17.

Scorpius:

Byłem wkurzony na Pottera, że w środku lekcji posłał do mnie liścik, którego treść usłyszała cała klasa i sobie pomyślała o nas nie wiadomo co. Ale nie chciałem wszczynać awantur i oszczędziłem sobie solidne ojebanie go za te żarty.

Po lekcjach poszliśmy na boisko quidditcha, gdzie znowu musiałem ćwiczyć z Albusem odbijanie tej durnej piłki i zwinniejsze latanie na miotle, chłopak ćwiczył łapanie złotego znicza, co wychodziło mu nawet w porządku.

Gdy skończyliśmy rozegraliśmy partyjkę szachów, brunet pierwszy raz grał bez ściągi, gdzie miał wszystko opisanie, byłem dumny że coś zapamiętał i nie szło mu najgorzej, miałem tylko nadzieję, że podczas turnieju nie trafi na ciężkiego zawodnika. Wszystko zeszło nam dłużej niż przypuszczaliśmy, postanowiliśmy udać się do zakazanego lasu w celu odnalezienia żywicy. Hugo powiedział nam też, że dyptam Rose i Lucy wygląda imponująco, i zaczął wypuszczać kwiaty, a nasz miał zaledwie małe pąki, a chcieliśmy dostać za to zadanie maksimum punktów.

Ubraliśmy się ciepło i wzięliśmy pelerynę niewidkę. Oczywiście wcześniej musiałem się zapoznać z tym jak to drzewo dokładnie wygląda, nie miałem zaufania, że Potter zrobi to sumiennie. Weszliśmy pod pelerynę i skuleni wyszliśmy z zamku, blisko lasu zrzuciliśmy kawałek materiału z siebie. Gdy weszliśmy do lasu natychmiast zapaliliśmy różdżki by oświetlały nam drogę.

- Ty, ja, sami w środku zakazanego lasu - powiedział cwaniacko Potter.

- Niestety - westchnąłem.

- Boisz się? - spytał po czym podszedł blisko mnie i oparł o drzewo napierając na mnie swoim ciałem. Trochę się przestraszyłem i speszyłem, nie wiedziałem co mam zrobić.

- Obronię cię w razie czego - szepnął mi zmysłowo do ucha delikatnie zahaczając ustami o moje ucho, na co przeszedł mnie dreszcz, chłopak jak nigdy nic oderwał się ode mnie i zaczął w blasku różdżki oglądać pobliskie drzewo.

- Chyba nie to - powiedział i zaczął iść przed siebie. Podbiegłem szybko by go nie zgubić, las mnie trochę przerażał, aczkolwiek nie wiem czy bardziej mnie przerażał zakazany las nocą, czy przebywanie z Potterem sam na sam w zakazanym lesie w nocy.

- W takim ciemnym lesie można robić dużo rzeczy - powiedział przyglądając się drzewom.

- Szczególnie z tobą - powiedziałem.

- Owszem. Można na przykład przejść na spacer lub pooglądać gwiazdy z polany. Albo coś... Innego - powiedział posyłając mi na moment porozumiewawcze spojrzenie po czym wrócił do szukania drzewa. Moje myśli powędrowały za daleko, ja naprawdę nie wiedziałem o co mu chodzi, ale od pewnego czasu czułem się przez niego adorowany, nie wiem czy uderzył się gdzieś przypadkowo w głowę miotłą czy co.

- Mam - powiedziałem podchodząc do drzewa z którego gęsto sączyła się żywica. Wyjąłem z kieszeni fiolkę i zacząłem ją zapełniać.

- Ostrożnie - szepnął brunet stając za mną i kładąc dłonie na moich biodrach, ręka zaczęła mi się trząść z tego wszystkiego, brunet ją przytrzymałaby fiolka zapełniła się sama.

- Chyba mamy - szepnął mi do ucha po czym delikatnie przejechał ustami po mojej szyi, na co się spiąłem tak, że lepiej nie mówić. Odwróciłem się raptownie i popatrzyłem na niego, co on do kurwy wyprawia.

- Ładnie pachniesz - powiedział po czym odwrócił się i zaczął kierować się do wyjścia z lasu.

Zrobiło mi się tak gorąco przez tę sytuację z nim, że nie czułem nawet lodowatego powietrza, które panowało tu, ja czułem jakbym miał nogi jak z waty. Co gorsza... Jego zbliżenie jakoś specjalnie mi nie przeszkadzało, a nawet... Eh...

- Blondi, idziesz?! - krzyknął będąc kilka kroków ode mnie, nie wiedziałem nawet, że się tak ociągałem - Na ręce mam cię wziąć?

- Idę, idę - powiedziałem i podbiegłem do bruneta.

- Teraz nasze dziecko może ładniej urośnie. Mam nadzieję, że zgarniemy najwięcej punktów za tę roślinę - powiedział.

Ale mi nie było zbyt w głowie rozmyślanie o roślinie, turnieju czy nauce. Nie wiem czemu Potter mnie tak traktuje, ale chyba zaczęło mi się to podobać. Od kiedy zakopaliśmy topór wojenny mam do niego jakiś inny stosunek. Gdy byliśmy bliżej zamku weszliśmy pod pelerynę, jak wiadomo nie mogłem tu nawet utrzymać dystansu od chłopaka, szliśmy ściśnięci ramię w ramię.

- Romantycznie, nie? - spytał brunet gdy byliśmy już przed wejściem do zamku.

- Tak - powiedziałem zakłopotany.

Weszliśmy po cichu do zamku i poszliśmy zakryci peleryną do lochów, w pokoju wspólnym zrzuciliśmy materiał.

- Co robimy? Noc jeszcze młoda - powiedział Albus przygryzając wargę. Jego odwaga w stosunku do mnie zaczęła mnie trochę przerażać, był coraz śmielszy.

- Uczyć się chcesz? - spytałem trochę speszony.

- Szkoda, że nie mamy takiego przedmiotu jak anatomia - powiedział i zbliżył się do mnie, przygwoździł mnie swoim ciałem do ściany - Bo wtedy moglibyśmy się wspólnie pouczyć - powiedział po czym delikatnie musnął mnie w usta, zrobiło mi się mega gorąco.

- A teraz do łóżka, szkoda że moje nie jest większe - powiedział cwaniacko i pociągnął mnie do dormitorium.

Jak zawsze byłem wygadany tak te gadki Pottera na mnie tak działy, że ja nie wiedziałem jak mam zareagować, czy mam go ojebać i udawać, że mi się to nie podoba, czy dać się ponieść i nie kryć że mi to nie przeszkadza. Chłopaki już spali w łóżkach, weszliśmy po ciemku do pokoju. Chłopak złapał mnie za rękę i zaciągnął do mojego łóżka po czym mnie tam usadził.

- A teraz spać grzecznie - powiedział mi na ucho, delikatnie pocałował w policzek i poszedł do swojego łóżka. Tak bardzo nie wiedziałem jak mam się zachować, że to niepojęte. Położyłem się, przykryłem kołdrą, moje serce biło tak szybko i głośno, że miałem wrażenie, że zaraz obudzi wszystkich współlokatorów.

Starałem się uspokoić, poukładać myśli, on się zachowywał w stosunku do mnie tak bardzo jednoznacznie, a ja nie potrafiłem się już przed tym bronić. Nie wiem jak to możliwe, ale mnie się to zaczęło podobać, jego bliskość, zupełny kontrast między nami, to jak się nawzajem dopełniamy. Przerażało mnie to, postanowiłem nikomu o tym nie mówić, ale czekać na rozwój akcji.

Rano od razu za pamięci podaliśmy naszemu dyptamowi trochę żywicy, na samo zakropienie go roślina nabrała promiennego odcienia.

- Dobrze, że Hugo nam powiedział. Nie wiem jak mogłem o tym nie wyczytać, gdy szukałem o tym informacji - powiedziałem przyglądając się z zainteresowaniem roślinie.

- A i owszem. Co dziś robimy po lekcji? - spytał Albus.

- Musimy się zastanowić - powiedziałem spokojnie starając się, żebym nie brzmiał na specjalnie przejętego wczorajszymi wydarzeniami.

- Chcesz zobaczyć moją różdżkę z bliska? - spytał Albus. Zastygłem z bezruchu i przyglądałem mu się bacznie, w mojej głowie pojawiły się brudne myśli.

- W pojedynku oczywiście. Możemy wieczorem zrobić pojedynek, musimy poćwiczyć do turnieju - powiedział niewinne uśmiechając się pod nosem na moją minę, wiedziałem że on domyślił się o czym pomyślałem, i że moje myśli poszły w nieco inną stronę niż pojedynkowanie.

Zawstydzony poszedłem na zajęcia z transmutacji, było mi tak głupio, że pomyślałem o czymś innym. Było mi cholernie wstyd. Co jakiś czas nasze spojrzenia z Albusem spotykały się, chłopak posyłał mi uśmiechy a ja zawstydzałem się i rumieniłem jak zakochana nastolatka.

- Co ci się dzieje - szepnął Raphael szturchając mnie.

- Nic, a co? - spytałem.

- Masz głowę w chmurach - wyjaśnił. Udałem, że nie wiem o czym mówi i wszystko jest w porządku, co rzecz jasna prawdą nie było.

- Potter - usłyszałem nagle i zerknąłem na chłopaka - Może tak byś się w końcu skupił na lekcji, a nie wgapiał maślanymi oczami w Malfoya? Tym bardziej, że może ci się to przydać podczas jednego z zadań na turnieju - skarciła go kobieta.

- Oj pani profesor, to nie takie łatwe - powiedział i się uśmiechnął do nauczycielki, która chyba nie wiedziała co ma powiedzieć, i udała że nie słyszała po czym powróciła do prowadzenia lekcji. Kilka osób się na nas obejrzało, poczułem jak robi mi się gorąco, Raphael popatrzył na mnie zszokowany, a Potter nie wiele sobie z tego zrobił i nadal beztrosko siedział na zajęciach. Gdy tylko lekcja się skończyła wyszedłem szybko z sali, byłem trochę zawstydzony i zdenerwowany. Wszedłem szybko do łazienki na czwartym piętrze i przemyłem sobie twarz chłodną wodą, było mi cholernie gorąco. Za mną wbiegł Raphael.

- Co się dzieje? - spytał totalnie zdziwiony.

- Nic - powiedziałem szybko.

- Nic? Potter się ślini na twój widok i nie odrywa o ciebie wzroku, ty siedzisz całą lekcję czerwony i zawstydzony - powiedział z pretensją.

- Nic. Po prostu się wygłupiamy - powiedziałem zestresowany układając w lusterku włosy.

- Nie wierzę ci i tak - powiedział krótko i śledził każdy mój ruch licząc, że mu coś powiem. Na dobrą sprawę nie wiem nawet co ja miałbym mu powiedzieć, po prostu Potter jawnie mnie wyrywał a mnie się to podobało, ale musiałem to zdecydowanie trzymać w tajemnicy.

Gdy trochę ochłonąłem wróciłem do dormitorium i postanowiłem zająć czymś głowę więc starałem się nauczyć składników eliksirów, Albus w tym czasie miał trening. Gdy z treningu wrócił poszliśmy jak zawsze do pokoju życzeń zabierając różdżki oraz kilka książek.

Stoczyliśmy pojedynek, oczywiście rozważny aby nic nam się nie stało. Niestety nie miałem nawet szans z nim wygrać, chłopak rzucał zaklęciami z największą łatwością, bez zastanowienia, i wychodziło mu to świetnie. Bardzo mu tego zazdrościłem, ja byłem trochę wolniejszy.

- Bardzo żałuję, że nie wolno rzucać zaklęć niewybaczalnych - westchnął chłopak gdy zmęczeni usiedliśmy na kanapie i upiliśmy trochę soku dyniowego.

- Nie bez powodu są niewybaczane. Rzuciłeś kiedyś takie zaklęcie? - spytałem. Chłopak na chwilę się zamyślił.

- Prawie. Na Jamesa. Ojciec w ostatniej chwili wyrwał mi różdżkę - wspomniał chłopak.

- Jak to się stało? - spytałem z zaciekawieniem.

- Pokłóciliśmy się. No a wiesz jak ja reaguję, James często specjalnie mnie podjudza żeby było na mnie. Wtedy zaczął oczywiście krytykować moje zdolności i ogólnie mnie, zaczęliśmy się ostro kłócić, zwyzywał mnie. Nie wtrzymałem. Wyjąłem różdżkę, chciałem użyć zaklęcia Cruciatusa. Już prawie wypowiedziałem to słowo, gdy do salonu wpadł ojciec i wytrącił mi w ostatniej chwili różdżkę z dłoni. To było trzy lata temu - wyjaśnił.

- Już trzy lata temu wiedziałeś jak rzucić to zaklęcie? - spytałem pełen podziwu.

- Tak. Dużo umiałem, czułem do tego zawsze jakąś łatwość. James zawsze mnie prowokował. Miałem potem nieziemski przypał za chęć rzucenia na niego tego zaklęcia, ojciec wpadł w furię a James się przestraszył, że do tego stopnia mnie wkurwił. I był spokój na jakieś dwa tygodnie, potem znowu mi docinał. I tak to trwa - wyjaśnił brunet.

- Wyobrażam sobie jak cię to wkurzyło, że James się tu zatrudnił.

- No tak, zresztą widziałeś moją reakcję wtedy co się pobiliśmy i oczywiście wylądowaliśmy u dyry. Sam kontakt z nim mnie rozjusza, a wtedy jeszcze napatoczyłeś się ty i musiałem się kurwa wyżyć na kimś... Sorry. Jeśli chodzi o Jamesa to... Tak na mnie działa - powiedział Albus.

- Widzę właśnie. Jak wygramy, to będziesz mu mógł udowodnić - wspomniałem.

- I na to liczę - powiedział cwaniacko chłopak.

- To co, jeszcze jeden pojedynek? - spytał. Wstałem i podszedłem blisko okna.

- Mam jedną uwagę - powiedział i zaczął iść w moją stronę. Czekałem na jego ruch, stanął za mną, czułem za sobą jego klatkę piersiową przylegającą do mnie.

- Gdy rzucasz zaklęcie oszałamiające Rictusempra, panuj bardziej nad ręką - szepnął, wziął moją rękę z różdżką i wyprostował po czym pokierował swoją dłonią jeden płynny ruch.

- O tak - powiedział po czym przejechał ustami po mojej szyi, ustawił się na przeciw i czekał na rozpoczęcie pojedynku. Ciężko było mi się po jego geście skupić, ja nie wiem czemu on tak robił, on chyba nie wiedział jak na mnie to działa. A działało bardzo, jedyne czego chciałem to by robił tak częściej, więcej, żeby mnie pocałował. Nie ogarniałem swojego zachowania, przecież przez tyle lat toczyliśmy wojnę. Jakim cudem on zaczął mnie w jakiś sposób pociągać, to było dla mnie niepojęte.

Przez resztę wieczoru ćwiczyliśmy pojedynkowanie oraz transmutację, bo Albusowi szło to cholernie opornie, tym zajmowaliśmy się tego wieczoru.

.

.

Potter zdecydowanie wygrywa w konkursie na mistrza tandetnych tekstów na podryw XD 😅
Next chyba w sobotę ✨

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top