Rozdział 28
Wbiegłam na górę, łapiąc porządną zadyszkę, bo byłam tak skołowana, że nie pomyślałam, pod którymi drzwiami na mnie czekał.
– Biegłaś? – zapytał, po czym wyrwał mi z rąk reklamówkę, postawił pod drzwiami i bez ostrzeżenia dopadł do mnie, przyciskając do ściany... – Nie wytrzymam ani minuty dłużej...
Je zu, to się nie dzieje naprawdę. Nie mogłam, nie mogliśmy... – zadrżałam, ale i tak nie powstrzymałam się i oddałam pocałunek.
– Wejdźmy do środka, muszę ci coś powiedzieć – wydusiłam, odsuwając się od niego.
Cholera, jeszcze ta jego zawiedziona mina! Spojrzałam na niego, wyciągając z kieszeni klucz i czułam się tak, jakbym otrzymała strzał prosto w serce. Zakuło ostrzegawczo, przez co trudno mi było wziąć głębszy oddech.
– Miałeś zadzwonić – przypomniałam i nie zdążyłam nawet odłożyć torby, bo jak tylko zamknęłam za nami drzwi, ponownie mnie opanował.
Pachniał tak cudownie, a ja byłam taka...
Zepsuta i napalona? – nakręcał mnie demon.
– Gdzie... mnie... prowadzisz...? – wydyszałam, próbując się zatrzymać, ale napierał na mnie, całując po twarzy i szyi, przez co nie miałam siły się z nim mocować.
– Chcę, tam... – mruknął i po chwili znaleźliśmy się w starej sypialni.
– Poczekaj, proszę... – Opadłam na materac, ledwo widząc jego twarz. – Zapal światło, musimy najpierw porozmawiać. – Przysunęłam się do wezgłowia i podkuliłam pod siebie nogi.
– Potem – uciął i pociągnął mnie z powrotem.
Boże, daj mi siłę i nie pozwól tego zepsuć! – modliłam się w duchu.
– Nie potem, tylko teraz, proszę cię! – zażądałam stanowczo.
– W porządku. – Zerwał się z łóżka, zapalił światło i dwoma ruchami pozbył się butów, a następnie ściągnął przez głowę bluzę. – No słucham, mów, bo tracę cierpliwość. – Roześmiał się, a ja prawie zapłakałam z tej miłości.
Zmrużyłam oczy i spojrzałam na roztrzepane włosy, które prosiły się już o fryzjera.
– Ojciec nie powiedział ci? – zapytałam, trochę zaniepokojona jego zbyt swobodnym zachowaniem.
– Ale... co konkretnie? Adam mówił mi dużo rzeczy i nie za bardzo wiem, o co chodzi – odpowiedział, po czym wyciągnął z kieszeni komórkę, położył ją na stojącym obok kartonie i sięgnął do paska...
– Poczekaj. Adam? – Oczyściłam gardło. – Przepraszam, ale jestem dziś skołowana. Wiesz, o dzisiejszej rozmowie? Powiedział ci, po co się spotkaliśmy? – upewniałam się.
– Wiem, powiedziałem mu też, że jadę do ciebie i pożyczył mi samochód. – Westchnął i podrapał się po karku. – Wszyscy są na wsi – dodał szybko.
– Na wsi... wszyscy... – powtórzyłam, jak zaczarowana.
– Hej, wyduś to w końcu. – Ukląkł na łóżku przede mną i wyciągnął zza paska koszulkę.
W następnej chwili miałam go przed sobą do połowy nagiego i dosłownie aż zaschło mi w gardle.
– Czyli nie przeszkadza ci, że jesteśmy...? – plątałam się, nie mogąc tego wydusić.
– Nie jesteśmy, nie w takim sensie. Prędzej, czy później i tak bym ci w końcu powiedział, ale nie ma się czym chwalić... – zamilkł i wyraźnie stracił rezon.
– Co masz na myśli? – zdziwiłam się, zbita z tropu, przenosząc wzrok na jego znamię.
– Nie jesteśmy spokrewnieni w żadnej linii, to właśnie miałem na myśli – oznajmił, wbijając we mnie pociemniały wzrok.
Ups. A to ci kolejna niespodzianka – odetchnęłam z ulgą, ale pewna nie byłam, czy czasami mnie nie wkręcał. Ta rodzina była tak pokręcona, że wszystko było możliwe.
– Ale to był... jest, tak jakby twój ojciec, który jest też moim i to...
– Naprawdę chcesz teraz o tym rozmawiać? – spytał i ułożył się na boku, podpierając łokciem.
– A kiedy?
– Proszę, nie teraz... – jęknął i przewrócił się na plecy. – Wiesz, jak szybko tu jechałem? A jeszcze muszę wrócić. Nie chcę wracać, chcę ciebie, a ty...
– Nie mam nawet gumek, a bez tego... – wymsknęło mi się.
– Serio? – Uniósł głowę i spojrzał na mnie kpiąco. – Rzeczywiście, to katastrofa i wielki problem. – Podniósł się i zaczął z powrotem ubierać, a mnie ogarnęła panika.
– C...co robisz?
– Wracam do domu – burknął, po czym chwycił buty, bluzę i zgarnął do kieszeni komórkę.
Wyszedł.
Siedziałam i gapiłam się w plamę na materacu i oczywiście, nie zrobiłam nic.
BYŁAM ŻAŁOSNA!
...
– Palec ci spuchnie – zadrwiła Kaśka, stojąc od kilku minut przed lustrem.
Uniosłam głowę znad komórki i spojrzałam na jej odbicie.
Chyba tobie już spuchł – wykrzywiłam się i wysunęłam język.
– Masz za gruby tyłek do tych spodni – odgryzłam się.
– Poważnie? A to podobno wyszczuplający model – oznajmiła, wyraźnie zawiedziona.
– Niech sobie będzie, a co w takim razie robi tam ten wielbłądzi paluch? – zapytałam, na co odwróciła się, skołowana, nie wiedząc zapewne, co mam na myśli.
– Jaki paluch? – Wywaliła oczy ze zdziwienia.
– Taki, wiesz... robi się, jak spodnie są za ciasne w kroku i szef wbija się w cipkę – wypaliłam bez ogródek.
– O w dupę... – Zerknęła w dół, a potem odwróciła się z powrotem do lustra i zaczęła sobie tam grzebać i poprawiać. – Racja, uwiera, ale jakbym schudła ze dwa kilo, to byłyby ekstra, co nie?
– Znasz jakieś ćwiczenie na chudą cipkę? – parsknęłam i odłożyłam komórkę, obawiając się, że zaraz rozładuje mi się bateria.
– Ha, ha, ha. To nie było zabawne. Nic na to nie poradzę, że przytyłam. Ja naprawdę mało jem, zresztą, sama wiesz. Chyba mam to w genach po mamie. Ona też ma duży tyłek i piersi, tylko ja jestem od niej wyższa i po mnie tak nie widać, jak po niej... – tłumaczyła się.
– To co? Ty skoczysz po coś na ząb, czy ja mam iść? – Wyszczerzyłam się przebiegle, na co Kaśka przewróciła oczami i wróciła do przebieralni.
...
Przyzwyczajone ostatnio do spokoju, zostałyśmy nieźle zaskoczone. A wszystko to dzięki nowym ciuchom, przez które, dla odmiany, miałyśmy praktycznie ruch do zamknięcia. Poszło prawie wszystko, zostało tylko parę lekkich sztuk dla anorektyczek w rozmiarach S i XS. To był dobry znak, bo sprzedały się przy okazji dwie sukienki, za prawie dwa koła i trzy bluzki, na które też nie było mnie stać. Ilona będzie zachwycona – pomyślałam.
– Jutro mogę się spóźnić – mruknęła Kaśka mimochodem.
– Weź, nawet nie próbuj, bo wiesz, jaka ostatnio jest Ilona. Mnie to nie wadzi, ale ona dostanie piany przez ciebie – ostrzegłam ją.
– Trudno, mam wizytę i mam kwit – odparła, nucąc pod nosem.
– Jaką wizytę? – Spakowałam śmieci do worka i zerknęłam na nią z boku.
– Jutro ci powiem, bo nie chcę zapeszać, a teraz uciekam, bo jestem umówiona. Pa.
– Papa.
Na czarną mszę?
...
Wieczorem po kąpieli podładowałam komórkę i wysłałam wiadomość do Ilony z dobrymi niusami. Nie odpisała, ale miałam nadzieję, że to ją chociaż trochę podbuduje. Prawdę mówiąc, to nie chciałam innego, tańszego sklepu. Miałam nadzieję, że w sezonie jesiennym wszystko wróci do normy i utrzymam posadę.
Nie mogłam zasnąć, więc gapiłam się w telewizor na byle co, żeby tylko nie myśleć o tym, jaką dałam plamę. Bałam się, że tym razem Sebastian naprawdę mnie olał. Kiedy myślałam, że mamy przed sobą największą przeszkodę, której niestety nie dałabym rady przeskoczyć, pojawiła się kolejna. Jednego jednak mogłam sobie pogratulować. Od pierwszej chwili, kiedy porównałam go do jego braci, intuicja podpowiadała mi, że do nich nie pasował. Szkoda tylko, że w moim wypadku intuicja mnie zawiodła.
Wyświetlacz mojej komórki zaświecił się i wybił mnie z myśli.
Lubisz gołąbki?
Bardzo – odpisałam i uśmiechnęłam się szeroko, aż rozbolała mnie szczęka.
– Wariat. Oj, dam ci dzisiaj gołąbki! – zapiszczałam i pognałam do okna.
Cały dzień się nie odzywał, a teraz mi tu z jedzeniem wyjeżdżał. No dzieciak!
...
– Pychota, nie? Może też odziedziczyłaś te zdolności, hmm...? – zagaił, czym wprawił mnie w osłupienie.
Przestałam jeść i spojrzałam na niego spod byka.
– Jakie zdolności?
– Po Marii oczywiście, przecież nie po Adamie. On nie ma w ogóle pojęcia o gotowaniu – wyjaśnił, pakując do ust spory kawałek odwiniętej kapusty.
– Jaja sobie robisz?
– E... przez tę przeprowadzkę, to cały dzień dziś nic nie jadłem, nie psuj nastroju – zganił mnie. – Szkoda, że nie masz mikrofali, bo gorące są jeszcze lepsze...
Matka przegięła totalnie. Co ona sobie wyobrażała?
– A wasza mama? Ktoś przecież gotuje u was, nie? – zainteresowałam się.
– Mama ostatnio rzadko, Jacek też lubi gotować, ale on z kolei wszystko za ostro przyprawia... – Przełknął i spojrzał łakomie na ostatni, najmniejszy gołąbek.
– Jedz, jestem pełna. – Odchyliłam się na krześle i znacząco poklepałam po brzuchu
– Dzięki.
Patrzyłam, jak jadł i prawdę mówiąc, mogłabym tu tak się rozsiąść na dłużej i nie spuszczać go z oka. Nie chciałam mu już nic mówić, ale matka zrobiła mi specjalnie na złość. Dobrze widziała, że najbardziej ze wszystkiego, co w porywach udało jej się ugotować, gdy bywała w domu, lubiłam właśnie gołąbki.
– Gdzie ty to zmieściłeś, to ja nie wiem... – Zebrałam talerze ze stołu i półmisek, po czym od razu umyłam, żeby mógł zabrać naczynie z powrotem.
– Muszę cię zaskoczyć. – Przeciągnął się i poklepał po płaskim brzuchu. – Zanim wyjechałem, to trzy już zjadłem, plus te trzy, to razem sześć i nadal jestem głodny. – Wyszczerzył się i mlasnął.
Od razu wychwyciłam podtekst w jego głosie i zrobiło mi się gorąco.
– Nie załamuj mnie – mruknęłam, po czym opuściłam głowę, gdy podniósł się z miejsca.
– Jeśli nie masz nic przeciwko, to umyję się u ciebie, bo skończyłem robotę i nawet nie zdążyłem się przebrać – oznajmił, stając za moimi plecami.
– Oczywiście, że nic nie mam. Ręczniki są w szafce na samej górze, a jak chcesz, to mogę dać ci nawet koszulkę, jest...
– Nie trzeba – uciął rozbawiony i wycofał się do łazienki.
No dziewczyno, zostaw te gary – rozkazał agresor.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top