Przykazania związku (Część 1) - Dylematy
Choć ulewy na Coruscant potrafiły trwać wiele dni, tym razem deszcz przestał padać zadziwiająco szybko. Zaledwie po paru godzinach chmury rozstąpiły się, robiąc miejsce dla długich promieni światła. Jeden z nich wpadł przez okno do pomieszczenia, w którym leżał nagi mężczyzna, przykryty do pasa zieloną kołdrą.
Anakin wydał cichutkie westchnienie. Słońce piekło mu powieki, więc zmarszczył czoło i przekręcił się na drugi bok.
Miałem taki piękny sen – pomyślał.
Chciał jeszcze raz przeżyć go we własnej głowie, zatem nie otworzył oczu. Pozwolił, by jego umysł utonął we wspomnieniach.
On i Obi-Wan, całkowicie nadzy, pod prysznicem. Jego wargi na twarzy Obi-Wana. Na jego szyi, sutkach, brzuchu. Penis Obi-Wana w jego ustach. A potem...
Anakin mocniej wtulił policzek w poduszkę i leniwie się uśmiechnął. Pamiętał... Ach, jak dokładnie on to pamiętał!
Leżał między nogami Obi-Wana. Rude włosy pięknie kontrastowały z zieloną pościelą, a błękitne tęczówki błyszczały w nikłym świetle lampy. Ciało Kenobiego było zarazem miękkie i solidne – gładka, aksamitna skóra, a pod nią twarde mięśnie. Jeden z nich, długi i różowy, przyjemnie zahaczał o brzuch Anakina. W powietrzu unosił się zapach herbaty, mydła i seksu. Za oknem padał gęsty deszcz. Właśnie w takich okolicznościach zrobili to... Połączyli się po raz drugi.
Skywalker zanurzył się w swoim Mistrza i wydał głośny okrzyk zachwytu, gdyż wilgotna szczelina okazała się równie ciasna jak zapamiętał. A Obi-Wan równie słodki. I namiętny.
- Nie martw się o mnie – szepnął wtedy do Anakina, zamykając oczy i marszcząc czoło. – Nie szkodzi, że na początku trochę boli. Nie przestawaj. Zaraz będzie dobrze.
Ten seks był podobny do tego, który miał miejsce na gwiezdnym niszczycieli, a zarazem zupełnie inny. Lepszy. Znacznie lepszy! Anakin głaskał wargami usta Obi-Wana, nieśpiesznie poruszając lędźwiami, a łóżko skrzypiało, zlewając się z ich cichymi westchnieniami. Ten powolny rytm był na swój sposób bolesny, ale jednocześnie cudowny, gdyż pozwalał odkryć zupełnie nowy wymiar przyjemności. Całkowite przeciwieństwo tego, co Skywalker robił przez całe swoje życie...
Szybko, mocno i bez namysłu - te słowa określały zarówno jego trening Jedi, jak i małżeństwo. Rzucał się na nową formę walki mieczem świetlnym, jeszcze zanim zdążył poznać poprzednią. Wszedł w związek z Padme, tak naprawdę nie zastanawiając się, czy to rzeczywiście dobry pomysł i czy rzeczywiście tego pragnie. Wszyscy mówili mu, że powinien przystopować, ale nie słuchał.
Dopiero teraz, gdy z własnej woli postanowił zrobić coś powoli i dokładnie, zrozumiał, w czym tkwił sekret. Chodziło o szczegóły, których nie można było dostrzec, jeśli z każdej czynności robiło się wyścig. Takie, jak dokładny moment, gdy poruszający się między jędrnymi pośladkami członek przestał sprawiać Obi-Wanowi ból i stał się źródłem przyjemności. Wówczas usta, którego przylegały do warg Anakina, ułożyły się w delikatny uśmiech, a mięśnie wokół twardego penisa nieznacznie się rozluźniły, choć nadal pozostawały przyjemnie ciasne i ciepłe. Skywalker pamiętał, jak wyczuł tę magiczną chwilę i ogarnęło go niewyobrażalne szczęście. Odwzajemnił uśmiech i przerwał pocałunek, by poocierać się wargami i nosem o brodę Mistrza. Przesuwał dłońmi po plecach i ramionach ukochanego, zaś Obi-Wan na przemian odgarniał mu włosy z twarzy i głaskał go po karku.
Co jakiś czas przy uchu młodego Jedi rozbrzmiewało wypowiadane melodyjnym szeptem imię:
- Anakin... Anakin!
Ich ciała były mokre od potu. Obi-Wan sunął nogami po prześcieradle, ocierając się łydkami o smukłe uda kochanka. W pewnym momencie przejechał dłonią po wygiętym w łuk kręgosłupie Anakina i pogładził pośladki, które co chwilę napinały się i rozluźniały, wsuwając nabrzmiałą męskość do gorącej szczeliny. A gdy główka zanurzonego w wąskim tunelu członka uderzyła w ten najwrażliwszy, najsłodszy punkt, szept zamienił się w głośny jęk, a potem w krzyk.
Skywalker wydał cichy pomruk zadowolenia. Ach, jak świetnie to wszystko pamiętał... swoje własne imię roznoszące się echem po pomieszczeniu. Ciekawe, czy paznokcie Obi-Wana zostawiły ślad na tyłku?
Postanowił, że gdy wreszcie zwlecze się z łóżka, obejrzy się w lustrze i to sprawdzi. Ale jeszcze nie teraz. Na razie mu się nie chciało. Póki co pragnął po prostu leżeć z zamkniętymi oczami, grzać plecy w porannym słońcu i wspominać wydarzenia z ubiegłej nocy.
On i Obi-Wan nie poprzestali na jednym razie, o nie! Kiedy Anakin wypełnił ukochanego swoim nasieniem, tamten przez chwilę się do niego tulił i uspokajał oddech, ale potem...
Kąciki ust młodego mężczyzny drgnęły na to wspomnienie.
Potem Mistrz Jedi zaczerwienił się, spojrzał w drugą stronę, odchrząknął i nieśmiało zapytał, czy „nie mogliby zrobić tego jeszcze raz". To była absolutnie najsłodsza i najseksowniejsza prośba Obi-Wana Kenobiego, jaką Anakin Skywalker kiedykolwiek słyszał.
Nienasycony – pomyślał wtedy o swoim mentorze. – Tak bardzo chętny i nienasycony!
No cóż, była w tym pewna logika. Skoro Obi-Wan żałował sobie seksu przez tyle lat, nic dziwnego, że gdy tylko nadarzyła się okazja, postanowił „zaszaleć". Zresztą, jego monstrualne libido wcale Anakinowi nie przeszkadzało. A wręcz było mu na rękę.
Po kolejnej rudzie pieszczot, młodszy z Jedi przewrócił mentora na brzuch, uniósł mu biodra, a potem wziął go od tyłu, mocno i głęboko, już od pierwszego pchnięcia uderzając jądrami w jędrne pośladki. Starał się nie narzucać zbyt szybkiego tempa, ale wydawane przez Kenobiego dźwięki wcale nie pomagały mu w zachowaniu kontroli. Obi-Wan zaciskał palce za prześcieradle, wtulał się policzkiem w materac i skomlał jak domagająca się uwagi kotka. Jego wypięty tyłek dość szybko zaczął wychodzić naprzeciw rozochoconemu fiutowi Anakina. Kropelki potu pomiędzy pięknie wyrzeźbionymi łopatkami aż prosiły się, żeby je zlizać, więc Skywalker to właśnie zrobił.
Wciąż czuł na języku ich słonawy smak. Pamiętał, jak zaczerwienione było ucho Obi-Wana, gdy skubnął je zębami i zapytał swojego Mistrza, czy jest już zaspokojony. A Kenobi przełknął ślinę i cichutko odparł:
- A jeśli nie, to co?
Na Moc. Cóż to był za facet!
A zatem Anakin zerżnął go znowu, tym razem ostro i konkretnie. Stanął przy łóżku, zarzucił sobie muskularne nogi na ramiona i naparł na pośladki Obi-Wana nie tylko swoim twardym fiutem, ale w ogóle całym ciałem. Wąska szczelina była wspaniale rozciągnięta, więc wchodził w nią bez najmniejszych problemów, jakby była stworzona specjalnie dla niego. Zamknął oczy, odchylił głowę do tyłu i nie przerywając energicznego poruszania biodrami, pogładził włoski na umięśnionych łydkach. Najbardziej zachwycało go w tym wszystkim nie to, jak gładko wbijał się w partnera i jak zajebiście mu było w tej pozycji, lecz to, jak bardzo Obi-Wan był zrelaksowany.
Mistrz Jedi już nie jęczał, lecz mruczał jak podczas dobrego masażu. Leżał z zamkniętymi oczami, jedną ręką błądząc po pościeli, a drugą tarmosząc swojego twardego członka i czerpiąc ewidentną przyjemność z brutalnych pchnięć partnera. Anakin czuł się przez to trochę jak ludzki wibrator... I szybko doszedł do wniosku, że bycie ludzkim wibratorem jest kurewsko podniecające.
Kiedy wreszcie doszli, pierwszy raz zwątpił w swoje możliwości i stwierdził, że jego fiut już chyba, do piekieł sithów, więcej nie stanie, ale oczywiście się pomylił. Bo kiedy położył się obok drugiego mężczyzny i próbował złapać drugi oddech, to jego Mistrz, dla odmiany, zaczął dotykać jego.
Obi-Wan wodził dłonią po spoconym ciele młodego kochanka, a robił to w tak ostrożny i niepewny sposób, że Anakin od nowa się w nim zakochiwał. To było takie urocze, że palce, które biegle posługiwały się mieczem świetlnym, nie miały bladego pojęcia, jak wędrować po ludzkiej skórze. Kenobi dotykał mostka i brzucha protegowanego jak dziecko, które pierwszy raz oglądało przewody ulubionego myśliwca, więc było jednocześnie zafascynowane i wystraszone.
Leżeli bokiem, twarzami do siebie. Skywalker najpierw obserwował nieporadność Mistrza z czułym uśmiechem, a potem postanowił przyjść ukochanemu z pomocą. Przykrył ciekawską dłoń swoją własną i zaczął cierpliwie pokazywać Obi-Wanowi, gdzie i jak lubi być dotykany. Po nakierowaniu zwinnych palców na swojego członka, szeptał instrukcje, takie jak „tak, tutaj" lub „proszę, trochę mocniej... tak, właśnie tak!"
Gdy zrobił się tak twardy, że ledwo mógł wytrzymać, poderwał się do siadu skrzyżnego i pociągnął Obi-Wana na swoje krocze, by wejść w niego - jeszcze ten jeden, ostatni raz. Już nawet nie po to, by się zaspokoić, ale by zakończyć miłosny symfonię tym, co obiecał na samym początku. Czymś nieśpiesznym i łagodnym.
I tak właśnie było.
Po powolnym wstępie, umiarkowanym braniu od tyłu i ostrym rżnięciu na brzegu łóżka, on i Obi-Wan byli kompletnie wyzuci z sił, więc po prostu kołysali się w swoich ramionach, równocześnie pieszcząc uwięzionego między dwoma brzuchami członka Kenobiego, obdarowując się nawzajem krótkimi pocałunkami i ciesząc się poczuciem bliskości. Byli jak maratończycy, którzy właśnie przekroczyli linię mety. Już wygrali, osiągnęli to, czego pragnęli, a teraz chcieli po prostu uspokoić oddech i napawać się chwilą.
Tym razem doszli zupełnie bezgłośnie, złączeni nie tylko na dole, ale i w pocałunku.. A potem padli plecami na łóżko i przez chwilę leżeli obok siebie, patrząc w sufit oczami klejącymi się ze zmęczenia. Potem wszystko się zamazało...
Anakin, który obudził się w łóżku na sześćdziesiątym dziewiątym piętrze hotelu zwanego „Herbaciarnią", właśnie postanowił, że wspomnienia mu nie wystarczają. Cudownie było do nich wrócić, ale potrzebował czegoś jeszcze – musiał się upewnić, że to wszystko zdarzyło się naprawdę.
Z bijącym od nerwowego wyczekiwania sercem wyciągnął rękę i uśmiechnął się, gdyż natrafił na coś, co zdecydowanie NIE było pustą połową łóżka. Nie. To były włosy spływające po ludzkim karku. A nieco niżej znajdywało się muskularne ramię. Anakin złapał je i zaczął przesuwać się na łóżku, aż przylgnął kroczem do otulonych prześcieradłem pośladków.
- Tym razem nie uciekłeś – wyszeptał drugiemu mężczyźnie do ucha.
Zjechał mechaniczną ręką w dół, by objąć ukochanego w pasie.
- Nie – Obi-Wan odparł cicho. – Nie uciekłem.
Przykrył dłonią metalowe palce Anakina i westchnął, gdy Skywalker lekko pociągnął go zębami za ucho.
Przez jakiś czas po prostu tak leżeli. Ciężko stwierdzić, ile minut dokładnie minęło. Mogło być ich pięć, piętnaście albo pięćdziesiąt. Wreszcie Mistrz Jedi obrócił się twarzą do protegowanego. Wyglądał uroczo z potarganymi rudymi włosami, rozrzuconymi na poduszce. W porannym słońcu jego oczy miały najpiękniejszy odcień błękitu, jaki Anakin kiedykolwiek widział – były tak samo łagodne i czyste jak jezioro na Naboo.
Z miną kogoś, kto ma poważne wątpliwości, czy rzeczywiście wyrwał się z krainy snów, Obi-Wan odgarnął drugiemu mężczyźnie włosy z czoła.
- Dzień dobry – powiedział z niepewnym uśmiechem.
Anakin przewrócił zaskoczonego partnera na plecy i docisnął jego nadgarstki do prześcieradła.
- Mhm...Witaj, nieznajomy – wymruczał, pocierając nosem nos ukochanego.
- Nieznajomy? – Obi-Wan powtórzył głupio.
- Tak – Skywalker schwycił zębami dolną wargę drugiego mężczyzny i delikatnie ją skubnął. - Witaj, ty przedziwna istoto, bardzo podobna do mojego Mistrza. Wyglądasz niemal kropka w kropkę jak Obi-Wan Kenobi. Tyle że on rzadko bywa taki zrelaksowany. I nie roztacza wokół siebie tej charakterystycznej aury zaspokojonego człowieka.
Rozluźnił uścisk na nadgarstkach partnera i przykrył dłonie Obi-Wana swoimi. Kenobi załapał aluzję – ich palce splotły się ze sobą.
- Twój Mistrz mógłby się obrazić, gdyby wiedział, że bierzesz go za wiecznie spiętego sztywniaka – mrużąc oczy, wyszeptał starszy z mężczyzn.
- Dlatego nic mu nie powiemy – Anakin złożył na wargach Mistrza delikatny pocałunek. - To będzie nasz sekret. Ten stary maruda niczego się nie domyśli.
- Naprawdę nie mam pojęcia, skąd ty bierzesz te teksty – Obi-Wan pokręcił głową.
Mimo to, zarzucił protegowanemu ręce na szyję i złączyli się w kolejnym pocałunku. Tym razem dłuższym i głębszym.
Kiedy się od siebie oderwali, Kenobi wyglądał na o wiele bardziej rozbudzonego niż chwilę temu. Czerwieniąc się, popatrzył na Anakin i nieśmiało zapytał:
- Chcesz herbaty?
Skywalker zaśmiał się pod nosem.
Herbata... Na Moc, naprawdę trzeba być Obi-Wanem, by proponować coś takiego! By po namiętnej nocy z dawnym uczniem, podczas której zaliczyło się (Anakin szybciutko policzył) siedem orgazmów, rzucić dokładnie tym samym tekstem, od którego przez bite dziesięć lat zaczynało się niemal każdy poranek w Świątyni Jedi.
"Chcesz herbaty?"
Anakin słyszał to pytanie prawie codziennie, odkąd był mały. Słysząc je teraz, czuł się... jak w domu.
Tak, po namyśle, herbata to całkiem niezły pomysł na rozpoczęcie dnia po fantastycznym seksie. Skywalker ułożył przedramiona na mostku Mistrza.
- A herbata w ogóle tu jest? – zapytał, opierając podbródek na nadgarstku. - W sensie taka prawdziwa, do picia?
- Przyprowadziłeś mnie tutaj i nawet tego nie sprawdziłeś? – zdziwił się Kenobi.
Wpatrywał się w palce Anakina, które szarpały go za włoski na klacie. Ten ruch zdawał się go hipnotyzować.
- Hm... - Skywalker zlustrował wzrokiem pomieszczenie. – Myślę, że jakaś herbata się znajdzie. Choć ja zacząłbym od śniadania – stwierdził z szatańskim uśmiechem.
I bez ostrzeżenia zanurkował pod kołdrę, a konkretniej między nogi Mistrza...
- Zaraz, zaraz! – w głosie Obi-Wana zabrzmiała panika. – Czekaj! Nie możesz... aaaach!
„Nie możesz brać mojego penisa do ust, gdy dopiero się obudziłem!"
„Nie możesz robić mi loda, gdy jest rano!"
„Nie możesz dotykać mojego ciała w tak intymny sposób, póki nie zapytasz o pozwolenie!"
Cokolwiek chciał powiedzieć, zapomniał o tym, gdy tylko poczuł na swoim członku wargi Anakina. A biorąc pod uwagę, jak szybko zaczął poruszać biodrami, podobna forma rozpoczynania dnia chyba jednak mu nie przeszkadzała.
No bo, tak szczerze – czy miał do czynienia z jakimś dziwnym, odbiegającym od normy zachowaniem? Nie. Skywalker od lat był bezczelnym i spontanicznym facetem, niezawracającym sobie głowy pierdołami, takimi jak pytanie o zgodę, a jednocześnie świadomym faktu, że jego „sztywniacki" Mistrz uwielbiał w nim te wszystkie niewygodne cechy.
„Czasem trzeba po prostu słuchać instynktu" – brzmiała życiowa dewiza Anakina. – „Są takie momenty, gdy pomysł wpada ci do głowy i nie masz wątpliwości, że będzie zajebisty".
Tak było również tym razem. Uznał, że chce zrobić Obi-Wanowi loda, więc wziął i zrobił – i to w jakim stylu!
Poszło mu tak sprawnie, że nawet nie zdążył podniecić się na tyle, by odczuć dyskomfort między nogami. Kilka razy wessał czerwoną główkę, trochę poznęcał nad jądrami, przez chwilę testował głębokość swojego gardła i już było pod wszystkim.
Niezmiernie z siebie zadowolony, wyczołgał się spod kołdry i, tak jak przedtem, umościł się na klatce piersiowej partnera. Obi-Wan zezował na sufit. Miał identyczną minę, jak wtedy, gdy siedział na fotelu pasażera i dochodził do siebie po dzikich popisach Anakina.
- W tym wszystkim... nie podoba mi się tylko jedno – wydyszał. – Że nazwałeś tę czynność „śniadaniem".
- Tak właściwie... - Skywalker wyszczerzył zęby i pokazał palcem stojący w rogu stolik. – Mówiąc „śniadanie", miałem na myśli tamte ciasteczka.
Obi-Wan wydał sfrustrowany jęk i gniewnym ruchem odgarnął sobie włosy z czoła.
- Szlag!
Anakin zaczął wyć ze śmiechu.
Jeden zero dla mnie! – pomyślał z uciechą.
- Jesteś najbardziej podstępnym małym gnojkiem w całej przeklętej Galaktyce! – Kenobi wycedził przez zęby.
- Poprawka: już nie jestem mały! – Skywalker porozumiewawczo mrugnął do Mistrza.
Złożył na czole Obi-Wana delikatny pocałunek.
- Daj mi moment, a załatwię ci śniadanie do łóżka – oznajmił, wyplątując się z pościeli. – Dzisiejsze menu to herbata i ciasteczka.
- Jeśli chodzi o herbatę, to ja mogę... - Kenobi zaczął proponować, jednak dawny Padawan wszedł mu w słowo.
- Nie, nie, nie! – cmokając, Anakin pokiwał palcem wskazującym. – Ty będziesz sobie tutaj grzecznie leżał. Ja się wszystkim zajmę!
- Ale...
- Żadnego „ale"! Oszczędzaj pośladki, Mistrzu.
Aluzja do tego, co wczoraj wyrabiali, skutecznie przykuła Obi-Wana do materaca. I dobrze! Tego tylko brakowało, by latał po pokoju i doprowadzał wszystko do porządku, tak jak po ich pierwszym seksie...
Skywalker wciąż nie mógł sobie darować, że na to pozwolił. Ale nie tym razem! Dzisiaj był zdeterminowany, by tym razem zrobić wszystko „jak trzeba". Poczynając od zagwarantowania, by jego ukochany nie musiał się niczym zajmować i nie odczuwał żadnego dyskomfortu.
Podczas gdy wywar w kubkach powoli przyjmował kolor yarumu, Anakin poszedł do łazienki i namoczył jedwabną szmatkę w ciepłej wodzie. Cały czas paradował na golasa, więc jego powrót do sypialni spotkał się z wymownym chrząknięciem Obi-Wana.
W przeciwieństwie do protegowanego, Kenobi miał opory przed bezwstydnym prezentowaniem klejnotów i siedział na łóżku z kołdrą zasłaniającą okolice krocza. Ale nie na długo.
- Stań na czworakach, tyłem do mnie – poprosił Anakin.
Obi-Wan bez trudu odgadł zamiar protegowanego. Wpatrywał się w szmatkę z takim wyrazem, jakby mogła go ugryźć.
- W-wolałbym zrobić to sam – wymamrotał, czerwieniąc się po same uszy.
- Jeśli nie pozwolisz mi tego zrobić, będzie mi przykro – Skywalker odparł z prostotą.
Nie chodziło o to, że podniecał się tą czynnością - to była bardziej kwestia honoru. A także okazania drugiej osobie czułości i zrobienia dla niej czegoś bezinteresownego. Miał nadzieję, że te sprawy są dla Obi-Wana jasne i że nie będzie musiał niczego tłumaczyć.
Ich Więź w Mocy była prawdziwym błogosławieństwem. Kenobi zrozumiał, dlaczego partnerowi tak zależy i spełnił prośbę.
W świetle dnia prezentował się jeszcze lepiej niż w nocy... Wyglądał absolutnie zjawiskowo! Nagi, na czworakach, z wypiętymi w stronę Anakina bladymi pośladkami. Nawet zawstydzenie, którym emanował w Mocy, działało na jego korzyść – jakie to urocze, że nie wstydził się, mając w sobie penisa protegowanego, ale wstydził się prezentując dawnemu uczniowi swój jędrny tyłek.
Anakin mógłby gapić się bez końca, jednak przypomniał sobie, że tu nie chodziło o niego, lecz o Obi-Wana. Wziął głęboki oddech i zabrał się do pracy. Szybko doszedł do wniosku, że jego mentor miał pełne prawo czuć się zawstydzonym – to, co teraz robili, było znacznie intymniejsze od seksu.
Skywalker ujął ludzką dłonią pośladek Mistrza i delikatnie naparł na niego kciukiem, by odsłonić wrażliwy punkt, w który wczoraj tak ochoczo się wsuwał. Spojrzał na spływający po skórze strumyczek bieli i westchnął z zachwytu, przypomniawszy sobie, w jakich okolicznościach nasienie znalazło się w Kenobim. Mimo to, nie pozwolił, by podniecenie zastąpiło czułość i troskę. Cierpliwymi ruchami lojalnego sługi kontynuował mycie szczeliny pomiędzy pośladkami Obi-Wana.
W międzyczasie przypomniał sobie wszystkie plotki, które krążyły wokół tej konkretnej czynności w środowisku handlarzy niewolników. Gdy szykował się do pamiętnej misji na Zygerri, słyszał na temat całkiem sporo. Wywnioskował wtedy, że czyszczenie komuś intymnego miejsca to najbardziej uwłaczająca czynność, jaka może zostać zlecona przez Pana. Dziękował Mocy, że samemu będąc niewolnikiem nie został zmuszony do tak hańbiącego zajęcia. Przysięgał sobie, że nigdy, przenigdy tego nie zrobi!
A mimo to, właśnie zaoferował coś podobnego Obi-Wanowi i wcale nie czuł się upodlony. Przeciwnie – był wdzięczny, że okazano mu tak wielkie zaufanie. Nie robił z siebie niewolnika. Dobrowolnie podejmując się zadania, do którego inni byli zmuszani, demonstrował najczystszą formę miłości.
A Obi-Wan potrafił to docenić. Choć nie powiedział ani słowa, gdy Anakin go mył, jego Ja w Mocy bardzo szybko przestało emanować wstydem i zaczęło wypełniać się spokojem i wdzięcznością. Mógł to być efekt jego wyobraźni, ale Skywalker mógłby przysiąc, że kąciki ust ukochanego w pewnym momencie drgnęły w nieśmiałym uśmiechu.
Cóż... nawet jeśli tylko mu się przewidziało, Anakin był z siebie dumny.
- Zrobione – zaanonsował. – Zaraz wrócę, tylko to wypłuczę – skinieniem wskazał szmatkę.
Obi-Wan położył się na łóżku i przykrył się do pasa kołdrą. Ruszał się z pewnym oporem, jak po wyczerpującym sparingu.
- Dziękuję – szepnął bardziej do siebie niż do Anakina. – Potrzebowałem tego.
Nie wiedzieć czemu, to stwierdzenie strasznie zawstydziło Skywalkera. Młodszy z Jedi zagapił się na partnera, przez co potknął się i omal nie zarył zaczerwienioną buźką o podłogę.
Do licha! – wkurzony na samego siebie, ścisnął czubek nosa. – Czym ja się tak przejąłem?
Ale kiedy stał w łazience i płukał szmatkę, uśmiechnął się. Miło wiedzieć, że zdarzało mu się robić coś dobrze...
Postawił kubki z herbatą oraz ciasteczka na drewnianej tacce i zaniósł wszystko do Obi-Wana.
- Wiesz – zagadał, siadając na łóżku. – Myślę, że to miejsce nadawałoby się na knajpę – nadgryzł ciasteczko. - Tło szmakuje żnacznie lepiej niż błatoniki enełgetyczne dla wojszka – przełknął i zapytał. – Jak herbata?
- Idealnie zaparzona – Mistrz Jedi wpatrzył się w opary z kubka, którego trzymał obiema dłońmi. – Pierwszy raz przetrzymałeś ją tak długo, jak trzeba. Zawsze byłeś niecierpliwy i zbyt szybko wyciągałeś liście.
Podobny komplement z ust Obi-Wana Kenobiego był taką samą rzadkością, co kryształ kyber. Trzeba się było nieźle namęczyć, żeby go zdobyć.
Anakin nie mógł się oprzeć wrażeniu, że słowa, które usłyszał, nie dotyczyły jedynie herbaty. Miały wydźwięk symboliczny. Udowodnił mentorowi, że potrafił być cierpliwy.
- Liście to jedno – Odłożył kubek i przeciągnął się na łóżku, niby „przypadkowo" obejmując partnera ramieniem. – Ale zaparzanie herbaty z nasion to dla mnie czarna magia.
- Nie martw się, nie dla ciebie jednego – Obi-Wan zaśmiał się pod nosem. – Kiedyś żołnierze z dwieście dwunastego nabijali się z mojego perfekcjonizmu w przyrządzaniu herbaty i zrobili sobie zawody. Każdy miał przyrządzić wywar z yarumu. Potem zawiązali mi oczy i dawali mi spróbować swoich eksperymentów.
- Pewnie Cody wygrał?
- Nie, Boil. Właśnie tak wybraliśmy dla niego imię. Kiedy podał mi herbatę, była tak gorąca, że bulgotała. Sparzyłem sobie język. Pozostali zaczęli na niego krzyczeć, że jest idiotą, bo podał mi wrzątek. Kiedy im powiedziałem, że mimo tego zrobił najlepszą herbatę ze wszystkich, mieli bardzo głupie miny.
Anakin mógł bez trudu to sobie wyobrazić – podekscytowanych żołnierzy z oddziału dwieście dwunastego, zgromadzonych wokół Obi-Wana, z napięciem wyczekujących jego reakcji na kolejną herbatę. Wojna nie zawsze była straszna. Nie w towarzystwie przyjaciół.
- Kiedyś urządziłem mojemu legionowi konkurs w bekaniu – powiedział Skywalker.
On i jego Mistrz zaczęli zasypywać się nawzajem opowieściami, skubiąc ciasteczka i popijając yarum. Zapomnieli, że to poranek po ich wspólnym, namiętnym seksie i zaczęli rozmawiać ze sobą tak, jak zwykle. Dyskutowali o bieżących sprawach, przekomarzali się, dzielili się anegdotkami z różnych bitew i opowiadali żarty, których nikt poza nimi nie rozumiał.
To było miłe. Anakin nie zdawał sobie sprawy, jak bardzo za tym tęsknił.
Rozmowa tak ich wciągnęła, że nie zauważali upływającego czasu i zdziwiło ich, gdy zorientowali się, że dawno zjedli ciasteczka i wypili herbatę. Odłożywszy naczynia na stolik, położyli się twarzami do siebie i gadali dalej. Skywalker doszedł do wniosku, że gdyby przynajmniej jedna dziesiąta jego poranków wyglądałaby w taki sposób, nie miałby powodów, by narzekać na cokolwiek. Był taki szczęśliwy...
Jednak idylla nie mogła trwać wiecznie. Bańka, w której on i jego Mistrz pozostawali od wczorajszego pocałunku pod prysznicem, musiała w końcu pęknąć. I tak też się stało.
Akurat wspominali wydarzenia z Cytadeli, a konkretniej moment, gdy proteza Anakina pociągnęła go na sufit razem z mieczami świetlnymi i resztą broni. Obi-Wan wyciągnął dłoń, by pogładzić protegowanego po metalowym przedramieniu. Z początku śledził ruchy swoich własnych palców, patrząc na nie zmrużonymi oczami, a potem...
Jego dłoń nagle zamarła w miejscu. Zatrzymała się tuż nad mechanicznym nadgarstkiem i opadła na prześcieradło. Na czole Kenobiego pojawiło się kilka bruzd. Oczy Mistrza Jedi powoli przeniosły się z leżących obok siebie rąk na twarz Skywalkera. Choć jeszcze chwilę temu były zamglone i pełne miłości, teraz wyrażały jedynie smutek.
- O nie – szepnął Anakin. - Znam to spojrzenie. Wiem, co zaraz powiesz.
Obi-Wan zamknął oczy, jakby coś sprawiło mu ból. Cóż... Anakinowi z pewnością sprawiło.
- Proszę, nie mów tego – błagalnie poprosił Skywalker. - Nie teraz.
- Jakie to ma znaczenie, czy powiem to teraz, czy później? – Kenobi wydał zmęczone westchnienie. - Przecież muszę kiedyś to powiedzieć.
- Nie, nie musisz!
- Anakinie...
Młodszy z Jedi gniewnie szarpnął głową w bok. Znowu to samo. Jego imię wypowiadane tym wkurzającym, przesadnie cierpliwym tonem. Jakby był głupiutkim dzieckiem, któremu trzeba było tłumaczyć najprostsze rzeczy.
Poczuł na swoim przedramieniu dłoń Mistrza, lecz wciąż uparcie patrzył w drugą stronę.
- To, co zrobiliśmy... - Obi-Wan wziął głęboki oddech. - To nie może się więcej powtórzyć.
- Ale dlaczego? Nie rozumiem!
Anakin wyszarpnął mechaniczną rękę z uścisku i usiadł na skraju łóżka, przodem do okna. Pamiętał, co się działo, gdy po tej szybie spływały krople deszczu.
Zdołowany, przycisnął sobie dłonie do czoła.
- Przecież zrobiłem wszystko tak, jak trzeba – wyrzucił z siebie zdesperowanym głosem. - Tak bardzo się starałem, żeby było ci dobrze!
- I było! – Obi-Wan usiadł obok niego. - Na Moc, Anakinie... Było cudownie!
Położył dłoń między łopatkami protegowanego i ostrożnie rozmasował tamto miejsce. Drugą ręką użył Mocy, by przesunąć zasłony. W sumie nie musiał tego robić, bo na tej konkretnej wysokości nie latały żadne statki i nie było szans, by ktokolwiek zobaczył jego i Anakina.
Skywalker wolałby, żeby okno pozostało odsłonięte. Teraz w pomieszczeniu było dużo mniej światła. Podobnie jak w jego sercu.
Co z tego, że było cudowne, skoro nic się nie zmieni? – pomyślał z goryczą. – Zrobiłem wszystko, co mogłem, a i tak przegrałem!
Najwyraźniej jego Mistrz usłyszał tę myśl.
- Miniona noc była jedną z najlepszych rzeczy, jakie mi się kiedykolwiek przytrafiły – wyznał, opierając splecione dłonie na kolanach. - Ale zrozum, że to NIE był egzamin! Nie poddałem cię jakiemuś dziwnemu testowi, by sprawdzić, czy jesteś wart tego, by wejść z tobą w związek. Ja... Ty...
Jeśli była jakaś dobra strona tej sytuacji to taka, że nie odmawiał Anakinowi z perfekcyjnym spokojem, tak jak zwykle. Głos lekko mu drżał. A biorąc pod uwagę wszystkie emocje, którymi emanował w Mocy, rezygnacja z tego, co przeżył ubiegłej nocy była dla niego torturą. Taką samą, jak dla Skywalkera. Jeśli nie większą.
Uspokoił oddech i mówił dalej:
- Gdybym miał wskazać tę jedną... jedną wymarzoną osobę, z którą chciałbym spędzić życie, bez wahania wskazałbym ciebie. Nawet... nawet przed tym, co wczoraj robiliśmy. Rzecz w tym, że nie wolno mi mieć życiowego partnera. Jesteśmy Jedi. A to wiąże się z zasadami, które my... cóż... a przynajmniej ja traktuję poważnie.
Anakin zacisnął wargi. Nie zamierzał tak szybko wywieszać białej flagi! Oparł dłonie na kolanach i obrócił się twarzą do Obi-Wana.
- Jesteś pewien, że traktujesz je poważnie?
Kenobi zamrugał.
- Przecież mnie znasz. To, że poszedłem z tobą do łóżka...
- Nie mówię o seksie. Naprawdę uważasz, że zanim się ze sobą przespaliśmy, przestrzegałeś zasad? Że w ogóle miałeś jakąkolwiek szansę, by ich przestrzegać? Sam powiedziałeś, że kochałeś mnie już wcześniej. I chociaż nie uprawialiśmy seksu, jakoś ci to nie przeszło, prawda?
- Anakin...
- Co to zmieni, że nie będziemy robić tego, co wczoraj? – Skywalker nie dał sobie przerwać. Wyczuwał, że w jakimś stopniu trafia do Mistrza, więc nie przestawał mówić. - Że nie będziemy spać w swoich ramionach, brać razem prysznica albo kłócić się w łóżku? Myślisz, że wtedy zapomnimy, co do siebie czujemy? Że któryś z nas przestanie kochać drugiego? Obi-Wan... My już od dawna jesteśmy do siebie przywiązani bardziej, niż pozwala Kodeks. Tyle że miesiąc temu pierwszy raz puknęliśmy się w głowę i postanowiliśmy mieć z tego odrobinę przyjemności!
Obi-Wan wydał zbolałe westchnienie. Chyba właśnie zrozumiał, że danie dawnemu Padawanowi kosza nie będzie takie proste, jak spławienie wszystkich innych osób, którymi był wcześniej zainteresowany.
Anakin zaczął wierzyć, że zdoła go przekonać. Jeśli nie palnie niczego głupiego, naprawdę może mu się udać!
- Poważnie, sam pomyśl! – powiedział, kładąc Obi-Wanowi dłoń na ramieniu. - To tak, jakby nielegalnie zarąbać skrzynię Przypraw i nie chcieć ich wykopcić. To, że wypalisz towar, niczego nie zmieni. Odmów mi logiki!
- Dobrze, odmawiam logiki.
Skywalker wydał przeciągły syk bólu. To tyle jeśli chodzi o nie palnięcie niczego głupiego...
- Już zupełne pomijając to niedorzeczne porównanie z Przyprawami... - Kenobi pokręcił głową i posłał dawnemu uczniowi spojrzenie zarezerwowane dla najbardziej ułomnych istot w Galaktyce. - Anakin. Zastanów się chwilę i pomyśl o wszystkich rzeczach, których NIE musisz robić i którymi NIE musisz się martwić, bo NIE jesteś ze mną w związku. To akurat nie powinno być dla ciebie trudne, jako że rok temu byłeś nielegalnie żonaty.
Auć! Nie ma to jak rzucić w kogoś argumentem poniżej pasa.
Obi-Wan posłał protegowanemu ponury uśmiech i oznajmił:
- Tak, wiem, że Padme to bolesny temat, ale skoro namawiasz mnie, bym się z tobą związał, nie mogę dłużej traktować twojej przeszłości jak tabu.
Ciężko się z tym nie zgodzić. Skywalker musiał niestety zaakceptować fakt, że jako potencjalny kochanek posiadał niezbyt zachęcające CV. Powinien przewidzieć, że Obi-Wan dokładnie przeanalizuje jego małżeństwo, zanim zgodzi się na związek.
- Nie musisz okłamywać bliskich – wyliczał Kenobi. - Nie zamartwiasz się, co będzie, jeśli będziesz musiał wybierać pomiędzy życiem ukochanej osoby i życiem wielu istnień. Nie śnisz w nocy koszmarów, w których twoja druga połowa cierpi, a ty nie możesz nic zrobić.
- Jak rozumiem, to mają być te tak zwane pozytywy NIE bycia w związku? – Anakin uniósł brew. - Ciekawe. Tak się składa, że martwię się tymi wszystkimi sprawami, nawet będąc „szczęśliwym singlem".
Powiedział szczerą prawdę. Nawet nie zliczył, ile razy okłamał Ahsokę, Rexa i całą resztę oddziału, próbując im wmówić, że jego uczucia do Obi-Wana nie wykraczają poza typowe przywiązanie ucznia do Mistrza. Może i nie zdawał sobie wtedy sprawy, że był zakochany w Kenobim, ale to nie zmieniało faktu, że nie mówił bliskim całej prawdy. A koszmary i trudne wybory? To był jego chleb powszedni już w dzieciństwie!
Widział, jak bardzo poruszył Obi-Wana tym stwierdzeniem. A gdy wsłuchał się w Więź w Mocy, zdał sobie sprawę, że jego mentor właśnie uświadamia sobie, że on również zmagał się z podobnymi problemami. I to od dawna. Miał taki umęczony wyraz twarzy.
Anakin klęknął przed łóżkiem i delikatnie rozmasował oparte na kolanach przedramiona Mistrza.
- Porozmawiajmy o rzeczach, których NIE mamy, gdy NIE jesteśmy razem – powiedział łagodnie. - Kiedy przyśni ci się koszmar, nie masz do kogo się przytulić. Nie masz osoby, która powiedziałaby ci, że i tak będzie cię kochać, nawet gdybyś poświęcił ją, by ratować tysiące istnień. Kogoś, kto wybaczy ci coś... czego ty sam nie umiesz sobie wybaczyć.
Jak wymordowanie całej wioski Tuskenów – pomyślał z bólem.
- I przede wszystkim – dokończył, mocniej zaciskając palce na skórze partnera - nie masz przy sobie kogoś, kto samym swoim istnieniem motywuje cię do bycia lepszym człowiekiem.
Obi-Wan zawsze pozytywnie na niego wpływał. A ubiegłej nocy stało się to bardziej jasne, niż kiedykolwiek...
- Gdy wczoraj zaczynaliśmy się kochać, myślałem, że to ja będę uczył ciebie – wyszeptał Anakin. Intensywnie wpatrywał się w twarz Mistrza, w myślach błagając drugiego mężczyznę, by ten na niego spojrzał. - Ale tak nie było. Uczyliśmy się siebie nawzajem. Odkryłem rzeczy, o których nie miałem pojęcia. Nie sądziłem, że potrafię być tak cierpliwy. A ty taki... ekspresyjny.
Obaj ujrzeli w myślach tą samą scenę – rozciągniętego na łóżku Obi-Wana, bezwstydnie jęczącego imię ukochanego. Mistrz Jedi spłonął rumieńcem, ale nadal unikał wzroku dawnego ucznia. Może obawiał się, że jeśli spojrzą sobie w oczy, to jego postanowienie rozsypie się na kawałki?
- Przepraszam, Anakinie – wyszeptał, zaciskając powieki. – Przepraszam, ale... nie przekonasz mnie.
Na szczęście Skywalker miał w rękawie jeszcze jednego Asa.
- Wiesz, co? – odezwał się z udawaną nonszalancją. - Masz rację. Już nie będę cię przekonywał.
- Nie? – Kenobi posłał mu zdumione spojrzenie.
- Po co mam się wysilać i podawać kolejne argumenty, skoro ktoś już kiedyś prowadził z tobą podobną dyskusję. I wygrał.
Obi-Wan szarpnął głową w taki sposób, jakby komar ugryzł go w szyję. Anakinowi zrobiło się go szkoda, ale nie do tego stopnia, by się wycofać. Liczył, że obejdzie się bez powoływania się na tamtą sytuację, jednak rudy uparciuch nie pozostawił mu wyboru!
- Qui-Gon proponował ci związek – oznajmił dobitnie. - A ty się zgodziłeś!
- To nie ma znaczenia – Kenobi łypnął na bliżej nieokreślony punkt na swoim kolanie. - Byłem młody i naiwny.
- Ale Qui-Gon NIE był młody i naiwny! – podkreślił Skywalker. - Może i nie poznałem go tak dobrze jak ty, ale wiem, że cieszył się reputacją mądrego faceta, który nie lubił chodzić na łatwiznę. I wciąż powtarzał, że zasady Kodeksu nie zawsze pokrywają się z wolą Mocy. Skoro chciał z tobą być, to nie sądzisz, że to oznacza...
- Powiem ci, co to oznacza, Anakin! – Obi-Wan krzyknął, zrywając się na nogi.
Pościel zsunęła mu się z bioder. Stał nad klęczącym Anakinem, nagi i wściekły, z odbijającym się w oczach szaleństwem. Zaciśnięte w pięści dłonie trzęsły mu się od emocji, gdy mówił:
- To oznacza, że co jakiś czas pojawiają się niekonwencjonalni Jedi, tacy jak Qui-Gon, którzy prezentują teorię, jak to miłość nie musi niczego komplikować. Tyle tylko, że „zapominają" wspomnieć, jak to wygląda w praktyce. A w praktyce JA bez namysłu rzuciłem się na faceta, który przebił mojego ukochanego mieczem świetlnym, a TY przez kilka miesięcy biegałeś jak w amoku, próbując dopaść mordercę żony.
- Nie zabiłem Futty!
Anakin również wstał. I natychmiast przypomniał sobie o pewnym niewygodnym fakcie – Obi-Wan był osobą, nad którą nie czuł żadnej przewagi, chociaż był od niej prawie o głowę wyższy. Dziwnie patrzeć na kogoś z góry, a mimo to czuć się kurduplem.
Nieco mniej pewnie niż chwilę temu, Skywalker dodał:
- Już nigdy nie zaatakuję nikogo z zemsty.
- Ach tak? – zakpił Kenobi. - A skąd możesz to wiedzieć? Jaką masz na to gwarancję?
Widząc, że protegowany otwiera usta, by odpowiedzieć, uniósł dłoń, by go uciszyć.
- Ale dobrze, przyjmijmy przez chwilę, że wydarzenia z ostatnich miesięcy tak tobą wstrząsnęły, że całkowicie uodporniłeś się na Ciemną Stronę. Pomyślałeś o tym, że ja też mogę zbłądzić? Sądzisz, że nie zdarza mi się snuć koszmarów, w których widzę twoje martwe ciało?
Anakin wytrzeszczył oczy. Prawdę mówiąc... nie. Nie miał pojęcia, że jego Mistrz... że Obi-Wan...!
Na Moc – to była jedyna myśl, jaką zdołał sformułować, gdy ujrzał w ich Więzi przykłady strasznych wizji, które czasem pojawiały się w głowie Obi-Wana.
Jak bardzo musiał być naiwny, skoro założył, że tylko jemu z nich dwóch zdarzało się bać utraty partnera. Koszmary Kenobiego okazał się równie potworne, co jego własne.
Anakin zamordowany przez Dooku na Geonosis. Anakin bezlitośnie zaszlachtowany przez Savage'a Opressa na Florumm. Anakin w Sali Tronowej na Mandalore, najpierw podduszony, a potem przebity przez... Och, Mocy!
Obi-Wan posłał protegowanemu jeszcze jedno zrozpaczone spojrzenie, po czym minął go i stanął na środku pomieszczenia. Objął się ramionami, racząc drugiego mężczyznę widokiem lekko zgarbionych pleców. Kiedy ponownie przemówił, zrobił to głosem, który wskazywał, że czuł do siebie obrzydzenie:
- Twierdzisz, że jest ci wstyd, bo nie lubiłeś Satine. Bo nie potrafiłeś zmusić się do zaprzyjaźnienia się z osobą, która była dla mnie ważna. Wiesz, co sobie myślałem, po jej śmierci? Kiedy pierwsza fala szoku minęła... gdy leciałem z Coruscant na Mandalore, cały poturbowany i przypomniałem sobie, jak umierała mi w ramionach, pomyślałem sobie: „Dzięki Mocy, że to nie był Anakin".
Skywalker poczuł napływ współczucia. Rozumiał wstyd Obi-Wana lepiej, niż ktokolwiek inny. Zajęło mu to trochę czasu, ale teraz wiedział, że po utracie Padme przeżywał dokładnie to samo – miał do siebie pretensje, że nie odczuwa tak wielkiego bólu, jak po domniemanej śmierci Kenobiego z rąk Rako Hardeena. A polowanie na Futtę miało na celu nie tylko zemstę i uciszenie kotłujących się w sercu uczuć, ale też udowodnienie sobie, że żona była dla niego ważniejsza od dawnego Mistrza. Choć nie była.
Tak jak Satine nie mogła stać się ważniejsza od Skywalker - nawet w tragicznej chwili swojej śmierci. Dla kogoś o moralności Obi-Wana, związane z czymś takim wyrzuty sumienia musiały być prawie nie do udźwignięcia...
Anakin podszedł do drugiego mężczyzny, przylgnął torsem do jego pleców i ostrożnie go przytulił. Brał pod uwagę możliwość, że może zostać odtrącony, jednak tak się nie stało.
Obi-Wan odnalazł mechaniczną rękę, która obejmowała jego brzuch i schwycił ją obiema dłońmi.
- Gdy Qui-Gon zginął... - wyszeptał łamiącym się głosem. – Gdy zginął, rzuciłem się w objęcia Ciemnej Strony praktycznie bez namysłu. Nawet nie próbowałem się przed tym bronić. Potrafiłem myśleć tylko o tym, jak bardzo pragnę śmierci Maula.
Przekręcił głowę i nie zaprotestował, gdy Anakin złączył ich czoła.
- N-nie... nie mam pojęcia, co bym zrobił, gdybym stracił również ciebie – gdy to wyznawał, całe jego ciało emanowało strachem. Skywalker jeszcze nigdy nie czuł od niego takiego lęku. – I martwię się, co będzie, jeśli jeszcze bardziej się do siebie zbliżymy. B-boję się, że zupełnie nie będę w stanie się kontrolować. Że będzie gorzej!
- Może wcale nie będzie? – nieśmiało zasugerował Anakin. – Może... może akurat będzie lepiej? To nie byłby taki związek jak mój z Padme, albo twój... potencjalny z Satine. Obaj jesteśmy Jedi. Znamy się na Mocy. Może... może moglibyśmy się nawzajem zrównoważyć? Pociągnąć się w stronę światła w trudnych momentach?
Obi-Wan przez chwilę po prostu stał i pozwalał się tulić. Wreszcie obrócił się przodem do ukochanego, złapał go za oba policzki i delikatnie musnął jego wargi swoimi.
Niestety, nie był to pocałunek oznaczający „tak". To był pocałunek mówiący „przepraszam".
- Nie mogę tak wiele zaryzykować dla „może" – zbolałym głosem szepnął Kenobi. – To za duże ryzyko, Anakinie. Za duże!
Dał drugiemu mężczyźnie moment na przetrawienie tych słów, po czym bąknął, że „musi się umyć" i poszedł do łazienki.
Jako że poprzedniego dnia Anakin pozbył się drzwi, dokładnie widział stojącego pod strumieniem wody Mistrza. Po namyśle, ruszył w stronę Obi-Wana, ale tym razem nie po to, by dołączyć do niego pod prysznicem. Oparł się plecami o kafelki i skrzyżował ramiona.
Nie przerywając pocierania sobie pachy mydłem, Kenobi posłał protegowanemu dyskretne spojrzenie.
- Kiedy skończę, ty też powinieneś się umyć – zasugerował ostrożnie. – Albo przynajmniej opłukać. Spociłeś się, kiedy my... eghm. Jeśli się nie wykąpiesz, będziesz czuł się niekomfortowo – dokończył z subtelnymi śladami różu na policzkach.
„Będziesz czuł się niekomfortowo" – czyli elegancki zamiennik „będziesz śmierdział".
- I tak będę śmierdział – Anakin wzruszył ramionami. – W przeciwieństwie do ciebie, nie miałem wczoraj czasu na wrzucenie ubrań do pralko-suszarki. Słuchaj, możesz mi coś obiecać?
Żeby nieco opóźnić moment odpowiedzi, Obi-Wan wylał sobie na dłoń sporą porcję szamponu.
- Mam co do tego złe przeczucia – wzdychając, zaczął wcierać zielony płyn we włosy.
- Niepotrzebnie – Skywalker odparł miękko. – Obietnica, o którą chce cię prosić, wcale nie postawi cię w trudnej sytuacji. Każdy uznałby ją za rozsądną.
- No dobrze, słucham. Miejmy to już za sobą...
- Obiecaj, że powiesz mi „nie" dopiero po miesiącu. Załóżmy, że decyzja w sprawie naszego „bycia razem" jeszcze nie zapadła i że poprosiłeś o chwilę na zastanowienie.
Ta niewinna prośba sprawiła, że Obi-Wan dokonał niemożliwego – zakrztusił się wodą z prysznica. Wyglądało to tak uroczo, że Anakin się uśmiechnął.
- Ej, przecież to niczego nie zmienia – powiedział, uprzedzając oburzoną odpowiedź Mistrza. – Jak masz powiedzieć „nie", to powiesz. Jedyna różnica jest taka, że zrobisz to dopiero za miesiąc.
Kenobi zakręcił wodę, oparł dłonie na biodrach i obrócił się do protegowanego. Miał minę, jak generał, który właśnie usłyszał, że będzie mógł wejść do zdobytej twierdzy dopiero za trzydzieści dni. No cóż... jak na to nie patrzeć, rzeczywiście był generałem.
- Miesiąc – powtórzył. – Każesz mi rozmyślać nad tą kwestią przez tyle czasu? Anakin, ty w ogóle masz pojęcia, jak wyglądał mój poprzedni miesiąc?
- Zgaduję, że równie zajebiście, jak mój – wzdychając, odparł Skywalker.
- Nie zdążyłem nawet odczuć ulgi, że nie muszę dłużej rozmyślać nad naszą... ech... przygodą sprzed miesiąca. A teraz mówisz mi, że mam wałkować to wszystko od nowa? Dlaczego miałbym się na to zgodzić?
- Bo wtedy ja przestanę do czegokolwiek cię namawiać.
To przykuło zainteresowanie Mistrza Jedi. Obi-Wan zmarszczył brwi.
- Znasz mnie – powiedział Anakin. - Wiesz, że gdy na czymś mi zależy, nie odpuszczam. Mógłbym całymi dniami łazić za tobą, skomląc o uwagę jak zakochany dureń i zupełnie nie przejmując się faktem, że robię nam obu wstyd na cały Zakon. Jestem zdeterminowany, by tak właśnie zrobić. Ale... jeśli mi obiecasz, że pomyślisz nad tym, o czym rozmawialiśmy i zupełnie poważnie... ale naprawdę poważnie zastanowisz się, czy powinniśmy być razem, odpuszczę. Daj mi słowo, że poświęcisz miesiąc życia, by dokładnie przeanalizować swoje uczucia, a przysięgam, że od tej chwili już nigdy nie zaproponuję ci związku.
Wiedział, że proponując podobny układ sporo ryzykuje, ale tak czy siak był skłonny to zrobić. Instynkt podpowiadał mu, że to dobra droga.
Obi-Wan lubił jasne i przejrzyste kontrakty. Podobnie jak lubił mieć czas na podjęcie ważnej decyzji. Nie wspominając o tym, że Anakin na pewno u niego zapunktuje, jeśli wywiąże się ze swojej części umowy...
„Już nigdy nie zaproponuję ci związku" – właśnie to obiecał. I nic poza tym.
Bo przecież... nikt mu nie zabroni częstszego przytulania Obi-Wana, przynoszenia Mistrzowi śniadania od Dexa i w ogóle rozpieszczania ukochanego na wszelkie możliwe sposoby. Miał plan, który umieścił w najgłębszych zakamarkach umysłu, by partner niczego się nie domyślił.
Przez najbliższy miesiąc zamierzał się starać.
Pobawi się w zalotnika i za pomocą maleńkich, lecz znaczących gestów pokaże Kenobiemu, o co toczy się stawka. Udowodni, że łączące ich uczucie było warte ryzyka! Musi tylko dostać szansę.
Obi-Wan uniósł brew – bez wątpienia domyślał się, że w umowie ukryty był kruczek. Mimo to wydał pokonane westchnienie i sięgnął po ręcznik.
- No dobrze – powiedział, wycierając najpierw głowę, potem ramiona. – W porządku. Daję ci moje słowo.
Anakin nie posiadał się ze szczęścia.
Z sypialni dobiegło ciche brzęczenie.
- To nie brzmi jak budzik – podejrzliwie mrużąc oczy, skomentował Kenobi.
Tajemniczy dźwięk wydawał się pochodzić z leżących na szafce spodni Skywalkera.
- Oł – nerwowo się śmiejąc, Anakin rozmasował kark. – To chyba mój komlink.
- Ten, co ponoć wpadł ci do kibla? – wycedził Obi-Wan.
- Powiedziałem, że go straciłem, ale nie wspomniałem, co działo się później. Mogłem użyć Mocy, by go wyciągnąć!
Obaj wiedzieli, że to ściema, jednak Kenobi postanowił powstrzymać się od komentarza. Zamiast tego stwierdził:
- Aż dziw, że brzęczy dopiero teraz.
Patrzył na Anakina w taki sposób, jakby doskonale wiedział, co usłyszy w odpowiedzi.
- Mogłem go niechcący wyciszyć – odwracając wzrok, wymamrotał Skywalker. – Na jakieś dwanaście godzin. Wczoraj, w okolicach wieczornych.
Pobiegł do sypialni, nie dając Obi-Wanowi szansy na warknięcie tekstu w stylu „Co ja ci mówiłem o wyciszaniu komlinka na tak długi czas i W OGÓLE o wyciszaniu komlinka?!"
A tak na poważnie, to Skywalker rzeczywiście nie powinien odcinać się od świata na dłużej niż dwie godziny... To NIGDY nie kończyło się dobrze! Anakin nie wiedział jeszcze, kto się do niego dobijał, ale mógł się założyć, że ten ktoś nie będzie w dobrym nastroju.
Oczywiście był to strzał w dziesiątkę.
Gdy tylko młody mężczyzna nacisnął odpowiedni przycisk, z głośniczka popłynął poirytowany głos Windu:
- Gdzie ty się, u licha, podziewasz, Skywalker?! Od paru godzin próbujemy skontaktować się z tobą i Obi-Wanem! Już mieliśmy wysłać oddział, by was szukał. Coś się stało? Mam nadzieję, że nie wpakowaliście się w kłopoty?
Jak na standardy Mace'a było to całkiem miłe powitanie. A to mogło oznaczać dwie rzeczy - albo Windu się martwił, albo nie miał czasu, by zafundować podwładnemu porządną zjebkę. Anakin obstawiał opcję numer dwa.
- Wszystko gra – poinformował czarnoskórego członka Rady. – Obi-Wan jest ze mną. Mieliśmy drobne... eee... przygody, ale poza tym nic nam nie jest.
- Posłucham o waszych przygodach kiedy indziej. Za pół godziny macie być w Senacie! Kanclerz chce się z wami widzieć.
Kolejna część w poniedziałek (14.09.2020)
Aczkolwiek mogą pojawić się problemy techniczne i wówczas publikacja zostanie przeniesiona na wtorek, tak jak to miało miejsce w przypadku powyższego rozdziału.
Za korektę jak zawsze dziękuję Akaitori07
Jak myślicie, czego chce Palpatine?
Jak potoczy się plan Anakina, by przez miesiąc zachęcić Mistrzunia do związku ;)?
Dowiecie się już wkrótce! Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top