Rozdział 20


Dlaczego tu był?

Patrzyłam, jak podchodził i przez chwilę bałam się nawet spojrzeć mu w oczy. Zostawiał mokre ślady na zakurzonej podłodze, zadeptując moje.

– Nie płacz... – Ukucnął przede mną i oparł ręce na moich ramionach. – Co mam zrobić? – zapytał po chwili i tym pytaniem, odgonił ode mnie wszystkie mroki.

Pociągnęłam nosem i otarłam twarz, żeby widzieć go dokładnie, żeby upewnić się, że to nie były jakieś figle wyobraźni.

– A co byś chciał? – szepnęłam, połykając szybko powietrze, wciąż targana wcześniejszym wyciem.

– Nie chcesz tego wiedzieć... – odpowiedział zagadkowo, patrząc na mnie pociemniałym wzrokiem.

O Boże, chcę! Jak, jasna cholera, chcę! – cisnęło mi się na usta, gdy poczułam pulsowanie w podbrzuszu. Idiotko, masz okres, jak to sobie wyobrażasz? – szybko zganiłam się w myślach.

– Jestem... niedysponowana – oznajmiłam cicho, robiąc kwaśną minę.

– Chyba nie myślimy o tym samym – powiedział i uśmiech zmiękczył jego rysy twarzy.

Ups. No to dałaś kolejną plamę, idiotko – zbeształam się w duchu.

– Boże... o czym ja w ogóle myślałam, to znaczy, nie myślałam o tym, tylko myślałam... – zaczęłam się plątać, ale on nagle chwycił mnie i pociągnął w górę.

Worek pode mną zaszeleścił i trzasnęły stawy. Zanim zorientowałam się, dokąd mnie prowadził, pocałował mnie, a potem ściągnął z łóżka prześcieradło i po chwili pacnęłam głową i tyłkiem o materac. Wciąż obejmował mnie w pasie, nie pozwalając swobodnie opaść na plecy. Dopiero gdy poczułam na sobie jego mokre spodnie, wcisnął pod moją głowę okrągły wałek służący za zagłówek i ułożył mnie płasko pod sobą.

– C... co chcesz... zrobić? – zaniepokoiłam się, bo seks w tym stanie nie wchodził u mnie w grę.

CHOLERA!

Nie dość, że byłam skrępowana i dużo nie brakowało, a wylazłabym ze swojej skóry, by czmychnąć do drugiego pokoju, to jeszcze wcześniejsza sytuacja nie do końca ze mnie wyparowała. Oczywiście chciałam go jak szalona, ale...

– Rozluźnij się... – polecił, przerywając moją wewnętrzną bitwę i odgarnął mi włosy z twarzy. – Powiedziałaś, że coś poczułaś... – ciągnął, mrucząc do mnie jak kocur.

Je zu, tylko nie to! – dałam sobie mentalnego kopa prosto w mózg.

– Ja naprawdę mam... Jestem brudna... – wypadło mi z ust.

Momentalnie poczułam gorąco na policzkach.

– Jesteś głupiutka – szepnął i zaczął powoli rozpinać górę mojej pidżamy. – Nie przeszkadza mi to ani trochę. – Uśmiechnął się i pochylił jeszcze niżej.

I co teraz? Nie chciałam w ten sposób, nie w okres do jasnej cholery! – zawyłam, gdy sięgnął do swojego paska, a następnie pozbył się spodni, a potem koszulki.

– C... co chcesz...? – usłyszałam swój spanikowany głos.

– Chcę to zobaczyć, pokaż mi – powiedział spokojnie.

– Co takiego? – spytałam, zaskoczona, czując jego zimne palce na moim rozgrzanym brzuchu.

– Jak to robisz. – Ułożył się na boku, oparł na łokciu, a drugą ręką zaczął majstrować przy tasiemce moich spodni.

Różo, bądź kobietą! Pokaż mu, nie jesteś już małą dziewczynką! No, dawaj, skoro tak ładnie prosi! To będzie krótka jazda, nie daj się prosić! – zachęcał diabeł i zaczęłam się obawiać, że za chwilę krew zacznie się we mnie gotować i dostanę krwotoku.

– Ale, co mam pokazać, bo chyba nie wiem – udawałam nieświadomą, ale marnie mi szło.

– Dobrze wiesz. – Niespodziewanie zakołysał materacem i ponownie znalazł się nade mną. – Będzie dobrze, rozluźnij się... – zapewniał, po czym sięgnął do zapięcia z przodu stanika i jednym pstryknięciem mnie z niego uwolnił. – Proszę... – Pochylił się i sama już nie wiedziałam, kto wypowiedział ostatnie słowo.

Zacisnęłam powieki, głośno wyrzucając z ust powietrze, a gdy tylko poczułam na piersiach jego gorący oddech, a potem język, moja ręka automatycznie powędrowała w dół...

Niech się dzieje, co chce – pomyślałam i „pojechałam".

Na drżących ramionach podniósł się wyżej, wsunął kolano między moje nogi i wtedy do zabawy dołączyła moja druga ręka...

Boże, niech szlag trafi wszystkie okresy, dlaczego musimy się tak męczyć?! – zawyłam w duchu, pracując ciężko na dwie ręce i, przy okazji gniotąc biedną podpaskę.

– Nie prze... stawaj... – wydusił, na co uchyliłam powieki.

Za nic w świecie! Dojedziemy do końca! – zapewniał mój demon.

Nie odrywaliśmy od siebie wzroku. To była niezbyt wygodna pozycja, ale oboje byliśmy blisko. Oboje tego potrzebowaliśmy...

Kiedy zaczął mnie całować, dojechałam pierwsza, próbując z zażenowaniem zdusić wszystkie dźwięki, ale i tak miałam wrażenie, że postawiłam na nogi pół kamienicy. Widziałam, jak mgła zasnuwała jego oczy, a źrenice rozszerzały się i kurczyły. Wreszcie ujrzałam grymas bólu na jego twarzy, który szybko ukrył, odchylając głowę i poczułam nagrodę w moim ręku...

– Ja... pie... przę... – wysapał, po czym opadł obok mnie. – To było... świetne – dodał szybko, na co oboje się zaśmialiśmy.

Nie wiem, ile minut upłynęło, ale leżeliśmy tak jakiś czas, nie mówiąc zupełnie ani słowa. Oddychaliśmy tym samym rytmem, dopóki mój oddech palacza nie zwolnił i zostałam w tyle. Podciągnęłam spodnie, ukradkiem wytarłam rękę o nogawkę i chciałam doprowadzić się do porządku, ale zdołałam naciągnąć na siebie tylko boki pidżamy. Wciąż czułam jego usta na piersiach i obawiałam się, że jak zacznę przy nich majstrować, to znowu mnie weźmie.

– To, co? – Przekręcił się niespodziewanie na bok i posłał mi cwany uśmieszek. – Mała powtórka?

O... w mordę!

...

Czysta, w świeżej pidżamie, leżałam w łóżku, nasłuchując odgłosów krzątania się w łazience. Zastanawiałam się, ile razy młody to robił, w sensie, jak często uprawiał seks. Nie powinnam o to pytać, ale zżerała mnie ciekawość. W końcu był z tą Natalią, a sądząc po tym, jak skończyła, raczej nie podskakiwała tylko na jego palcu.

Byłam tak zaślepiona tym, co zrobiliśmy, że dopiero gdy wrócił, zauważyłam siniaki na jego żebrach. Czy o to też powinnam zapytać? – biłam się z myślami.

– Przepraszam, zużyłem ci całą ciepłą wodę – oznajmił, drapiąc się po karku.

– Daj spokój, do jutra się nagrzeje...

– Już jest jutro – zauważył, a następnie podszedł w bokserkach do łóżka i posłusznie wsunął się pod kołdrę, gdy zapraszająco odchyliłam jej brzeg.

– A twój brat? Mówiłeś, że po ciebie przyjedzie... – zapytałam z obawą, gdyż za nic w świecie nie chciałam, żeby ten demon się tu pojawiał.

– Skłamałem – odparł z zadowoleniem. – Chyba nie myślałaś, że zostawię cię, po tym, jak wyłaś na całą kamienicę – dodał, a potem przysunął się na moją poduszkę.

Patrzył na mnie ze zwycięskim uśmieszkiem. No gówniarz!

– Ciebie to śmieszy? – Puknęłam go w ramię.

– Wcale, ale nie mówmy teraz o tym. – Przysunął się jeszcze bardziej i dalej patrzył na mnie, jak dziecko na święty obrazek.

– Powiesiłeś ciuchy nad wanną? – upewniałam się, zmieniając temat i, czując powracające zakłopotanie.

– Hmmm... ale i tak nie wyschną. Zimno... – stwierdził, po czym przytulił się, wkładając rękę do moich spodni.

Myślałam, że jest wykończony i niedługo zaśniemy, ale kiedy zaczął miętolić mi tyłek i całować po twarzy i szyi, moje diabły powróciły, wybijając pulsujący rytm w dole brzucha.

– Chcesz mnie wykończyć? – Zaśmiałam się w jego usta.

– To ty mnie wykańczasz, nic na to nie poradzę. Uwierz mi, zapieram się, jak mogę... – zażartował, po czym wyciągnął rękę i ponownie dobrał się do guzików z przodu pidżamy.

Tym razem, nie miałam na sobie stanika, więc poszło jak z płatka.

– Skąd wiedziałeś, że to tak działa? – zapytałam i zaraz złapałam się na tym, jak głupio to zabrzmiało.

– Co? – Uniósł głowę i dopiero po chwili załapał. – Domyśliłem się, poza tym widziałem, że często ci się odznaczają, wiesz... pod koszulką – dodał bez ogródek.

– Nieprawda – zaprotestowałam. – Noszę wkładki i na pewno tego nie widać.

– Ja widzę wszystko – upierał się z uśmiechem, zadowolony z siebie i jego ręka nagle znalazła się w moich majtkach.

Czy ja naprawdę, chodzę z nabojami na wierzchu?

– To żenujące, przestań... – Wierciłam się, próbując go powstrzymać.

– To ty przestań, bo jeśli nie, to zrobimy to inaczej – zagroził, po czym oderwał się ode mnie i zdjął bieliznę.

Je zu, gdzie się podział mój młody?

...

https://youtu.be/yScrkVM3F00

Istne pobojowisko – powiodłam dookoła zaspanym wzrokiem.

Już chyba w komunach albo jakichś squadach panował większy porządek niż u mnie w pokoju. Z trudem uniosłam głowę, przyciśnięta przez ramię Młodego i czułam, że za chwilę przejdę krótki zawał. Na stole wciąż stały kubki z colą i niewypitą herbatą, a dalej leżały niedojedzone resztki kurczaka.

– Hmmm... – zamruczał Sebastian i zarzucił na mnie nogę, nieświadomie uderzając w centrum mojego biednego pęcherza.

Wysunęłam się jednocześnie spod kołdry i młodego, pozapinałam pidżamę i choć bardzo chciało się siku, to najpierw chwyciłam reklamówkę, pozbierałam wszystko ze stolika, przy okazji notując w głowie, by zaopatrzyć się w pudełko chusteczek.

Myślisz, że jeszcze będą ci potrzebne? – przywitał mnie prześladowca, ale nie był w stanie odebrać mi nadziei. Takiego wała! – uśmiechnęłam się pod nosem, po czym chwyciłam kubki i wymknęłam się po cichu z pokoju...

Ach, co za ulga – rozkoszowałam się, siedząc na kibelku. Miałam mało czasu, więc szybko się opłukałam, przebrałam w dresy i związałam włosy

Śniadanie – to była następna myśl, po której pognałam do kuchni i po chwili wróciłam do rzeczywistości. Bo to była moja kuchnia i moja lodówka, która oczywiście świeciła pustkami. Bez zastanawiania się, wyciągnęłam z torebki portfel i wyszłam na małe zakupy.

Miałam naprawdę ekspresowe tempo. Była za pięć dziewiąta, gdy kupowałam mleczne rogale, a dziesięć po, już w innym sklepie, pakowałam do torby mleko, chusteczki, dżem z czarnej porzeczki i masło. W kiosku nieopodal dokupiłam paczkę fajek i za dwadzieścia pięć dziesiąta byłam już z powrotem.

Zdziwiłam się, widząc, że młody zagrzebał się pod kołdrą i nadal spał.

I kto tu kogo wymęczył?

Przynajmniej teraz wiesz, jakiego ma – zadrwił na dokładkę mój demon.

Zagrzałam mleko i zrobiłam kakao, w międzyczasie spaliłam trzy papierosy przy oknie i choć było zimno po wczorajszej ulewie, to postanowiłam zostawić je otwarte. Następnie wyciągnęłam naczynia i nakryłam do stołu. Nie miałam nawet pojęcia, co młody jadał na śniadanie i czy w ogóle je jadał.

To będzie ekspresowe śniadanie – pomyślałam z żalem, zerkając na komórkę, bo dochodziła dziesiąta, a ja nawet nie byłam przygotowana do pracy.

CHOLERA!

Rozlałam kakao do kubków i poszłam obudzić młodego.

– Hej... hej, śpiochu? Wstawaj na śniadanie, za godzinę muszę być w pracy – przemówiłam łagodnie, dotykając jego ramienia.

– Hmm... Masz zimne ręce... Skąd je wzięłaś? – wybełkotał, po czym ziewnął, przeciągnął się i zerknął w okno. – Jaka praca? Przecież dzisiaj jest sobota. – Wykrzywił się, przecierając oczy.

– Boże, co się ze mną dzieje? – sapnęłam i opadłam na łóżko, kompletnie zakręcona. – Zobacz i poszłabym do pracy jak ta idiotka – zganiłam się na głos.

– Nie mów tak brzydko o sobie. Chodź... – Przyciągnął mnie i wyglądało na to, że miał zamiar dalej spać.

– Zrobiłam śniadanie, więc koniec wylegiwania się, bo muszę tu dzisiaj posprzątać – wyjaśniłam stanowczo i wymacałam ręką jego...

Ups. Czy to poranna niespodzianka? – zdziwiłam się, zakłopotana i cofnęłam rękę.

– Pięć minutek i idziemy, słowo – jęknął przy moim uchu.

– Specjalnie poleciałam do sklepu, więc nie marudź, tylko wstawaj – odparłam i pociągnęłam za kołdrę.

– A, to sorry, w porządku, w porządku. Co za sadystka... – jęknął, skulił się z zimna i na widok gęsiej skórki, przypomniałam sobie o jego mokrych ubraniach.

– Pięć minut – powiedziałam poważnie, ale on tylko się roześmiał i nakrył z powrotem.

Zsunęłam jego rękę razem z kołdrą i wyskoczyłam z łóżka. W pokoju dziwnie pachniało, jakby wcześniej rozsiadł się w nim jakiś bezdomny. Uchyliłam okno i przywitałam się z wilgotną ścianą naprzeciwko.

– Zróbmy to, jak należy sadystko. Naprawdę mi nie przeszkadza, że masz okres... – jęknął za moimi plecami, na co wywróciłam oczami.

– Masz pięć minut, ani sekundy dłużej – powtórzyłam tym samym tonem i wyszłam poszukać dla niego ubrań.

Większość rzeczy Wiktora wyniosłam w workach do kontenera na używaną odzież i prawdę mówiąc, nie miałam teraz w czym wybierać. Znalazłam stary ulubiony sweter w odcieniu butelkowej zieleni, ale tak naprawdę nie chciałam widzieć w nim Sebastiana.

To już by było totalne przegięcie – zganiłam się w duchu i zaczęłam przeglądać inne kartony, przy okazji trafiając na stare, popsute zabawki Marcina...

– Co robisz? – usłyszałam za plecami i od razu się wzdrygnęłam.

– Je zu, nie skradaj się tak, bo zawału dostanę... – Omal nie wrzasnęłam. – Szukam czegoś do ubrania dla ciebie – dodałam szybko.

– Nie musisz, moje ciuchy pewnie już trochę przeschły, idę się ubrać. – Machnął ręką i zniknął.

Pozamykałam z powrotem kartony i wróciłam do kuchni.

Wypiłam prawie cały kubek kakao i wyskubałam połowę rogalika. Jak na moje oko, to ubieranie się trochę za długo młodemu szło, ale szybko odgoniłam brudne myśli i zapaliłam papierosa. Na dworze wciąż było szaro, ale słońce uparcie przedzierało się przez chmury i była szansa, że nie będzie dziś padało.

– Masz mieszkańców w łazience – usłyszałam i momentalnie zamarłam.

– C...co? Jakich mieszkańców? – zaniepokoiłam się, zgasiłam niedopałek w pustej puszce po piwie, po czym wróciłam do stołu.

– Nie wiem, za szybko biegają skubane... – odparł i wszedł do kuchni, ubawiony po pachy.

– Nie strasz mnie...

Zdarzało mi się czasami coś zjeść na przykład podczas kąpieli albo tak, jak ostatniego wieczoru, zostawić resztki jedzenia na stole, ale moje mieszkanie nie było brudne – tłumaczyłam się przed sobą.

– Nie straszę, mówię, co widziałem. Dwóch takich... – Usiadł przy stole i poruszył na nim dwoma palcami. – Uciekających, dzikich lokatorów – dodał, po czym parsknął, a następnie ułamał kawałek rogala i wcisnął do ust.

Mnie nie było do śmiechu. Zrobiło mi się naprawdę głupio.

– Przech...tań – powiedział z pełną buzią już bez uśmiechu.

– Co? – zapytałam.

– Wyglądasz, jakbyś miała się za chwilę rozpłakać. Dobre, a kakao też lubię. – Uśmiechnął się, zmieniając temat. – A ty nie jesz? – Zerknął na pusty talerz przede mną.

– Dawno już zjadłam.

Trzęsło nim i widziałam po bluzie, że nadal była mokra. No popatrzcie, jaki z niego dowcipniś.

– Sadystka – mruknął pod nosem.

– Masochista – odbiłam piłeczkę.

– Dlaczego masochista?

– Daj spokój, przecież widzę, że ci zimno.

– Nic mi nie będzie. Nie pierwszy i nie ostatni raz mam na sobie wilgotne ubranie. – Mrugnął do mnie i zabrał się za smarowanie pieczywa.

Wyciągnęłam z torebki ostatnie dwa rogale, które miałam zamiar uszykować sobie do pracy i zrobiłam drugi kubek kakao dla młodego. Byliśmy głodni, ale on chyba bardziej.

...

Będę wcześnie rano, coś około dziesiątej trzydzieści... – Głos matki, brzmiał, jakby ze studni.

Nooo, jeśli wpół do jedenastej to jeszcze wczesne rano – parsknęłam w duchu.

– Trudno, ja przed jedenastą muszę otworzyć sklep, także wychodzę po dziesiątej – wyjaśniłam, spoglądając na puste kubki i umazane jagodowym dżemem talerze.

Co otwierasz? Jak to otwierasz? – Tym razem, słychać było wyraźne zdziwienie.

– Normalnie, kluczami, a potem wyłączam alarm, a myślałaś, że w jaki sposób, na włam? – zakpiłam.

To oni ci dali klucze? Nie boją się?

Na jej słowa zacisnęłam zęby i miałam ochotę zabluzgać na cały głos.

– Masz coś jeszcze bardzo ważnego do powiedzenia, czy od razu mam się rozłączyć?

Przenocuje u ciebie – wypaliła, na co nie wytrzymałam i roześmiałam się, zapalając następnego papierosa.

– Żartujesz, prawda? – upewniałam się, po czym otworzyłam okno i swoim zwyczajem usiadłam na parapecie.

Nie, wcale. A gdzie niby mam nocować? Nie mam zdrowia targać się w obie strony tego samego dnia. Nawet nie wiadomo, czy bym zdążyła na ostatni autobus – oświadczyła z powagą.

– Nie wiem, może wprosisz się do Jastrzębi? – Wbiłam jej szpilę, czekając na reakcję.

Zwariowałaś? – podniosła głos. – Oszalałaś?!

A co? Boisz się jego żony? – omal nie wymsknęło mi się na głos.

Planowałam zabrać się za nią, kiedy się spotkamy i to na poważnie, wygarnąć wszystko, co dotąd leżało mi na sercu, ale dziś miałam już dość z nią rozmowy.

– Wychodzę dzisiaj, więc nie dzwoń, bo będę miała wyłączony telefon – zmieniłam temat.

Matka nie zareagowała. Bardzo rzadko robiła to pierwsza, ale i tym razem się rozłączyła. I prawidłowo.


Cdn... 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top