22.
Albus:
Nasze zwycięstwo w turnieju było świętowane do późnych godzin nocnych, całe szczęście nazajutrz była niedziela, więc nie trzeba było wstawać na żadne zajęcia. Ten dzień był dziwny, zaczęło mi brakować wspólnych przygotowań ze Scorpiusem do turnieju, mimo że nie było to łatwe i trzeba było trochę wiedzy pochłonąć, brakowało mi tego. Był to też przynajmniej pretekst do spędzania wspólnie czasu. Tak to moi koledzy byli przeświadczeni, że nadal się z niego nabijam i próbuje na siłę podrywać, sytuacja się zmieniła na tyle że byłem kompletnie zauroczony blondynem. Nie wiedziałem co mam zrobić, przecież moi przyjaciele nabijaliby się ze mnie, że się zadurzyłem w blondynie. Jakby to wyglądało? Z drugiej strony nie chcę ranić Scorpiusa, zaczęło mi na nim zależeć i nie chcę go skrzywdzić, także i tak źle i tak niedobrze.
Po śniadaniu udaliśmy się z blondynem do McGonagall, bo mówiła wczoraj że chce nas widzieć. Oczywiście w drodze do dyrektorki obściskiwaliśmy się po kątach uważając by nikt nas nie przyłapał. Nie wiem co było między nami, nie byliśmy razem, ale ciągnęło nas do siebie jak cholera.
- Dobra, sprawiajmy wrażenie że wcale się w tajemnicy nie obściskujemy - powiedział Scorpius gdy staliśmy przed wejściem do gabinetu dyrektorki poprawiając sobie koszulkę.
- Niech będzie - szepnąłem mu do ucha i klepnąłem w tyłek na co chłopak się zaśmiał. Po chwili gdy przestaliśmy się wydurniać weszliśmy do środka.
- No, chłopaki - powiedziała na nasz widok kobieta i aż wstała z krzesła by uścisnąć nam ręce - Nie sądziłam że stworzenie z was drużyny poskutkuje aż wygraniem turnieju. Jestem pełna podziwu, James miał rację - powiedziała i wskazała byśmy usiedli za biurkiem, również to zrobiła.
Na samo wspomnienie o cudowności pomysłu Jamesa coś mi się zrobiło, wyobrażam sobie jaki teraz będzie chodził dumny i zadowolony ze swojego pomysłu.
- No to tak. Wasza współpraca chyba zakopała topór wojenny nieodwołalnie - powiedziała niepewnie zerkając na nas na co zaczęliśmy się śmiać, bo nie wiedziała nawet jak bardzo.
- Zgodnie z zachętą do udziału w turnieju - powiedziała i wyciągnęła w stronę blondyna odznakę prefekta - Wracasz na stanowisko Malfoy, a ty Potter zostajesz od dzisiaj kapitanem drużyny quidditcha. Ale gwarantuję wam, jeden wasz wybryk, jedna awantura, bijatyka, cokolwiek. To cofam was obydwu z tych stanowisk, nieodwołalnie - powiedziała grożąc palcem.
- Pani profesor, już chyba nie będzie między nami wojny - powiedział blondyn.
- No i bardzo się cieszę. Muszę się użerać z młodszymi którym głupoty w głowie, mam nadzieję, że wy już dorośliście - powiedziała na co przytaknęliśmy i zadowoleni opuściliśmy gabinet, aż podskoczyłem z radości.
- Pamiętaj słowa McGonagall, jeszcze jeden taki wybryk - powtórzyłem w stronę blondyna i uniosłem jedną brew.
- Będę pamiętał, Potter, a ty pamiętaj że jestem prefektem i masz się mnie słuchać - powiedział wskazując z dumą na odznakę.
- Grzesznym prefektem, który będzie się ze mną wymykał na wspólnie spędzone gorące wieczory w pokoju życzeń? - spytałem ustawiając blondyna na wprost siebie. Chłopak rozejrzał się po korytarzu i mnie szybko pocałował.
- Właśnie tym.
Byłem dumny z siebie, że w końcu mi się coś udało. Gdy szliśmy po szkole i natykaliśmy się na uczniów to do nas podchodzili i gratulowali, nauczyciele to samo. Wiedziałem, że nie osiągnąłbym tego sam, wzajemnie bardzo dużo się od siebie nauczyliśmy.
Wieczorem przechadzałem się z Fergusem i Lucasem po wieży astronomicznej, czasem tu przychodziliśmy bo było tu pusto i spokojnie.
- Nadal nie wierzę, że wy się nie zabiliście - powiedział Lucas zwracając się do mnie.
- No widzisz. W ogóle dostałem dziś list od rodziców z gratulacjami i od dziadków. Wieści szybko się rozchodzą - wspomniałem i się uśmiechnąłem na samo miłe wspomnienie, bo to było mega fajne uczucie, w końcu zostałem doceniony i pokazałem że coś potrafię.
- To super. I do tego jesteś kapitanem, ale zajebiście. Już widzę jak będziesz rządził drużyną - powiedział Fergus.
No tak, też to widziałem jak się na wszystkich wydzieram i wszystkimi dyryguję. Nie no, postaram się aż taki to nie być, aczkolwiek będę trzymał dyscyplinę tej drużyny i zmienię taktykę, bo przecież nikt się mnie tam nie słuchał. Zresztą nasz dotychczasowy kapitan sobie z nami nie radził i pewnie dlatego ja mogę objąć to stanowisko. Ze mną na czele ta drużyna wygra puchar.
- Turniej wygrałeś, kapitanem zostałeś, a co z zakładem? - spytał Lucas po czym zerknął na mnie. Udałem wpatrzonego za okno, w głębi duszy zastanawiałem się co ja mam kurwa powiedzieć.
- Mmm... Chyba jeszcze trochę - powiedziałem nieśmiało.
- Przyznaj się, że przegrałeś zakład i tyle - wspomniał Fergus.
- Ja?? Ja przegrałem zakład? Pogięło was - warknąłem oburzony. Nienawidziłem w sobie tego, że jednym zdaniem można było mnie podjudzić i sprowokować, przecież mogłem przyznać że przegrałem albo że między nami wywiązało się uczucie, ale nie, Albus Potter nigdy się nie przyznaje do porażki, do tego bałem się ich reakcji, byłbym pośmiewiskiem.
- Dobra już dobra, nie gorączkuj się - uspokoił mnie Lucas i poklepał po plecach.
Zdenerwowałem się na to wszystko, że dałem się wciągnąć w jakiś durny zakład, chociaż nie to było najgorsze, najgorsze było to że miałem tak zjebany charakter. Zakład oznaczał, że muszę go wygrać i pokazać co to nie ja. To było właśnie moje zjebanie psychiczne.
Poddenerwowany wróciłem do dormitorium z nimi, po drodze spotkałem blondyna który przechadzał się po korytarzu z Rose, puściłem mu dyskretnie oczko i udałem się do lochów. Na jutro trzeba było napisać wypracowanie odnośnie zaklęcia Imperius na obronę przed czarną magią, robiłem to w możliwie najwolniejszym tempie, bo mi się po prostu nie chciało, czułem się przygnębiony i co chwilę zerkałem na Scorpiusa, który rozmawiał o czymś z Raphaelem.
- Ej - wyrwał mnie z zadumy Lucas pstrykając palcami przed oczami - Nigdy tego nie napiszesz, jak się tak będziesz tam gapił.
- Część planu - szepnąłem do przyjaciela na swoje usprawiedliwienie. Ja po prostu chciałem patrzeć na Scorpiusa, spędzać z nim czas, całować się, przytulać, nie mogłem nad tym zapanować. W efekcie z pomocą chłopaków skończyłem wypracowanie, ale poszło mi to tak opornie, że lepiej nie mówić.
Nie spałem długo w nocy, myślałem jak wybrnąć z tego. Usłyszałem, że ktoś wstaje, to był Scorpius który jak przypuszczam poszedł do łazienki. Po cichu za nim wstałem i gdy już otworzył drzwi od łazienki by wrócić do pokoju ja znienacka go wepchnąłem do tej łazienki z powrotem przylegając do niego ciałem.
- Wystraszyłeś mnie - powiedział chłopak.
- Przepraszam. Chciałem cię... - powiedziałem nieśmiało i przywarłem namiętnie do ust chłopaka przyciskając go do chłodnych kafelek, Scorpius oderwał się ode mnie i popatrzył mi w oczy.
- Chciałeś mnie pocałować? - spytał dotykając mojej klatki piersiowej.
- Tak - szepnąłem.
Blondyn pocałował mnie namiętnie i wsunął dłoń pod moją bluzkę błądząc dłoniami po brzuchu, przeszedł mnie dreszcz przyjemności na jego dotyk, miałem wrażenie że podczas takich gestów dosłownie odlatuję, że nie ma mnie tutaj tylko jestem w jakimś innym wymiarze przyjemności. Jego hipnotyzujące spojrzenie, poważny wyraz twarzy, starannie ułożone jasne włosy, powaga którą starał się odznaczać, a w rzeczywistości lubił się wygłupiać i było w nim dużo wariactwa i dzikości. Gdy się już nacieszyliśmy sobą wróciliśmy do dormitorium, położyłem się i tak bardzo miałem ochotę z nim spać w jednym łóżku. Ale niestety było to niemożliwe.
W poniedziałek obudziły mnie szmery w dormitorium, zobaczyłem moim kolegów którzy powoli się szykowali na zajęcia.
- Czemu mnie nikt nie budzi? - spytałem przeciągając się na łóżku.
- Zaraz mieliśmy to zrobić - wyjaśnił Fergus i mi rzucił szatę na łóżko - Zbieraj się, zaraz śniadanie.
Tak też zrobiłem, ale miałem głowę w chmurach. Może to głupio zabrzmi ale wszystko wydawało mi się inne? Ładniejsze? A myślałem tylko o nim. Po drodze do Wielkiej Sali natknęliśmy się na Lily, która raz jeszcze gratulowała nam wygrania turnieju. Napatoczył się też James, który powiedział że takiego brata to się raczej nie powstydzi i że w ładnym stylu wygraliśmy. Oczywiście mnie to zdenerwowało, wcześniej mi ubliżał, a teraz gdy wygrałem turniej to jest wszystko okej. Ale przez to zauroczenie blondynem już nawet nie skomentowałem słów Jamesa i poszedłem po prostu zjeść.
Przy śniadaniu obserwowałem blondyna który rozmawiał z Rose, zaczynałem być zazdrosny. Niby się tylko przyjaźnili, ale we mnie obudziła się zazdrość i zacząłem się zastanawiać nad zachowaniem rudowłosej.
- Albus? - spytał Lucas widząc jak dziobie nożem w talerzu.
- Nic - powiedziałem pod nosem starając się przeprowadzić rozmowę z samym sobą by się normalnie zachowywać.
- O kurde to chyba do ciebie - powiedział Fergus wskazując na sowę z jakimś wielkim pakunkiem. Wytrzeszczyłem oczy i w ostatniej chwili złapałem pakunek i położyłem na stole odsuwając naczynia.
- Ja już chyba wiem co to jest - powiedział Lucas szarpiąc się z papierem okrywającym przedmiot. Nie wierzyłem, ale tak, to była ona, najnowszy model miotły. Wyjąłem ją delikatnie z papieru i zerknąłem na list:
W prezencie za wygranie turnieju - rodzice.
Uśmiechnąłem się i chwyciłem rączkę miotły, od razu czułem że dobrze leży mi w ręku.
- Jest świetna - powiedział Fergus przyglądając się mojemu prezentowi. Bardzo się ucieszyłem z niej i nie dojadając śniadania pobiegliśmy przed szkołę by wypróbować miotłę. Gdy tylko na nią wsiadłem od razu wzbiłem się wysoko i poczułem się szczęśliwy, dzięki niej będę jeszcze lepszy w quidditcha.
Jednak mój lot nie trwał długo, bo zaraz miała się rozpocząć lekcja obrony przed czarną magią więc szybko zaniosłem miotłę do dormitorium i udałem się na lekcje. Zasiadłem tradycyjnie w ostatniej ławce obserwując wszystkich dookoła.
- Dziś porozmawiamy o zaklęciu Cruciatusa - powiedziała nauczycielka, na co wszelkie szmery w sali ucichły i wszyscy skupili się na nauczycielce, która zaczęła mówić, to w sumie co już wiedziałem. Lubiłem czytać o takich rzeczach. Wyrwałem z zeszytu kawałek kartki, narysowałem na nim serduszko i posłałem do Scorpiusa, który dyskretnie odczytał liścik i się uśmiechnął do mnie z rumieńcami na twarzy, wyglądał tak uroczo. Nagle szturchnął mnie Lucas.
- Ale się wczuwasz - szepnął. Uśmiechnąłem się gorzko i skupiłem wzrok na nauczycielce rozmyślając o tym jak bardzo wjebałem się z tym zakładem i uczuciem, które się narodziło.
.
.
Hej kochani, jutro wyjeżdżam, wobec z tego kolejny rozdział pojawi się dopiero w czwartek za tydzień❤️
Wykorzystajcie dobrze tę majówkę, odpoczywajcie, zadbajcie o siebie, czytajcie wattpada❤️🔥 spędźcie dobrze ten czas✨ miłej majóweczki🌼🌈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top