25.

Scorpius:

Rzecz jasna, że nie było mowy o tym, że w Hogwarcie nie można palić mugolskich papierosów, ale ja stwierdziłem że je Potterowi zabiorę, nie dość, że odczuwałem w stosunku do niego gniew i nienawiść to oberwało mi się za jego nocne eskapady do Hogsmeade. Może i z innej perspektywy wyglądałem na złośliwego, ale do cholery, należało mu się. 

Wieczorem zastanawiałem się jak niby ma jutro wyglądać ten wywiad do Proroka Codziennego, nie wyobrażam sobie tego. Będę musiał się jakoś przełamać.  W międzyczasie James jeszcze przekazał nam informacje, żebyśmy zabrali ze sobą certyfikaty, bo redaktor zrobi nam z nimi zdjęcia. 

W głębi duszy nadal płakałem, było mi cholernie przykro, tęskniłem za spędzaniem czasu z Albusem, ale bałem się że znowu mnie zawiedzie lub w coś wrobi. Tak bardzo mnie zawiódł, nie umiałem na niego spojrzeć inaczej. 

Rano szykowałem się na wywiad, wszyscy poszli na lekcje z zaklęć i uroków, a my byliśmy zwolnieni. Starannie zapinałem koszulę i wiązałem krawat, Potter oczywiście zrobił to na odwal, nie mogłem na to patrzeć, mieliśmy przecież mieć wspólne zdjęcie do gazety. Podszedłem do niego impulsywnie i zapiąłem mu porządnie koszulę i zawiązałem krawat bez słowa. Zrobiłem to tylko i wyłącznie po to, żeby się jakoś prezentował na zdjęciu. 

- Będziemy na wspólnym zdjęciu, nie chcę stać koło takiego niechluja - skwitowałem. Potter nic nie powiedział tylko zrobił zawiedzioną minę, chyba myślał, że złość na niego mi przeszła.

Poszliśmy do Izby Pamięci z certyfikatami i niezbyt dobrymi humorami. Na miejscu czekała na nas redaktorka Proroka, siedziała na krześle, obok był niewielki stolik i dwa czekające na nas krzesła.

- Nazywam się Aurora Brewer, jestem redaktorką Proroka Codziennego - powitała nas.

Usiedliśmy na wolnych krzesłach, czuć było między nami napiętą atmosferę. Całą uwagę starałem się skupić na redaktorce nie zerkając na bruneta, który wyglądał na naburmuszonego. 

Redaktorka wyjęła pióro oraz pergamin i zaczęła notować.

- Powiedzcie mi chłopaki jak czujecie się jako zwycięzcy turnieju czterech domów Hogwartu? - spytała.

- Chujowo - powiedział Potter, zerknąłem na niego nienawistnym wzrokiem po czym go lekko kopnąłem pod stolikiem, natomiast redaktorka popatrzyła zdziwiona, czy ten palant nie potrafi się nawet zachować przy ludziach? 

- Jesteśmy bardzo dumni z siebie i ucieszeni, że udało się to akurat nam - powiedziałem prostując sytuację.

- Rozumiem, a jak długo zajęły wam przygotowania? - spytała lustrując nas wzrokiem i jakby pomijając to co powiedział wcześniej Albus. 

- Miesiąc około - powiedział cicho Potter.

- Wzajemnie uczyliśmy się rzeczy, których nie potrafiliśmy - dopowiedziałem, przecież on nie miał żadnego wyczucia, a ten wywiad miał iść do gazety.

- Co sprawiło wam największą trudność? - spytała pilnie wszystko notując.

- Jak dla mnie to chyba quidditch - powiedziałem zgodnie z prawdą, nie będę przecież ukrywał jak każdy wie jak nam poszedł mecz. 

- A tobie Albus? - spytała kobieta wyrywając chłopaka z zadumy, spojrzał na nią tępym wzrokiem.

- Transmutacja chyba - powiedział niezbyt przekonany.

- A jak oceniacie współpracę między sobą? Słyszałam, że zaskoczeniem było to, że musieliście połączyć wspólnie siły, bo nie przepadacie za sobą - zasugerowała.

- Musieliśmy stworzyć drużynę w ramach kary i jakoś się dogadaliśmy - podsumowałem udając, że w ogóle mnie to nie boli.

- Za to teraz się nie dogadujemy - burknął chłopak.

- Przepraszam, czy możemy na słówko? - spytałem kobiety na co się zgodziła i wyprowadziłem Albusa z pomieszczenia.

- Do cholery, co ty wyprawiasz? Myślisz, że ja mam ochotę na ten wywiad? Musisz wywlekać nasz konflikt poza nas? To jest redaktorka, różne rzeczy może napisać - powiedziałem wkurzony.

- A co mam udawać? Że jest dobrze? - spytał.

- Tak, tak masz udawać - powiedziałem przygwożdżając chłopaka do ściany i patrząc mu prosto w oczy - Masz udawać - wycedziłem po czym wróciliśmy do Izby jak gdyby nigdy nic. Teraz czułem się na niego wkurzony, miałem ochotę mu coś zrobić odczuwałem smutek przeplatany z nienawiścią. 

- Czy można powiedzieć, że ten turniej was połączył? Zaprzyjaźniliście się dzięki niemu? - spytała. Albus się gorzko zaśmiał, więc wiedziałem, że muszę przejąć inicjatywę i coś powiedzieć, swoją drogą mnie ten pytania też zaczęły wkurzać zważywszy na to jak wszystko między nami się popsuło. 

- Może to za dużo powiedziane, ale przynajmniej mieliśmy okazję współpracować i mamy lepsze stosunki - naprostowałem i się uśmiechnąłem krótko, ale redaktorka z pewnością zauważyła, że coś jest nie tak, to było widać na kilometr, naburmuszony Potter z grymasem na twarzy i ja usilnie próbujący jakoś naprostować to wszystko. Jeszcze nas wypytywała o różne rzeczy, oczywiście większość mówiłem ja, na koniec poprosiła nas byśmy we dwójkę ustawili się do zdjęcia. 

Stanęliśmy obok siebie i z wymuszonymi uśmiechami zapozowaliśmy do zdjęcia, które ukarze się w gazecie. Podziękowaliśmy za wywiad, albo raczej zrobiłem to ja, i wyszliśmy stamtąd.

- Musisz taki cyrk odstawiać? - spytałem gdy wracaliśmy do lochów, a chłopak w międzyczasie szarpał się z krawatem twierdząc, że mu przeszkadza i go ciśnie.

- Nie będę udzielał durnych wywiadów - powiedział.

- Buntownik się znalazł - podsumowałem gdy wchodziliśmy do dormitorium. Nagle chłopak przyparł mnie do ściany i znalazł się bardzo blisko mnie, czułem jego klatkę piersiową stykającą się z moją. Speszony starałem mu się nie patrzeć w oczy tylko po bokach lub w okno za którym pływały ryby.

- Powiedz, że ci na mnie nie zależy - powiedział i dłonią skierował moją twarz ta bym mu patrzył w oczy. 

- Zjebałeś wszystko - powiedziałem.

- Wyjaśniłem ci, że ciężko mi zaufać znowu. Przez kilka lat toczyliśmy wojnę, i pierwszy raz miałem do ciebie jakiekolwiek zaufanie. Ale ty mnie okłamałeś, chciałeś sobie ze mnie zażartować. Nie wyobrażam sobie jak miałbym cię traktować jak wcześniej. Znowu jesteśmy na ścieżce wojennej. Nie wiesz jak mnie skrzywdziłeś. Trzy lata temu straciłem matkę, a teraz ciebie - powiedziałem łamiącym się głosem i wyrwałem się z uścisku chłopaka, podszedłem do swojej szafy i zacząłem się przebierać pozostawiając chłopaka w osłupieniu i niewiedzy co powiedzieć.

- Ja cię naprawdę kocham - wyszeptał obserwując mnie.

- Udowodnij - powiedziałem.

- A jeśli ci udowodnię, będziemy znowu... No wiesz...

- Nie wiem. Nie powiem ci. Nie wiem czy ci zaufam. Zobaczymy. Szkoda tylko, że ja ciebie pokochałem naprawdę a ty... Tak po prostu - westchnąłem po czym wyszedłem szybko łapiąc książkę i idąc na lekcję transmutacji. 

Potter pobiegł za mną próbując mnie zagadać, ale ignorowałem go, złość mnie trzymała, ale byłem ciekawy jak będzie się niby starał o mnie i jeśli serio by się postarał to może faktycznie i bym uwierzył, że coś do mnie zaczął czuć. 

Po salą czekał na mnie Raphael, któremu natychmiast opowiedziałem o wywiadzie i podsumował, że Potter zachował się jak debil, ja też tak uważałem. Rozumiem, że nie miał humoru i atmosfera między nami była chujowa, ale nie musiał tego wywlekać przed tę kobietę, mógł udawać że jest w porządku. 

McGonagall zrobiła wstęp do lekcji informując, że zajmiemy się zaklęciem Evanesco, czyli zaklęciem znikającym. Nie umiałem się skupić, na wszystkie pytania nauczycielki odpowiadała Rose, ja nawet nie miałem ochoty się zgłaszać. 

- Kto spróbuje? Potter? - spytała wyrywając Pottera z zamyślenia.

- Nie umiem. To transmutacja - wyjaśnił.

- Chodź spróbujesz. Jesteś dobry z zaklęć, chodź - zachęciła chłopaka, który wstał z łaską i wyszedł na środek. Profesor kazała sprawić zniknięcie ślimaka, który leżał na biurku. Potter zerknął dyskretnie w moją stronę, po czym wyjął różdżkę. 

- Evanesco - powiedział zamachując się, jednak zaklęcie nie podziałało, ślimak nadal leżał beztrosko na biurku.

- Potter, z życiem, gdzie twoja energia? - spytała.

- Nie ma - powiedział z gorzkim uśmiechem.

- No dobrze, to może Rose - zaproponowała, a Albus wrócił na miejsce. Dawno nie widziałem go tak przygnębionego, i teraz nie wiem czy on udawał czy naprawdę go to tak martwiło.

Po zajęciach Potter poszedł na trening a ja udałem się do biblioteki tradycyjnie, chociaż była to raczej ucieczka. Nie chciało mi się z nikim gadać, tłumaczyć ani wyjaśniać, spłoszyłem nawet Rose, która wypytywała co się dzieje. Nagle w bibliotece pojawił się Albus i usiadł obok po czym zaczął mi się przyglądać i chyba próbował coś powiedzieć. Popatrzyłem na niego jak na debila. 

- Pouczymy się razem transmutacji? - spytał z nadzieją w głosie, on serio musiał być zdesperowany, skoro proponował mi wspólną naukę. 

- Chyba serio nie wiesz jak się do mnie zbliżyć, skoro proponujesz coś takiego - zaśmiałem się krótko. Chłopak się speszył i przygryzł wargę w oczekiwaniu na moją odpowiedź. 

- Możemy, ale nie wyobrażaj sobie nie wiadomo czego - przestrzegłem go, na co się uśmiechnął. Byłem na siebie trochę zły, miałem dać mu nauczkę i nie dać mu się omotać, ale wystarczyło że na mnie spojrzał swoim uwodzicielskim wzrokiem i czułem jak robi mi się gorąco, a serce przyspiesza bicie. Zabrałem rzeczy z biblioteki i poszliśmy do pokoju życzeń jak to mieliśmy w zwyczaju. Postanowiliśmy ćwiczyć na jakichś przedmiotach znikanie ich.

- Evanesco - powiedziałem, na co kawałek pergaminu nagle zniknął.

- Wow - podsumował chłopak, gdy za którymś razem mi się w końcu udało.

- Dawaj - powiedziałem i rozłożyłem kolejny kawałek pergaminu na stole.

- Evanesco - powiedział bezskutecznie. 

- Źle robisz. Zamachnij się bardziej - nakazałem - Tak jak mówiła McGonagall. 

Chłopak bezskutecznie próbował, ale jego próby szły na marne. Nie wiem czy celowo to przedłużał żeby pobyć ze mną dłużej czy serio mu to nie wychodziło. 

- Oh - westchnąłem i podszedłem do niego bliżej, złapałem jego rękę i pokierowałem ją odpowiednio na co chłopak rzucił zaklęcie i w końcu podziałało. Popatrzył nam nie gdy stałem blisko i trzymałem jego nadgarstek, zbliżył swoją twarz pewnie chcąc coś zrobić, ale nie ma mowy, odsunąłem się od niego i podszedłem do stolika zerkając do książki od transmutacji. 

- Widzisz, umiesz. To koniec na dziś - powiedziałem i wrzuciłem do torby książkę.

- Już? A może coś jeszcze...

- Muszę iść do profesora Fernsby'ego, bo coś chciał - wyjaśniłem i wyszedłem zostawiając chłopaka w pokoju życzeń.

 Albus: 

Wiedziałem, że będzie ciężko przekonać do siebie Scorpiusa. Wyglądał na niezbyt wzruszonego moimi zalotami i wszystko robił dosyć taktownie i uważnie, by nie robić mi nadziei. Wieczorem siedzieliśmy z chłopakami w pokoju wspólnym i rozmawialiśmy o mojej próbie naprawy relacji z chłopakiem.

- Weź go na randkę - zaproponował Lucas.

- Z łaską poszedł uczyć się ze mną transmutacji, to co mówić o randce - westchnąłem.

- A może staraj się do niego zarywać jak wtedy gdy jeszcze trwał zakład? Bądź pewny siebie, zabawny. Przecież właśnie w ten sposób go urzekłeś - podsumował Fergus.

- Nie potrafię, bo teraz w grę wchodzą poważne uczucia. Gdy mam do niego zagadać zaczynam się stresować, brakuje mi słów, serce wali jak szalone - wspomniałem przypominając sobie moje uczucia, gdy proponowałem mu wspólną naukę. To był taki stres i niepewność. 

- Zestresowany i nieśmiały Potter, ty się serio zakochałeś - zaśmiał się Lucas.

- No tak, mówiłem. Jak teraz patrzę, to przez te pięć lat była między nami taka... Chemia? Coś silnego, ukrytego pod płaszczem nienawiści. Nie umiem tego nazwać, ale teraz gdy patrzę...

- Wiem, że między wami była nienawiść, czy chemia to nie wiem, powoli, po kroku go do siebie przekonaj. Ale uważaj, bo Jennifer, przyjaciółka Rose też ma na niego ochotę - wspomniał Fergus.

- Co?! - spytałem podniesionym głosem przywołując na siebie w ten sposób spojrzenia innych ludzi.

- Ciszej. Słyszałem jak gadały we dwie, zapomniałem jakoś ci to powiedzieć - wyjaśnił chłopak.

- No co za... To ja się muszę spieszyć - powiedziałem, przecież Jennifer to dziewczyna, a ja nie wiem jakiej Malfoy jest orientacji, równie dobrze może być biseksualny, i wykazywać też zainteresowanie w stosunku do dziewczyn. A patrząc na nasze stosunki teraz... Musiałem być uważny i nie dawać mu powodu by oglądał się za kimś innym niż za mną.

.

.










Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top