Rozdział 17
Leżeliśmy na plecach obok siebie jak dawniej. Trudno było powiedzieć, które z nas było bardziej skołowane.
– Musisz obiecać, że nie będziesz już beze mnie przeginała – powiedział, po czym odnalazł moją rękę i ułożył ją sobie na piersi.
Dziwnie było słyszeć coś takiego z ust młodszego faceta. Po jego wyjaśnieniach czułam się, jak przestraszony króliczek. Oczywiście nie doszliśmy jeszcze do tego, co wydarzyło się między mną a Maćkiem. Nie miałam pojęcia, czy młody czegoś się domyślał, ale nie pytał o to, więc nie podejmowałam tematu.
Poza tym, kto tu najbardziej przeginał? – zastanawiałam się.
– Zadzwonię, jak tylko załatwisz sobie w końcu komórkę – odparłam, odwracając się w jego stronę.
Leżał tak jak wówczas tamtego wieczoru i złapałam się na tym, że to była moja ulubiona jego strona. Ciemne znamię zasłaniał brzeg kaptura, który zawinął się pod głową, więc sięgnęłam do niego i odsłoniłam twarz.
– Naprawdę myślałaś sobie, że...
– Tak, myślałam o różnych, złych rzeczach – przerwałam mu. – Jestem impulsywna i to paskudne, ale ty też mu uwierzyłeś. Za każdym razem, kiedy wracałam do domu, miałam nadzieję, że będziesz na mnie czekał, że sobie wszystko wyjaśnimy – wyznałam z lekkim zażenowaniem i przekręciłam się z powrotem na plecy.
– Ten facet... tak naprawdę, to wiem, kto to jest i... – zaciął się, jakby szukał właściwych słów.
No i masz, na co czekałaś! Teraz to albo mu powiesz, albo zamilknij na wieki! – zagrzmiał ostrzegawczo głos w mojej głowie.
– Pomyślałem, że spotykacie się, bo on też miał kiedyś syna i przez to macie wiele wspólnego...
Bach! Uniosłam się na łokciu i spojrzałam na niego, niezupełnie świadoma tego, co do mnie mówił.
– No wiesz, wspólne tematy, tak, jak mi wtedy powiedziałaś – wyjaśnił, posyłając mi krótkie spojrzenie i, ściskając moją rękę.
– On jest ze swoją matką na wakacjach, jego syn – powiedziałam niezbyt nieskładnie.
– Eee... nie nazwałbym tego wakacjami. Dzieciak tego faceta, który cię odwiózł, nie żyje. Miał pięć lat, kiedy wpadł pod traktor dziadka. Matka go nie upilnowała, czy coś. Dziadek był pijany i siedzi za to w więzieniu. To była dosyć głośna sprawa, bo potem próbował się powiesić – wyjaśnił szybko.
Ups, no i masz swojego kłamcę, głupia idiotko!. I co, łyso ci teraz? – zabrzęczał upierdliwiec.
Świadomość, że Sebastian jakimś cudem wiedział więcej ode mnie, wcale mnie nie uspokoiła.
– Boże... – wydusiłam po chwili. – Dlaczego mnie okłamał?
– Na jego miejscu, też bym czegoś takiego nie roztrząsał – wtrącił, przeciągając się, a potem wciągnął mnie na siebie. – Nie myśl już o tym i lepiej mi powiedz, gdzie dokładnie mieszka twoja matka, to postaram się wybadać sprawę – dodał poważnie, zmieniając temat.
– Rodzice już wrócili? – zapytałam, próbując odgonić kłębiące się myśli.
– Wczoraj. Nie jest za dobrze, bo dostałem szlaban na samochód i kozę – odpowiedział z uśmiechem.
– Straszne – jęknęłam. – Samochód jak samochód, ale jak ty wytrzymasz bez skakania na kozie? – próbowałam zażartować, lecz jego bliskość sprawiła, że miałam ochotę na bardzo poważne rzeczy.
– Głuptas. – Roześmiał się. – Od dawna już nie jeżdżę, jestem na to za stary.
– Jak to? To po co go zawsze targałeś ze sobą?
– Dla takiego jednego chłopaczka. Dopiero się uczy, ale to długa historia – odpowiedział tym razem poważnie i chwycił mnie za szyję.
– Matka mieszka przy bibliotece pod numerem dwadzieścia trzy. Jacek kazał mi też porozmawiać z waszym ojcem, sugerował, że coś mogło ich łączyć. – zmieniłam temat po raz kolejny, czując się zakłopotana. – Nie dzwoniłam do matki, bo nie jesteśmy w najlepszych stosunkach, a prawdę mówiąc, to jest między nami tragicznie i... naprawdę, ona i ja to masakra i... – zamilkłam, kiedy zbliżył się i dotknął moich ust, a następnie żarłocznie je zassał.
Boże, jak mi go brakowało! – pomyślałam, zamykając oczy.
– A między nami, jak jest? – zapytał cicho, kiedy przerwał pocałunek.
No i co miałam mu odpowiedzieć? Ułożył mnie w wygodniejszej pozycji i objął. Wtuliłam się, wdychając jego zapach. Nagle ręce młodego zsunęły się, a potem znalazły pod moją koszulką. Jedna gładziła po plecach, a druga wcisnęła się za pasek jeansów. Palcami wygrywał rytm na moich lędźwiach i poczułam, jak wszystko zaczynało we mnie pulsować.
Niedobrze – pomyślałam, przypominając sobie, że nawet nie zdążyłam zmyć z siebie śladów Maćka.
Czy czuł ode mnie obcy zapach? Czy faceci w ogóle wyczuwają go w ten sam sposób, co kobiety? – biłam się z myślami, coraz bardziej zaniepokojona.
– Jestem wykończona, muszę iść pod prysznic – wypaliłam, zerkając na zegar. – O matko, już druga? Znowu będę padnięta w pracy – dodałam.
– Masz na jedenastą, zdążysz się wyspać – zauważył, nadal torturując wrażliwe miejsce nad moimi pośladkami.
– Rodzice dali ci szlaban na koła, ale nie mają nic przeciwko, że włóczysz się po nocach? – zainteresowałam się, wtykając palec pod jego żebro.
To musiało załaskotać, bo natychmiast wzdrygnął się i cofnął ręce, tym samym mnie uwalniając.
– Jestem już dużym chłopcem – mruknął i napiął się dziwnie, jakby coś go zabolało.
– Nie wątpię, ale nadal pakujesz się w kłopoty – skwitowałam.
– Jaki on jest? – zapytał, ponownie zmieniając temat.
– Ale kto?
– Twój syn.
Tym razem to ja miałam ochotę zmienić temat.
– Idę się wykapać. – Zerwałam się i wykorzystując okazję, czmychnęłam do łazienki.
To była naprawdę pokręcona rodzina. Na samą myśl, że będę musiała stanąć przed starym Jastrzębiem, dostawałam dreszczy. Nie mogłam zrozumieć też, dlaczego Jacek, który podobno tak bardzo był za bratem, wszystko przed nim ukrywał i na dokładkę go okłamywał. No i była Monika, tajemnicza koleżanka z klasy tylko-lubiąca-dziewczyny, która podobno pomagała mu w pewnej sprawie.
Boże, czy on nie miał normalnych kumpli i zajęć? – zazgrzytałam zębami.
Zanim odkręciłam wodę, usłyszałam muzykę z MTV. La... La... La... – zadrwił mój złośliwiec, wywołując kolejną falę wyrzutów sumienia. Próbowałam się streszczać, szorowałam każdy kawałek ciała, ale to tak nie działało. Po chwili zrozumiałam, że muszę powiedzieć mu o wszystkim. Mimo że oficjalnie nie byliśmy parą, to zdawałam sobie sprawę, że popełniłam błąd. Maćka mogłam okłamać, tak samo, jak on okłamywał mnie, tym bardziej że nic do niego nie czułam, ale młodego? To już była poważniejsza i nieco zaawansowana sprawa – przyznałam w myślach. Niczego sobie nie obiecywaliśmy, ale mówiąc wprost, to ja dałam ciała...
Postaw sprawę jasno, dałaś dupy i nie tylko – dowalił agresor.
Wytarłam się, nasmarowałam balsamem po kąpieli i ubrałam pidżamę, przy okazji bunkrując swoje ciuchy głęboko pod innymi na dnie kosza z brudną bielizną.
Kiedy wyszłam z łazienki, telewizor był ściszony, a Młody spał skulony na boku z naciągniętym kapturem. Ustawiłam alarm w komórce, przesunęłam na bok jego adidasy, a następnie chwyciłam pilota i wyłączyłam odbiornik. Ostrożnie weszłam obok pod kołdrę, z ulgą, że nie musiałam go jeszcze uświadamiać. Powoli, żeby go nie zbudzić, dotknęłam palcem jego policzka i zmarszczonych brwi.
Kilka minut później, kiedy się napatrzyłam, chwyciłam za metalowy stoper przy troczku jego kaptura i odleciałam, wsłuchując się w niespokojny oddech.
...
Obudziłam się sama, oczywiście na ryk mojej komórki. Nie wiedziałam, kiedy Sebastian poszedł do domu. Nie zostawił żadnej wiadomości ani znaku, ale byłam pewna, że albo wpadnie do mnie do pracy, albo w końcu kupi sobie komórkę i da mi znać. To było trochę dziwne, bo stać go było i na jego miejscu już dawno bym sobie jakąś załatwiła. Nadal miałam wiele wątpliwości, bo tak naprawdę nie wiedziałam, do czego to wszystko zmierzało. W końcu niedługo miał się wyprowadzić, wrócić do szkoły, a co ze mną?
...
– Ale wpadłaś, jak śliwka w kompot – podminowała mnie Kaśka, zamiast pocieszyć.
– No co? Skąd miałam wiedzieć, że jego braciszek to kawał gnoja? Poza tym Maciek od początku mnie okłamał, więc nie ma o czym mówić. Nawet bym się nie zdziwiła, gdyby ta historia z ginekologiem też była bujdą – odparłam i wbiłam wzrok w telefon.
– A mówiłaś, że z tym Maćkiem, to nie tak jak wygląda... – usłyszałam jej stłumiony głos spod lady.
– Nie zrozumiałaś mnie. Nie chodzi mi o Maćka, tylko o to, jak Sebastian zareaguje. – Westchnęłam. – Maćkiem, to ja się teraz nie przejmuję – dodałam.
– Powiedzieć ci, co ja myślę? – zagaiła wesoło, czym zaraz mnie wkurzyła.
– Wal, dobij mnie jeszcze bardziej...
– Na twoim miejscu dałabym sobie spokój z Sebastianem, sama przecież mówiłaś, że to dzieciak. Jacek nie bez powodu się nad nim trzęsie. Popatrz na to z innej strony i pomyśl o przyszłości. Ja wolałabym Maćka, bo jest dojrzały i po przejściach i co za tym idzie, dzięki temu trochę was łączy. Poza tym jest ustatkowany, ma konkretną pracę. Może nie chciał mówić ci wszystkiego, żeby cię nie spłoszyć? – Zaszeleściła workiem pod ladą i przez chwilę miałam ochotę założyć go jej na głowę i udusić.
Byłam zdziwiona, bo nie posądzałam ją o takie wyrachowanie.
– Mogłabyś się z kimś związać tylko dlatego, że ma zdolność kredytową? Nawet, jakby nie było między wami chemii? – zapytałam z niedowierzaniem, przyglądając się obcasom jej nowych szpilek.
– Jak to nie ma? Przecież widziałam, jak na ciebie patrzył i ty patrzyłaś na niego, a potem paliłaś cegłę, przestań się wykręcać – mądrowała się dalej.
– Maciek mnie nie interesuje, a przynajmniej nie w ten sposób. Nic do niego nie czuję, serio. Na dodatek odbieramy na różnych falach i tylko z przodu pasujemy do siebie – przyznałam bez zastanowienia, na co Kaśka ponownie prychnęła.
– Boże, Róża, jakie masz obrazowe określenia – stwierdziła, rozbawiona.
Ta, a kto się z nim na dzisiaj umawiał? – przypomniał mi mózgojeb.
– Masz rację, jestem po uszy w bagnie. Cholera, nawet zapomniałam, że się z nim umówiłam na wieczór – oznajmiłam smętnie.
– W sumie, to niejedna na twoim miejscu chciałaby tak wpaść – odparła. – A skoro masz numer do niego i nie chcesz się dziś spotykać, to zadzwoń, że coś ci wypadło, a przy czasie mu wyjaśnisz, co jest grane – poradziła na koniec, po czym skończyła sprzątanie i od razu obejrzała swoje paznokcie.
– Gdyby to było takie proste. Nie znasz go, od razu się zorientuje.
– Boże, dziewczyno, ale się cykasz. Napisz lub zadzwoń i walnij prosto z mostu, że dostałaś okres i boli cię brzuch, albo po prostu, że źle się czujesz. Czasem najprostsze wymówki działają najlepiej i... – zamyśliła się – albo nie. – Machnęła ręką i wycelowała we mnie palec. – Nic mu nie mów, że się źle czujesz, bo tym bardziej może się zacząć martwić i na upartego to sprawdzi. Okres, okres, moja droga. – Wytrzeszczyła oczy, wykonując ręką gest, jakby trzymała przy uchu telefon.
...
– To jak? Umawiać cię na te pasemka czy nie? – zapytała mnie Kaśka, tuż po pracy, zanim się rozeszłyśmy każda w swoją stronę.
– Raczej nie. – Zmarszczyłam nos.
– Jak chcesz. A co z sobotą? Idziemy na ten wieczór?
– Poszłabym z chęcią, ale naprawdę nie wiem, jak to odkręcić.
– No tak, znowu Sebastian... – Westchnęła. – Trochę mnie dziwi, że mimo to nie próbował się z tobą skontaktować, a ciebie, nie?
– Nie wiem już, co myśleć. Dobra, leć i do jutra, pa... – pożegnałam się.
– Róża? Kiedy szefowa wraca z urlopu? – zapytała jeszcze na odchodnym.
– W przyszłym tygodniu chyba, a co?
– Nie, nic. Tak tylko pytam. Pa.
W przyszłym tygodniu miałam też pojawić się na komendzie i prawdę mówiąc, skręcało mnie już w brzuchu na samą myśl. W dodatku czekało mnie bardzo miłe spotkanie z matką.
Jak ja to wszystko wytrzymam? – załkałam w duchu.
...
Tak to czasem bywa, jeśli się, kurwa mać, o czymś kracze! – zaklęłam w duchu na widok plamy krwi na wkładce. Pojawił się trochę za wcześnie, o co najmniej pięć dni.
Nici z seksu, dziewczyno – zaburczał upierdliwiec.
No to miałam swoją wymówkę, co wcale mnie nie ucieszyło. Odświeżyłam się, założyłam podpaskę i przebrałam w dresy, a potem wysłałam do Maćka krótką wiadomość, że niestety dziś nie mogę się z nim spotkać, ponieważ jestem w lekkiej niedyspozycji i mam gościa. Miałam nadzieję, że może się domyśli i da mi spokój.
Zamiast kawy zrobiłam mleczny koktajl z roztopionych lodów, jakimś cudem, zachowanych w zamrażarce oraz odrobiny czarnych amerykańskich bobków, zwanych borówkami, od Jacka, które wcześniej zamroziłam. Nie było takie złe, ale bez nieba w gębie.
Mimo to, zadowolona, umościłam się na łóżku z tym pseudo deserem, pełna ekscytacji, w oczekiwaniu na kolejny odcinek mojego ulubionego serialu. Coraz bardziej podziwiałam wyrachowanie tych wszystkich sułtanek. To była wieczna wojna, a główna bohaterka bez skrupułów podążała po trupach do celu, chcąc zmusić swojego ukochanego do monogamii.
Ech, wcale jej się nie dziwiłam. Dla kogoś takiego jak Sulejman było warto. Nie dość, że był przystojny i władczy, to w dodatku poeta. I ten błękitny, chłodny wzrok, gdy mówił do swojej Hürrem wierszem.
Nagły dyskomfort spowodowany bólem brzucha, sprowadził mnie na ziemię. Zwinęłam się w kłębek i od razu pomyślałam, że to kara za moje wcześniejsze knowania. Jakby tego było mało, nie miałam sobie jak ulżyć, bo oczywiście byłam żałosną dupą do kwadratu i zapomniałam kupić leki przeciwbólowe.
No to cierp, dobrze ci tak! – zrugałam się w myślach.
Do końca odcinka rozmazywał mi się obraz. Wreszcie nie wytrzymałam i zgięta w pół, polazłam do łazienki. Rozebrałam się i ustawiłam strumień wody na najgorętszy, jaki mogłam znieść i wymasowałam dokładnie brzuch oraz plecy. Pomogło, ale za to szybko zmorzył mnie sen i odpadłam na reklamach...
Wysoki i chudy mężczyzna, przechadzał się po ponurym, oświetlonym jedną żarówką pomieszczeniu. Siedziałam przy stole, a właściwie to przysypiałam na nim. Chciałam jak najszybciej znaleźć się w domu, a ten facet po prostu mnie męczył.
– Ręka? – W jego głosie słychać było niedowierzanie. – Ile ty masz lat, Różo? – zapytał kpiąco, zatrzymując się na wprost mnie. – Mam uwierzyć, że zaatakował cię jakiś leśny duch? A może to była rączka z Rodziny Adamsów? – zachichotał falsetem.
Uniosłam głowę i spojrzałam na ostre, jak u rekina zęby i blade dziąsła. Wyglądał jak wyschnięty potwór z moich dziecięcych koszmarów.
– Milczysz? – Oparł ręce na brzegu stołu i się pochylił. – Już wiem, po kim ma to twój syn – dodał szorstko, na co wzdrygnęłam się i poruszyłam na krześle.
– Gówno wiesz! – krzyknęłam, lecz zaraz zamilkłam, kiedy ostrzegawczo uniósł suchą rękę.
– Mylisz się, wiem wszystko i jestem tu właśnie po to, żebyś w końcu się przyznała i powiedziała prawdę – oświadczył, nieco łagodniej.
– Przyznała, do czego? – zapytałam, czując niewyjaśniony, wzbierający we mnie strach.
– Dlaczego go oddałaś? Dlaczego go oddałaś? Dlaczego...?
Mężczyzna powtarzał to i powtarzał coraz szybciej, aż nie mogłam tego znieść i chciałam zatkać uszy, ale nie byłam w stanie unieść rąk. Wciąż mamrotał, poruszał ustami i czekałam tylko, kiedy przestanie. Nagle do pomieszczenia wszedł jakiś chłopiec. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mężczyznę, chłopca, a nawet stół, dzieli ode mnie gruba, dziurkowana szyba.
– Marcin! – krzyknęłam i chciałam zerwać się z krzesła, ale okazało się, że byłam do niego przypięta. Moje ręce, nogi... Nie rozumiałam, co się działo, bałam się i wpadałam w panikę.
– Ta kobieta powiedziała, że zrobiła to r ę k a. – zwrócił się nadzwyczaj łagodnie do chłopca, który był znacznie starszy od mojego syna, ale bardzo go przypominał. – Ponadto twierdzi... – ciągnął dalej – że jest nieudolna życiowo... – zarechotał złośliwie. – No i co o tym sądzisz? Zmyśla, prawda?
Spojrzałam na dzieciaka z błaganiem i zaczęłam płakać.
– Wypuście mnie, proszę, już dość... – Próbowałam się uwolnić, ale na darmo.
Niespodziewanie chłopak zaprzeczył ruchem głowy i wyciągnął zza pleców swoją rękę. Była duża, była... w roboczej rękawicy.
– Widzisz? – Suchy facet spojrzał na mnie, opierając się na ramieniu chłopca. – Chciałaś go chronić przed r ę k ą. Powiedz to wreszcie! – Naciskał. – Wyrzuć to z siebie!
Ostatnie rozkazujące zdanie rozniosło się echem, które trwało i trwało. Zamknęłam oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam, byłam sama.
Wyrzuć to z siebie natychmiast! – rozkazał ponownie, tym razem siedząc gdzieś w mojej głowie.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top