20.

Albus:

Czas spędzony z blondynem był wyjątkowy. Dobrze, że byłem zajęty przygotowaniami do turnieju, dzięki temu miałem mniej styczności z moimi przyjaciółmi, który czekali na jakieś rozstrzygnięcie zakładu, a ja nadal nie wiedziałem co mam im niby powiedzieć. Sprawy posuwały się coraz dalej. 

Nadszedł drugi dzień turnieju, wbrew pozorom co wyprawialiśmy wieczorem, to do późnej nocy ćwiczyliśmy transmutację uruchamiając klepsydrę i próbując transmutować się na czas. Nasi współlokatorzy wiedzieli, że do późna się przygotowywaliśmy, dlatego też szykując się na zajęcia zachowywali się w dormitorium najciszej jak potrafili, aby nas nie zbudzić. Jako, że dzisiaj był kolejny turniejowy dzień, to lekcje były skrócone. Uchyliłem oko i zobaczyłem blondyna, który po cichu krzątał się po pokoju.

- A ty już na nogach? - spytałem przeciągając się, chłopak drgnął na mój głos. 

- Nie mogę spać - powiedział blondyn naciągając na siebie koszulkę. Z daleka dostrzegłem, że chłopak jest zdenerwowany co zapewne było spowodowane meczem quidditcha, który mieliśmy rozegrać. Poszedłem do chłopaka i go przytuliłem, blondyn przyległ do mnie ciałem.

- Wiem, że się stresujesz. Żałuję, że nie zajebałem Felix Felicis, wziąłbyś i byś był spokojniejszy - odparłem tuląc blondyna.

- To wbrew zasadom - powiedział i popatrzył na mnie.

- No to co. Ja lubię łamać zasady - mruknąłem mu do ucha.

- Wiem, udowadniałeś mi to przez ostatnie lata - wspomniał blondyn i uśmiechnął się. No tak, często lądowałem na dywaniku i miałem szlabany, chyba nie ma pomieszczenia w Hogwarcie, którego nie miałbym za karę sprzątać.

- Nawet jak się coś nie uda, to trudno. Nie martw się tak tym meczem, też nie jest do zdobycia jakoś nie wiadomo jak dużo punktów - pocieszałem blondyna, który pod wpływem moich słów nieco się uspokoił, jednak z niepokojem zerkał w stronę naszych mioteł opartych o szafę i przygotowanych strojów tylko czekających na założenie ich. 

Scorpius:

Odstrojeni w szaty udaliśmy się do Wielkiej Sali, gdzie był już usadowiony tłum uczniów oczekujących na rozpoczęcie konkurencji. Gdy tylko weszliśmy do Sali i zaczęliśmy się kierować do przodu wszyscy śledzili nas wzrokiem, kilka osób krzyczało dopingujące słowa. Ja z jednej strony się denerwowałem, z drugiej obawiałem o Albusa, wiedziałem że jak go ktoś wkurzy to zaraz zrobi burdę, chociaż go przed tym przestrzegałem wielokrotnie. 

Wszyscy uczestnicy zebrali się na środku, podeszła do nas profesor McGonagall z materiałowym woreczkiem i kazała losować przeciwników. Rozpoczęła o dziewczyn z Gryffindoru, Rose wylosowała Waltera z Hufflepuffu, a Lucy wylosowała Judy z Ravenclawu. Następnie losował Herman, który wylosował mnie, uśmiechnąłem się cwaniacko, nie miał ze mną szans. Albusowi trafił się Timothy, z Ravenclawu. Brunet nie był zbyt zadowolony i posłał mi niezbyt zadowolone spojrzenie. 

- Waszym zadaniem będzie transmutowanie własnych cech na czas, czyli transmutacja ludzka - powiedziała profesor McGonagall. Na sali zapanowała cisza, uczniowie na widowni popatrzyli po sobie, każdy wiedział, że transmutacja ludzka jest bardzo ciężką dziedziną magii. 

Usiedliśmy i czekaliśmy na rozpoczęcie, pierwsza była Rose oraz Walter. Albus przysunął się bliżej mnie.

- Czuję, że to przejebię - szepnął.

- No to trudno. I tak jesteśmy na prowadzeniu, nic się nie stanie - wyjaśniłem.

Chłopak się denerwował, trzęsły mu się ręce, to było do niego nie podobne. 

- Ćwiczyliśmy to, nie raz i nie dwa. Poradzisz sobie - szepnąłem do chłopaka. 

Nie wyglądał na przekonanego i był pełny wątpliwości. Rose oczywiście wygrała i dzięki temu zdobyła dwadzieścia punktów. Następnie przyszedł czas na moje starcie z Hermanem, który posłał mi złośliwy uśmiech. W quidditchu miał przewagę, ale nigdy w życiu w czymś co wymaga większego wysiłku intelektualnego. 

Naszym zadaniem była zmiana koloru brwi, jednak tłum uczniów wgapiających się w nas i kibicujących mnie mocno stresował i nie mogłem się na początku skupić, jednak po chwili gdy się wyciszyłem udało mi się zmienić kolor brwi, dzięki czemu zdobyłem dla nas dwadzieścia punktów, na co profesor McGonagall klasnęła w ręce dumna z szybkości dokonania zmiany cechy. Herman też się transmutował, ale zamiast zmiany brwi jego włosy zrobiły się pokręcone i zielone, na co cała sala ryknęła śmiechem, i nawet profesor to rozbawiło. 

Szybko wróciłem na miejsce widząc jaki chłopak jest wkurzony tym, że byłem od niego lepszy. Następnie przyszła kolej Albusa i Timothy'ego. Chłopak niechętnie wstał i wyszedł na środek zerknął na mnie wzorkiem "błagam, zabierz mnie stąd". Zadaniem chłopaków była zmiana kolorów włosów na blond, miałem nadzieję, że Albus sobie poradzi, dokładnie to samo już ćwiczyliśmy, jednak Timothy był szybszy i wygrał tę konkurencję. Chłopak niezbyt zadowolony usiadł koło mnie

- Nie przejmuj się, i tak mamy prowadzenie - powiedział cicho spotykając się z nieprzyjemnym wzorkiem Hermana, który miał mi chyba za złe, że wygrałem. Czułem, że z tym chłopakiem będziemy mieli jeszcze wiele problemów. W konkurencji Judy kontra Lucy wygrała Lucy z Gryffindoru. Po chwili na środek wyszedł James przedstawiając tablicę z punktami:

Slytherin 120 punktów

Gryffindor 90 punktów

Ravenclaw 50 punktów

Hufflepuff 30 punktów 

Popatrzyliśmy zadowoleni z siebie, na sali zaczęły się rozmowy, krzyki i bicie braw. Wiedzieliśmy, że dziewczyny z Gryffindoru depczą nam po piętach. Profesor McGonagall zarządziła czterdzieści minut przerwy między konkurencjami, po czym mieliśmy rozegrać mecz quidditcha. Uczniowie rozeszli się w gwarze i rozmowach, podszedł do nas Herman, widziałem na jego twarzy wymalowane pretensje.

- Załatwię was jak nie będziemy w jednej drużynie - warknął.

- Oj, żebym ja cię nie załatwił - powiedział Albus i stanął twarzą w twarz z Hermanem, wyglądali jakby sobie chcieli przyłożyć wzajemnie.

- Ej, dość - stanęła między nimi Rose widząc niebezpieczną sytuację, pociągnąłem Albusa za rękę, ale chłopak nadal mierzył wzrokiem Hermana nic sobie nie robiąc ze stojącej między nimi dziewczyny.

- Chłopaki! - krzyknął James i podszedł do nas, Albus cofnął się trochę w moją stronę.

- Bez awantur tutaj, ten turniej nie jest po to żebyście się wzajemnie pozabijali - powiedział James.

- I bez tego bym go zabił - powiedział Herman, Albus rzucił się w jego stronę i zaczęli się szarpać, kilka osób próbowało powstrzymać Hermana, a ja Albusa któremu wyjąłem z tylnej kieszeni różdżkę w razie czego.

- Chodź stąd - powiedziałem do chłopaka, popatrzył na mnie i wyraz jego twarzy złagodniał. Skinął głową i wyszliśmy z Sali ignorując krzyki tego osiłka, jeszcze bardziej przeszedł mnie dreszcz na myśl, że mamy zaraz z nimi rozegrać mecz. Poszliśmy do dormitorium, Albus chodził w kółko po pokoju i wyklinał puchona.

- Nienawidzę go, no skopię mu dupę, niech się skończy turniej a...

- Już - powiedziałem i ująłem chłopaka w ramiona - Spokojnie. Nie warto. Wiesz jaki on jest, nie warto się denerwować - powiedziałem. Albus uśmiechnął się lekko i mnie przytulił.

- Stresujesz się - odparł. 

Tego nie dało się ukryć, trząsłem się jak galareta. Zaczęliśmy się przebierać w stroje, niepewnie spojrzałem w kierunku miotły. Miałem złe przeczucia, czułem, że nie dam z siebie wszystkiego i sparaliżuje mnie strach. Chłopak co chwila mnie pocieszał, że będzie dobrze, a nawet jak nie to nie jest koniec świata. 

Zaczęliśmy zmierzać w kierunku boiska, trybuny były zapełnione a ja spojrzałem na Albusa.

- Słońce spokojnie. Nie przejmuj się tak - pocieszał mnie chłopak w drodze na boisko. 

Po chwili zjawili się pozostali uczestnicy turnieju, Herman ciągle nas obserwował, bałem się go trochę, bałem się że mi coś zrobi na boisku za wygraną z transmutacji. O Albusa się nie bałem, bo chłopak zwinnie latał, ale ja w powietrzu niezbyt bym się umiał bronić, na ziemi tak, ale nie tam w górze. 

Wyszliśmy wszyscy na środek słysząc liczny doping. Na środku pojawił się James, Albus zapewne wkurzył się, że to jego brat jest prowadzącym. Po chwili mieliśmy wylosować drużyny, po wylosowaniu okazało się, że jesteśmy w drużynie z dziewczynami z Gryffindoru, na co Albus się wkurzył, bo nienawidził się z Rose, ja się czułem jak między młotem a kowadłem, bo ona była moją przyjaciółką a on... Kochankiem? Dodatkowo przeraziło mnie to, że gramy przeciwko drużynie złożonej z Hufflepuffu i Ravenclawu, czyli przeciw Hermanowi, który odgrażał się, że nas załatwi na boisku.

Stanęliśmy we czwórkę i mieliśmy chwilę na rozmowę. Atmosfera między Rose, mną a Albusem była co najmniej dziwna.

- No dobra - zaczęła Lucy - Widzę, że atmosfera jest napięta. Ale musimy dobrze zagrać. 

- Okej. To ja jestem szukającym, Scorpius jest pałkarzem - zaczął Albus i popatrzył na dziewczyny.

- Ja jestem obrońcą, a Rose ścigającym - dodała Lucy.

- Wie ktoś może na jakiej pozycji gra Herman? - spytał Albus.

- Chyba jest pałkarzem z tego co podsłyszałam - powiedziała Rose.

- Cholera - syknął Albus i popatrzył na mnie z niepokojem. No tak, wiedziałem co to oznacza. Chłopak zapewne będzie się chciał na nas wyżyć w jakiś sposób i będzie odbijał tłuczkiem jak pojebany. Albus wziął mnie na moment na stronę.

- Słuchaj - zaczął - Uważaj na niego. Jeśli o ci coś zrobi.. On dostanie ode mnie po meczu... Wpierdolę mu. Postaram się jak najszybciej złapać znicza o ile to w ogóle możliwe, mam wątpliwości - westchnął brunet.

- Chciałbym cię pocałować - powiedziałem spragniony jego ust, ale staliśmy na widoku, obserwowali nas praktycznie wszyscy.

- Wygramy lub przegramy, a potem wracamy do zamku i... - powiedział chłopak i puścił mi oczko. Zachęcony jego słowami wróciłem do naszej grupy i zaczęliśmy rozgrywać mecz. 

Między mną i Hermanem była wyczuwalna napięta atmosfera, w pewnym momencie z całej siły odbił tłuczka, na co straciłem na moment równowagę. Bałem się nawet z nim zadzierać, chłopak był bardzo agresywny, za jego sprawą w głowę oberwała również tłuczkiem Lucy, przez co przeciwna drużyna zdobyła punkty. 

Popatrzyłem porozumiewawczo na Rose, wiedzieliśmy, że nie mamy szans, mimo że daliśmy z siebie wszystko. Nie raz odbiłem tłuczek odbierając tym szansę na rozwiniętą akcję drużyny przeciwnej, Rose zdobyła dla nas sporo punktów, ale mimo to patrzyłem z politowaniem na szybkość i zręczność drużyny przeciwnej i Albusa, który z daleka przepychał się z Judy, która była również szukającym. Po przepychance między dwójką, którą śledziłem trochę zobaczyłem jak Judy chwyta złotego znicza i z dumą leci na sam środek boiska na co widzowie na trybunach zaczęli krzyczeć i zachwycać się.

 Zerknąłem na wygraną drużynę z uczuciem, że może nie dałem z siebie wszystkiego, po chwili przyleciał Albus. Zlecieliśmy na podłoże, w końcu czułem się bezpieczny. Chłopak wyglądał na zdenerwowanego zaistniałą sytuacją, zerkał z nienawiścią na wygraną drużynę. 

Na środek wyszedł James, Albus wywrócił oczami na widok brata.

- Wygrała drużyna Hufflepuffu i Ravenclavu, wobec z tego obydwie drużyny zdobywają po czterdzieści punktów. Tabela wyników prezentuje się tak:

120 punktów Slytherin

90 punktów Gryffindor

90 punktów Ravenclaw

70 punktów Hufflepuff 

- Jutro widzimy się na pojedynku, oraz na rozgrywce szachowej - powiedział James na co wszyscy zaczęli bić brawo. Albus mnie pociągnął za sobą do wyjścia.

- Chodźmy stąd błagam - powiedział. 

Też chciałem już stąd iść i zostawić ten mecz w niepamięci. W pierwszej kolejności poszliśmy się umyć i przebrać, bo czuliśmy się spoceni. Gdy już chcieliśmy pobyć samotnie w pokoju wspólnym wrzała atmosfera i każdy przeżywał.

- Dlaczego Herman grał tak bezkarnie, ja naliczyłem dwa faule! - krzyczał Lucas. 

- Ale w ogóle beznadziejne sędziowanie - powiedział Fergus ekscytując się z grupką ślizgonów.

- Jutro też możecie zdobyć sporo punktów - powiedział Raphael podchodząc do nas. 

- W sumie nie jestem jakiś rozczarowany, cholera, no ciężko rozegrać mecz skoro nie gramy na co dzień ze sobą a niektórzy w ogóle, ta konkurencja to głupota. Ale i tak grałeś bardzo dobrze - powiedział Albus i się do mnie uśmiechnął. Nie chcieliśmy już słuchać relacjonowania meczu, oraz ogólnie całego turniejowego dnia, wymknęliśmy się po cichu do pokoju życzeń.

- Czuję, że moja wina wszystko - powiedział brunet.

- No co ty mówisz - powiedział i pociągnąłem go na kanapę.

- Zawaliłem transmutację, nie złapałem znicza - wspomniał. Usiadłem chłopakowi na kolanach i go pogłaskałem po głowie, uśmiechnął się i smutek zszedł nieco z jego twarzy.

- Z transmutacji miałeś ciężką konkurencję, to było ciężkie zadanie. A z meczu, chyba nikt z nas nie sprawdziłby się jako szukający, ja i Rose nie gramy w ogóle, a Lucy też ma inną pozycję - wspomniałem próbując go pocieszyć. 

- Niby tak, ale mam do siebie pretensje. Do tego ten półgłówek będzie miał satysfakcję. A jutro szachy - powiedział przerażony.

- Umiesz grać - powiedziałem całując go po szyi.

- Umiem ale... Nie jestem z tym aż tak zaznajomiony - powiedział chłopak i położył mnie na łóżko po czym popatrzył na mnie cwaniacko - Z twoim ciałem też nie jestem aż tak zaznajomiony jakbym tego chciał - powiedział pozbawiając mnie koszulki. 

Turniej, problemy i wszystko zostawiliśmy za drzwiami. Teraz byliśmy tylko my. Gdy skończyliśmy sobie okazywać czułości postanowiliśmy poćwiczyć pojedynkowanie oraz szachy. Albus był bardzo niezadowolony, że istniała lista zaklęć zakazanych na pojedynku abyśmy nie zrobili sobie krzywdy, chłopak miał nadzieję trafić na Hermana by mu porządnie skopać dupę. Skrycie też miałem taką nadzieję, wiem, że po pojedynku z nim chłopak by został ośmieszony, bo Albus potrafił takie zaklęcia, jakie nie każdy znał, a w końcu miało to być pokazanie swoich zdolności magicznych.

.

.

Mam dziś totalnie zły dzień, więc wrzucę rozdział, bo czemu nie ✨✨✨







Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top