Rozdział 44.


Adam i matka wzięli sobie do serca to, co powiedziałam. Nie dzwonili, nie pisali i nie nachodzili mnie w mieszkaniu. Sebastian natomiast był uparty i chyba oszalałam na jego punkcie, bo złamałam dla niego swoje postanowienie. W nocy znowu było nam cudownie, choć bałam się, że w każdej chwili przyjedzie Jacek i wybuchnie awantura. Umówiliśmy się, że będziemy spotykać się na mieście, dopóki nie przeniosę się do innego mieszkania.

...

Przed południem wpadłam do Kaśki i przy okazji postanowiłam naładować w sklepie komórkę. Dobrze się złożyło, bo akurat nie było Ilony.

- No, co tam? Dzwoniłam, a ty gdzie się szlajałaś? - warknęła.

Nigdy na mnie nie warczała i domyśliłam się, że coś było nie tak.

- Mam na głowie przeprowadzkę i muszę się tym zająć sama. Chcesz mi pomóc? - zażartowałam.

- Więc jednak się przeprowadzasz - stwierdziła i cmoknęła.

- Znasz moją sytuację i wiesz, że nie mam za bardzo wyjścia - odparłam, przyglądając się jej uważniej.

Wyglądała, jakby nie spała całą noc. Nawet podkład nie ukrył podkrążonych i opuchniętych oczu.

- Wczoraj miałam urodziny, wiesz? - wypaliła nagle, opuszczając wzrok.

- O kurczę, nawet nie wiedziałam. Zatem wszystkiego najlepszego...

- Daj spokój - ucięła. - Wydalam kupę kasy na kieckę, wyszykowałam się na wieczorne wyjście, a potem jak idiotka czekałam w klubie na Jacka, ale nie przyszedł. Super, nie? - dokończyła i zaśmiała się gorzko.

Wiedziałam, że po nim można było się wszystkiego spodziewać. Nawet dobrze się stało, bo ten facet nie był dla niej.

- Może coś go zatrzymało na wsi, wiesz...

- Rano napisał, żebym wykasowała jego numer i... - zamilkła, wciskając ręce pod pachy - i tak do niego napisałam, zapytałam, o co chodzi. - Spojrzała na mnie ze łzami. - Nie odpisał, ale doskonale wiem, że też byłaś na wsi, więc może powiesz mi coś, czego nie wiem?

- Ja? Boże, a co takiego niby miałabym wiedzieć? Nie rozmawiam z nim, pokłóciliśmy się wcześniej, zapomniałaś? - odparłam, oburzona.

Nie powiedziałam jej całej prawdy i to nie tylko ze względu na fakt, że była niedyskretna, ale dlatego, że i tak by nie zrozumiała.

- Mów sobie, co chcesz. Ja i tak wiem, że coś między wami jest - wypaliła i zrobiła obrażoną minę.

- Naprawdę... - prychnęłam, kiwając głową z niedowierzania. - Nie, nie mieszaj mnie do tego i nie dorabiaj sobie głupiej ideologii - ostrzegłam.

- Widziałam zdjęcia! - podniosła głos, podrywając się z fotela.

- Jakie zdjęcia? - Spięłam się.

- Dobrze wiesz, jakie! - wybuchła.

Przez chwilę milczałyśmy, a ja zastanawiałam się, o czym ona, do diabła, mówi.

- Powiedz mi, bo naprawdę nie wiem - zażądałam.

- W jego komórce. Ostatnio był jakiś nieswój i chciałam sprawdzić, czy moje podejrzenia są słuszne. Nie widziałam wszystkich, spojrzałam na szybko - wyjaśniła.

- Wyduś to, bo oszaleję przez ciebie. Jakie zdjęcia? Czyje? Co widziałaś? - dopytywałam.

- Dziwne, że zachowujesz się, jakbyś nie wiedziała. - Spojrzała na mnie z wyrzutem. - A przecież tam byłaś, robił ci je... w samochodzie, na imprezie, nawet na wsi, na jakimś... ognisku, a ty, patrząc mi w oczy, mówisz mi, że się pokłóciliście? - wydusiła, cała się trzęsąc.

Zamurowało mnie. Fakt, zazwyczaj byłam nachlana, ale pamiętałabym, gdyby ktoś mi robił fotki.

- Nic nie wiem o żadnych zdjęciach, ale się dowiem. Itak, pokłóciliśmy się z Jackiem, ale nie będę o tym z tobą rozmawiała, bo to sąsprawy rodzinne - odparłam, po czym wyciągnęłam ładowarkę wraz z telefonem iwrzuciłam do torebki. - Nie masz o niczym pojęcia, ale wiem, co próbujesz miwmówić. To nie miało, nie ma i nie będzie mieć, kurwa, miejsca, czaisz? -wysyczałam i zabrałam się stamtąd.

...

W ciągu następnych dni odwiedziłam ją jeszcze dwa razy, aż wreszcie nie wytrzymała i zaczęła oskarżać mnie o to, że sypiam z oboma braćmi, w efekcie czego powstało między nami trudne do zniesienia napięcie. Postanowiłam nie zachodzić tam więcej po tym, jak nazwała mnie kłamliwą pizdą, pakując na koniec do łóżka Adama. Tego po prostu było już za wiele.

Zdążyłam też obejrzeć lokal zastępczy i przy okazji dowiedziałam się też, że mogłam dużo wcześniej złożyć wniosek do wydziału mieszkaniowego i gdyby został on pozytywnie rozpatrzony, otrzymałabym dawno mieszkanie od miasta. Nikt mnie o tym nie poinformował, a teraz było na to za późno.

Moja sytuacja mieszkaniowa wyklarowała się ostatecznie pod koniec tygodnia, kiedy to pojechałam z nowym właścicielem podpisać wszystkie papiery. I tak minął prawie tydzień, podczas którego próbowałam przestawić się z powrotem na swój zwyczajny tryb. Niestety nie było to takie proste, ponieważ młody ciągle namawiał mnie do powrotu na wieś. Jakby tego było mało, mój syn wyjechał już za granicę i tylko raz udało mi się dodzwonić do jego opiekunki. Oczywiście nadal się na mnie gniewał i nawet nie podszedł do telefonu, żeby się przywitać. Nie mogłam jednak przestać o nim myśleć i się o niego martwić. Ten krótki czas na wsi pokazał mi, że jeszcze była dla nas nadzieja, a skoro się gniewał, to znaczyło, że nie jestem mu obojętna. Jednak najwięcej nerwów zjadłam, rozmyślając o tych nieszczęsnych zdjęciach, które Jacek rzekomo mi robił. Nie mogłam pojąć jego działania i to nie dawało mi spokoju. Poczułam się tak, jakby śledził mnie i to od początku mojej znajomości z Sebastianem.

...

- Jaką życzy sobie pani folię? Mamy w czerwone i białe bąbelki, krople deszczu, wstążki, serduszka z buźkami... - wymieniała.

Patrzyłam na kwiaciarkę jak na idiotkę, ale po chwili zauważyłam, że kobieta była zdenerwowana i bardzo rozkojarzona. Każdy miał prawo mieć swój podły dzień, nawet w pracy. Nikt chyba nie rozumiał tego lepiej ode mnie.

Serduszka z buźkami niezbyt pasują na cmentarną wiązankę, nie sądzi pani? - spytałam w duchu, lecz potem doszłam do wniosku, dlaczego nie?

- Więc? - niecierpliwiła się i westchnęła.

- Poproszę tę w serduszka z buźkami - powiedziałam.

- Świetny wybór, od samego tylko patrzenia robi się weselej, prawda? - oznajmiła, nagle rozpromieniona.

W sumie nie było w tym nic złego, przecież to nie pogrzeb,tylko odwiedziny - pomyślałam, tęskniąc za starszą siostrą. w serduszkach, w końcu to nie pogrzeb, ale nie pasowały mi jakoś do okoliczności i nastroju.

...

Do ostatniej chwili rozważałam, czy pojawiać się znowu na wsi. Kiedy matka przysłała wiadomość, że o osiemnastej odbędzie się msza w intencji Wiktorii, miałam mieszane uczucia. Zawsze odwiedzałam jej grób, przynajmniej kilka dni po rocznicy, żeby nie natknąć się na pijaną Maryśkę albo kogoś znajomego. Tym razem było inaczej. Chciałam tam być i uważnie przyjrzeć się tym, którzy tam przyjdą. Być może wcześniej wiele rzeczy wypierałam i podświadomie nie dopuszczałam do myśli i przez to błądziłam po omacku. Czasami naprawdę już nie wiedziałam, kto i co przede mną ukrywał.

Tego dnia Sebastian wyjechał na poszukiwanie części do samochodu i miał wrócić dopiero wieczorem. To mi było na rękę, bo przynajmniej nie będzie mnie miał kto rozpraszać. Ostatni autobus powrotny, jaki jechał do miasta, miałam o dwudziestej pierwszej dwadzieścia, więc napisałam mu, że tym wrócę, jeśli wcześniej po mnie nie przyjedzie. Martwiłam się tylko tym, że mógł spotkać się z Jackiem, który najpewniej dalej mieszał mu w głowie. Nie rozmawialiśmy o nim, a ja nie chciałam naciskać. Po prostu bałam się, żeby przypadkiem nie wplątał młodego w jakieś kłopoty.


https://youtu.be/tASwZJhCQCw

Do kościoła dotarłam na styk, czym oczywiście wzbudziłam zainteresowanie. Co chwilę czułam na sobie czyjeś spojrzenia i słyszałam szepty. Usiadłam z tyłu, a chwilę potem pojawił się proboszcz. Matkę i Adama wyłapałam na przedzie, w drugim rzędzie. Nie musiałam widzieć jej twarzy ani owiniętego wokół niej ramienia, żeby wiedzieć, że ma już wypite, siedzi cała usmarkana i w myślach przeklina mnie oraz tamten dzień. Nie słuchałam kazania, a głos proboszcza docierał do mnie jak ze studni. Byłam zbyt zajęta obserwowaniem ludzi i śledzeniem ich zachowania. Szybko zorientowałam się, że nie było Jacka ani żadnego z jego znajomych. W sumie na mszę nie przyszedł nikt w moim wieku, a większości twarzy nawet nie kojarzyłam. Jednak największym zaskoczeniem była dla mnie obecność samego Czajkowskiego. Wyłowiłam go w połowie czwartego rzędu i zauważyłam, że często spoglądał w kierunku mojej matki i Adama. To tylko bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że poważnie zabrał się za sprawę.

...

Już na pierwszy rzut oka było widać, że cmentarz bardzo się zmienił. Wycięto większość drzew i pojawiły się nowe ławki. Droga do Wiktorii zawsze ciągnęła mi się kilka dobrych minut, ale nie tym razem. Bez przystawania przy innych grobach skierowałam się od razu do odpowiedniego sektora. Kiedy dotarłam do grobowca, jego płyta była cała zawalona wiązankami i ledwo wcisnęłam tam swoją. Zapaliłam znicz i kątem oka dostrzegłam na tyłach jakiś ruch. Widok zasłaniały mi wysokie tuje, ale zdążyłam wychwycić mignięcie grupki osób, idących za ogrodzeniem wzdłuż cmentarza. Kiedy zniknęli, zapaliłam drugi znicz i popadłam w zadumę.

Wyszłam z kościoła sporo przed końcem mszy, więc miałam jakieś dziesięć minut samotności, zanim reszta pojawi się przy grobie. Usiadłam na ławce i przed oczami pojawił mi się mglisty obraz pogrzebu.

Nie rozumiałam wówczas tylu rzeczy, a prawdziwy ból straty docierał do mnie stopniowo, z biegiem lat. Pamiętam, że był to słoneczny dzień, a matka ubrała mnie w jej sukienkę. Była na mnie za duża, ale nie protestowałam, bo mi się podobała. Nie rozumiałam, dlaczego to zrobiła. Kiedy po powrocie do domu zdarła ją ze mnie i zbiła, również nie wiedziałam za co. Biła mocno, a potem rzuciła we mnie pustą butelką i znowu biła...

To ty powinnaś tam spłonąć! Ty głupia, bezczelna dziewucho! Zdechnij! Chcę, żebyś nie żyła...

Płakałam na drugi dzień, kiedy obudziłam się z odrętwienia. Przez tydzień albo i więcej nie wypowiedziałam ani słowa, a może to był miesiąc? Pamiętam tylko, że byłam pod obserwacją psychiatry i psychologów, którzy pytali mnie również, skąd mam na ciele świeże ślady obrażeń. Nie potrafiłam przyznać się do tego, jak traktuje mnie własna matka. Nie chciałam, żeby odeszła jak ojciec. Do dziś pamiętam też zapach gabinetu i kredek, którymi malowałam obrazki. Dziwne, że akurat tak nic nieznaczące szczegóły, wryły się w moją pamięć. Tak, jak na przykład kalosze ojca, które zawsze stały pod daszkiem przy komórce. Po nich orientowałam się, czy był w obejściu. Tamtego dnia nie mogłam przypomnieć sobie, czy tam stały. Musiały. Może i był pijakiem, ale nigdy nie poszedłby na wieś w kaloszach, a tym bardziej, gdy zamierzał pić z kolegami. Tak samo, jak matka, przywiązywał wagę do ubioru. Gdy wychodził, zawsze nakładał świeżą koszulę i... Dlaczego chodziło mi to po głowie?

- Już myślałem, że pani tu nie zastanę... - usłyszałam i wzdrygnęłam się, a potem dostrzegłam, czającego się przy sąsiednim grobie, Czajkowskiego.

- Co pana tu sprowadza? - zainteresowałam się, gdy podszedł do ławki i usiadł obok mnie.

- Piękna pogoda na zadumę... - stwierdził, wymijająco. - Kiedy ostatnio widziała pani swojego ojca? - wypalił niespodziewanie po chwili.

- Byłam dzieckiem, nie pamiętam nawet jego twarzy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

- I przez te wszystkie lata, nie zastanawiało panią, dlaczego do tej pory się nie pojawił? Słyszałem też, że nikt nie widział go ani razu na cmentarzu.

Zabawne, że akurat dzisiaj oboje o nim myśleliśmy. Jednak fakt, że zrobił tak wnikliwe rozeznanie, zaniepokoił mnie i moje wcześniejsze obawy wzrosły.

- Z pewnością to wina mojej matki, zabroniła mu, zagroziła czymś, nie wiem, ale na pewno to przez nią... - oznajmiłam z namysłem.

- Tak pani sądzi? - Zerknął na mnie z boku.

- To do niej podobne. Zawsze wywierała presję na innych, ludzie się jej bali, mój ojciec także - wyjaśniłam.

Czajkowski tylko pokiwał głową i też się zamyślił. Chwilę się zastanawiałam, zanim postanowiłam powiedzieć mu o swoich domysłach.

- Nie wiem dlaczego, ale przyszło mi na myśl, coś absurdalnego. Ciągle nad tym rozmyślam i próbuję ułożyć w jakąś sensowną całość. Z biegiem lat coraz mniej pamiętam, ale od czasu do czasu pojawiają się w mojej głowie różne strzępki rozmów, wyrwane z kontekstu, niewyraźne obrazy, fragmenty jakichś scen i czasem mam wrażenie, że...

- Pani ojciec mógł mieć mylne informacje? - przerwał mi.

- Informacje? Chyba nie rozumiem. - Odsunęłam się i spojrzałam na niego z dystansem.

- Jak wiadomo, nadużywał alkoholu i często bywał poza domem. Mógł przypadkiem usłyszeć to i owo, wie pani, jak to jest na wsi. Pojawia się jakaś plotka, po drodze obrasta domysłami i tragedia gotowa.

- Do czego pan zmierza? - Zmarszczyłam się.

- Myślę, że od początku błędnie połączył fakty. Skierował swoją złość i podejrzenia nie na tę córkę, co trzeba. - Odetchnął głęboko, po czym wyciągnął chustkę i zaczął czyścić okulary. - Według mnie zachowania napastników w obu przypadkach były różne. W pani, wyraźnie wskazywały na to, że sprawca lub sprawcy, wybaczy pani, potraktowali ją, jak obiekt do zabawy. To miał być żart, który po prostu wymknął się spod kontroli, natomiast pani siostra, jak wiadomo, została brutalnie pobita i zgwałcona. Użyto przy tym ogromnej siły, sprawca działał nerwowo, powiedziałbym, że z nienawiścią, o czym świadczyły liczne złamania, no i na koniec to podpalenie...

- Niech pan przestanie - przerwałam mu. - Dosyć już tych domysłów - dodałam stanowczo.

- Do czego zmierzam... - ciągnął, mimo to. - Moim zdaniem...

- Niech pan tego nie mówi, skoro to tylko domysły - ucięłam ponownie, chwyciłam torebkę i podniosłam się z ławki.

- Pani powinna to wiedzieć lepiej. Chciałbym o tym porozmawiać, żeby ustalić resztę. Bez tego nie rozwiążemy tej sprawy - usłyszałam za plecami.

- Jeśli chce pan pomóc... - Odwróciłam się raptownie. - Proszę odszukać mojego psychologa i zdobyć na niego namiary. Dopiero wtedy porozmawiamy i porównamy, czy nasze podejrzenia się zgadzają.

- Więc ma pani nowe podejrzenia? Proszę... zaczekać!

Byłam już daleko. Miałam dość wspomnień i emocji, jak na jeden dzień.

...

- Masz nie rozmawiać z nim więcej - wycedziła przez zęby matka. - Nie widzisz, że on nie jest bezinteresowny i myśli o tamtej małej? Nie rozumiem, dlaczego nie pojedzie do Młynków i tam nie zacznie węszyć? Po cholerę w ogóle przyszedł do kościoła? - biadoliła.

Jej ręce trzęsły się, jakby chorowała na Parkinsona.

- Gdzie się podział Adam? - zmieniłam temat.

- Hrabina go wezwała i musiał wracać. Są w trakcie omawiania podziału majątku i przygotowała już jakieś papiery.

- Szybko, powinnaś się cieszyć. Wreszcie postawisz na swoim, co?

- Dlaczego zawsze drążysz sprawy, których zupełnie nie rozumiesz i nie powinny cię interesować? - odparła, wyraźnie zdenerwowana.

- Nie powinny? - zdziwiłam się. - Przecież jesteś moją matką, więc się tobą interesuję. Chociaż masz rację... - zamilkłam i usiadłam naprzeciw niej, przy stole - niepotrzebnie przyjeżdżałam i tu przyszłam.

Uniosła głowę i wreszcie na mnie spojrzała.

- To on cię znowu nastawił przeciwko mnie?

- Kogo masz na myśli?

- Czajkowskiego oczywiście. Czego jeszcze od ciebie chciał?

Zabawne, że teraz wsiadła na niego - pomyślałam z rozbawieniem.

Zawsze zwalała na kogoś winę, sama uważając się za cierpiętnicę. Zupełnie tak, jakby tylko ona poniosła stratę. Boże, w tej chwili naprawdę byłam bliska tego, żeby porządnie nią potrząsnąć albo spoliczkować.

- Ty nie mówisz mi wszystkiego, więc robię to samo - odcięłam się.

Przez chwilę milczałyśmy. Gdy spojrzałam na zegar, dochodziła dwudziesta trzydzieści. Sebastian nadal się nie pojawił ani nie zadzwonił. Miałam jeszcze niecałą godzinę do autobusu, ale wolałam poczekać u niej, niż siedzieć sama na przystanku.

- Modliłam się dzisiaj - odezwała się ponownie.

- Pewnie jak zwykle przeklinałaś wszystkich dookoła łącznie ze mną - wypaliłam.

- Dziękowałam Bogu, że znowu jesteśmy razem - oznajmiła, wprawiając mnie w osłupienie.

A to jakaś nowość! - omal nie parsknęłam jej w twarz.

- Niestety, nie mam zamiaru tu zostać. Dostałam przydział na zastępczy lokal i jeszcze w tym tygodniu się przenoszę. Zaczęłam też szukać nowej pracy - wyjaśniłam.

- Czego? - Poruszyła się energicznie, jakby dopiero się ocknęła.

- Pracy. Nie chcę dłużej pracować u Jastrzębi.

- Zwariowałaś do reszty? - wzburzyła się.

Nie miałam pojęcia, o co jej chodziło.

- Nie, ale skoro bąbel jest za granicą, to postanowiłam, że może tam poszukam jakiegoś zajęcia. Mam już dość tego miasta i...

- Chcesz wyjechać z kraju? I co niby będziesz tam robiła, jak nawet nie znasz języka? Wiesz, co za granicą robią z takimi dziewczynami?

- Z jakimi? No powiedz to...

- Nie o to mi chodziło, ale popełnisz duży błąd, jeśli wyjedziesz! To, co zaoferował ci Adam, należy ci się i gdybyś tylko dała sobie pomóc, żyłabyś jak pączek w maśle. Ja się nie zgadzam na żaden wyjazd - powiedziała stanowczo.

- A może ja nie chcę tak żyć? Nie zastanawiałaś się czasem, że mogę mieć inne potrzeby, niż ty?

- Każdy ma takie same i potrzebujemy do tego pieniędzy, nie oszukujmy się, a ty po prostu unosisz się głupią dumą. Na razie jesteś jeszcze młoda, ale później, jak Marcin dorośnie, możesz tego żałować - wypaliła, patrząc na mnie z wyrzutem.

- Mówisz, jakbyś sama czegoś żałowała, a przecież żyłaś, jak ci się podobało, a teraz próbujesz oceniać mnie i mi czegoś zabraniać? Postawiłaś się choć raz na moim miejscu?

- Żałuję wielu rzeczy, a najbardziej tego, że nie powiedziałam od razu Adamowi o tobie.

Miałam już dość słuchania jej bełkotu. Podniosłam się od stołu, zabrałam torebkę i wyszłam, zanim doszłoby między nami do kolejnej kłótni.


Cdn...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top