Rozdział 03
Ostatnio matka doprowadzała mnie do szału. Do tego stopnia, że myślałam o zmianie numeru telefonu, żeby nie truła mi dupy za każdym razem, gdy miała na to ochotę. Dochodziła pierwsza w nocy, a jej się zebrało na wspominki. Po głosie poznałam, że nieźle pochlała, a na dodatek rozstała się z gachem. Co mnie to obchodziło?
Nie było jej, gdy najbardziej jej potrzebowałam. Począwszy od dzieciństwa, aż do teraz, dała mi dobitnie odczuć, że nie mogłam na nią liczyć. Zostawiła mnie, a potem się pozbyła. Mimo wszystko prócz Marcina była moją jedyną rodziną, a jej się nie wybiera. Ktoś inny na moim miejscu dawno by się odciął od takiej matki, ale czy jestem lepsza? Tak, jak ona, czternaście lat temu zostawiła mnie na pastwę opiekuńczej placówki, tak samo ja wysłałam do niej swojego syna. Tyle że ja trafiając do domu dziecka, byłam już bardzo samodzielna. Miałam dziesięć lat, a mój Marcin dopiero cztery. Zamknął się nie tylko na mnie, ale na cały świat. Nie potrafiłam wyciągnąć go z tej dziwnej apatii, ale przecież nie porzuciłam ostatecznie. Nadal był moim kochanym bączkiem, podczas gdy ja, byłam znienawidzoną i niewdzięczną cichodajką dla własnej matki.
„Dwa koła kochana" - zabzyczała w mojej głowie myśl, niczym natrętny komar. Myśl, myśl...
Jasne, gdyby to było takie proste. Przewróciłam się na bok i wbiłam wzrok w okno, za którym widać było jedynie obdrapaną ścianę sąsiedniej kamienicy. Wyścigi tego rodzaju były niebezpieczne i w dodatku ryzykowne, bo nielegalne. I to z kim? Z bratem mojego szefa. Niepokoił mnie również trzeci z Jastrzębi, ale na razie nie wiedziałam dlaczego. Coś mi świtało z tyłu głowy, lecz gasło równie szybko, jak się pojawiało.
...
- Pani myśli, że kogo ma przed sobą? - spytała, poczerwieniała na twarzy Ilona, potrząsając ze złością sukienką przed nosem klientki. - Wyprała ją pani w pralce, jeszcze wirowała i wygniotła, a powinna być prana ręcznie, a potem suszona w pozycji leżącej. Widzi pani, jak szwy się przekręciły? - Rozłożyła ją i wskazała na jeden z boków.
Rzeczywiście. Sukienka przypominała asymetryczny łach. Materiał wyciągnął się, pogniótł i był lekko wypłowiały, a jeden ze szwów znajdował się bardziej z przodu.
- Proszę pani. - Westchnęła ciężko, farbowana blondyna. - Czy pani jest człowiekiem? - oburzyła się. - Ta suknia kosztowała majątek! - wrzasnęła. - Nawet gdybym ją przekręciła przez wyżymaczkę, nie miała prawa po jednym praniu zamienić się w bezużyteczny worek!
- Jestem, ale pani najwyraźniej nie, w innym wypadku spojrzałaby pani na metkę, na której jest napisane: prać ręcznie. A teraz, skoro nie ma pani paragonu, to żegnam. - Ilona przesunęła sukienkę w stronę kobiety i założyła ręce na bujnych piersiach.
- O nie, nie tak szybko. Chcę porozmawiać z kierownikiem na temat tej podróbki i to natychmiast - zażądała, jeszcze bardziej rozdrażniona.
- Podróbki? - prychnęła. - W tej chwili to niemożliwe, ponieważ szef jest na wyjeździe i ja go zastępuję, więc... - Ilona spojrzała na mnie znacząco. - Przypilnuj wszystkiego - mruknęła, po czym przeszła na koniec lady i odpięła złoty sznur, blokujący wejście. - A pani niech weźmie suknię i zapraszam na zaplecze - zwróciła się do klientki.
- Słucham? - zdziwiła się tamta.
- Nie będziemy dyskutowały tutaj, to nie bazar, tylko markowy, szanujący się sklep, a pani podważa jego reputację - wyjaśniła Ilona.
Wzmianka o podróbce niesamowicie wkurzyła Ilonę i gdyby usłyszeli ją inni klienci, niektórzy z nich, zapewne przestaliby u nas kupować. Ja z pewnością położyłabym uszy po sobie, zaczęła przepraszać i przyznała tamtej rację, bo jak nic wszystko wskazywało, że łaszek nie był markowy. To mnie zastanowiło, zwłaszcza że nawet nie przypominałam sobie, żebym wcześniej widziała taką sukienkę. Już po nią sięgałam, by przyjrzeć się bliżej, ale kobieta zgarnęła ją z lady i ruszyła we wskazanym przez Ilonę kierunku. Gdy drzwi od zaplecza zamknęły się, zaczęłam coś podejrzewać. Czyżby szefowa kręciła na boku i sprzedawała podróbki spod lady?
Swoją pracę traktowałam trochę z dystansem; oczywiście lubiłam ciuchy jak każda kobieta, ale na te z naszego sklepu i tak nie było mnie stać. Unikałam nawet dotykania niektórych, tylko wyciągałam je z pudła, a potem wieszałam w pokrowcach. Najbliżej wejścia znajdowały się najmodniejsze w sezonie sieciówki, następnie bluzki, kostiumy, garsonki oraz spodnie wizytowe. Na osobnych stojakach dumnie prezentowały się piękne suknie wieczorowe, oryginalnie zapakowane i sygnowane. Tylko dzieży z końcówek serii, której nie było wiele, nie segregowałyśmy i można ją było przerzucać na wieszakach, jak w zwykłych sklepach. Jednym słowem, praca była czysta i przyjemna nie to, co rozpruwanie brudnych worów z używanymi ciuchami. W szmateksie wytrzymałam zaledwie trzy miesiące, gdzie przy okazji nabawiłam się uczulenia, przez które prawie dwa tygodnie nie wychodziłam z mieszkania. Można było powiedzieć, że teraz miałam idealną pracę, gdyby nie te śmieszne zarobki. Swoją drogą, zastanawiałam się, jakim cudem opłacało się sprowadzać takie drogie towary od projektantów, skoro średnio zaledwie raz w miesiącu coś się sprzedawało, bo większość i tak kupowała sieciówki.
Zaintrygowana zachowaniem oburzonej klientki podeszłam do stoiska, gdzie znajdowały się suknie. Chwyciłam pierwszą z brzegu za wieszak i ze szczególną uwagą przyjrzałam się metce. Na pierwszy rzut oka niczego podejrzanego nie zauważyłam, ale kiedy dotarłam do trzeciej z rzędu, coś mi się nie spodobało. Kiecka była leciutka i zwiewna. Kosztowała niemało, bo aż tysiąc siedemset złotych. Rozsunęłam zamek pokrowca i dotknęłam metki. Odkąd zaczęłam sama kupować ciuchy, miałam taką manię, że je wypruwałam, ale to dlatego, że często gryzły w szyję albo zawijały się do góry lub gdzieś pod bokiem. Ta sukienka również miała nieprzyjemną w dotyku metkę. Była sztywna, gryząca i przy noszeniu na pewno by obcierała. Szkopuł w tym, że kupowałam ubrania przeważnie na bazarze i tam takie szczegóły były do przyjęcia, ale za takie pieniądze sama narobiłabym rabanu. Wyciągnęłam komórkę i wykonałam trzy zdjęcia. Co się naprawdę działo z tymi ciuchami? Czy Emil o tym wiedział?
- ...nie powtórzy, bo to niedopuszczalne. Do widzenia pani i zapraszamy ponownie - usłyszałam z głębi spokojny i zmieniony głos Ilony, a zaraz potem szybkim krokiem przemknęła obok mnie klientka, która dalej nie wyglądała na zadowoloną.
- No co za krowa, wiecie co? - mruknęła Ilona, uprzednio trzaskając drzwiami, gdy tylko kobieta opuściła sklep.
Stara jak stara. Ilona nie była wcale dużo młodsza. Ode mnie o pięć lat starsza i niedługo, z tego, co wiedziałam, stuknie jej trzydziestka, a tamta mogła mieć trochę ponad.
Przez kolejną godzinę byłam sama; Ilona nie wychodziła z zaplecza i słyszałam, jak głośno się żaliła przez telefon, a że nie było klientów, to postanowiłam wyjść na zewnątrz, żeby nie słuchać jej fałszywego jazgotu. Obciągnęłam sukienkę, poprawiłam włosy i przez kilka dobrych minut „udawałam manekina". Miałam ochotę zapalić, jednak nie było na to szans. Doskonale rozumiałam zakaz o niepaleniu wewnątrz sklepów, każdy by to zrozumiał, ale żeby na zewnątrz nie można było zajarać?
W oko wpadło mi dwóch chłopaków, stojących po drugiej stronie na początku deptaku. Jeden z nich palił sobie w najlepsze. Gównażeria - zirytowałam się i prychnęłam pod nosem. Po chwili ten niepalący, z rowerkiem typu „hoptown", odwrócił się w moją stronę i na widok okularów przeciwsłonecznych opadła mi szczęka. „No tak, zapomniałaś o nim! Jak mogłaś?!" - wyszczerzyłam się, jak kobyła i miałam ochotę uciec z powrotem, ale młody upierdliwiec już wsadzał rower w łapy koleżki, po czym sprintem przebiegł przez jezdnię.
- Hej... - wysapał i szybko odwrócił się do kumpla, który pokazał mu wyciągnięty kciuk. - Widzisz? On też jest zdania, że się nadajesz - zwrócił się do mnie i podciągnął okulary. - Jeszcze raz, hej. - Uśmiechnął się, wykopując te swoje słodkie dołeczki, przez co momentalnie zeszło ze mnie całe napięcie.
- Hej, hej - odpowiedziałam, przyglądając się jego koszulce z czarnym motywem silnika na przedzie.
- Myślałaś? - zapytał i podrapał się po karku.
Nie wiem dlaczego, ale dla mnie zabrzmiało to jak: tęskniłaś? Aż zrobiło mi się przyjemnie.
- Przyniosłeś? - odbiłam piłeczkę, przypominając sobie o wczorajszej umowie.
- A co, myślałaś, że żartowałem? - Zbliżył się, a następnie sięgnął do kieszeni, skąd wyciągnął długą smycz.
Na jej końcu przypięte były klucze i jakieś inne drobne gadżety. Po chwili odpiął z niej mały, kilkucentymetrowy metalowy pendrive i spojrzał na mnie, nieco poważniej.
- Zanim go dostaniesz, musisz mi powiedzieć, czy mogę na ciebie liczyć w sobotę. - Zamknął go w dłoni i usiadł obok na parapecie wystawowego okna.
- No nie wiem... - odparłam z namysłem. - Nawet nie mam komputera, o Internecie nie wspominając, więc jak to przejrzę?
- Poważnie? Nie masz kompa?
Czekałam, aż zacznie robić jakieś gówniarskie aluzje, ale chyba naprawdę był zdziwiony.
- Niestety. Poza tym nie interesuję się takimi rzeczami. Mam ważniejsze rzeczy na głowie, niż fruwanie po sieci - wyjaśniłam.
- A tutaj w sklepie nie macie?
- Jest laptop, ale tylko Ilona go używa. W dodatku założyła na niego hasło - prychnęłam. - Powiedz lepiej, czy mam się czego wstydzić i będzie po sprawie.
- To zależy. Gdybyś była moją dziewczyną, to na pewno bym się wkurzył i to bardzo. - Odwrócił wzrok i przez moment przyglądał się przechodniom.
- Na szczęście nie jestem niczyją dziewczyną, ale mimo to wolałabym, żeby nikt tymi nagraniami nie wachlował po Internecie.
- To się da zrobić - mruknął tajemniczo.
- Fajnie, a teraz daj mi to ustrojstwo. Poproszę Ilonę, może użyczy mi sprzętu. - Wyciągnęłam rękę, na którą tylko dziwnie spojrzał. - No co jest? Bez obaw, oddam ci przecież. - Poruszyłam niecierpliwie palcami.
- Kiedy?
- Jak tylko obejrzę zawartość.
- Kiedy dasz mi odpowiedź - spytał, unosząc na mnie wzrok.
- Pojadę z tobą, pasuje?
Sama nie wiedziałam, dlaczego się wreszcie zgodziłam, ale miałam dość tych podchodów. Ponadto perspektywa szybkiego zarobku - co tu kryć - złamała mnie.
- Wiedziałem. - Wyszczerzył się zwycięsko. - Trzymaj, tylko uważaj, żeby ona tego nie widziała, bo to u nich na chacie było kręcone.
- Spoko. Jak nie w sklepie, to sprawdzę u kogoś innego i...
Nie dał mi dokończyć. Poderwał się, niespodziewanie doskoczył do mnie, po czym chwycił za głowę, a następnie szybko pocałował w usta. Równie prędko dał nogę, przebiegając na drugą stronę ulicy i nawet nie zdążyłam go opieprzyć. „Co za... gówniarz, no!" - omal nie krzyknęłam za nim, ale na szczęście w porę się opanowałam, bo nie chciałam robić przed sklepem przedstawienia.
Potem mignął mi w tłumie ludzi i chwilę potem, razem z kumplem, zniknął na deptaku.
...
Ku mojemu zdziwieniu, Ilona z chęcią użyczyła mi swojego laptopa. Normalnie opadła mi szczęka na ten przejaw dobroci z jej strony.
- Jakie jest hasło? - zapytałam uradowana.
- Matrin nie ma hasła. Wpisz wszystko razem bez spacji tylko małymi literami - wyjaśniła.
- Spacji... hmm... Co to i gdzie to? - mruknęłam pod nosem.
- Boże ty naprawdę jesteś taka ciemna, czy udajesz? Całym ciągiem, bez przerw, wszystko razem dziewczyno. - Wywróciła oczami, nie kryjąc irytacji.
- Łatwo ci mówić. Z komputerami miałam tyle do czynienia, co z drogimi samochodami, czyli raz albo dwa tylko - odparłam podekscytowana, gdy po wpisaniu hasła na ekranie pojawił się znajomy romantyczny obraz. Trochę tandetny jak na mój gust.
- W szkole tego nie uczyli?
- Nie skończyłam szkoły, wybacz - Zbyłam ją, po czym przyjrzałam się temu małemu pierdolnikowi, nie mając nawet pojęcia, jak i gdzie go wcisnąć. Obejrzałam laptopa z obu stron i znalazłam odpowiednie gniazdo, to znaczy wyglądało, że będzie w nie pasował, ale początkowo nie chciał wejść. W końcu obróciłam go do góry nogami i zadziałało. Reszta już poszła jak z płatka. Wystarczyło klikać ikonki folderów i przeglądać zawartość, tyle to potrafiłam. Spojrzałam spod byka na Ilonę i choć wydawała się zajęta czatowaniem z kimś na komórce, to wolałam być czujna.
- A właściwie, co chcesz tam przeglądać? - zainteresowała się po chwili.
- A takie pierdoły. Nie w tę, ale w przyszłą sobotę jadę do... - zamilkłam, zdając sobie sprawę, że ona chyba nie miała pojęcia o tym, gdzie znajduje się mój syn.
Bynajmniej nie chciałam o tym mówić, zwłaszcza jej, no i nie było się przecież czym chwalić.
- To znaczy, słyszałam o jednej imprezie i chciałabym się na ten temat czegoś dowiedzieć - kontynuowałam po chwili, kłamiąc jak z nut. - Może wyskoczyłybyśmy razem? - dodałam naprędce.
- No co ty? Emil mnie nigdzie nie puści, jak już to tylko z nim, a wiesz, że on nie jest imprezowym typem - wyjaśniła, nawet na mnie nie patrząc.
- Szkoda.... - udałam, szczerze zmartwioną.
- Na twoim miejscu sama też bym się nie wybierała.
- Nie jadę sama tylko ze znajomą i jej chłopakiem - kłamałam dalej.
- To dobrze. A co do jutra, to powinnaś o czymś wiedzieć...
Kliknęłam pierwszy katalog, gdzie znalazłam masę zdjęć, ale nikogo na nich nie rozpoznałam. Zamknęłam i otworzyłam następny, z filmami, ale to też nie było to. Na pierwszym, jakaś gównażeria skakała przez przeszkody na tych rowerkach. Na kolejnym to samo...
- Słuchasz mnie?
- Tak, czekam na to, co chcesz mi powiedzieć. Domyślam się, że chodzi o tę nową?
- Właśnie. Miej na nią oko i nie zostawiaj samej. Jak coś nawywija, to będzie twoja wina - ostrzegła.
- Jasne - oznajmiłam, po czym zrezygnowana, pozamykałam wszystko. Musiałam przejrzeć to na spokojnie i do głowy przyszedł mi inny pomysł. - Ale wpadniesz jutro, nie? - zagaiłam.
- Tak, przecież muszę otworzyć. Po obiedzie też zajrzę i zostawię ci klucze - odpowiedziała.
- A mogłabyś mi pożyczyć do jutra laptopa? Mam w domu płyty ze zdjęciami, chciałabym je wydrukować. Proszę... - Spojrzałam na nią maślanym wzrokiem.
- No nie wiem... - sapnęła i westchnęła ciężko. - Chyba że dodam drugie konto użytkownika. Nie chcę, żebyś przez przypadek coś mi tam namieszała.
- Spoko, dzięki - ucieszyłam się.
...
- Jasna cholera! - zaklęłam na głos, omal nie dławiąc się na amen.
Chwyciłam pierwszy lepszy ciuch, jaki miałam pod ręką i zaczęłam gorączkowo wycierać kawę ze stolika. Serce waliło mi jak oszalałe i na serio się przeraziłam. O mały włos a zalałabym laptopa, ale na szczęście zamoczył się trochę pod spodem, a na klawiaturę spadło tylko kilka kropel. To był kolejny dowód na to, że nie powinnam mieć w domu tego ustrojstwa. Jego żywotność z pewnością nie byłaby u mnie długa.
Odrzuciłam na bok wilgotną koszulkę, wypiłam resztki pozostałe w kubeczku i przeglądałam dalej.
Zaczęłam od zdjęć i na kilku z nich rozpoznałam młodego z jego jednośladem. Niektóre naprawdę były świetne, moim skromnym zdaniem, a zwłaszcza te uchwycone „w locie". Zastanawiałam się, dlaczego tak różnił się od pozostałych braci. „Może stara puściła się na boku?" - podpowiedział złośliwy głosik.
Następnie wpadłam na fotki młodego z jakąś ładną dziewczyną, siedzącą mu na kolanach. Nie miał swoich okularów, więc od razu było widać, że się lubili. Nawet bardzo bym powiedziała...
Nie wiedziałam, po co gówniarz dał mi to wszystko, mimo że wyraźnie prosiłam o pliki, na których byłam ja. Będzie cud, jak w tym gąszczu znajdę je do jutra - pomyślałam, zrezygnowana.
Po otwarciu kolejnego katalogu, zaraz na pierwszym zdjęciu zobaczyłam brata młodego, tego z kucykiem, pochylającego się przy motorze. Na drugim sam motor i dalej ten facet. Przewinęłam w dół i znalazłam takie ujęcie, na którym stał przodem. Był w błękitnej koszulce ubrudzonej smarem i patrzył groźnie w obiektyw. Ten wyraz twarzy... Gdzie ja widziałam tego typa? Wyglądał znajomo i wydawało mi się, że wtedy na parkingu on też mnie rozpoznał. Jednak widząc go, czułam jakąś niezrozumiałą obawę i to mnie cholernie gryzło. Nie tracąc czasu, przewijałam dalej...
Wnętrze samochodu, następne ujęcie wewnątrz wypasionej bryki braciszka, łąka i... w końcu... Ja?
- Nie do wiary, ten gówniarz zrobił mi zdjęcia? - wyrwało mi się dzikie warknięcie.
Wyglądałam okropnie, normalnie jak oferma. Wysoko uniesione w powietrzu nogi i mina jak srający kot na pustyni, w dodatku rozczochrana i na kacu. Chciałam je pokasować, ale ostatecznie zostawiłam. W następnych katalogach znalazłam jakieś nieznane pliki, które nie były ani filmami, ani zdjęciami więc ryłam dalej. Mogłeś mi podać nazwę mały świrku - zganiłam go w myślach.
Kątem oka zerknęłam na telewizor i obraz na nim, jakoś dziwnie mi się rozmył. Usłyszałam wcześniejszą kwestię wypowiadaną przez jebniętą sułtankę Hatice, która działała mi na nerwy bardziej, niż ta cała Mahidevran i nie wytrzymałam.
- Na miejscu Sulejmana dawno obcięłabym ci ten głupi łeb - mruknęłam pod nosem i ziewnęłam.
Byłam już śpiąca, ale uparcie szukałam dalej dowodów mojego rzekomego „niedrętwego zachowania" na imprezie. Możliwe, że młody mnie podpuścił, bo gdyby coś takiego miało miejsce, Ilona z pewnością by mi to wytknęła. Nie byłam też aż tak pijana, żebym zapomniała, co tam wyprawiałam. Chyba... Pamiętam, że graliśmy w rozbieranego pokera, a potem Ilona z Emilem wyszli, a potem... No właśnie, co było potem? Z pewnością wiedział o tym pulchny brunet, który, jak nietrudno się domyślić, szpiegował dla młodszych Jastrzębi, a może nawet dla starych, kto wie?
Kliknęłam któryś z kolei katalog i w końcu znalazłam w nim krótkie filmiki. Niestety tego też było zbyt wiele i w efekcie od klikania rozbolał mnie palec. W dodatku wszędzie zaczęłam widzieć roześmianego młodego i łapałam się na tym, że chyba zaczynam lubić tego skurczybyka. Oczy miałam już dosłownie na zapałkach, gdy nareszcie natrafiłam na pierwsze krótkie ujęcie z imprezy, czyli otwieranie szampana. Nic ciekawego nie znalazłam, więc klikałam dalej i klikałam, aż doszłam do ostatnich plików i moje oczy z bólem rozwarły się na całą szerokość, aż jakaś żyłka niepokojąco zapulsowała mi na skroni.
- Ooo... w mordę... - jęknęłam i omal nie zaryłam nosem w klawiaturę.
Cdn...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top