Prawo Zemsty (Część 3) - Konsekwencje
3 miesiące wcześniej
- GADAJ, GDZIE GO ZABRALIŚCIE!
- Czy możesz trzymać tą swoją świecącą zabawkę z dala od mojej gęby? - fuknął urażony Hondo. - Myślałem, że już dawno zakończyliśmy etap, gdy musiałem kazać moim ludziom celować do ciebie z pukawek!
Po ruinach opuszczonej fortecy rozniósł się cichy szmer. Wszystkie blastery w pomieszczeniu były teraz wycelowane w Skywalkera. Anakin przewrócił oczami.
- Mam na planecie cały oddział Klonów - mruknął, wciąż trzymając miecz świetlny tuż przy twarzy pirackiego herszta. - W każdej chwili mogą... chociaż? Właściwie to nie. Nie mam czasu bawić się w zastraszanie. Nie potrzebuję niczyjej pomocy!
Będąc tak wkurwionym jak teraz, mógł bez problemu użyć Mocy, by wytrącić broń kilkunastu kolesiom i pozbawić ich przytomności, ciskając nimi o ściany. I to właśnie zrobił.
Hondo otworzył usta, po czym natychmiast je zamknął. Potrząsnął głową i wycelował w Anakina palec wskazujący.
- Nie chcę z tobą rozmawiać! - zaanonsował tonem obrażonego dziecka. - Skoro coś przeskrobałem, to chcę mieć kata z odrobiną oleju w głowie! Gdzie twoja mądrzejsza połowa?
- Co? - zdziwił się Anakin. - Jaka znowu mądrzejsza połowa?
- Kenobi! - pirat niecierpliwie zamachał rękami. - No wiesz, ten, co woli gadać zamiast przystawiać komuś do ryja miecz świetlny! Gdzie on jest, co? Prawie nigdzie się bez niego nie ruszasz! Gdyby tu był, na pewno nie pozwoliłby ci terroryzować niewinnego człowieka!
- On... - ignorując idiotyczną uwagę odnośnie „niewinnego człowieka" Skywalker rozmasował kark. - Statek mu się popsuł.
Wyrzuty sumienia związane z zostawieniem Obi-Wana na środku trawiastego... niczego wciąż były bolesne i świeże. Im szybciej kanonierki zgarną Mistrza Jedi z prerii, tym lepiej. Swoją drogą, czemu jeszcze tego nie zrobili? Czemu Rex nadal się nie odzywa?
- No świetnie - przykładając sobie dłoń do skroni, Hondo opadł na stojące przy ścianie krzesło. - Ja i moje parszywe szczęście! Znowu muszę rozmawiać z małpą zamiast z treserem...
- JESZCZE RAZ NAZWIJ MNIE MAŁPĄ...
- Dobrze, już dobrze, kurwa, wyluzuj! - gdy Skywalker zamachnął się na niego mieczem świetlnym, pirat wyciągnął przed siebie ręce w obronnym geście. - Raju, chłopie, czy my nie możemy pogadać jak cywilizowani ludzie? Może i raz trzymałem cię w zamknięciu, ale przecież jesteśmy dobrymi znajomymi, nie? Brałem cię za zupełnie normalnego Jedi, a ty robisz z siebie furiata pokroju tego całego... No wiesz, tego rogatego... Jak mu tam było? Mogul?
- Maul.
- O, właśnie on! Poważnie, Skywalker... Weź wyłącz swoje niebieskie cholerstwo, bo przez to brzęczenie przy uchu w ogóle nie mogę się skupić! Czy ja, kurde, powiedziałem, że nic ci nie powiem? Czy ja wykrzykiwałem jakieś durnoty w stylu, że wyciągniesz ze mnie zeznanie jedynie torturami? Siedzę sobie grzecznie i chcę z tobą pogadać. Moich ludzi już znokautowałeś, więc chyba nie masz powodu, by się szarpać, co?
W sumie racja. Odkąd Anakin wdarł się do ruin, które robiły za tymczasową bazę piratów, Hondo ani razu nie powiedział, że zamierza milczeć. On tylko rzucał wyzwiskami, jak każdy normalny człowiek, któremu przystawiono do gardła miecz świetlny. Ech, no dobra, niech mu będzie...
Z cichym sykiem broń została dezaktywowana.
- No, tak lepiej - Hondo z aprobatą skinął głową. - Mogę chociaż chlapnąć sobie czegoś mocniejszego? Tobie też poleję.
- Chciałeś powiedzieć „znowu cię odurzę" - krzyżując ramiona, zakpił Anakin. - Gadaj, gdzie zabraliście Futtę!
- Naprawdę wolałbym gadać o tym z Kenobim - wzdychając, pirat poszedł grzebać w swoich butelkach. - Po pierwsze, nie „zaBRALIŚMY" tylko „zaBRAŁ". Mój kuzyn. Ringo.
- Masz kuzyna? - Skywalker wytrzeszczył oczy. - I co to w ogóle za imię?
- Durnowate, wiem - herszt odkorkował butelkę i od razu wlał sobie do gardła solidną porcję alkoholu. Trunek ściekał mu po brodzie. - Ciotka wymyślała po pijaku. Nie wnikaj. Nie chcesz wiedzieć.
- Aha. No więc, co ten twój kuzyn zrobił z Futtą?
- Przecież mówiłem. Zabrał.
- Zabrał GDZIE?
- A bo ja wiem? Zakuł go w kajdany, zarzucił sobie na ramię, zabrał swoją zgraję, wsiadł na statek, włączył hipernapęd i odleciał! A dokąd, to wiedzą chyba tylko jego dziwki. Choć to zależy, które...
- Przestań sobie ze mną pogrywać, Hondo! - Anakin zacisnął zęby. - Nie mógł tak po prostu „włączyć hipernapędu i odlecieć". Wokół planety roi się od Separatystów. Po tym, co zrobiłeś Dooku, to raczej nie są twoi przyjaciele.
- Mnie może nie lubią, ale Ringo to co innego - z żalem mruknął Hondo. - On to zawsze umiał się ustawić. Nie wiem, jak to robi, ale wszystko wie, ze wszystkim trzyma i ma forsy jak lodu. Nigdy go nie lubiłem. Nie wiem, czemu wciąż się z nim zadaję. Babcia zawsze wolała jego niż...
- NIE obchodzi mnie, kogo wolała twoja babcia! - warknął coraz bardziej rozjuszony Jedi. - Jeśli nadal chcesz rozmawiać ze mną a nie z moim mieczem świetlnym, to lepiej łap za komunikator i każ swojemu „ustawionemu" kuzynowi wracać tutaj i przywieźć mi Futtę!
- No to daj mi się chociaż nawalić, bo wygląda na to, że będziesz musiał mnie zabić - wzdychając, pirat ponownie posadził tyłek na krześle i wyciągnął przed siebie nogi. - Za cholerę nie ma sposobu, bym w najbliższym czasie skontaktował się z Ringo. Gdy ma humor taki jak teraz, jest tak samo nieosiągalny jak dupa Mikkianki. Sam rozumiesz, to gatunek na wymarciu. A szkoda, bo to takie seksowne kobiety... No ale, wracając do sedna, Ringo jest obrażony i nie wiadomo, kiedy mu przejdzie.
- Za co się obraził? - Anakin nie wiedział, co go podkusiło, by o to zapytać.
- Mogłem go niechcący okraść. Ale niczego nie żałuję, bo jeśli postanowisz mnie nie zabijać, będę jedną z najbogatszych osób w Galaktyce.
- Zawsze to on może cię zabić.
- Nieeee, nie może. Babcia mu nie wybaczy.
Skywalker miał ochotę coś kopnąć. Nie mógł uwierzyć, że przez cholerną chciwość Hondo, okazja do zabicia Futty przeszła mu koło nosa. Pirat pociągnął kolejny łyk trunku.
- A tak w ogóle, słuchaj... - zagaił. - Czego ty właściwie chcesz od Futty Rourke'a? Toż to prosty łowca nagród, co nie wtrąca się do wojny. Znaczy... słyszałem, że jest skuteczny... te wszystkie obelgi, którymi obrzucił go Ringo, nie były odpowiednie nawet dla mnie i dla moich ludzi, a co dopiero dla dzieci. Rozumiesz, skasował mojemu kuzynowi mamusię, a nie sądziliśmy, że to możliwe. No, ale mniejsza o to... Jak to się stało, że gość zakumplował się z Jedi?
- To NIE jest mój przyjaciel! - Anakin wysyczał przez zęby. - Ja... - Nie miał ochoty opowiadać o swoich motywach, więc błyskawicznie się poprawił. - Zostało postanowione, że ma zostać zabity. Dostał wyrok śmierci.
- No to, kurka, fantastycznie, bo to oznacza, że nie musisz mnie mordować i mogę spokojnie przystąpić do liczenia forsy! - wyraźnie zachwycony, Hondo wyrzucił pustą butelkę i wstał z krzesła. - Skywalker, brachu, jeśli chcieliście, by Futta kipnął, to nie mogliście lepiej trafić!
Rycerz Jedi posłał piratowi ostrożne spojrzenie.
- Co masz na myśli?
- Dobra, słuchaj... - dramatycznie wzdychając, pirat objął młodego mężczyznę ramieniem. - Wiem, że ciężko w to uwierzyć, ale Ringo nie jest takim miłym facetem jak ja.
- To istnieje ktoś bardziej niemiły od ciebie? - ledwie znosząc bliskość oblecha, zakpił Anakin.
- No wiesz, ze mną to przynajmniej można dogadać się za pomocą forsy. Ringo już ma kupę hajsu, więc nie szanuje kasy i żadne argumenty do niego nie trafiają. A poza tym, jest sadystą. Wiesz, takim z prawdziwego zdarzenia. Bicze, kajdanki i tak dalej... No ale, konkluzja tego wszystkiego jest taka, że w rękach mojego kuzyna Futta to już w zasadzie trup.
Anakin nie był pewien, czy dobrze zrozumiał.
- Trup? - powtórzył tępo.
- Znaczy... teraz JESZCZE NIE, ale za jakiś czas na pewno kipnie! Nie za tydzień, ani za dwa, bo Ringo musi się najpierw nad nim poznęcać, ale jak już znudzi się maltretowaniem, to na pewno kolesia ukatrupi. Facet zabił mu mamusię, sam rozumiesz... Ja wiem, że wy Jedi to wolelibyście zlikwidować kogoś bezboleśnie, ale jak się nie ma, co się lubi, to się lubi, co się ma, nie? Martwy gość to zawsze martwy gość, prawda? Kogo obchodzi, czy z kilkoma bliznami więcej!
Owdowiały Jedi dał sobie czas na przetworzenie tych wszystkich informacji. Jakaś część jego wciąż chciała dopaść Futtę osobiście i nie przyjmowała do wiadomości sytuacji, w której obrzydliwym łowcą nagród miałby zająć się ktoś inny. Jednak druga, rozsądniejsza część... dostrzegła w podobnym obrocie spraw szansę.
Zrobiłby dokładnie to, do czego namawiał go Obi-Wan. Odpuściłby. Zrezygnowałby ze ścigania mordercy żony i wrócił do swoich obowiązków. A Futta... ten pieprzony sukinsyn Futta i tak skończyłby martwy i to po bolesnych torturach, jeśli wierzyć temu, co mówił Hondo.
Oczywiście nie byłaby to idealna sytuacja, bo wciąż należałoby ogarnąć konsekwencje dziewięciomiesięcznego śledztwa - po tym, co Anakin ostatnio odwalał, chyba tylko Obi-Wan lubił go tak samo jak wcześniej. Natomiast, jeśli chodziło o pozostałych przyjaciół, połowa była na niego obrażona, a druga połowa bała się z nim rozmawiać. Nawet Rex, który nie bał się absolutnie niczego, chodził przy swoim Generale na palcach. Gdyby Skywalker wreszcie powiedział „pas", musiałby się zabrać za ogarnianie tego wszystkiego. A także podjąć próbę uporządkowania emocjonalnego bajzlu w swojej głowie.
No, ale przynajmniej zacząłby rozmawiać z Obi-Wanem tak, jak wcześniej. Dopiero teraz uświadomił sobie, jak bardzo za tym tęsknił. Może poprawa nie nastąpiłaby od razu, ale gdyby Anakin przeprosił, z czasem wskoczyliby na właściwe tory.
Był coraz bliżej podjęcia decyzji.
- Skywalker, chłopie, o co ci znowu chodzi? - jęknął zniecierpliwiony Hondo. - Nad czym ty tak myślisz? Chciałeś... czy też twoja Rada, albo cholera wie, jaka władza Republiki chciała, by Futta kipnął, tak? No to przecież powiedziałem, że kipnie! Nie wierzysz mi? Takiemu uczciwemu obywatelowi, jak ja? Znaczy, dobra... Ja wiem, że znasz mnie jako kłamliwą szuję, ale chyba zgodzisz się, że w tej sytuacji nie opłaca mi się łgać? Ale dobra, skoro nie kupujesz moich zapewnień, to chodźmy do pierwszego lepszego burdelu i zasięgnijmy niezależnej opinii! Na pewno znajdzie się przynajmniej jedna dziwka, która zna mojego kuzyna i wie o jego utarczkach z Futtą!
Anakin skrzywił się. Nie miał ochoty na bieganie po burdelach!
- Zabieraj tę łapę i biegnij liczyć swoją forsę - mruknął, strącając rękę pirata ze swojego ramienia. - Jakby udało ci się kiedyś skontaktować z kuzynem, to powiedz, by zostawił głowę Futty pod drzwiami Senatu. Może obejrzę to w wiadomościach?
Odchodząc, zerknął na przyczepiony do przedramienia komlink. Wciąż żadnych wieści od Rexa. Jak to możliwe, że jeszcze nie znaleziono Obi-Wana? Preria nie była jakoś strasznie rozległa, a dym z wraku myśliwca raczej trudno przegapić.
- Widzisz, kolego? - gdzieś z tyłu rozległ się zadowolony głos Hondo. - To wcale nie było takie trudne! Wiesz, co ja sobie myślę? Ty to w sumie powinieneś odpalić mi jakąś działkę za to, że pomogłem ci pozbyć się problemu! Gdybyś sam zabił Futtę, miałbyś strasznie dużo roboty. Wiesz, ze zwłokami i tak dalej. A tak to mój kuzyn zrobi wszystko za ciebie! No mówię ci, Skywalker... Ja i Ringo to normalnie spadliśmy ci z nieba!
Obecnie
Owszem, Hondo i jego sadystyczny krewny rzeczywiście spadli Anakinowi z nieba. Choć wtedy jeszcze o tym nie wiedział.
Młody mężczyzna wpatrzył się w zielony wywar w kubku i przypomniał sobie prerie na Hollow. Dopiero kiedy znacząco oddalił się od ruin i doszedł do swojego myśliwca, zdał sobie sprawę z ogromu katastrofy, którą spowodował.
3 miesiące temu
Widząc stojącą przy statku grupę osób, Anakin uniósł brew. Z początku pomyślał, że szef uzbrojonej w blastery bandy to Futta. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że wcale nie patrzy na mordercę swojej żony, ale kogoś z tego samego gatunku - wysokiego Devaronina o czerwonej skórze i krótkich szpiczastych rogach. Nieznajomy był ubrany jak gangster - nosił obcisłe czarne ciuchy, tu i ówdzie ozdobione ćwiekami. Zaś towarzysząca mu zgraja pomagierów paradowała w zbrojach, choć nie tak starannie wykonanych jak te, którymi szczycili się Mandalorianie.
Zbirów było sporo, lecz nie aż tak, by stanowiło to dla Anakina problem. Jedi skrzyżował ramiona i obrzucił szefa uważnym spojrzeniem.
- Kim jesteście? I czego chcecie?
Zamiast odpowiedzieć na pytanie, Devaronin zadał własne.
- To ciebie zwą Anakinem Skywalkerem, Bohaterem Bez Strachu? Jedi Republiki?
Głos miał zaskakująco spokojny i tylko odrobinę nasycony chłodem. Zamiast zachowywać się jak wulgarny zbir pokroju Sebulby, sprawiał raczej wrażenie kogoś podobnego do Dooku - sprytnego i kalkulującego, nie zawsze wybierającego przemoc.
- Tak, to ja, a co? - brew Anakina uniosła się jeszcze wyżej. - Koniecznie musisz znać imię kolesia, od którego zaraz dostaniesz po mordzie? Bo chyba o to ci chodzi, skoro blokujesz mi dostęp do myśliwca.
Oczy czerwonoskórego diabła zwęziły się.
- Jestem Getto Rourke. A ty masz obsesję na punkcie mojego brata, Futty. Od miesięcy na niego polujesz.
Skywalker głośno parsknął.
- Jesteś świetnie doinformowany. Nie wiedziałem, że ten sukinsyn ma brata.
- Nawet łowcy nagród mają rodziny - padła spokojna odpowiedź. - Co zrobiłeś z Futtą, Jedi?
Rozmowa z tym kolesiem nie była konieczna. Anakin mógłby bez problemu rozbroić całą tę bandę i odlecieć. A mimo to instynkt podpowiadał mu, by jednak został. Brat Futty był wystarczająco rozsądny, by z miejsca nie rozkazać swoim ludziom wycelować blastery w Jedi - a to już samo w sobie czyniło go intrygującym. Póki nikt nie zaczął strzelać, Skywalker mógł sobie gawędzić. Lepsze to, niż zerkanie na komlink co pięć minut i irytowanie się o brak wiadomości od Rexa. Kiedy Klony wreszcie znajdą Obi-Wana? Anakin miał dosyć czekania!
- Sprałem twojego braciszka na kwaśne jabłko - zaanonsował, będąc szczerze ciekawym, czy w ten sposób sprowokuje kolesia do jakiejś agresywniejszej reakcji. - Połamałem mu kilka żeber. Aż miło było słuchać, jak pękają.
Getto nieznacznie drgnął, ale poza tym zdołał zachować spokój.
- Dziwnie coś takiego słyszeć. Sądziłem, że Jedi nie mają w zwyczaju znęcać się nad innymi.
- Jestem dość szczególnym Jedi. A twój brat popełnił dość szczególną zbrodnię.
- To nie zbrodnia, tylko jego praca. Skoro postanowiłeś się za kogoś zemścić, to spytaj Futtę o zleceniodawcę. Mój brat jedynie zarabia na życie. Zabijanie to jedyne, co mu w życiu wychodzi. Jak wszystkim w naszej rodzinie.
- Och, on jedynie „zarabia na życie"? - myśląc o Padme, wysyczał Anakin. - No to akurat zarobił. Kilkanaście solidnych ciosów z mojej ręki.
- Wam też zdarza się zabijać, Jedi - chłodno zauważył Getto. - Taką macie profesję.
- Nie porównuj Jedi do łowców nagród! - kładąc dłoń na mieczu świetlnym, kipiącym nienawiścią tonem warknął Skywalker.
- Nie przyszedłem do ciebie, by prowadzić dyskusje filozoficzne - Devaronin westchnął, kręcąc rogatą głową. - Miałem nadzieję, że zdołam uratować brata. Czy on nadal żyje?
- Owszem, ale nie na długo.
- Co mu zrobiłeś? Gdzie on jest?
Anakin kpiąco się uśmiechnął. Pamiętając, co Hondo mówił mu o „nieosiągalności" kuzyna, zdecydował, że po prostu powie prawdę.
- Jego los nie jest już zależny ode mnie - oznajmił, wzruszając ramionami. - Futta jest w rękach Ringo Ohnaki. Wiesz, kto to jest?
Błysk strachu w oczach Getty nie powinien aż tak go ucieszyć. Ale go, cholera, ucieszył! Sprawił mu złośliwą frajdę.
- K-kiedyś Futta zabił temu piratowi matkę, ale... - głos czerwonoskórego mężczyzny załamał się, ale po głębszym oddechu Devaronin zaczął już przemawiać spokojnie. - Kłamiesz, Jedi. To nie Ringo ma Futtę! Nic nam nie wiadomo o obecności piratów na tej planecie.
- Ach tak? No to wychodzi na to, że wcale nie jesteście tak świetnie poinformowani, jak z początku sądziłem.
- Ringo nienawidzi Futty, ale to TY od miesięcy tropisz mojego brata! To CIEBIE panicznie się boi i to przed TOBĄ uciekł do najlepiej strzeżonego systemu Separatystów!
- A więc nieprzypadkowo wybrał tę planetę? No, no... jest jeszcze sprytniejszy, niż myślałem!
- Przestań ze mnie kpić, Jedi! Powiedz, co naprawdę zrobiłeś z Futtą. Nie chcę z tobą walczyć. Chcę się targować.
Skywalker parsknął śmiechem. Zimnym, pozbawionym radości, szaleńczym śmiechem! Nie no, koleś chyba sobie kpi! On tak na poważnie? On w ogóle wie, kogo jego braciszek sprzątnął? Nie domyślił się tego po reakcji stojącego przed nim Rycerza Jedi? Zupełnie przypadkowo tego Jedi, który był znany z bycia „bliskim przyjacielem" pewnej Pani Senator? Anakin powinien pociąć tego faceta za samą sugestię negocjacji.
- Serio mówisz? - zadał to pytanie rozbawionym tonem, lecz w jego oczach błyszczała nienawiść. - Targować się chcesz? Ty się chcesz ze mną targować? A niby co miałbyś mi zaproponować? Tego, co straciłem, już nie da się odzyskać.
- Są inne rzeczy, które być może chciałbyś odzyskać.
- Nie masz niczego, czego bym chciał.
- Och, na pewno? - w głosie Devaronina zabrzmiało ostrzeżenie. - Uważaj z rzucaniem podobnych stwierdzeń, Jedi. Możesz ich później żałować.
- Drażnij mnie dalej, a to TY pożałujesz!
- Zapytam cię jeszcze raz: co naprawdę zrobiłeś z Futtą? I tym razem dokładnie przemyśl swoją odpowiedź.
- A niby dlaczego miałbym ją przemyśleć?
Anakin postanowił sobie, że cokolwiek usłyszy, po prostu odepchnie tych kolesi za pomocą Mocy i wsiądzie do myśliwca. Zaczynał mieć szczerze dosyć tej rozmowy! Już samo zrezygnowanie z pogoni za Futtą kosztowało go dużo zdrowia. Nie potrzebował kolejnego durnego dylematu na zasadzie „czy mam ochotę zafundować braciszkowi sukinsyna parę oparzeń, tylko dlatego że mnie wkurwił?"
Czekała go jednak niespodzianka, bo Getto nie powiedział... nic. Jedynie sięgnął do sakwy przy pasie, wyciągnął z niej jakiś mały przedmiot i rzucił go Anakinowi.
Skywalker nie musiał nawet zerkać w dół, by wiedzieć, co trzyma w dłoni. W przeciągu ułamku sekundy rozpoznał kształt i wyważenie tego konkretnego przedmiotu. Sygnaturę w Mocy emanującą z tej konkretnej broni!
Ta ciepła, łagodna, stateczna aura... nie pomyliłby jej z żadną inną!
Kiedy w końcu zerknął w dół, to nie po to, by upewnić się, że trzyma miecz świetlny. Zerknął w dół, bo łudził się, że może jednak się myli... Tak rozpaczliwie chciał się mylić! To niemożliwe. To nieprawda! To NIE może się dziać!
A jednak się działo.
Brat Futty Rourke'a rzucił Anakinowi Skywalkerowi miecz świetlny należący do Obi-Wana Kenobiego.
Obi-Wan za nic nie oddałby swojej broni. Na pewno nie po dobroci! Skoro zabrano mu miecz świetlny, to musiało oznaczać... to oznaczało, że...!
Pod Anakinem ugięły się nogi. Dawny Padawan Kenobiego tylko cudem się nie przewrócił. Dłoń trzymająca miecz świetlny zaczęła się trząść, a z ziemi uniosło się kilka maleńkich kamyczków. Moc wokół Skywalkera buzowała jak miotająca się w klatce bestia.
- Niełatwo jest pojmać Jedi - głos Getto zdawał się dochodzić z innego wymiaru. - A zwłaszcza takiego jak właściciel tego miecza świetlnego. Jestem łowcą nagród od dawna, więc wiem, co mówię. Ten facet załatwił dwudziestu moich ludzi. Walczył tak zaciekle, że z początku wzięliśmy go za ciebie. Gdyby miał, dokąd uciec, za nic nie zdołalibyśmy go osaczyć. Swoją drogą, to musi być ktoś bardzo wobec ciebie lojalny. Nawet po wielokrotnym rażeniu prądem, nie chciał nam powiedzieć, gdzie...
Reszta słów Devaronina ugrzęzła w uścisku mechanicznej dłoni. Brat Futty został brutalnie przyciśnięty do myśliwca. Z cichym sykiem Anakin aktywował broń Mistrza.
- Co. Zrobiłeś. Z Obi-Wanem? - wydusił przez zaciśnięte zęby.
Błękitne ostrze rzucało na czerwoną twarz złowieszczy blask, jednak Getto nawet nie mrugnął.
- Zabawne - stwierdził chłodno. - Twoje pytanie brzmi bardzo podobnie do tego, które ja niedawno zadałem.
- Gadaj, co z nim zrobiłeś, bo...
- Zabijesz mnie? A co ci to da? Mężczyzny zwanego Obi-Wanem już nie ma na tej planecie. A jeśli zrobisz coś głupiego, może całkowicie zniknąć z Galaktyki. I z twojego życia. Jesteś pewien, że roztropnie jest traktować mnie w taki sposób, gdy mam w rękach los człowieka, na którym ci najwyraźniej zależy?
Dłoń trzymająca miecz świetlny zadrżała. Palce zaciskały się na rękojeści tak mocno, jakby chciały ją zmiażdżyć. Anakin wyraźnie słyszał łomotanie swojego serca. Czuł, że ledwo może oddychać. Zagryzając zęby tak mocno, że rozbolała go szczęka, odsunął się od łowcy nagród. Broń Jedi zgasła, a trzymająca ją ręką opadła wzdłuż ciała, jakby należała do szmacianej lalki. Stojący wokół mężczyźni w zbrojach obserwowali to z chłodną satysfakcją.
- To, że macie jego miecz świetlny, jeszcze nic nie znaczy - słabym głosem wyszeptał Anakin. - Muszę mieć dowód, że żyje. Chcę go zobaczyć!
Niemal natychmiast, gdy wypowiedział te słowa, pomyślał, że postępuje nierozsądnie. W końcu on nie dostarczył Devaroninowi dowodu życia! Nie miał prawa żądać czegoś, czego sam nie ofiarował. Za nic nie mógł rozgniewać tych istot... Nie chciał dostarczać im powodów do skrzywdzenia Obi-Wana!
Kenobi na sto procent rozegrałby to lepiej od niego. Nie popełniłby głupiego błędu, jakim było wyskakiwanie do porywaczy z żądaniami! Nie stałby tutaj, trzęsąc się jak osika i mając kompletną papkę zamiast mózgu, tylko dlatego że martwił się o życie dawnego Padawana. Gdyby tylko Anakin potrafił lepiej panować nad emocjami... Zawsze krytykował swojego Mistrza za „staranne planowanie każdego posunięcia", a teraz oddałby absolutnie wszystko za choćby odrobinę zimnej krwi Obi-Wana!
Dobre chociaż to, że brat Futty wydawał się mieć większą wprawę w negocjacjach od niego. Zamiast oburzyć się o żądanie Jedi, po prostu skinął na jednego ze swoich ludzi. Mężczyzna w zbroi położył na trawie holo-projektor i już po chwili pojawiła się pół-przezroczysta postać Obi-Wana, który...
Na Moc! - czując, jakby przebito mu serce mieczem świetlnym, Anakin wytrzeszczył oczy.
Najbardziej wstrząsnęło nim NIE to, jak bardzo jego mentor był pobity, bo Kenobiemu zdarzało się już paradować z gorszymi siniakami, jak chociażby podczas „przygody" na Zygerri. Najgorsza była dla Skywalkera świadomość, że jego dawny Mistrz miał nie tylko ręce związane za plecami, ale także zakneblowane usta i zawiązane oczy.
Obi-Wan słynął z tego, że walczył nie tylko za pomocą miecza świetlnego. Kiedy wpadał kłopoty, radził sobie, obserwując otoczenie bądź zagadując wrogów (najczęściej jedno i drugie). Sytuacja, w której nie mógł ani widzieć ani mówić, musiała być dla niego... potworna.
Obi-Wan - Anakin myślał rozpaczliwie. - Na Moc, co ja najlepszego zrobiłem... Przepraszam, Obi-Wan. Przepraszam!
Jego uczucia były tak intensywne, że gdyby Kenobi nadal znajdywał się na planecie, z pewnością by je wyłapał. Poruszyłby głową, na znak, że znalazł coś w Więzi pomiędzy sobą i dawnym Padawanem. A jednak wciąż tkwił nieruchomo w tej samej pozycji. Getto nie kłamał - rzeczywiście wywiózł cennego więźnia poza Hollow.
- Coś mi się przypomniało - Devaronin rzucił niespodziewanie. - Wspominałeś coś o połamaniu mojemu bratu żeber.
Skinął głową na dwójkę mężczyzn w zbrojach, którzy wyświetlali się na holo-projektorze razem z Obi-Wanem.
- NIE! - wyciągając rękę w stronę pół-przezroczystego obrazu, wrzasnął Anakin. - Poczekaj! Nie możesz...
W brzuch Kenobiego przygrzmocił długi metalowy pręt. Uderzył Mistrza Jedi po raz pierwszy, drugi, trzeci...
- PRZESTAŃ! - błagalnie krzyczał Skywalker. - On nie ma z tym nic wspólnego! Proszę, każ im go zostawić... - skierował zrozpaczony wzrok na Getto. - To JA polowałem na twojego brata, a Obi-Wan przez ten cały czas mnie przed tym powstrzymywał! To MNIE powinieneś łamać żebra! Proszę... złam moje żebra, nie jego! Zostawię broń, oddam się w niewolę, zrobię wszystko, tylko zostaw go w spokoju!
- Wystarczy - szef bandy rozkazał, unosząc dłoń.
Maltretowanie natychmiast ustało i Obi-Wan opadł na kolana. Twarz miał prawie przy samej podłodze. Z policzków, czoła i nosa spadały na ziemię krople potu. Przez przeklęty knebel w ustach, ranny mężczyzna nie mógł nawet porządnie zaczerpnąć oddechu.
Nie wahając się ani chwili, Anakin odpiął broń od pasa i rzucił oba miecze świetlne na trawę. Na Getto nie zrobiło to wrażenia.
- Daruj sobie ten pokaz z wyrzucaniem oręża - czerwonoskóry mężczyzna mruknął, krzyżując ramiona. - Nie o to mi chodzi.
- A o co? - Skywalker nerwowo przełknął ślinę. Twarz miał niemal tak spoconą, jak jego poobijany Mistrz. - Powiedz, czego chcesz! Zrobię wszystko...
- Nie chcę „wszystkiego"! - gniewnie uciął Getto. - Powiedziałem ci, czego chcę. Chcę mojego brata!
- Już mówiłem, że go nie mam!
- To kłamstwo!
- Nie kłamię!
- Polowałeś na niego i...
- TAK, polowałem na niego, ale ktoś mnie ubiegł! - Anakin zaczął rozpaczliwie tłumaczyć. - Przysięgam ci, że nie mam Futty! On jest w rękach Ringo. Pójdź do starej fortecy... znajdziesz tam kuzyna Ringo, Hondo. To od niego wiem, co się stało z Futtą. Jeśli mi nie wierzysz, to po prostu weź mnie w niewolę i wypuść Obi-Wana! Mój Mistrz w żaden sposób nie zaszkodził twojemu bratu. Wręcz przeciwnie: cały czas namawiał mnie, bym zostawił Futtę w spokoju! On NIGDY nie zaatakowałby kogoś z zemsty! To JA jestem złym człowiekiem i draniem, który chciał zabić twojego brata! Jeśli już musisz kogoś więzić, krzywdzić i torturować, to MNIE a nie jego! Oddam się po dobroci. Przysięgam, że nie będę walczyć!
- Ty chyba nie rozumiesz, jak to działa, Jedi...
Przyciskając sobie dłoń do skroni, Getto pokręcił głową.
- Kiedy ty rzucasz kamieniem we mnie, ja rzucam go z powrotem w ciebie - oznajmił zmęczonym tonem. - Kiedy niszczysz mój statek, ja również niszczę twój. Natomiast, kiedy krzywdzisz kogoś, kto jest dla mnie ważny - wzrok Devaronina na moment spoczął na klęczącym Obi-Wanie - wówczas i ja muszę skrzywdzić kogoś, kto jest ważny dla ciebie. Właśnie TAK to działa, Jedi.
Czerwonoskóry mężczyzna urwał na chwilę, po czym dodał:
- Biorąc udział w grze zwaną „zemstą", zgodziłeś się na wszystkie obowiązujące zasady. A tak się składa, że ta gra jest jak domino. Nie możesz popchnąć jednego elementu i potem zapobiec przewracania się następnych. Gdy uczucia raz pójdą w ruch, nie da się już ich zatrzymać. A przynajmniej JA nie potrafię. I, po prawdzie, zawsze zazdrościłem Jedi, że nie są niewolnikami zemsty.
Patrzył teraz na Anakina z absolutną odrazą, choć i tak nie to było najgorsze. To słowo „niewolnik" sprawiło, że dawny Padawan Kenobiego poczuł się jak ostatni śmieć.
- Mówiono mi, że wy, Jedi, potraficie zapanować nad emocjami, które wyniszczają zwykłych śmiertelników - mówił Getto. - Że jesteście ponad to. Że reprezentujecie sobą coś większego. Ale, jak widać, nie dotyczy to was wszystkich. Odkąd pierwszy raz usłyszałem o tobie, nie mogłem przestać zastanawiać się, jak to się stało, że człowiek, który tak bardzo odstaje od innych Jedi, mógł zostać obwołany „Największym Bohaterem Republiki". Ze wszystkich członków waszego Zakonu, których zdarzyło mi się spotkać, ty jesteś najgorszy.
Nie mogąc znieść ciężaru tego, co spowodował, Skywalker opadł na kolana. Tępo wpatrując się w kołyszące się źdźbła trawy, wbił palce w ziemię.
On ma rację - uświadomił sobie. - Powiedział prawdę pod absolutnie każdym względem.
Zemsta była drogą prowadzącą prosto do otchłani - Anakin świadomie w nią skoczył, sądząc, że pociągnie na dół jedynie siebie. Ale się pomylił. Naiwnie założył, że wszyscy łowcy nagród byli samotnikami, którzy nie mieli bliskich. Naiwnie założył, że jeśli odepchnie od siebie wszystkie ważne osoby - z dawnym Mistrzem na czele - to uczyni z wendetty wyłącznie własną sprawę. Ale to od początku było niemożliwe, z jednego prostego powodu:
Obi-Wan za bardzo go kochał.
Anakin był kochany przez swojego mentora, gdy był trudnym dzieckiem, zbuntowanym nastolatkiem i pyskatym Padawanem wyrywającym się do Prób. Jakim idiotą musiał być, skoro uznał, że płynąca od tylu lat łagodnym i ciepłym strumieniem miłość Obi-Wana przestanie go zalewać, tylko dlatego że nagle zaczął świrować. Przecież nie wariował po raz pierwszy! Może to i prawda, że odbiło mu bardziej niż zwykle, ale nigdy nie przestał być dla Kenobiego ważny.
Przyleciał mnie uratować aż z Hoth, a ja po prostu go odepchnąłem! - myślał zdruzgotany Anakin.
Porzucił Obi-Wana. Zostawił go, kurwa mać, samego na środku trawiastej nicości! Nie został i nie porozmawiał ze swoim Mistrzem, chociaż ten praktycznie go o to błagał! Wystawił Obi-Wana na talerzu rodzonemu bratu Futty Rourke'a! A teraz Obi-Wan miał poobijane żebra i klęczał na podłodze w jakimś obcym miejscu, bezbronny i oślepiony, bez miecza świetlnego i bez możliwości mówienia, zaś zwykły łowca nagród mówił Anakinowi o rzeczach, które Anakin już dawno powinien, kurwa, wiedzieć, będąc Rycerzem Zakonu Jedi i dawnym uczniem najcudowniejszego człowieka na świecie. Jak mógł nazwać swojego Mistrza „zimną rybą bez uczuć"? Wciąż za to nie przeprosił! Dlaczego odłożył to na później?!
A co jeśli nie będzie żadnego „później"?
Oczy Anakina rozszerzyły się w przerażeniu.
- Nie kłamiesz - niespodziewanie mruknął Getto.
Skywalker zadarł głowę do góry, by spojrzeć na łowcę nagród.
- Nie kłamiesz - Devaronin powtórzył zrezygnowanym tonem. - Ty naprawdę nie masz Futty. Sądziłem, że łżesz, bo po prostu nie chcesz go oddać, ale teraz widzę, że to nie tak. Od początku byłeś szczery. Naprawdę nie masz mojego brata. A to może się skończyć dla ciebie tylko w jeden sposób. Wyjaśniłem ci, jak to działa. Skoro Futta jest w rękach Ringo i wkrótce umrze...
Straszne i złowieszcze słowa przeraziły Anakina, jeszcze zanim zostały wypowiedziane. To było tak, jakby chłodny sztylet zatrzymał się tuż przy jego sercu i teraz tylko czekał na sygnał.
- Dług musi zostać spłacony - bezbarwnym tonem zaanonsował Getto. - Jeżeli masz dla swojego przyjaciela jakieś ostatnie słowa, to właśnie przyszedł na nie czas.
- NIE! - odruchowo wrzasnął Anakin.
Obi-Wan został brutalnie złapany za włosy i pociągnięty do tyłu, tak by nie mógł już opierać ciężaru ciała na rękach. Do skroni przystawiono mu blaster.
Nie, nie, NIE! To NIE może się tak skończyć!
- Błagam, nie rób tego... - ze łzami spływającymi po policzkach, zaskomlał Anakin.
- Mów, co masz mówić, Jedi! Nie będziesz miał drugiej okazji.
Miał mówić? Ale CO miał mówić?! Tego, co chciał powiedzieć Obi-Wanowi, nie dawało się zamknąć w jednej krótkiej chwili tuż przed egzekucją. Gdyby tylko Anakin miał więcej czasu... Gdyby tylko nie doprowadził do tej popieprzonej sytuacji... Gdyby tylko wcześniej zrozumiał, że nie potrzebuje żadnej pierdolonej zemsty, bo już od dawna miał wszystko, czego można było chcieć! Jak można mieć coś tak cennego... kogoś tak cennego i o tym nie wiedzieć?! Nie umieć tego docenić!
- Widzę, że na razie nie masz weny, więc dam szansę twojemu przyjacielowi - wzdychając, rzucił Getto. - On też zasługuje na ostatnie słowa.
Obi-Wanowi zdjęto knebel, ale nie przepaskę na oczy. Anakin nie wiedział, czy powinien dyszeć z ulgą czy wrzeszczeć. Chciałby ostatni raz ujrzeć te ciepłe błękitne tęczówki, ale jednocześnie bał się, że zwyczajnie nie zniósłby patrzenia dawnemu Mistrzowi w oczy, wiedząc, że ten zaraz przez niego zginie!
Usta Kenobiego zaczęły się poruszać, jednak ranny mężczyzna mówił tak cicho, że żadna ze stojących obok myśliwca osób nie była w stanie go usłyszeć. Zaś Skywalker był zbyt zestresowany, by skoncentrować się i jakoś wyczytać wiadomość z ruchu warg. Na Moc, nie... tylko nie to! Obi-Wan właśnie przekazał mu swoje ostatnie słowa, a Anakin już nigdy nie dowie się, co to było. To niemożliwe... to NIE może się dziać!
- Przykro mi, szefie, ale on nie da rady mówić głośniej - jeden z pomagierów Getto widocznych na holo-projektorze z rezygnacją pokręcił głową. - Za mocno go poturbowaliśmy.
- No trudno - westchnął łowca nagród. - Masz ostatnią szansę, Jedi. Powiedz swoje ostatnie słowa i...
- NIE!
Anakin zerwał się na nogi i zrobił krok w stronę Devaronina. Widząc, że Getto niespokojnie drgnął, zrezygnował z pomysłu, by do niego podbiec. Za nic nie mógł go wystraszyć! Nie mógł pozwolić, by ten mężczyzna dał znak do zabicia Obi-Wana! Nie może do tego dopuścić... NIE może dać swojemu Mistrzowi zginąć! Bo gdyby to zrobił to... to... to tak jakby pozwolił uśmiercić połowę swojej duszy!
- Nie zabijaj go! - błagalnie zwrócił się do łowcy nagród. - Ja... Mogę... Potargujmy się!
- Chętnie bym na to przystał, Jedi - chłodno odparł Getto. - Ale nie masz jedynej osoby, za którą byłbym skłonny się wymienić. Nie masz mojego brata. Nie masz NIC na wymianę!
Język Anakina nerwowo zwilżył górną wargę. Na zaczerwienionych policzkach młodego mężczyzny pot mieszał się ze łzami.
Myśl!
No właśnie, musi myśleć! Musi na coś wpaść i to, cholera, szybko! Co dobry negocjator zrobiłby na jego miejscu? Co Padme by zrobiła? Co zrobiłby Obi-Wan? Jego Mistrz zawsze powtarzał, że aby zrozumieć drugą osobę, trzeba najpierw przyjąć jej punkt widzenia. Czego chciał Getto? To oczywiste, bo przecież powtarzał to non stop... Tyle że Anakin tego NIE miał i w żadnym wypadku NIE mógł mieć!
Zaraz. Nie mógł?
Olśnienie przyszło dosłownie w ostatniej chwili. Dłoń łowcy nagród już... już zaczynała się unosić, gdy Anakin wypalił:
- ODDAM CI BRATA!
Oczy Devaronina wytrzeszczyły się w szoku.
- Więc jednak go masz? - Getto spytał z niedowierzaniem.
- Nie mam. Ja... mówiłem prawdę. Nie mam twojego brata, ale... ale ja mogę... mogę... go odbić.
Ściśnięte ze strachu gardło sprawiało, że Skywalker z trudem mógł mówić. Fakt, że jego wzrok co chwilę wędrował w stronę blastera zahaczającego o rude włosy Obi-Wana, też ani trochę nie pomagał.
- Odbić? - sceptycznie marszcząc czoło, powtórzył łowca nagród.
Anakin wziął głęboki oddech. Choć kosztowało go to mnóstwo wysiłku, zmusił się, by zaprzestać zerkania na mentora i skupić całą uwagę na rozmówcy. Nie mógł sobie teraz pozwolić na błąd. Albo na bycie zaryczanym mięczakiem. Walczył o życie Obi-Wana... nie może wymięknąć!
- Znajdę Ringo i odbiję Futtę - oznajmił, najspokojniej, jak umiał. - Wiem od Hondo, że jego kuzyn nie planuje zabijać twojego brata od razu.
- Bo planuje go najpierw podręczyć? - chłodno spytał Getto.
Po ciele Anakina przeszedł dreszcz.
- Powiedziałem ci, że wiem, kim jest Ringo - wysyczał łowca nagród. - Mogę sobie bez problemu wyobrazić, co ten sadysta planuje zrobić z moim bratem. Zresztą, wydaje mi się, że właśnie z tego powodu ty postanowiłeś odpuścić, czyż nie? Zrezygnowałeś z zabicia Futty, bo wiesz, że od Ringo oberwie mu się o wiele gorzej niż od ciebie. Jak mawiał jeden z moich znajomych, „można się nauczyć bycia okrutnym, ale do prawdziwego okrucieństwa trzeba mieć wrodzony talent". Na to liczyłeś przed naszym spotkaniem, czyż nie? Że mój brat tak mocno ucierpi, że będzie błagał o śmierć?
Instynkt podpowiedział Skywalkerowi, by trzymać się prawdy. Zbyt wiele zdradził swoim początkowych zachowaniem, by próbować teraz wypierać się nienawiści do Futty.
- Owszem, na to liczyłem.
- I mam teraz uwierzyć, że tak po prostu ruszysz mojemu bratu z pomocą?
- Ruszę mu z pomocą dla człowieka, którego więzisz. Może i nienawidzę Futty, ale nie tak bardzo jak... jak kocham Obi-Wana.
W innych okolicznościach, za nic nie przyznałby się do tego przed bandą nieznajomych, a już tym bardziej przed Obi-Wanem, który przecież wciąż widniał na holo-projektorze i wszystkiego słuchał. Teraz jednak nie było czasu na dumę. Chodziło o czyjeś życie.
- On jest dla mnie... jest dla mnie ważniejszy, niż cokolwiek innego - Anakin mówił dalej, drżącym od emocji głosem. - To najważniejsza osoba w moim życiu. Jeśli go uwolnisz, to... to nie tylko oddam ci Futtę, ale też zupełnie zrezygnuję ze ścigania go! Gdy dostaniesz brata z powrotem, on już nigdy o mnie nie usłyszy!
Z miejsca, w którym leżał holo-projektor dobiegło ciche westchnienie Obi-Wana, lecz Skywalker dzielnie oparł się pokusie i dalej patrzył na rozmówcę. Getto miał pokerową twarz.
- Nikogo nie uwolnię, dopóki nie odzyskam brata - oświadczył niezłomnym tonem. - A jeśli mam być szczery, nie wierzę, że zdołasz go odbić. Ringo nigdy nie pójdzie ci na rękę!
- Wcale tego nie oczekuję. I tak nigdy nie byłem dobry w negocjacjach. Jestem przyzwyczajony do zdobywania tego, czego potrzebuję, za pomocą innych środków.
- To konkretne „zdobywanie" prawie na pewno skończy się dla ciebie śmiercią. Co mi po tym, że dasz się zabić? W ten sposób nie odzyskam brata. A jeśli teraz zabiję twojego przyjaciela, to przynajmniej będę mógł się pocieszyć widokiem twojej umęczonej twarzy.
- Myślę, że mimo wszystko wolałbyś zupełnie żywą twarz Futty - Anakin nie dał się wyprowadzić z równowagi. Dzielnie patrzył drugiemu mężczyźnie w oczy. - Skoro jedynym, co masz do stracenia, ma być oglądanie mojego cierpienia, to może warto zaryzykować? Może i jestem najgorszym Jedi, jakiego poznałeś, ale zapewniam cię, że moja moralność nie ma wpływu na moje umiejętności. Zdobyłem tę przeklętą planetę, chociaż nikt w Zakonie nie wierzył, że to możliwe. I twojego brata TEŻ odbiję, bo nie zamierzam patrzeć, jak zabijasz mi Mistrza! A poza tym, jest coś jeszcze... Kuzyn Ringo to mój dobry znajomy. Jeśli odpowiednio go przekonam, pomoże mi wykonać zadanie.
Nie miał bladego pojęcia, skąd weźmie AŻ TYLE kredytek, ale będzie musiał jakoś je skombinować. Oby Hondo mówił prawdę o tej nietykalności zapewnionej przez babcię! Im dłużej rozmawiał z Getto, tym bardziej Anakin zaczynał wierzyć, że Ringo rzeczywiście był niebezpieczny - współpraca z członkiem jego rodziny mogła być jedynym sposobem na odbicie Futty.
- Skoro kumplujesz się z piratami, to może rzeczywiście masz jakąś szansę - z pewnym wahaniem przyznał Devaronin. - Bo ja, niestety, nie mogę powiedzieć, bym miał z klanem Ohnaka dobre relacje. I nie mam tu na myśli wyłącznie Ringo. Niech będzie, Jedi. Jestem skłonny przystać na twoją propozycję.
Anakin powoli wypuścił powietrze. Zimne ostrze sztyletu wreszcie nieco oddaliło się od jego serca.
- Ale ostrzegam cię - Getto dodał po chwili, groźnie mrużąc oczy. - jeśli spróbujesz naruszyć zasady naszej umowy... na przykład zaplanujesz jakąś niedorzeczną akcję odbicia swojego przyjaciela, w międzyczasie udając, że ratujesz mojego brata, źle się to dla ciebie skończy. Dzisiaj mogłeś patrzeć, jak twój przyjaciel umiera bezboleśnie. Ale gdyby przyszło ci do głowy oszukać mnie, uwierz mi, że zapewnię mu najgorszą możliwą śmierć. Aha i jeszcze jedno. Na twoim miejscu uwolniłbym Futtę szybko! Nie wiem, czy o tym słyszałeś, ale Ringo uwielbia chwalić się tym, co robi ze swoimi ofiarami. A ponieważ mój brat trafił do niego przez ciebie... Każda rzecz, jaka mu się przytrafiła u tego sadysty... Każda rana albo forma znęcania się, o której usłyszę, zostanie zafundowana również jemu!
Gdy łowca nagród wyraźnie skinął głowę w stronę Obi-Wana, Skywalker omal nie zemdlał.
- I nie, NIE możesz wziąć tych obrażeń na siebie! - Devaronin podkreślił, uprzedzając prośbę rozmówcy. - Za błędy trzeba płacić, Jedi! Im szybciej odbijesz mojego brata, oraz im skuteczniej przekonasz Ringo, by nie robił mu krzywdy... w tym lepszym stanie dostaniesz swojego przyjaciela, gdy wreszcie go odzyskasz. JEŚLI go odzyskasz. I pamiętaj, że moja cierpliwość ma swój limit. Nie wyobrażaj sobie, że będę czekał w nieskończoność! Miej świadomość, że każdego dnia... dosłownie każdego dnia mogę się obudzić z przekonaniem, że jednak nie mam ochoty sprawdzać, czy dotrzymasz słowa i po prostu zabić twojego kolegę! Mam nadzieję, że zrozumiałeś. Ej, wy dwaj, możecie się wyłączyć! Porozmawiamy później...
- Nieeeee! CZEKAJ!
Anakin przyciągnął holo-projektor używając Mocy, jednak podwładni Getto po drugiej stronie linii zdążyli już przerwać połączenie. Jedi spróbował ponownie zainicjować przekaz, ale na próżno - strażnicy odpowiedzialni za pilnowanie Obi-Wana nie odpowiadali.
- Skontaktuj się z nimi! - Skywalker poprosił łowcę nagród. - Mój Mistrz... Ja... Muszę z nim porozmawiać!
- Pomówisz z nim, gdy go odzyskasz - bezlitośnie odparł Getto. - Pod warunkiem, że uda ci się wcześniej odzyskać mojego brata.
- Błagam... Tylko kilka słów! Proszę, ja chcę tylko... Kiedy ostatnio rozmawialiśmy, ja... Znaczy, nie ostatnio, ale kiedy rozmawialiśmy ze sobą dłużej... Powiedziałem mu wiele okropnych rzeczy i... Chciałem tylko...
Z każdym zdaniem, brwi łowcy nagród unosiły się coraz wyżej.
- Widzę, że masz talent do komplikowania sobie życia - czerwonoskóry mężczyzna pokręcił głową. - Ale to nie mój problem, Jedi. Facet wydawał się powoli odzyskiwać głos, a nie mogę ryzykować, że nakłoniłby cię do zmiany zdania. Zanim odesłałem go z planety, zdążyłem przekonać się, co o tobie myśli. On kocha cię jeszcze bardziej, niż ty jego. Gdybym teraz pozwolił mu przemówić, z pewnością powiedziałby, żebyś „o nim zapomniał i odpuścił sobie ratowanie Futty'.
- Nawet gdyby coś takiego powiedział, niczego by to nie zmieniło - niezłomnym tonem wyszeptał Anakin. - Nigdy nie byłem posłusznym uczniem. Nie obchodzi mnie, co on myśli o wartości swojego życia. Uratuję go, albo zginę próbując.
Kolejna część w poniedziałek (22.06.2020)
To trudny czas dla studentów i maturzystów, więc postanowiłam, że zrobię wam dzisiaj przyjemność. W poprzednim rozdziale wpisałam dzisiejszą datę, więęęęc...
Jak powiedziałby Yoda - za błędy swoje człowiek płacić musi! Mam nadzieję, że pomyślnie przeszłam Próby Jedi ^^.
Do sceny R18 coraz bliżej - wyczekujcie jej z niecierpliwością.
Za korektę dziękuję Akaitori07
Wy też ładnie jej podziękujcie - częściowo dzięki niej wrzuciłam kolejną część już dzisiaj.
Jak wam się podobał Hondo? Osobiście uważam, że to postać, która zasługuje za ZDECYDOWANIE więcej scen w fanfikach.
Trzymajcie się cieplutko i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top