3.
Serce kołatało w jej piersi, gdy przemykała szybko po wyciszonym korytarzu, ściskając w dłoniach szorstki ręcznik. Jej bose stopy mknęły bezszelestnie po ciemnych panelach, nerwowy oddech unosił się cichym echem. Na szczęście odległy szum wody skutecznie zagłuszał jej obecność. Taką przynajmniej miała nadzieję.
Sam fakt tego, co planowała zrobić nie był dla niej w ogóle stresujący. Wręcz nie umiała się doczekać i z trudem panowała nad sobą, żeby nie zacząć biec. Już tak bardzo chciała go zobaczyć i upewnić się, że wszysko jest w porządku. Słyszała, że na dzisiejszym rutynowym wypadzie były jakieś problemy, a patrol wrócił parę godzin po planowanym czasie. Wychodziła z siebie przez, czekając na niego, aż w końcu się doczekała. I nareszcie miała okazję porozmawiać z nim na osobności.
Dlatego właśnie przemykała po ciemnym korytarzu, w męskiej części kwater, ryzykując złapanie oraz karę. Oczywiście, jeśli nie uda jej się wiarygodnie skłamać.
Prawdopodobieństwo spotkania kogokolwiek na tym korytarzu, a już szczególnie kogoś starszego stopniem, było bardzo małe, ponieważ wszyscy zajęci byli już odpoczynkiem albo w ogóle spali. Mimo tego, fakt przebywania tutaj, w tej części kwater, niesamowicie ją stresował.
W końcu, czując nieopisaną ulgę, wślizgnęła się do sporego pomieszczenia, cichutko zamykając za sobą drewniane drzwi. Szum wody był już bardzo intensywny, gorąca para zmatowiła wszystko wokoło, a w gęstym powietrzu unosił się miły zapach. Odetchnęła głęboko, kierując się do zabudowanej wnęki z kilkoma kabinami.
Jedna z nich była zasłonięta firanką. I to stamtąd dobiegało gorące bębnienie wody. Uśmiechnęła się, widząc jego ubrania wiszące na małym wieszaczku. Rozpoznała też znajomy zapach jego kosmetyków, a na jej policzki wepchnęły się ciepłe rumieńce. Uwielbiała to, jak pachniały jego włosy, mogłaby tonąć w tym zapachu do końca życia. I w tym momencie to małe marzenie spełniało się, ponieważ cała łazienka była wypełniona gorącą, ukochaną wonią.
Odetchnęła po raz drugi, odwiesiła swój ręcznik obok jego ręcznika i rozejrzała się szybko, na wypadek gdyby ktoś pojawił się w pomieszczeniu, kiedy była rozkojarzona. Nic się jednak nie zmieniło, więc zaczęła pośpiesznie rozpinać guziki swojej koszuli, błagając w myślach, aby nikt nie zdecydował się wejść do łazienki właśnie w tym momencie.
W końcu pozbyła się ubrań i dyskretnie wślizgnęła się za białą zasłonkę, aby nie ryzykować przyłapania. Uderzyła w nią fala gorącego powietrza, rozgrzewając zmarznięte, zestresowane ciało, a w nosie zakręciło jej się od intensywnego zapachu kosmetyków.
Stał do niej tyłem, z uniesioną głową. Pozwalał gorącej wodzie na bombardowanie zmęczonej twarzy oraz ramion. Jego krótkie włosy oklapły i spłynęły na spokojne czoło oraz skronie. Nie miał pojęcia, że ona tu jest, zbyt zatopiony w swoich myślach.
Nie zamierzała jednak ukrywać swojej obecności, więc wyciągnęła ręce i dotknęła delikatnie jego boków, aby niemal natychmiast przytulić się do niego i objąć mocno. Gdy tylko jej palce musnęły jego ciało, drgnął nerwowo i wciągnął gwałtownie powietrze, przerażony oraz zaskoczony. Spróbował się odwrócić, lecz poślizgnął się na mokrej podłodze i niemal upadł, ciągnąc ją za sobą.
Na szczęście udało mu się złapać równowagę i uniknąć upadku w ciasnej kabinie, tym samym ratując ją przed tym losem.
- Mikasa... - westchnął nerwowo, opierając się dłonią o jasne kafelki.
- Hm? - mruknęła niewinnie, udając, że nic się nie stało. W rzeczywistości serce tłukło w jej piersi, przerażone chwilowym zagrożeniem.
- Co ty tu robisz? - spytał szeptem, kładąc dłoń na jej dłoniach obejmujących jego brzuch. Wciąż stała za nim, wtulona kurczowo w jego plecy. Przylgnęła policzkiem do jego silnego ciała, zamykając oczy i rozkoszując się gorącą wodą płynącą po jej skórze. Nie miała ochoty odpowiadać.
- Chciałam cię zobaczyć, Jean... - mruknęła cicho. - Bardzo się martwiłam. Powiedz mi, co się stało...?
Westchnął ciężko.
- Napotkaliśmy sporą grupę tytanów i zostaliśmy zmuszeni do ucieczki. - odparł niechętnie. - Rozdzieliliśmy się na trudnym terenie i potem mieliśmy problem z uformowanie oddziału... Nie chcę o tym mówić, Mika... - uznał nagle, wzdychając. - To był męczący dzień, przepraszam.
- Nie przepraszaj. - powiedziała cicho, zaczynając gładzić jego umięśniony brzuch. - Ważne, że nikomu nic się nie stało i wszyscy wróciliście w całości.
- Na szczęście... - odetchnął ciężko, po czym wyplątał się z jej delikatnego uścisku i odwrócił do niej. Uśmiechnęła się łagodnie, widząc jego wyczerpaną twarz. Na jego skroni znajdowało się małe otarcie, a oczy były podkrążone i matowe. Miał naprawdę dość.
Odwzajemnił uśmiech, po czym uniósł rękę i dotknął delikatnie jej policzka, odgarniając z niego czarne, mokre włosy, które przylepiły się do jej skóry. Zaczął gładzić jej twarz kciukiem, nie odrywając spojrzenia od lśniących oczu dziewczyny.
- Skąd wiedziałaś, że to ja? - spytał. - Nie bałaś się, że wejdziesz komuś innemu pod prysznic, hm? - mruknął żartobliwie.
- Cała łazienka pachnie twoim szamponem. - odparła, kładąc dłonie na jego piersi. Jean prychnął pod nosem. - A tak naprawdę, podsłuchałam jak mówisz Conniemu, że jak tylko zdasz raport, pójdziesz pod długi prysznic. - przyznała się, zaczynając kreślić kółka palcem wokoło sporego siniaka na jego barku. Jean był cały poobijany i podrapany, ale nie odniósł większych obrażeń, co bardzo ją cieszyło. - A ja wiem, ile trwają twoje "długie prysznice". - dodała z uśmiechem, podnosząc wzrok i patrząc mu w oczy. - Nie ryzykowałabym wycieczki z ręcznikiem na drugi koniec budynku, gdybym nie miała stuprocentowowej pewności, że spotkam tu ciebie.
- Sprytnie. - skomentował cicho. - A kiedy ty to niby słyszałaś, jak rozmawiam z Conniem? - spytał, bezustannie wpatrując się w jej oczy i gładząc jej policzek. - I czemu nie podeszłaś skoro byłaś blisko?
- Czemu nie zdradziłam całemu oddziałowi, że jesteśmy razem, kiedy wszyscy zabierali się w świetlicy? - poprawiła jego pytanie, unosząc zadziornie brew. - Och, nie wiem w sumie...
Jean zrozumiał i uderzył się dłonią w czoło.
- Ugh, racja. - westchnął zrezygnowany. - Wybacz, jestem padnięty. Już nie umiem myśleć...
- Nic się nie stało. - zaśmiała się cicho i wspięła na place, co było dość ryzykowne na tej mokrej podłodze. Wsparła się jednak o silną pierś chłopaka, utrzymując równowagę, po czym odnalazła jego ciepłe usta i dopasowała do nich swoje w spokojnym pocałunku.
Jean objął ją w pasie, jego troskliwe dłonie spoczęły na jej biodrach, usta posłusznie tańczyły do jej rytmu, sprawiając, że Mikasa nie miała najmniejszej ochoty kończyć tej chwili. Gorąca woda bombardowała ich rozgrzane, wtulone w siebie ciała, ogromne krople spływały po wyraźnie zarysowanych mięśniach, kapały z przemoczony, lśniących włosów, tańczyły na rzęsach zamkniętych powiek. Było idealnie. Było cicho. Było intymnie. Matowa para wciąż pachniała kosmetykami, ciepłe strumienie wody masowały zmęczone mięśnie.
I jego dotyk... Jego silny, lecz jednocześnie kochający dotyk, długie palce zaciśnięte na jej ciele, dłonie przyciągające ją jeszcze bliżej, mocne ramiona obejmujące ją troskliwie... Był blisko. Był dla niej. Przeżył. Wrócił. I właśnie trzymał ją przy sobie, jakby nigdy nie zamierzał puścić.
- Kocham cię, Mika... - mruknął, gdy ich usta w końcu się od siebie oderwały. Objął ją, przeniósł dłonie na jej plecy i przycisnął ją do swojej piersi. Wtulił się policzkiem w jej skroń, wciąż mając zamknięte oczy.
Odetchnęła cicho, łapiąc oddech po długim pocałunku. Oparła czoło na jego barku, jej dłonie wsunęły się pod jego ramionami, aby spocząć na jego poobijanych plecach. Nie chciała, nie mogła, go stracić. Nigdy. Niech on nigdy jej nie opuszcza. Tylko przy nim czuła się dobrze. Czuła się ważna. Mądra. Piękna, wyjątkowa. On umiał pokazać jej, ile znaczy. I nie jako żołnierz, lecz normalna, zwykła, wrażliwa dziewczyna. Dla niego jej umiejętności bojowe nie miały większego znaczenia, ważne było, że pozwalały jej przeżyć. Dla niego liczyła się tylko ta Mikasa, której nie doceniał nikt inny. Cicha, nieśmiała Mikasa, przerażona życiem oraz niepojmująca tego, że ktoś może ją kochać. On potrafił roztopić ją jednym spojrzeniem. Rozpalić jedym dotykiem. Sprawić, że czuła głęboką, nostalgiczną tęsknotę, przez jeden pocałunek, który powodował, że już tęskniła za jego ustami, mimo że one wciąż ją pieściły.
Wiedział, jak rozszyfrować ją po jednym słowie, czy geście, zawsze rozpoznawał, kiedy była smutna, wesoła albo zła. I zawsze umiał odpowiednio do niej podejść, pocieszyć lub po prostu przytulić, kiedy nic innego nie pomagało. Znosił jej wyzwiska, gdy była zła i przerażona. Gdy wyżywała się na nim, wyładowując swój stres. Cierpliwie wycierał jej łzy, chętnie dołączał do jej śmiechu i skutecznie wywoływał go, gdy była smutna.
Był tylko dla niej. Był tylko jej. I to wyciskało łzy z jej oczu.
- Ja też cię kocham, Jean... - szepnęła, odsuwając się lekko.
Chłopak również się wyprostował, spojrzał jej w oczy i westchnął ciężko, wyraźnie zmęczony oraz zatroskany. Następnie uśmiechnął się łagodnie i odwrócił nieco. Mikasa mimowolne podążyła wzorkiem za jego dłonią. Uniosła brew, gdy ujrzała w niej pełną do połowy buteleczkę. Jean otworzył wieczko kciukiem, a to pstryknęło głośno, a następnie wylał sobie na dłoń sporą ilość szamponu.
- Co robisz? - spytała, przychylając nieco głowę. Przecież już umył włosy, więc dlaczego...?
Nie odpowiedział. Odstawił kosmetyk na małą półeczkę, z której go wziął i ostrożnie przyłożył rękę z szamponem do głowy Mikasy, ucinając tym jej pytanie. Zaczął delikatnie masować, z każdym powolnym ruchem tworząc coraz więcej piany. Wkrótce obie jego dłonie wysunęły się w jej czarne włosy, gdy mył je troskliwie, ze skupieniem na twarzy. Mikasa chciała mu się przyglądać, lecz nagle pachnąca piana spłynęła jej na oczy, więc była zmuszona je zamknąć. W sumie, nie przeszkadzało jej to, jego dotyk był tak cudownie przyjemny, że do tej pory i tak z trudem powstrzymywała się przed zaciśnięciem powiek.
Całkowicie zatopiła się w zapachu kosmetyku, który tak uwielbiała. Czuła go zawsze, gdy Jean był blisko. Kojarzył jej się z jego dotykiem, śmiechem, spojrzeniem. Z bezpieczeństwem, miłością i szczęściem. Ze spokojnymi nocami w jego ramionach, pozbawionymi koszmarów. Kochała wsuwać nos w jego matowe włosy, gdy drzemał z głową opartą na jej ramieniu lub, gdy leżeli razem w jego łóżku, a on szukał u niej wsparcia i troski. Ten zapach wywoływał u niej rumieńce, gdy czasami zasypiała sama w swojej sypialni, w ubraniach przesiąkniętych jego wonią. Podczas treningu, kiedy ledwie wyczuwalnie towarzyszył jej na koszulach albo na misjach, kiedy dodawał jej odwagi. Każda część jej garderoby była zanurzona w cieniu tego zapachu i tylko ona mogła go wyczuć. Tylko dla niej miał tak ogromne znaczenie.
A teraz całe jej włosy były myte właśnie tym zapachem. Tym wspomnieniem. Jego ukochanymi dłońmi. Czy mogła wymarzyć sobie coś lepszego...?
- Uwaga. - ostrzegł łagodnie Jean i już po chwili Mikasa poczuła na swojej twarzy strumienie wody. Cierpliwie poczekała, aż chłopak spłucze całą pianę z jej włosów. Czarne kosmyki oblepiły jej policzki, zasłoniły zamknięte oczy, spłynęły na rozluźnione ramiona.
W końcu poczuła, że może rozchylić powieki. Tak też zrobiła.
- Dziękuję... - mruknęła, niespodziewanie nieśmiało. Spuściła wzrok i ogarnęła strąk mokrych włosów za ucho, jak to zwykle robiła, gdy Jean ją czymś zawstydził. Niestety jej włosy ociekały wodą, więc nie wyszło to tak uroczo, jak zawsze.
- Nie ma problemu. - odparł spokojnie, odsuwając czarne kosmyki z jej oczu. - W końcu po coś przyszłaś pod ten prysznic, prawda?
- Przyszłam do ciebie. - powiedziała od razu, a Jean tylko pokręcił głową, ujął jej twarz w dłonie i przyciągnął ją niespodziewanie do siebie, porywając jej usta do namiętnego tańca.
Zamarła początkowo, nieprzygotowana. Jej oczy przez chwilę pozostawały otwarte, lecz szybko odnalazła rytm i zacisnęła powieki, aby jeszcze lepiej czuć to, co właśnie się działo. Jej dłonie znalazły sobie miejsce na barkach Jeana, a ona wtuliła się i przywarła do jego rozgrzanej piersi. Poczuła jego palce na swoich biodrach, a następnie jeszcze niżej i westchnęła cicho. Teraz to ona ujęła jego twarz w dłonie, przyciągając go bliżej i przyciskając jego usta do swoich jeszcze mocniej, aby na pewno jej nie uciekł.
Syknęła cicho, gdy niespodziewanie poczuła zimne kafelki na swoich plecach oraz pośladkach, gdy Jean przesunął się nieco, łagodnie zmuszając ją do cofnięcia się pod ścianę. Szybko jednak zignorowała chwilowe nieprzyjemności, całkowicie skupiona na jego ustach.
- Jean... Myślisz, że my powinniśmy teraz...? - przerwała na moment pocałunki, aby złapać oddech i zadać pytanie.
- Mhm... Zdecydownie... - mruknął tylko, nie dając jej dokończyć. Zaczął całować jej szyję, co chwila przygryzając jej miękką skórę. Mikasa nie miała zamiaru się z nim zbytnio sprzeczać, więc odchyliła głowę, zapewniając mu lepszy dostęp do swojej szyi.
Przygryzła dolną wargę, gdy jego usta pieściły jej ciało, a palce odnajdowały sobie coraz to nowsze i przyjemniejsze miejsca. Mogłaby się martwić, że za chwilę zrobią zbyt wiele hałasu, lecz aktualnie była zbyt skupiona na Jeanie, aby się tym przejmować.
I wtedy, mimo bębnienia wody oraz szumu krwi w uszach, usłyszała to.
Kroki. Szybkie kroki ewidentnie skierowane w kierunku łazienki.
- Jean... - szepnęła, próbując jakoś oderwać go od pieszczot. - Jean! - powtórzyła ostrzej, lecz wciąż cicho, gdy nie zareagował.
Chciała spróbować jeszcze raz, lecz było już za późno.
- Kirschtein, do jasnej cholery! - rozległo się nagle, ostro i władczo. Jean aż podskoczył, przerażony i nieprzygotowany na coś takiego, po czym, chyba odruchowo, złapał Mikasę, i zasłonił ją własnym ciałem, odwracając się tyłem do białego materiału przesłaniającego wejście.
Dziewczyna ukryła się w jego ramionach, przerażona. Mimo, że ona wiedziała, że ktoś nadchodzi, ton głosu niesamowicie ją wystraszył. Do tego sam fakt bycia przyłapanym w takiej sytuacji... Tak więc skuliła się jak małe dziecko w objęciach Jeana, zaciskając palce na jego ramionach i spoglądając ponad jego barkiem na spory cień rzucany na zasłonę przez przybysza. Chłopak również wpatrywał się tam, gdzie ona, odwracając lekko głowę. Brwi miał gniewnie zmarszczone, ale jego oczy zdradzały, że też się bał.
- T- Tak? - wyjąkał w końcu niepewnie, nieco mocniej obejmując Mikasę.
- Już pół godziny po ciszy nocnej, a ty dalej stoisz sobie pod prysznicem! - wściekł się mężczyzna. - Czy ty w ogóle znasz zasady jakie tu obowiązują?! Po 23 macie być w swoich pokojach, czy to jest dla ciebie za trudne do zrozumienia?
- N- Nie... - odparł nerwowo. - Znam zasady. Musiałem się zamyślić, przepraszam. Już wychodzę.
- Prysznic to nie miejsce na rozmyślanie! Nie tutaj! Jesteś w wojsku, masz przestrzegać zasad i dyscypliny, do kurwy nedzy! - warknął przybysz. Mikasa znała jego głos, lecz nie pamiętała imienia. To był jeden z dowódców drużyn, przełożony Jeana. Najwyraźniej odpowiadał tej nocy za porządek w kwaterach. Cudownie... - No, a teraz zbieraj swoją leniwą dupę i skończ marnować wodę! Za pięć minut masz być w swoim pokoju i odpocząć porządnie przed jutrem, zrozumiano?!
- Tak jest. - odparł posłusznie i skinął głową, choć dowódca nie mógł tego widzieć.
- Świetnie. - skwitował mężczyzna, a Mikasa usłyszała, jak stawia kilka kroków i odchodzi.
Podniosła wzrok na Jeana, a on spojrzał na nią i wypuścił powietrze z płuc, rozluźniając się. Było blisko. Było naprawdę blisko...
- Och, Kirstchein, jeszcze jedno. - rzucił nagle dowódca, wracając się niespodziewanie. Mikasa znów wbiła place w ramiona Jeana, przerażona tym, że on wrócił. Czego jeszcze mógł chcieć? - Nie widziałeś może Ackermann? - spytał lodowato. Usłyszenie swojego nazwiska dosłownie zbiło ją z nóg. Gdyby nie Jean, który trzymał ją kurczowo, najpewniej ugięłyby się pod nią kolana. Dlaczego on o nią pyta!? - Nie ma jej w pokoju i nikt nie wie, gdzie mogła się podziać. Nie orientujesz się może, gdzie jest...?
- Ackermann...? - mruknął naiwnie Jean, zerkając ukradkiem na Mikasę drżącą z przerażenia w jego ramionach. - W sensie Mikasa Ackermann...? Dlaczego miałbym wiedzieć, gdzie jest? Praktycznie w ogóle z nią nie rozmawiam, poza tym dzisiaj cały dzień byłem na misji. Nie mam pojęcia, gdzie jest. Przepraszam, ale nie pomogę.
- Yhym, rozumiem. - odparł tylko dowódca. - Ale jakbyś ją gdzieś spotkał, to przekaż jej, że przebywanie poza swoim pokojem po 23 jest niedozwolone i następnym razem nie uniknie kary. Z resztą, ty też. - rzucił. Jego powone kroki niosły się jak szyderczy wyrok, kiedy odchodził. - Niech to będzie pierwsze i ostatnie ostrzeżenie.
Gdy na pewno opuścił pomieszczenie i zamknął za sobą drzwi, Mikasa zrozumiała.
Jej ręcznik oraz ubrania wciąż wisiały na wieszaku obok rzeczy Jeana, tam gdzie bezmyślnie je zostawiła.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top