.
- Byłoby to coś w rodzaju koła, wiele osób ma problemy z rzucaniem nawet podstawowych zaklęć, albo zapomina mniej używanych, co wychodzi podczas lekcji. Ustalilibyśmy wspólnie z wami jakiś zakres zaklęć do nauki, zbieralibyście się raz czy dwa razy w tygodniu z uczniami, byłoby trochę chętnych i wspólnie pomagalibyście im w rzucaniu zaklęć. Na tablicy informacyjnej umieszczane by było jakich zaklęć w danym tygodniu będzie można się nauczyć i każdy mógłby przyjść na lekcje zaklęcia z którym ma problemy - wyjaśniła profesor Dankworth.
- Namyślcie się, jutro po zajęciach ustalimy jakieś szczegóły, jeśli się oczywiście zdecydujecie - dodał profesor Taylor.
Wyszliśmy z sali, Scorpius natychmiast mnie pociągnął do korytarza serpentynowego.
- Słuchaj - powiedział niezbyt przyjemnym tonem - Nawet na nic nie licz podczas tych durnych zajęć, jasne?
- Jasne. A co, miałem się nie zgodzić? - spytałem z założonymi rękami, przecież wiadomo, że koniec końców byśmy się na to zgodzili.
- Wiem dobrze o co ci chodzi i czemu się tak ochoczo zgodziłeś, już ja widzę jak ci się spieszy by uczyć innych - wspomniał.
- Spieszy mi się by spędzić z tobą czas - powiedziałem.
- Aha, to super. Jeżeli dasz taki popis jak na eliksirach wczoraj, gdzie się nie potrafiłeś zachować, to zapomnij o czymkolwiek - warknął i zbiegł szybko schodami w dół, nawet nic nie zdążyłem odpowiedzieć, bo natychmiast zniknął.
Oczywiście nie miałem zamiaru się poddawać, ale widząc jego stosunek do mnie zrobiło mi się trochę przykro. Po tym incydencie poszedłem na boisko, bo mieliśmy trening quidittcha, dzięki temu trochę się wyżyłem, i nieco emocji ze mnie zeszło, więc w lepszym nastroju wróciłem do dormitorium, w środku był tylko Malfoy.
- No to co z tym kołem? - spytał na mój widok.
- A więc - zacząłem i rzuciłem miotłę w kąt co spotkało się z niezadowoloną miną blondyna, na co od razu odstawiłem ją do szafy - Jakie dni by tobie pasowały?
- W sumie obojętne - powiedziałem beznamiętnie.
- Ja mam treningi w...
- We wtorki i piątki - dopowiedział. Uśmiechnąłem się na samo to, że wiedział kiedy trenuję.
- To może środy? - spytałem na co blondyn przytaknął.
I to by było na tyle, to był koniec rozmowy, nic więcej się nie odzywał, wkurzało mnie gdy ktoś mnie olewał, i tak wiem, że to była moja wina i jak zwykle wszystko zjebałem, ale mógł chociaż trochę wykazywać większe zainteresowanie moją osobą lub trochę bardziej przyjaźnie być do mnie nastawionym.
Gdy ustaliliśmy jakieś tam rzeczy z kołem związane poszedłem do gabinetu Jamesa, bo coś wspominał żebym wpadł. Nie miałem na to najmniejszej ochoty, ale no poszedłem.
- Dobrze cię widzieć - powiedział, usiadłem po drugiej stronie biurka.
- Słyszałem, że koło będziecie prowadzić - powiedział.
- Zdziwiłbym się, gdyby w Hogwarcie była rzecz dotycząca mnie, a ty byś o tym nie słyszał - powiedziałem.
- Oj Albus. Cieszę się, że będziecie to prowadzić, szkoda by też było, żeby twój talent związany z zaklęciami poszedł na marne - zaczął mówić, po czym przerwała nam profesor McGonagall, która go na chwile zawołała, bo miała coś pilnego.
Chwila się dłużyła, zacząłem się przechadzać po gabinecie, wyjrzałem za okno za którym szalał deszcz pomieszany ze śniegiem. Na wysokim regale z pudełkami stały sterty papierów, nie wiem nawet czego to dotyczyło. Nagle coś rzuciło mi się w oczy, między stertami papierów był pergamin różniący się znacznie kolorem, impulsywnie go wyjąłem i nie mogłem uwierzyć w moje szczęście to była mapa huncwotów. Uśmiechnąłem się i szybko włożyłem ją pod koszulkę, postanowiłem przygarnąć sobie ją. Jamesowi się nie przyda, nie wiem w ogóle po co tu leży. Ja ją spożytkuję lepiej, po chwili wrócił James i jak się okazało chciał ze mną porozmawiać o mojej wygranej z Turnieju, a dokładniej o tym, że poleca mi wpłacić do Banku Gringotta, bo to dość spora suma. Bliżej świąt Bożego Narodzenia, gdy będę jechał do domu, pomoże mi to załatwić.
Zadowolony wyszedłem z gabinetu i szybko pobiegłem do łazienki, stanąłem przy oknie i położyłem mapę na parapecie po czym wyjąłem różdżkę.
- Przysięgam uroczyście, że knuję coś niedobrego - szepnąłem, na co mapa ukazała mi cały Hogwart, uśmiechnąłem się, nie mogłem uwierzyć we własne szczęście.
Zawsze bardzo chciałem mieć tę mapę, słyszałem o niej wiele historii, ale dostał ją James, ja dostałem pelerynę, która była bardzo przydatna, ale do zestawu brakowało mi mapy. Teraz będę wiedział gdzie każdy przebywa. Zastanawiałem się tylko, czy powinienem mówić o niej chłopakom, czy zostawić ją na razie dla siebie. Po głębszym namyśle postanowiłem fakt o posiadaniu mapy zostawić dla siebie, z czasem pewnie im powiem, ale na razie nie.
Zadowolony wróciłem do dormitorium, odnalezienie tej mapy totalnie polepszyło mój humor.
Scorpius:
Na samą myśl o tym, że mam z nim prowadzić jakieś koło dopadał mnie stres. Niezbyt miałem ochotę z nim przebywać, no ale co miałbym powiedzieć nauczycielom, że się nie zgadzam, bo co? Nie było nawet wymówki, zresztą jestem prefektem i prowadzenie koła z Potterem będzie dobrze wyglądało.
Ja naprawdę starałem się go normalnie traktować, ale w każdym jego zachowaniu doszukiwałem się jakiegoś fałszu, że on to wszystko robi bo się znowu założył, lub bardziej chce mnie upokorzyć. Nigdy nie wiadomo, co siedzi w jego głowie. W mojej w sumie też, czułem do tego chłopaka naprawdę przeróżne emocje. Raphael ostrzegł mnie bym uważał i nie ufał zbytnio Potterowi, ale ja nawet jakbym chciał mu zaufać to nie potrafiłem. I widać, że się starał, ale po ty co zrobił nie chciałem nawet wchodzić z nim na jakiś wyższy poziom znajomości.
Nie mogłem spać, leżałem i patrzyłem przed siebie usiłując wskrzesić jakieś resztki normalnych zachowań w stosunku do Pottera na jutrzejszy dzień, nagle zobaczyłem, że Potter wstał, sięgnął po cichu do szafy i jak domyśliłem się zarzucił na siebie pelerynę niewidkę, bo jego postury nie było widać, a drzwi same się otworzyły i zamknęły.
Powinienem wstać i go zatrzymać, nie ma wałęsania się w nocy po zamku, lub jeszcze gdzieś indziej, przecież jednego razu wylądował w Hogsmeade. Ale nie chciałem wdawać się z nim w kłótnię, ma pelerynę więc go nie widać i też mogłem spać o tej porze i nic nie słyszeć, chociaż wydaje mi się że wczorajszej nocy też ktoś się gdzieś wymykał, i to być może on. Jeśli raz jeszcze w środku nocy będzie się jeszcze wymykał, to mu zabronię, teraz nie miałem nawet na to siły.
Po zajęciach z zaklęć i uroków rozmawialiśmy z profesorem Taylorem o zakresie zaklęć, jakie mielibyśmy powtarzać w uczniami oraz jak miałoby to w ogóle wyglądać.
- Jestem pewny, że sobie poradzicie, tak świetnie zaprezentowaliście się na turnieju - zachwalał nas.
- Pewnie, że sobie poradzimy, prawda? - spytał Potter uśmiechając się do mnie. Odwzajemniłem krótki uśmiech i przytaknąłem. Zajęcia miały się odbywać w klasie do obrony przed czarną magią, bo ławki które tam stały łatwo można było poprzesuwać i zrobić dużo miejsca by ćwiczyć.
- Tylko chłopcy, miałbym prośbę. Bądźcie mili dla wszystkim, nie żebym wam coś zarzucał, ale będą tam też młodsi uczniowie i żeby się nie zniechęcali - wspomniał profesor na co spojrzałem na Albusa, przecież wiadomo, że z nim będzie problem, bo był jak tornado, jak go ktoś wkurwił to się rzucał jak opętany, więc nie widziałem go w roli cierpliwego nauczyciela uczącego młodszych jak nie będą mogli załapać najprostszego zaklęcia. Profesorowi też pewnie chodziło o jego zachowanie, ale tego nie przyzna, a przecież każdy wiedział jak się Albus zachowywał.
- Będziemy - zapewnił Albus.
Już ja to widzę.
Już jutro mieliśmy odbyć pierwsze spotkanie koła, nie miałem na to ochoty, bałem się że Potter narobi wstydu. Przez resztę dnia starałem się trochę pouczyć, ale ciągle mnie coś rozskupiało i denerwowałem się jutrem. Pod pretekstem załatwienia czegoś wyszedłem z dormitorium po kryjomu zabierając papierosy Pottera, które mu zarekwirowałem kilka dni temu.
Wyszedłem przed zamek i oparłem się o chłodne mury tak aby mnie zbytnio nikt nie zobaczył. Wyjąłem papierosa i się mu zacząłem przyglądać, kiedyś już tego próbowałem, jak Raphael skądś wytrzasnął ten mugolski wynalazek.
Odpaliłem za pomocą różdżki papierosa i powoli się zaciągnąłem czując delikatne przyjemne uczucie w płucach.
- Rzekomo w szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie nie wolno palić papierosów - pojawił się nagle nie wiadomo skąd Potter, a mi się zrobiło tak głupio, że lepiej nie mówić.
- Uhm... Wyższa konieczność - wyjaśniłem - Skąd się tu wziąłeś? Skąd wiedziałeś, gdzie jestem?
- Mam swoje sposoby - powiedział po czym wyjął mi z ręki paczkę z papierosami i jednego sobie odpalił. Nawet nie mogłem nic mu na ten temat powiedzieć, bo sam paliłem.
- Pan prefekt pali - powiedział i się cwaniacko uśmiechnął.
- Nie palę. Miałem teraz po prostu potrzebę, to zostaje między nami - zasugerowałem patrząc jak Potter się z całej siły zaciąga i wypuszcza dym.
- Jak wiele rzeczy - powiedział i puścił mi oczko. Zignorowałem jego gest i wgapiałem się w stronę zakazanego lasu.
- Czyli można już mi palić? - spytał wskazując na paczkę papierosów.
- Ta - powiedziałem krótko, po przyłapaniu mnie na paleniu nie miałem nawet ochoty się z nim spierać czy zabierać tej paczki, niech już mu będzie. Brunet się uśmiechnął i próbował coś podgadać, ale niezbyt miałem na to ochotę. Gdy spaliłem papierosa poszedłem szybko do szkoły, oczywiście ten pognał za mną i ciągle zaczepiał, ale nie reagowałem.
.
.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top