Kodeks Miłości (Część 4) - Ostatni sekret
Ręce Obi-Wana już nie przyciągały do siebie protegowanego, tak jak wtedy, na gwiezdnym niszczycielu. Złapały Anakina za barki i stanowczo go od siebie odsunęły. W niebieskich oczach Kenobiego odbijało się zdecydowane „nie".
- Jesteśmy na środku ulicy! – Wargi, które Skywalker dopiero co całował, wydały z siebie gniewny syk. Wyglądały cholernie podniecająco.
Anakin uśmiechnął się. Kiedy jego Mistrz się złościł, zaciskał zęby w bardzo uroczy sposób.
- Wybacz – młodszy z Jedi złapał towarzysza za nadgarstek i poprowadził ich obu do ciemnego zakamarka między budynkami. – Tu będzie lepiej?
- Nie chodziło mi o zmianę miejsca!
- Nie? A o co?
Generał Skywalker przepuścił niespodziewany atak na wargi Generała Kenobiego, ale napotkał tarczę w postaci uniesionej dłoni. Obrażalsko nadął policzki.
- Mieliśmy rozmawiać – Obi-Wan przypomniał, unosząc brew. – Nie mam pojęcia, jakim cudem nasza poważna rozmowa przeszła w... to.
- Pocałunek to też forma rozmowy. Używamy języków.
Dla podkreślenia tych słów Skywalker polizał wnętrze dłoni dawnego Mistrza. Przejechał czubkiem języka aż do opuszka środkowego palca. Kenobi spłonął rumieńcem.
- Nie rób tak! – jęknął.
- Jak? – Anakin spytał z szatańskim uśmieszkiem.
Przesunął wargi na palec wskazujący i powoli go wessał. Niemal natychmiast tego pożałował, bo dłoń, którą napastował seksualnie, trzasnęła go w twarz. Z plaskacza.
- Bo nie będę się do ciebie przyznawał! – Skywalker wyzywająco popatrzył mentorowi w oczy. – Co ty baba jesteś? Jak już masz dawać mi w pysk, to bij jak facet!
Odpowiedź Kenobiego była męska i natychmiastowa. Pięść przygrzmociła w brzuch młodego mężczyzny z taką siłą, jakby chciała połamać żebra.
- Kurwa – zginając się w pół, wysapał Anakin. Piskliwy ton własnego głosu ani trochę mu się nie podobał.
- Lepiej? – wycedził Mistrz Jedi.
Dawny Padawan posłał mu pełne wyrzutu spojrzenie.
- Ale wzmacnianie ciosu Mocą to mogłeś sobie darować...
- A TY mogłeś sobie darować tamten pocałunek! I te kretyńskie wygłupy po nim.
Obi-Wan macał się po ustach w taki sposób, jakby go parzyły.
- Przepraszam, że cię pocałowałem, ale... - Prostując się, Anakin na nowo odczuł ból po uderzeniu i cicho zastękał. – A-ale jak mogłem tego NIE zrobić po tym, co powiedziałeś? – posłał mentorowi tak błagalne spojrzenie, że Kenobi natychmiast złagodniał. – Qui-Gon był dla mnie wzorem do naśladowania. Od dziecka marzyłem, że kiedyś będę taki jak on. A ty stwierdziłeś, że pokochałeś mnie bardziej niż jego i to tylko dlatego, że byłem sobą! Mówiłem poważnie, gdy stwierdziłem, że pocałunek to forma rozmowy. Nie chciałem dobierać się do ciebie w miejscu publicznym. Po prostu dawałem ci odpowiedź.
- Nie liczyłem na odpowiedź – Mistrz Jedi wymamrotał, odwracając wzrok. – Nie powiedziałem ci tego, bo chciałem, żebyś coś zrobił. Chciałem jedynie, żebyś wiedział.
- Tak jak wtedy, gdy wyznawałeś miłość Qui-Gonowi?
Wypowiedzenie tego jednego zdania sprawiło, że Skywalker poczuł się bliżej Jinna niż kiedykolwiek wcześniej. Nagle zaczął rozumieć, czemu Obi-Wan ich do siebie porównał.
- Ja i on nie jesteśmy tacy, jak ty – Anakin zaanonsował, podchodząc do Mistrza. Nie dotykał Kenobiego ani jednym skrawkiem ciała, ale stał tak blisko niego, że praktycznie łaskotał mu czoło oddechem. – Nie możesz wyznać nam uczuć, a potem oczekiwać, że po prostu „przyjmiemy je do wiadomości" i niczego nie zrobimy. On ci odpowiedział. Powinieneś domyślić się, że ja też będę chciał zrobić to samo.
Kenobi zamknął oczy, jakby coś sprawiło mu ból.
- Wracajmy do Świątyni – wymamrotał, wychodząc z zakamarka na główną ulicę.
- Że co?!
Kiedy Skywalker dogonił dawnego Mistrza, ten trzymał już w dłoni komlinka.
- R4, czy możesz...
- Ej, ej, EJ! – Anakin dopadł do drugiego mężczyzny i przerwał połączenie z droidem. – Dlaczego to robisz?
- Dlaczego CO robię? – Obi-Wan posłał mu poirytowane spojrzenie. – Załatwiam nam transport do Świątyni?
- Uciekasz! – Młodszy z Jedi podkreślił z wyrzutem. Jego mechaniczna dłoń schwyciła palce, którymi Kenobi trzymał komlinka, uniemożliwiając rudemu mężczyźnie ponowne zainicjowanie przekazu. – Jesteśmy w środku rozmowy, a tu uciekasz!
- Nigdzie nie uciekam – Mistrz Jedi odparł zmęczonym tonem. – Widzisz te chmury? – palcem wskazał niebo. – Lada moment rozpada się jak diabli, więc zaproponowałem, byśmy wrócili do Świątyni.
Anakin nie dał się nabrać. Wyczuwał od dawnego Mistrza ogromne ilości trudnych do zdefiniowania emocji. Wydawały się podejrzanie podobne do „stanu alarmowego", który opisał Kenobi, gdy opowiadał o swojej rozmowie z Qui-Gonem.
- A twierdzisz, że to ja nie uczę się na błędach – Skywalker burknął, krzyżując ramiona. – Masz trzydzieści siedem lat, a robisz to samo, gdy miałeś dwadzieścia parę! Dowiedziałeś się, że twoje uczucia są odwzajemnione, więc panikujesz.
- A więc proponujesz, byśmy tutaj zostali? – Obi-Wan również skrzyżował ramiona. – Będziemy sobie stali w deszczu i prowadzili romantyczną rozmowę? Nic tak nie pomaga w dyskusji jak woda lejąca się do oczu.
- Jasne, wróćmy do Świątyni! Bo, jak rozumiem, chodzi tylko o zmianę lokalizacji, tak? Zaszyjemy się w twojej kwaterze i będziemy rozmawiać dalej, tak?
- Uważam, że rozsądniej byłoby dokończyć tę dyskusję kiedy indziej. Jest dosyć późno, a ustaliliśmy już najważniejsze...
- Wiedziałem! – Anakin prychnął, oskarżycielsko celując w mentora palcem. – Tak naprawdę nie chodzi o deszcz! Po prostu szukasz okazji, by zwiać. Tak jak wtedy, gdy zostawiłeś mnie samego w łóżku.
- Powiedziałeś, że nie masz już o to pretensji – Obi-Wan jęknął, przyciskając sobie dłoń do czoła.
- Nie mam pretensji, ale jest mi przykro! – Młodszy z mężczyzn podkreślił zbolałym tonem. – Wiesz, jakie to okropne? Obudzić się samemu w łóżku po... Po tym, co się zdarzyło? Albo przerywać rozmowę zaraz po tym, gdy druga osoba mówi, że cię kocha.
- Anakinie...
Skywalker wzdrygnął się. Uwielbiał słuchać swojego imienia z ust dawnego Mistrza, pod warunkiem, że nie było wymawiane takim tonem. Jakby Anakin znowu był dziewięciolatkiem, który dopiero co opuścił Tatooine i niczego nie rozumiał.
- Zaczęliśmy tę rozmowę, by ustalić, dlaczego się ze sobą przespaliśmy – Obi-Wan powiedział z rezygnacją – I ustaliliśmy to, a nawet więcej. Otworzyłem się przed tobą, jak jeszcze przed nikim. Czego jeszcze ode mnie chcesz?
- Dowiedzieć się, czego TY chcesz – podkreślił Anakin. Rozpaczliwie pragnął, by drugi mężczyzna spojrzał mu w oczy. – Rozmowa, którą przeprowadziłeś z Qui-Gonem, zakończyła się decyzją. Postanowiliście, że chcecie być razem. Ja już dałem ci do zrozumienia, czego chcę. Pocałowałem cię.
- Ja cię nie pocałuję – Kenobi wyszeptał te słowa z wyraźnym bólem.
- Nie musisz tego robić – Skywalker uspokoił go, kładąc mu dłoń na ramieniu. – Po prostu powiedz, czego chcesz.
- Niczego nie chcę.
- To nie jest żadna odpowiedź!
- Bo nie jest taka, jak byś sobie życzył?
- Bo nawet nie chcesz jej przemyśleć! Zamiast dokładnie się nad tym zastanowić, uciekasz i...
- Przestań mówić, że uciekam!
Obi-Wan zaczął wyglądać na solidnie wkurzonego. Wyrwał dłoń z uścisku protegowanego, po czym podjął kolejną próbę skontaktowania się z R4. On i Anakin zaczęli się szarpać o komlinka. Po minucie wzajemnego przekrzykiwania się, urządzenie wysunęło im się z dłoni i poturlało się prosto pod gąsienice ciężkiego droida sprzątającego. Zanim którykolwiek z Jedi zdążył zareagować, narzędzie do skontaktowania się ze Świątynią zostało zmiażdżone.
Rozjuszeni mężczyźni obrócili się ku sobie. Każdy z nich wycelował w drugiego palec wskazujący.
- To TWOJA wina! – ryknęli jednocześnie.
Kilku przechodniów posłało im zaintrygowane spojrzenia, sprawiając, że się zaczerwienili. Kenobi otrząsnął się jako pierwszy.
- Dawaj swojego komlinka! – warknął nieznoszącym sprzeciwu tonem.
- Sam go sobie weź! – mimo dostrzegania w oczach mentora wkurwu najwyższego stopnia, Skywalker nie odwrócił wzroku. – Mam go w majtkach.
- Uważaj, bo zaraz zaczniesz potrzebować protezy genitaliów.
Anakin nie mógł sobie przypomnieć, kiedy ostatnim razem Obi-Wan był aż tak wściekły. Kiedy dawny Mistrz Skywalkera pozostawał w takim stanie, niczego nie można było z nim wskórać. Młody mężczyzna zdecydował, że czas na zmianę taktyki.
- Zgoda, dam ci komlinka – zaanonsował, zmuszając się do łagodnego tonu. – Ale chcę, byś odpowiedział mi na jeszcze jedno, ostatnie pytanie. Cokolwiek na nie odpowiesz, zgodzę się na powrót do Świątyni. Powiesz „tak" albo „nie", a ja dam ci komlinka. To chyba uczciwa propozycja?
Ramiona Kenobi rozluźniły się, jednak w Więzi, która łączyła Skywalkera z dawnym Mistrzem, wciąż dawało się wyczuć wyraźny stres. Anakin usłyszał w głowie myśl drugiego mężczyzny:
Jeżeli zamierzasz zapytać, czy będziemy razem, to odpowiedź brzmi „nie".
Młodszy z Jedi uśmiechnął się krzywo.
Sądzisz, że jestem na tyle durny, by zadać akurat TO pytanie? No to się przeliczysz!
Spojrzał Obi-Wanowi w oczy i zapytał:
- Czy gdyby Qui-Gon stał tutaj zamiast mnie, zachowałbyś się w taki sam sposób? Uciąłbyś rozmowę zaraz po wyznaniu miłości? Zostawiłbyś go samego w łóżku, gdy chwilę wcześniej byliście połączeni nie tylko ciałami, ale i w Mocy?
Technicznie rzecz biorąc to były trzy pytania, jednak Kenobi nie zgłosił protestu. Złość na jego twarzy została zastąpiona rumieńcem wstydu.
- To NIE to samo! – wyszeptał, ściskając nasadę nosa.
- Niby w jaki sposób „to nie to samo"? – Anakin położył dłonie na biodrach.
- On był moim Mistrzem i musiałem go szanować.
- Aha. A ja jestem tylko twoim smarkatym dawnym Padawanem i nie musisz mnie szanować?
- Oczywiście, że cię szanuję, Anakinie! – łapiąc protegowanego za ramiona, jęknął Obi-Wan. – Nie to miałem na myśli. Chodziło mi o to, że Qui-Gon i ja byliśmy dla siebie Mistrzem i uczniem, a ja w większości przypadków byłem mu posłuszny. Nie byłem małym buntownikiem, takim jak ty, który trzaskał nauczycielowi drzwiami przed nosem i po prostu odmawiał wykonania polecenia. Gdy Qui-Gon postanawiał, że rozmawiamy, to MUSIAŁEM z nim rozmawiać, niezależnie od tego, czy mi się to podobało, czy nie. A pewnie już zauważyłeś, że niełatwo mi rozmawiać o podobnych sprawach. Zresztą...
Kenobi odsunął się od drugiego mężczyzny i nerwowo rozmasował kark.
- Te sytuacje różnią się także pod innym względem. Między mną i Qui-Gonem do niczego nie doszło.
- A gdyby doszło, zostawiłbyś go samego w łóżku?
- Skąd mam to wiedzieć, Anakin? – z każdą chwilą rudy mężczyzna wyglądał na coraz bardziej zestresowanego.
- No nie wiem... może wróć pamięcią do swoich innych przeżyć? – wzruszając ramionami, podsunął Skywalker. – Czy kiedykolwiek wcześniej porzuciłeś kogoś po seksie?
- Ja... - Obi-Wan dotknął gardła, jakby coś mu tam utkwiło. – Nie mogę odpowiedzieć na to pytanie – dokończył słabym głosem.
Na Moc, co za uparciuch! Anakin miał ochotę nim potrząsnąć.
- Słuchaj, mogę się mylić, ale wydaje mi się, że raczej nie jesteś typem, który szukałby przygód na jedną noc? Żeby pójść z kimś do łóżka, musisz choć trochę lubić tę osobę, prawda? Należysz do typu ludzi, którzy nie potrafisz rozdzielić seksu i uczuć?
- T... tak – Kenobi przyznał z pewnym oporem. – T-to zdecydowanie... Z-z pewnością należę do tego typu.
- No to mi powiedz, jak traktowałeś te wszystkie osoby, z którymi się przespałeś! – Skywalker rzucił zniecierpliwionym tonem. – Ich też porzuciłeś w łóżku, tak jak mnie?
- Nie...
- Aha, czyli z nimi zostałeś?
- NIE!
Anakin zamrugał.
- Twoje odpowiedzi się wykluczają.
- NIE wykluczają się! – Obi-Wan krzyknął z desperacją. – J-ja... ja po prostu... N-nie jestem w stanie odpowiedzieć! Nie dlatego, że nie chcę. P-pytania, które zadajesz, nie mają sensu, bo... Anakin, ja cię proszę, nie wnikaj w to! Porozmawiam z tobą na dowolny temat, możemy tu siedzieć nawet do rana, tylko błagam, nie wypytuj mnie już o zostawianie ludzi w łóżkach!
Jakby samo to stwierdzenie nie wydało się młodszemu z Jedi wystarczająco podejrzane, Kenobi zupełnie nieoczekiwanie podniósł Tarcze.
- Co do diabła... - Anakin wytrzeszczył oczy. – Czemu tak nagle się zasłoniłeś?
- Bo nie chcę, byś wnikał w TE sprawy! – Obi-Wan krzyknął, obejmując się ramionami w obronnym geście. – Chciałeś, bym porozmawiał z tobą jak z Qui-Gonem. Więc rozmawiajmy!
- Jeśli myślisz, że tak po prostu chwycę przynętę i ci odpuszczę, to w ogóle mnie nie znasz!
Anakin już sam nie wiedział, czy powinien być wkurzony czy zmartwiony. Zachowanie jego Mistrza ani trochę nie trzymało się kupy! O co mu, kurde, chodzi? Parę minut temu nie chciał nawet słyszeć o kontynuowaniu rozmowy, a teraz nagle się zgadza, bo chce odwrócić uwagę protegowanego od...
No właśnie. Od czego? Czym była ta straszliwa tajemnica, do której nie chciał się przyznać? I skąd to dziwne wrażenie, że Skywalker miał odpowiedź pod samym nosem?
No cóż, zgadywanie w ciemno do niczego nie prowadziło. Jedynym wyjściem było przyciśnięcie Obi-Wana.
- Dlaczego to dla ciebie tak drażliwy temat? – spytał Anakin. – Czym ty się tak stresujesz? Przecież nie byłem jedyną osobą, z którą w życiu spałeś! Nie?
Rzucił to pytanie praktycznie od niechcenia, spodziewając się natychmiastowej odpowiedzi w stylu:
„To chyba jasne, że nie byłeś!"
Stało się jednak coś zaskakującego. Obi-Wan milczał jak grób. Wzrok miał zafiksowany na jakimś nieokreślonym punkcie nieopodal butów protegowanego. I był dziwnie blady, jakby... jakby...
Anakin zamarł w bezruchu.
- Chyba, kurwa, żartujesz... - wykrztusił, wytrzeszczając na mentora oczy.
Jego pierwsza myśl a propos tego, co właśnie sobie uświadomił, była krótka i zwięzła:
Niemożliwe.
Zezował na Obi-Wana z takim wyrazem, jakby oglądał go po raz pierwszy.
- Masz trzydzieści siedem lat – ledwo rejestrował fakt, że duka te słowa na głos. – Jesteś przystojny. Dobrze zbudowany. Rudy. Błyskotliwy! To nie może być prawda. To zwyczajnie niemożliwe, byś nigdy...
Oczy, które Obi-Wan wciąż kierował na chodnik, zamknęły się w sposób właściwy osobie przyłapanej na gorącym uczynku. Mimo to Anakin wciąż nie czuł się przekonany. To nie mieściło mu się w głowie! Nie umiał w to uwierzyć!
Ale z drugiej strony, gdyby uznał to za prawdę, wszystkie puzzle zaczęłyby do siebie pasować.
To dlatego Obi-Wan był tak roztrzęsiony tuż przed tym, gdy Anakin miał się w niego wsunąć! Nie chodziło o nerwy związane z faktem, że uprawiał seks z dawnym Padawanem, ale o to, że.... No a potem, gdy skończyli... Tak naprawdę Obi-Wan nie odważył się obudzić kochanka i wymknął się z pokoju, bo był strasznie przytłoczony tym, że po raz pierwszy... O w mordę!
- Zanim się ze mną przespałeś, byłeś PRAWICZKIEM?! - Anakin rozdarł się na całą ulicę.
Obi-Wan zacisnął zęby. Szarpnął głową w stronę protegowanego i zmroził młodego mężczyznę wzrokiem.
- Nie będę znowu przez to przechodził! – wycedził, ostrzegawczo celując w Anakina palcem. – Wystarczy mi, że Qui-Gon się ze mnie nabijał!
- Dlaczego mi nie powiedziałeś?!
- Hm... niech pomyślę? – udając, że głęboko się nad czymś zastanawia, Obi-Wan rozmasował podbródek. – Och, już wiem! – posłał protegowanemu rozwścieczone spojrzenie. – Bo mój Mistrz i Padawan wyznają pogląd, że seks to jakiś pieprzony obowiązkowy punkt do odhaczenia w życiu każdego człowieka. A jak ktoś nie robi tego na prawo i lewo, to z pewnością jest dziwnym i nienormalnym nudziarzem, któremu kompletnie poprzewracało się w głowie. Wiesz, co? Pierdolcie się! Obaj! Mam dosyć wysłuchiwania, że nie spełniam waszych standardów „korzystania z życia"! Idę złapać taksówkę!
- Qui-Gon nie może się pierdolić, bo już nie żyje! – zagradzając mentorowi drogę, jęknął Skywalker. – I na pewno by ci czegoś takiego nie powiedział! A nawet jeśli walnął ci podobnym tekstem, to założę się, że wcale nie o to mu chodziło! Mnie TEŻ nie o to chodziło! Wiesz, jak mi teraz głupio, że nie wiedziałem?
- No, domyślam się! – Kenobi zakpił, krzyżując ramiona. – W końcu zmarnowałeś dobre dwanaście lat, podczas których mogłeś dokuczać mi z powodu „dziewictwa"!
- Jeśli już coś zmarnowałem, to twój pierwszy raz! – prawie rwąc sobie włosy z głowy, zawył Anakin. – Mogłeś mi, kurwa, powiedzieć! Nigdy przedtem nikogo nie rozdziewiczyłem! Skąd miałem wiedzieć, jak to się robi? Nawet się mentalnie nie przygotowałem i... ugh!
- Nie przesadzaj. To nie jest coś, z czego można pisać doktorat.
Obi-Wan wciąż wyglądał na naburmuszonego, ale odrobinę się uspokoił. No i przynajmniej nie próbował wyminąć Anakina.
- Powinieneś mi powiedzieć – Skywalker mruknął do Mistrza. – Gdybyś mi powiedział, to mógłbym chociaż... To starałbym się, żeby... Byłbym bardziej delikatny. Albo coś.
Słysząc to, Kenobi totalnie zmiękł. Słowa protegowanego poruszyły go do tego stopnia, że zdecydował się na ponowne opuszczenie Tarczy. Z łączącej ich Więzi emanowała czułość.
- T-tym... tym akurat nie musisz się martwić - Mistrz Jedi cicho odchrząknął. - B-byłeś wystarczająco... - Uniósł dłoń, by zasłonić twarz. – N-nie mógłbyś być bardziej... Uwierz mi: nie musisz się martwić, że zepsułeś mój pierwszy raz. Było lepiej, niż się spodziewałem.
I lepiej niż JA się spodziewałem – pomyślał Anakin. – Właściwie to, chyba najlepiej w całym moim życiu.
- No, to teraz przynajmniej wiem, dlaczego byłeś tak cholernie ciasny! – zawołał bez zastanowienia.
A kiedy wokół zapanowała cisza, uświadomił sobie, że rzucił to stwierdzenie obok nocnego baru, przed którym stała kolejka oczekujących. I że osoby, które jeszcze chwilę temu dyskutowały z ożywieniem o swoich sprawach, nagle przestały mówić. Oczy istot różnych gatunków były skierowane na parę Jedi.
- Poglądy! – nerwowo się śmiejąc, Anakin pokazał Obi-Wana palcem. – Chodziło mi o to, że ten koleś miał straaaasznie ciasne poglądy! Jak się sprzeczaliśmy, to ledwo się zmieściłem... z moimi opiniami, w sensie!
- Anakin... - Kenobi warknął pół-gębkiem.
- Czułem się taki przytłoczony. Miażdżył mnie swoimi poglądami jak...
- Zamknij się wreszcie!
Mistrz Jedi złapał protegowanego za kołnierz i odciągnął go od tłumu.
- Dzięki – wycedził, gdy znaleźli się dostatecznie daleko, by nikt nie usłyszał.
- Wybacz – czerwieniąc się, Anakin rozmasował kark. – To mi się wyrwało.
- Co ty nie powiesz? Możemy wreszcie wracać do Świątyni? No, chyba że chcesz najpierw odwiedzić kilka barów i poinformować uczęszczających do nich ludzi, że jestem trzydziestosiedmioletnim prawiczkiem.
- Byłeś – podkreślił Skywalker. - Przypominam ci, że już nie jesteś. I, dla twojej wiadomości, nie zamierzam się z ciebie nabijać. Jak w ogóle mogłeś pomyśleć, że zrobiłbym coś takiego?
Pytanie wydało mu się kretyńskie już sekundę po tym, gdy je zadał. Obaj wiedzieli, że Obi-Wan miał solidne podstawy, by podejrzewać, że pierwszą reakcją protegowanego na „dziewiczy sekret" będzie wybuch śmiechu.
Gdyby Anakin dowiedziałby się o wszystkim parę lat wcześniej pewnie rzeczywiście nabijałby się z Mistrza. Waliłby do niego tekstami w stylu:
„Właśnie odkryłem, dlaczego preferujesz Soresu!"
„Bo to najbardziej defensywna i pacyfistyczna forma walki?"
„Bo lubisz być nietknięty!"
Młodsza wersja Skywalkera uznałaby podobny dowcip za zabawny. Jednak obecny Anakin rozumiał, że powiedzenie czegoś takiego byłoby absolutnie wstrętne i nieczułe.
Nabijanie się z dziewictwa nie było tym samym co nabijanie się ze wzrostu albo z koloru włosów. Obi-Wan urodził się rudym kurduplem, więc dawny Padawan nie miał oporów, by mu z tego powodu dokuczać. Podobne docinki były nieodłącznym elementem codzienności, a zarazem częścią prywatnej gierki pomiędzy Skywalkerem i Kenobim – nie miały na celu nikogo zranić.
Jednak Anakin wyczuwał, że kwestia bycia prawiczkiem to dla jego Mistrza drażliwy temat. Za tym kryło się coś więcej. Żaden człowiek... nawet Rycerz Jedi nie czekał z uprawianiem seksu do trzydziestego siódmego roku życia. Nie bez wyraźnego powodu! Podobny stan rzeczy musiał wyniknąć z jakiejś poważnej decyzji – bo przecież, kurwa, nie z braku chętnych!
- Nie zamierzam ci dokuczać – Anakin powtórzył wcześniejsze stwierdzenie. – Ale chciałbym wiedzieć, czemu przez tyle lat nie poszedłeś z nikim do łóżka.
Obi-Wan pokręcił głową.
- Nie odpuścisz mi tego, co? – rzucił zrezygnowanym głosem. – Koniecznie musisz wiedzieć wszystko.
- Może nie wszystko, ale to, co dotyczy mnie i ciebie, owszem – łagodnie odparował młodszy z mężczyzn. – Mogłeś stracić dziewictwo z kimkolwiek, a wybrałeś właśnie mnie.
Dopiero kiedy powiedział to na głos, uświadomił sobie, że czuje w związku z tym dzikie szczęście. I podniecenie. Myśl, że posiadł mężczyznę, którego nikt wcześniej nie miał, była bardzo...
Potrząsnął głową. Chyba lepiej będzie, jeśli odłoży tego typu rozważania na jakąś dogodniejszą chwilę. Tego mu tylko brakowało, by dostał wzwodu na samym środku ulicy... A właśnie tak by się to skończyło!
- Jesteś dla mnie ważny, więc interesują mnie twoje życiowe wybory – powiedział, kątem oka zerkając na Mistrza. – Byłbym ciekawy, dlaczego ktokolwiek chciałby być prawiczkiem przez tak długi czas...A zwłaszcza ty! Nie wmówisz mi, że chodziło wyłącznie o zasady. Sam mi kiedyś powiedziałeś, że Kodeks Jedi nie zabrania seksu. Mam dowód! Nagrałem to!
- Nagrałeś mnie, gdy to mówiłem? – Obi-Wan zaśmiał się w taki sposób, jakby nie mógł się zdecydować, czy ma być rozbawiony czy załamany.
Anakin uśmiechnął się. Ulżyło mu, że jego Mistrz wreszcie się rozluźnił.
- No wiesz, nagrywałem wiele momentów. Miałem holonagrywarkę pod ręką za każdym razem, gdy pytałem cię o coś ważnego. „Czy Kodeks zabrania eksperymentów z Przyprawą?", „Czy można wylecieć z Zakonu za masturbowanie się w szatni?"... Wiesz, tego typu pytania.
- Oczywiście czysto hipotetyczne? – kącik ust Kenobiego uniósł się do góry.
- Oczywiiiścieeee! – z ręką na sercu przysiągł Skywalker. – Mistrzu, proszę cię... Gdzie ja bym coś takiego zrobił?
- Ech, no przecież, gdzie TY byś zrobił coś takiego? W końcu absurdalne pomysły przychodzą do głowy innym ludziom, a nie takiemu porządnemu obywatelowi jak ty...
- No, ale GDYBYM jednak postanowił zrobić którąś z tych rzeczy, to zawsze mogłem wyciągnąć nagranie i krzyknąć: „A Obi-Wan mówił co innego! Mam dowód!"
- Jesteś niereformowalny.
Kenobi przysiadł na murku umiejscowionym naprzeciwko nieczynnego przystanku.
- Powodów, dla których nigdy z nikim się nie przespałem było w sumie kilka – powiedział, poklepując miejsce obok siebie.
Anakin chętnie skorzystał z zaproszenia. Uważał postój w tym miejscu za swoje maleńkie zwycięstwo. Nareszcie urobił Obi-Wana na tyle, by tamten przestał bronić się przed rozmową. A przede wszystkim, przestał uważać dawnego Padawana za niedojrzałego mężczyznę, z którym nie mógł poruszyć wielu osobistych tematów.
- To nie tak, że nie chciałem tego zrobić – mówił dalej, nieco pochylając się do przodu i splatając palce dłoni. – Albo nie byłem ciekawy, jak to jest. Bo i owszem, byłem. Ale, jak już wcześniej zauważyłeś, nie potrafię rozdzielić uczuć i seksu. Nie jestem jednym z tych mężczyzn, którzy mogą po prostu pójść do domu publicznego, spełnić swoje potrzeby, a potem żyć dalej. Ta opcja nie wchodziła dla mnie w grę. Przyjaciół i ludzi z najbliższego otoczenia też raczej nie brałem pod uwagę, bo mógłbym zapałać do nich silniejszym uczuciem, a to już byłoby niezgodne z Kodeksem. Zatem zostawał mi tylko jeden typ potencjalnych kochanków. Ludzie, których spotykałem na misjach. Spędzałem z nimi wystarczająco dużo czasu, by zapałać do nich sympatią, a jednocześnie istniało duże prawdopodobieństwo, że więcej ich nie zobaczę.
- Ale tę grupę również odrzuciłeś, boooo...?
Rudy mężczyzna posłał dawnemu Padawanowi wymowne spojrzenie.
- Bo miałem na głowie pewien smarkaty problem.
- Smarkaty problem?
- Ciebie.
- Mnie? – Anakin podrapał się po głowie. – A w czym ja ci przeszkadzałem? Aha, bałeś się, że cię przyłapię!
- Nie, to akurat jakoś bym ogarnął. – Obi-Wan niedbale machnął ręką. – Pozbyłbym się ciebie na pół dnia albo coś w tym stylu. Biorąc pod uwagę, jak bardzo wyrywałeś się do samodzielnych zadań, nie byłoby to jakieś bardzo trudne. Największy problem miałem z tym, że zwyczajnie nie lubiłeś ludzi, których brałem pod uwagę.
- Eee, a to miało jakieś znaczenie? Ja nigdy nie pytałem cię o zdanie, gdy chciałem się z kimś przespać. Dlaczego miałbyś brać pod uwagę moją opinię?
Kenobi posłał protegowanemu wymowne spojrzenie.
- Anakin... ty choć trochę zdajesz sobie sprawę, jakim byłeś dzieckiem? A później nastolatkiem? Naprawdę nie pamiętasz swoich dzikich odpałów? Za sam fakt, że ośmieliłem się polubić kogoś, kogo ty nie cierpiałeś, urządzałeś mi takie sceny, że na samo wspomnienie dostaję bólu głowy. Aż strach pomyśleć, co by się działo, gdybym się z tą osobą PRZESPAŁ! A ty się dziwisz, że wolałem nie ryzykować.
- Oj, dobra, weź już nie przesadzaj! – Skywalker przewrócił oczami. – AŻ TAK to nie wariowałem. Zresztą, wcale nie musiałem wiedzieć. Mogłeś to zaaranżować tak, bym się nie dowiedział.
- Naprawdę sądzisz, że byłoby to realne? – Obi-Wan uniósł brew. – Przy Więzi takiej jak nasza? Anakin, bądźmy szczerzy... Prędzej czy później dowiedziałbyś się i zrobiłbyś mi awanturę. JA wiedziałem o wszystkich prostytutkach, które przeleciałeś.
Anakin zastanowił się chwilę, po czym wypalił:
- O tej z rogami jak u jelenia też wiedziałeś?
- Owszem. I zanim zapytasz... Tak, o tej z kolczykami w sutkach TEŻ wiedziałem!
- Ugh, to akurat jedna z tych, których wolałbym nie pamiętać! – Skywalker skrzywił się z niesmakiem.
- Czemu? – Obi-Wan złośliwie się uśmiechnął. – Jak próbowała urwać ci penisa to było dosyć zabawne.
- Niby dla KOGO?! – Anakin jęknął, posyłając mentorowi pełne pretensji spojrzenie.
- Na przykład dla mnie – kiwając głową, Mistrz Jedi rozmasował podbródek. – W sumie to dobrze, że podzieliłeś się ze mną tym konkretnym wspomnieniem. Zawsze jak byłem na ciebie wkurzony, przypominałem sobie tamtą pannę i robiło mi się lepiej.
- Gdybym wiedział, że masz takie sadystyczne zapędy, pokazałbym ci tamtą z trzema pieprzykami na nosie – Na wspomnienie rzeczonej kobiety, Anakin aż zadrżał.
- O niej też wiedziałem.
- Serio? A kiedy ja o niej pomyślałem w twojej obecności? No wiesz, bez Tarczy?
- Wtedy, u Hondo. Gdy raził nas prądem...
- Ugh... rzeczywiście! – Młody mężczyzna zacisnął zęby. – Pomyślałem sobie wtedy, że boli jak diabli, ale w sumie nie tak bardzo, jak zapędy tamtej laski.
- Wiem, jak bardzo nie cierpisz zwrotu „A nie mówiłem!", ale ostrzegałem cię przed kobietami z tej rasy – Obi-Wan poklepał protegowanego po ramieniu. – Quinlan też miał przygodę z jedną z nich.
- Mówił mi o tym – westchnął Anakin. – A ja głupi uznałem, że robi sobie jaja! Kto by pomyślał, że istnieją osoby, które podniecają się depilowaniem komuś włosów łonowych...
- Miałeś szczęście, że Padme nie była Jedi – Kenobi zaśmiał się pod nosem. - Gdybyś miał z nią połączony umysł, tak jak ze mną, musiałbyś się pilnować w każdej minucie.
- Co racja to racja – Skywalker zaczepnie trącił Mistrza łokciem. – Przepraszam, że nie doceniałem tego, jak bardzo byłeś wobec mnie tolerancyjny. Podejrzewałem, że wiedziałeś o kilku moich dziwkach, ale nie miałem pojęcia, że o wszystkich. W sumie, to chyba powinienem pobierać od ciebie jakieś opłaty? Biorąc pod uwagę niebotyczne ilości telepatycznego porno, jakich ci dostarczyłem...
- Gdybym ja miał pobierać od ciebie odszkodowanie za uszczerbki na psychice, wyszlibyśmy na zero – Mistrz Jedi oparł się o protegowanego barkiem. – Niektóre z twoich erotycznych przygód wyglądały jak horrory. Nie mogłem po nich spać!
- Mnie to mówisz? Ja to, kurwa, przeżyłem w realu!
Chichotali, dopóki Anakin czegoś sobie nie uświadomił.
- Ej, ale kiedy już byłem z Padme – śmiertelnie blady, obrócił twarz w stronę Mistrza. – Żadna nasza... Żadna myśl nigdy...
- Nie martw się, tych wspomnień akurat strzegłeś jak fortecy – Obi-Wan uspokajająco uniósł dłoń. – Bardzo się pilnowałeś, by nie myśleć przy mnie o Padme. Nie tylko w... wiadomym kontekście. Zrozumiałem, że coś się między nami wydarzyło, odkąd zacząłeś podnosić przy mnie Tarczę. Tak jak niegdyś ja przy Qui-Gonie. No cóż... historia zatoczyła koło.
Zabrzmiało to strasznie przygnębiająco. Anakin zatęsknił za poprzednią luźną atmosferą.
- Ale wiesz, skoro ty zniosłeś wszystkie moje erotyczne myśli, to może ja też doszedłbym do ładu z faktem, że z kimś się przespałeś? – stwierdził, zmuszając się do beztroskiego tonu. – Pewnie jak zwykle przesadzasz. Wcale nie martwiłeś się moją reakcją, a po prostu szukałeś sobie wymówek!
- Być może – westchnął Kenobi. – Kiedy rozważałem przespanie się premierem Lenartem, pomyślałem...
- CHCIAŁEŚ PÓJŚĆ DO ŁÓŻKA Z TYM CHUJEM?!
Dla mentalności Skywalkera to było ZA wiele. Młodszy z Jedi za bardzo przechylił się i spadł z murka.
- Z Lenartem? – wykrztusił, zrywając się na równe nogi i oskarżycielsko łypiąc na Obi-Wana. – Z Lenartem?! Z tym pieprzonym dupkiem?! Nie wierzę... po prostu, kurwa, nie wierzę!
- Nie, i wcale nie zareagowałeś emocjonalnie...
Kenobi mógłby równie dobrze mówić to do ściany, bo dawny uczeń w ogóle nie zwracał na niego uwagi. Skywalker zaczął krążyć raz w jedną raz w drugą stronę, energicznie gestykulując i co chwilę wydając oburzone prychnięcia.
- Lenart! Jebany Lenart z Alderaanu! Serio taki typ cię kręci? Zajebiście nudny kumpel Baila Organy, z wiecznie wypucowanymi paznokietkami, paradujący we wdzianku, które kosztowało więcej niż mój myśliwiec? Jak można chcieć kopulować z tym przemądrzałym skurwielem?! Poleciałeś na niego, tylko dlatego że wygrał z tobą w szachy!
- To, że ty go nie polubiłeś, nie znaczy, że wszyscy...
- Ten pieprzony chuj nazywał mnie impulsywnym gówniarzem i szarpał mnie za padawański warkoczyk bez pozwolenia!
- Miałeś dwanaście lat.
- POZWOLIŁEŚ mu szarpać za mój warkoczyk!
- Zrobił to tylko raz. Potem poprosiłem go, by już więcej...
- Od początku wiedziałem, że ta cholerna gnida coś knuje! – Kompletnie ignorując drugiego mężczyznę, Skywalker zgrzytał zębami i patrzył na własną trzęsącą się pięść. – Nie dość, że wkurwiał mnie przez całą misję, to jeszcze chciał potajemnie wyruchać mi Mistrza!
- Właściwie to chciał być na dole – zrezygnowanym tonem wtrącił Kenobi.
- Chyba cię pojebało, że w ogóle to rozważałeś! – ryknął zbulwersowany Anakin. – Nie zasługiwał nawet na jebaną truskawkę, którą wsadziłeś mu do pieprzonej gęby, a co dopiero na twojego fiuta!
- Ile. Razy. Jeszcze. Będziemy. Przez to. Przechodzić? – Przyciskając dłoń do skroni, Obi-wan syknął do protegowanego. – Przepraszałem cię za tę przeklętą truskawkę chyba z milion razy, chociaż NIE powinienem, bo nakarmiłem Lenarta, tylko dlatego że miał złamane obie ręce, po tym jak „niechcący" cisnąłeś go Mocą na ścianę.
- MNIE nigdy nie nakarmiłeś truskawką!
- Karmiłem cię zupą, gdy chorowałeś. A w ogóle to nie masz prawa mówić mi, kogo mogę...
- Nieważne. Grunt, że jednak nie wydymałeś tej gnidy.
Anakin tak się zdenerwował, że zaschło mu w ustach. Nawet ON nie miał jeszcze w sobie penisa Obi-Wana, a myśl, że jakiś gnojek miałby zaznać tej przyjemności PRZED nim... a zwłaszcza jebany Lenart... ta myśl była po prostu...!
Nie. Lepiej się nad tym nie zastanawiać. Już i tak ręka trzęsła mu się niebezpiecznie blisko miecza świetlnego. Jak nie chce zdemolować całej tej pieprzonej ulicy, to niech się lepiej uspokoi.
Nie mógł uwierzyć, że nawet po tylu latach pieprzony Lenart znalazł sposób, żeby go wkurwić. Niech się cholerny gnojek cieszy, że Obi-Wan jednak nic w niego nie wsadził! Bo gdyby było inaczej, Anakin obciąłby mu każdą... ale zaraz!
- O kurwa – Skywalker jęknął tak niespodziewanie, że jego Mistrz podskoczył na murku.
Zanim Kenobi zdążył spytać, o co u licha chodzi, został złapany za oba ramiona. Dawny Padawan spojrzał mu w oczy, przełknął ślinę i z przerażeniem zapytał:
- Ale nie zrobiłeś mu loda?
- ANAKIN! – Obi-Wan miał twarz koloru tamtej nieszczęsnej truskawki, którą kiedyś „wsadził" Lenartowi.
- Zrobiłeś czy nie zrobiłeś?! Po prostu powiedz! Chcesz, żebym tu, kurde, na zawał zszedł?
- Nie, NIE zrobiłem!
- On tobie też nie?
- Do ciężkiej cholery, Anakin...
- Robisz to specjalnie! Celowo przeciągasz moment odpowiedzi, bym się bardziej stresował!
- Kurwa mać! – Obi-Wan musiał być już u kresu cierpliwości, skoro sięgnął po tak ciężkie przekleństwo. – Nie miałem ŻADNYCH doświadczeń seksualnych z ŻADNYMI ludźmi!
- Robótek ręcznych też nie było?
- Jak mówię „żadnych", to żadnych!
Skywalker wreszcie uspokoił się na tyle, by usiąść obok Mistrza.
- Tylko spójrz na swoją reakcję – Kenobi powiedział zrezygnowanym głosem. – Od spotkania z Lenartem minęło prawie dziesięć lat, a wciąż nie mogę o nim wspomnieć, byś z miejsca nie dostał wścieklizny. Ja tylko rozważałem pójście z nim do łóżka, a ty zacząłeś się wydzierać. To teraz pomyśl, co by się działo, gdybym rzeczywiście się z nim przespał.
- NIE chcę o tym myśleć i NIE chcę sobie tego wyobrażać! – wściekle miętoląc materiał spodni, burknął Anakin. – Fakt, że ten dupek był obiektem twoich fantazji, już wystarczająco mnie wkurwia.
- No, ale chyba musisz przyznać, że jednak miałem powody, by być seksualnym abstynentem?
- Nie, tak szczerze to nadal nie ogarniam twojej decyzji. Lenart to był tylko jeden facet. Pozostali ludzie, których brałeś pod uwagę, nie mogli być aż tak...
Coś przyszło Skywalkerowi do głowy. Młodszy z Jedi skierował zszokowany wzrok na Mistrza.
- Ej, ale chyba nie było wśród nich króla Kalix?
Milczenie Obi-Wana było bardzo wymowne.
- Porypało cię?! – Anakin zerwał się na nogi. – Ten facet łazi w sukience!
- To tradycja jego planety.
- O tak... pamiętam! Ta pieprzona tradycja omal nie pozbawiła życia tysięcy ludzi. „Przodkowie zabraniają transfuzji krwi"! Jak mogłeś polecieć na faceta, który nie chciał wydać swoim upartym poddanym rozkazu, by łaskawie pozwolili uratować sobie życie?!
- Przypominam ci, że ostatecznie wydał ten rozkaz – Obi-Wan wzniósł oczy ku niebu. – Po prostu potrzebował czasu. Nie podejmował decyzji sam, musiał jeszcze brać pod uwagę opinię starszyzny. Trzeba odwagi, by zerwać z tysiącletnią tradycją. Gdybyś nie obrzucał Jego Wysokości wyzwiskami, poszłoby szybciej.
- Gdybym wiedział, że się do ciebie przystawiał, nie ograniczyłbym się tylko do wyzwisk – Skywalker zacisnął zęby. – Podejrzewałem, że na niego poleciałeś, ale sądziłem, że tylko mi się wydaje... Pfft! Teraz to takie oczywiste! Zaczynam już dostrzegać prawidłowość w twoim systemie wybierania potencjalnych kochanków. Sami nudziarze i popaprani idealiści! Cholerny laluś z Kalix był dokładnie taki sam jak księżna Mandalore, tyle że miał chuja zamiast cycków. Niech zgadnę? Ta ekolożka, która oprowadzała nas po Kashyyyk, też była na twojej liście?
- Dziwię się, że ją pamiętasz.
- Siedem lat to za mało, bym zapomniał, że pozwoliłeś komuś chodzić w swoim płaszczu!
- Żebyś do Kodeksu Jedi miał tak fantastyczną pamięć...
- A tamten smarkaty pilot z kucykiem, który woził nas po Zewnętrznych Rubieżach?
- Nie powinieneś nazywać „smarkatym" kogoś, kto jest od ciebie kilka lat starszy.
– Powiedz mi, że nie brałeś go pod uwagę! - Anakin posłał mentorowi błagalne spojrzenie.
- Cóż...
- Kurwa, poważnie?! – Dla Skywalkera ta konkretna osoba była jak cios poniżej pasa. – Co ten kretyn w sobie miał, że chciałeś się z nim przespać? Byłem od niego lepszy absolutnie we wszystkim! W manewrach pomiędzy asteroidami, w korkociągach, w lataniu na wstecznym, w...
- We wszystkich innych umiejętnościach, które arogancko wymieniałeś wisząc mu nad uchem – Obi-Wan wtrącił zmęczonym głosem.
- Aha! Już wiem, co się w nim spodobało! Chodziło o to, że koleś był cholernym lizydupem! Ugh, gdy sobie przypomnę te wszystkie teksty, które do ciebie walił, robi mi się niedobrze.
Anakin wypiął pierś i zaczął przedrzeźniać rzeczonego pilota.
- „Mistrzu Kenooobiiii, to było nieeesaaamooowiiiteee! Och, jej, uratowałeś nam życie! To było odważne i, och, ach, takie pomysłowe!"
- Chłopak pierwszy raz pracował z Jedi. Nie możesz mieć do niego pretensji o to, że był zafascynowany naszymi umiejętnościami.
- TWOIMI umiejętnościami! Mnie praktycznie nie chwalił. A kiedy już mówił mi jakiś komplement, to zawsze używał zwrotu „twój Mistrz tak świetnie cię nauczył".
- No wiesz, miło od czasu do czasu zostać docenionym – Wzrok Kenobiego stał się rozmarzony. – Nie przeszkadza mi, że to ty jesteś w świetle reflektorów... ba, nawet wolę ten stan rzeczy, bo nie lubię być w centrum uwagi. Ale skłamałbym twierdząc, że komplementy kapitana Uriela nie sprawiły mi przyjemności.
- Ja też mówiłem ci komplementy – odwracając wzrok, wymamrotał Anakin.
- Fakt – Obi-Wan zgodził się, śmiejąc się pod nosem. – Zdarzało ci się. Gdy akurat się nie kłóciliśmy.
Skywalker odczuł irracjonalną potrzebę odnalezienia kapitana Uriela i obicia mu tej jego niewinnej buźki. Ze wszystkich ludzi, z którymi Obi-Wan mógłby chcieć iść do łóżka, to właśnie ten osobnik wydawał się Anakinowi najbardziej wkurzający. To jego szczenięce spojrzenie... Ta jego gładko wygolona buźka... Ugh! I te jego zebrane w kucyk blond loczki!
Uriel był jednym z dwóch pilotów, którzy wozili parę Jedi po Zewnętrznych Rubieżach i pomagali im wytropić szajkę przemytników. To była praca. Wymagająca cholernego profesjonalizmu! A mimo to ten dziewiętnastoletni palant spędził całą misję, wodząc za Obi-Wanem cielęcym wzrokiem... a Kenobi jeszcze śmiał odwzajemniać jego czułe uśmiechy!
- Miałem dokładnie te same cechy, co on! – Anakin wypalił, zanim zdążył się powstrzymać. – Ja też wielbiłem cię jak Boga, miałem ładną buźkę i byłem świetnym pilotem. Dlaczego NIM się zainteresowałeś, a MNĄ nie?!
- Bo miałeś piętnaście lat? – Mistrz Jedi uniósł brew.
- To...
Czerwieniąc się, młody mężczyzna urwał w pół słowa. To rzeczywiście był rozsądny argument!
- Tak czy siak nie powinieneś brać pod uwagi takiej łajzy! – Skywalker potrząsnął głową i wrócił do oburzania się wyborem dawnego Mistrza. – Myślisz, że seks z takim kolesiem byłby fajny? Już to, kurwa, widzę! Powiedzieć ci, jak by to wyglądało?
- Wolałbym nie...
- „Och, Mistrzu Kenobi!" – Anakin odchylił głowę do tyłu i zaczął naśladować dziewczęce jęki. – „Och, ach, jesteś taki męski! Proszę, użyj Mocy, by zrobić mi dobrze... ach, weź mnie, weź mnie!'
- To NIE jest śmieszne! – ryknął zbulwersowany Obi-Wan.
- Pewnie że, nie jest! – prychnął jego dawny Padawan. – To jest żałosne! Jakbyś przespał się z taką wydelikaconą ofermą, straciłbym do ciebie cały szacunek.
Zastanowił się chwilę, po czym dodał, jakby od niechcenia:
- Ta, skoro podobali ci się tacy nudziarze, to może i dobrze, że się nie puszczałeś.
- Ależ bardzo ci dziękuję, Anakin – wycedził Kenobi. – Doceniam, że wyrażasz aprobatę dla mojego „nie puszczania się".
- Wśród osób, które ci się podobały, tylko ja i Qui-Gon spełnialiśmy jako takie standardy – Skywalker ponownie usiadł na murku. – Reszta to jakaś pomyłka.
- Jeszcze nie wymieniłeś wszystkich...
- I NIE chcę ich wymieniać! Ugh... Poza tym, mam jako takie pojęcie, o kogo mogło chodzić. Zupełnie nie umiesz wybrać sobie ludzi do łóżka. Było poprosić Vosa, by polecił ci kogoś fajnego! Chociaż nie, to mogłoby się dla ciebie źle skończyć. Nie jesteś tak bezwstydny jak ja, więc pewnie nie dałbyś rady samodzielnie uciec z burdelu. Musiałbym cię ratować.
- Nie jestem aż tak kiepski w wydostawaniu się potrzasku – Obi-Wan stwierdził z rozbawieniem. – A ucieczka z burdelu nie może się jakoś diametralnie różnić od ucieczki z jakiegokolwiek innego miejsca.
- Oj, uwierz mi, że się różni!
- Niby czym?
- Nie masz na sobie majtek – Anakin wyszczerzył zęby.
Kenobi wyglądał na zafascynowanego tą kwestią.
- To musi być epicki widok – stwierdził, masując podbródek. – Chciałbym kiedyś zobaczyć, jak uciekasz z burdelu.
- Szanse, że znowu jakiś odwiedzę, są raczej minimalne.
- Dlaczego?
Skywalker nieoczekiwanie spoważniał.
- Jak to „dlaczego"? – spytał miękko.
Ostrożnie wyciągnął dłoń i przykrył nią dłoń Obi-Wana. Kiedy to zrobił, wyczuł od drugiego mężczyzna nieśmiałe szczęście, ale też ślady zdenerwowania. Kenobi opierał obie dłonie na kolanach, a kiedy poczuł dotyk protegowanego, przełknął ślinę i zacisnął palce na materiale spodni.
Anakin z żalem cofnął rękę.
Nie naciskaj – powiedział sobie. – Zrozumienie i cierpliwość. Przede wszystkim cierpliwość!
Wcześniejsze trzaśnięcie w twarz też pozostawiło po sobie odpowiednie wrażenie. Reakcja Kenobiego na pocałunek pokazała Skywalkerowi, że nie powinien się śpieszyć. Zamiast wyrywać się z fizycznym okazywaniem czułości, niech lepiej doceni fakt, że dawny Mistrz zgodził się z nim porozmawiać. I że nie uciekł, gdy protegowany zaczął otwarcie wyrażać wstręt dla jego potencjalnych kochanków.
- Dobra, wygrałeś – Anakin rzucił niespodziewanie. – Zgadzam się, że miałeś powód, by nie sypiać z ludźmi, gdy byłem pod twoją opieką.
- Zgadzasz się – Obi-Wan wydał czułe parsknięcie. – Ty się ze mną zgadzasz! Ogłosiłbym święto narodowe, gdyby nie fakt, że już wcześniej przyznałeś mi rację. W końcu pochwaliłeś mnie za to, że się nie puszczałem.
- Tak, ale to wciąż nie wyjaśnia, jak zostałeś trzydziestosiedmioletnim prawiczkiem. Jasne, kupuję twoje tłumaczenie, że byłem twoim własnym, zabójczo skutecznym środkiem antyerekcyjnym, ale przecież nie znałeś mnie całe swoje życie. Kiedy wziąłeś mnie na Padawana, miałeś dwadzieścia pięć lat. A to znaczy, że od siedmiu lat byłeś pełnoletnim mężczyzną u szczytu sprawności seksualnej.
- No proszę, jakiś ty nagle dobry z matematyki – wymamrotał Kenobi.
- To nie matma, tylko biologia – Anakin przewrócił oczami. – A poza tym, akurat sam przechodzę przez ten konkretny okres, więc rozumiem, z czym to się wiążę. Słuchaj, nie wiem, jak jest po trzydziestce, ale mnie od szesnastego roku życia tak niemiłosiernie swędzą jaja, że czasem sam nie mogę ze sobą wytrzymać.
- Jestem tego świadom – Mistrz Jedi poczęstował protegowanego chłodnym uniesieniem brwi. – Przypominam ci, że to JA wrzucałem do prania większość twoich prześcieradeł.
- Nie wmówisz mi, że swoich nie prałeś równie często. – Kącik ust Skywalkera kpiąco uniósł się do góry. – Gdy byłeś w moim wieku.
- No cóż... - Obi-Wan wydał pokonane westchnienie. – Jak słusznie zauważyłeś, biologia ma swoje prawa.
- Tyle że nie każdy ma dość silnej woli, by zaspokajać potrzeby za pomocą własnej ręki. Jak to się stało, że...
- Wytrzymałem? Powód był bardzo prosty. „Zasady".
- Ach, no przecież... zasady! – Anakin nie zdążył powstrzymać lekceważącego prychnięcia. – No tak. Mogłem się domyślić. Czemu mnie nie dziwi, że twój szczyt sprawności seksualnej pokrył się ze szczytem posłuszeństwa wobec Kodeksu? Pewnie nawet nie wiedziałeś, że wolno ci iść z kimś do łóżka. Nie zdziwiłbym się, gdyby Qui-Gon uświadomił cię w tym tuż przed swoją śmiercią.
- Wiedziałem, że mogę iść z kimś do łóżka i chciałem to zrobić! – Kenobi nieoczekiwanie posmutniał. – Ale nie chciałem tego robić z pierwszą lepszą osobą. Chciałem, żeby był to ktoś, na kim mi zależało. Oprócz zasad narzucanych przez Kodeks miałem swoje własne zasady, których starałem się przestrzegać. Jedną z nich było postanowienie, że nie pójdę z nikim do łóżka pod wpływem impulsu. Że to będzie przemyślana i świadoma decyzja.
Serce Anakina zabiło niespokojnie. Ciekawe, na ile Obi-Wanowi udało się dotrzymać tamtego postanowienia? Czy decyzja o wpuszczeniu dawnego Padawana między nogi została podjęta pod wpływem impulsu? Bo, jak na gust Skywalkera, na taką właśnie wyglądała. Obi-Wan powiedział, że nie żałuje, ale... Czy naprawdę nie odczuwał żadnego żalu w związku z tamtym seksem?
- Raz omal się nie złamałem – Kenobi stwierdził nieoczekiwanie. – Z Satine.
- A, z nią? – Anakin zadał pytanie bez entuzjazmu, ale jego ciekawość rosła. – Kiedy? Gdy się ponownie spotkaliście?
- Nie, nie. To było wtedy, gdy byliśmy jeszcze młodzi. Kiedy się ukrywaliśmy. Na kilka dni rozdzieliliśmy się z Qui-Gonem i zostaliśmy zupełnie sami. Warunki do tego, by to zrobić, mieliśmy wręcz idealne. Gospoda na odludziu. Pokój z kominkiem. A nawet udało mi się zdobyć całą paczkę konserw! Tak, wiem, konserwy nie brzmią romantycznie, ale uwierz mi, po kilku dniach głodowania były dla nas prawdziwym rarytasem. Kiedy Satine mnie pocałowała, wszystko zaczęło się dziać bardzo szybko...
Anakin nawet nie musiał sobie tego wyobrażać, gdyż ujrzał całą scenę w ich Więzi. Przez moment emocje dziewiętnastoletniego Obi-Wana wydawały mu się tak realne, jakby sam je odczuwał. Zresztą, wcale nie były mu obce.
Dobrze znał tę mieszankę stresu, presji i tęsknoty. Właśnie to przeżywał podczas swojego pierwszego samodzielnego zadania. Gdy przebywał na Naboo, śnił te wszystkie straszne wizje o mamie, ale nie chciał zawieść oczekiwań swojego Mistrza i tak strasznie pragnął pokazać Radzie, że nie schrzani czegoś tak prostego jak ochrona pani Senator. Tak bardzo ciągnęło go wtedy do Padme... Zatracanie się w jej łagodnych oczach pomagało mu odwrócić uwagę od wszystkiego, co przeżywał. Od tego, jak bardzo nie chciał zawieść oczekiwań innych.
Łatwo mu było zrozumieć, co siedziało w głowie Obi-Wana, gdy całował się z Satine w tamtej gospodzie. Poprzednie dni były wypełnione ucieczką i walką, a skóra Księżnej była tak niewyobrażalnie gładka i miękka.
- Powiedziała, że „nie wiemy, co będzie jutro, więc powinniśmy zrobić to, czego pragniemy, by później niczego nie żałować". – Ponurym tonem Kenobi kontynuował opowieść. – I to był argument, który w zasadzie rozwiązał mój wewnętrzny dylemat. Moją ostatnią spójną myślą, zanim zaczęliśmy pozbywać się ubrań, była decyzja: „No dobrze, zróbmy to!" Ale nie zabrnęliśmy za daleko. Ledwo zdążyliśmy zdjąć górne tuniki, gdy wydarzyło się coś, co natychmiast przywołało mnie do rzeczywistości. Satine złapała mnie za padawański warkoczyk...
Anakin odruchowo się wzdrygnął.
- Przypomniałem sobie, że jestem Jedi – Obi-Wan głęboko westchnął. – Ale nie chodziło tylko o to. Sam dobrze wiesz, jak wielka jest waga podobnego gestu.
- To profanacja – bez zastanowienie stwierdził Skywalker. - Tylko Mistrz, który cię uczy, może dotykać padawańskiego warkoczyka. Nikt inny nie ma do tego prawa. Nawet pozostali Jedi.
To była jedna z tych reguł, które oficjalnie nie figurowały w Kodeksie, jednak były przestrzegane przez absolutnie wszystkich. Nawet buntowników pokroju Quinlana Vosa i Anakina Skywalkera.
Dawny Padawan Obi-Wana do dziś pamiętał zdumienie swojej żony, gdy próbowała pogłaskać go po padawańskim warkoczyku, lecz powtrzymał ją, mocno łapiąc ją za nadgarstek.
- Gdybym miał wybierać – wytłumaczył wtedy ze śmiertelną powagą – to wolałbym, żebyś złapała mnie za tyłek przy całej Radzie Jedi, niż żebyś dotykała mojego warkoczyka.
Padme, jak to Padme, przyjęła odmowę z właściwą sobie dojrzałością. A przynajmniej na zewnątrz, bo w rzeczywistości zawsze miała do męża lekki żal. Anakin próbował jakoś ją udobruchać, ale bez skutku. Pożyczył jej swój miecz świetlny... Oddał jej warkoczyk po ucięciu, choć tradycja nakazywała, by spalił go na osobności... Zrobił to wszystko, lecz wcale nie poprawił swojej sytuacji. Amidala wciąż czuła, że jest na drugim miejscu po zwyczajach Jedi. Natomiast Skywalker jeszcze przez długie miesiące chodził wkurzony na samego siebie, że zrobił coś tak sprzecznego z własną naturą.
To co dopiero musiał przeżywać Obi-Wan, który podchodziło do zasad o wiele poważniej od niego.
- Chciałbym zobaczyć twoją minę, gdy Satine złapała cię za warkoczyk – powiedział Anakin. – I JEJ minę, gdy zobaczyła twoją minę.
Starszy z Jedi postanowił spełnić to życzenie i podzielić się wspomnieniem. W Więzi pojawił się obraz: dziewiętnastoletni Kenobi opiekuńczo przykrywał warkoczyk dłońmi i wydzierał się na Księżną. Miał przy tym taki wyraz twarzy, jakby kobieta przyłożyła mu do twarzy rozżarzony węgiel. Sama Satine wyglądała na kompletnie sparaliżowaną. I nie miała stanika! Choć to i tak nie było najbardziej szokujące...
- O w mordę! – wykrztusił Anakin. – Czemu ona leży w tej pozycji?
- Bo sekundę wcześniej ją kopnąłem – Obi-Wan odparł zbolałym głosem.
- Kopnąłeś ją?! – Skywalker nie mógł się zdecydować, czy powinien być zszokowany, oburzony czy też rozbawiony. – TY kopnąłeś kobietę?
- Niechcący! – z miną, jakby brzydził się samego siebie, jęknął Kenobi. – T-to... J-ja... To był wypadek! Siedziała mi na kolanach i się obściskiwaliśmy, a potem... P-potem złapała mnie za warkoczyk i chciała mnie pociągnąć w stronę łóżka. NIE chciałem jej kopnąć! Moje ciało zareagowało samo z siebie. W-właściwie to nie tyle kopnąłem, co lekko popchnąłem ją kolanem.
- Noo, to teraz rozumiem, czemu przy ponownym spotkaniu była dla ciebie taka wredna. – Kiwając głową, młodszy z Jedi rozmasował podbródek. – Nie dość, że jej nie przeleciałeś, to jeszcze odtrąciłeś ją w taki sposób. Ja na jej miejscu rzuciłbym się na ciebie z pięściami.
- W sumie to rzeczywiście mnie walnęła. – Obi-Wan dotknął policzka. – Gdy zrobiłem jej awanturę o warkoczyk, zdjęła buta i trzasnęła mnie nim w twarz. Do dziś zastanawiam się, z czego był zrobiony, bo bolało jak diabli. Ale, wbrew temu, co myślisz, nie złościła się na mnie zbyt długo. Kilka dni później pogodziliśmy się i znowu naszła nas chęć, by to zrobić. Jednak nasz limit szans się wyczerpał, bo gdy patrzyliśmy sobie w oczy i byliśmy o włos od wyznania sobie uczuć, do pokoju wszedł Qui-Gon. Sama jego obecność podziałała na mnie jak kubeł zimnej wody na głowę. A jakby tego było mało, zaczął bardzo często szarpać mnie za warkoczyk. Niby żadna nowość, bo robił to również wcześniej, ale wtedy zaczął robić to wręcz... demonstracyjnie.
Kącik ust Anakina nieznacznie uniósł się do góry. Skywalker doskonale rozumiał intencje Mistrza Jinna, bo sam zrobiłby dokładnie to samo.
- Znaczył terytorium – stwierdził z namaszczeniem. – Chciał podkreślić, że należysz do niego.
- Tak, teraz już wiem, że właśnie o to chodziło. – Obi-Wan powiedział cicho. – J-ja... K-kiedy zrozumiałem, co do siebie czujemy, chciałem... Postanowiłem ofiarować mu całego siebie. Qui-Gon... On... Choć nie wyobrażał sobie życia z dala od Zakonu, wciąż powtarzał, że jego droga Jedi nie jest kompletna. Że brakuje mu jakiegoś istotnego elementu. Czegoś, co pomogłoby mu odnaleźć upragnioną równowagę w Mocy. Nie rozumiałem, o co mu chodzi, ale pragnąłem zostać dla niego tym brakującym elementem. Pokazać mu, że w tym burzliwym świecie znalazła się istota, która pokochała go stałym, niezmiennym uczuciem. Ktoś, kto z własnej, nieprzymuszonej woli, zapragnął należeć tylko do niego. To dlatego przez tyle lat nie poszedłem z nikim do łóżka. Ja... zachowywałem się dla niego.
Pod wpływem tych słów wszystkie mięśnie w ciele Anakina zmiękły jak galareta.
Żeby zrezygnować z seksu na tyle lat, by stracić dziewictwo z ukochaną osobą – takie rzeczy zdarzały się w romantycznych holofilmach, a nie prawdziwym życiu. A już na pewno nie w biografiach mądrych Mistrzów Jedi! Już sam fakt, że Obi-Wan podjął podobną decyzję, wystarczająco chwytał ze serce. Ale nie chodziło tylko o to...
To, co Qui-Gon powiedział o brakującym elemencie... to było dokładnie to, nad czym Skywalker rozmyślał praktycznie od zawsze! No dobrze, może nie przez całe życie, ale przez czas, który spędził w Zakonie Jedi – z pewnością! Od lat szukał czegoś, co zapełniłoby pustkę. Wydawało mu się, że odnalazł to w Padme, ale teraz wiedział, że się pomylił.
Tym, czego naprawdę pragnął, było to, co Obi-Wan Kenobi chciał zaoferować Qui-Gonowi Jinnowi kilkanaście lat temu.
- Obiecał mi – nieoczekiwanie padło ciche stwierdzenie.
Wyrwany z rozmyślań Anakin, z troską spojrzał na mentora. Obi-Wan wpatrywał się w chodnik i zaciskał palce na materiale spodni.
- Obiecał mi, że to zrobimy – powtórzył tym samym zbolałym głosem, co wcześniej. – Powiedział, że weźmie mnie w ramiona, gdy tylko zdam Próby! Czekałem prawie pięć lat. Wychodziłem ze skóry, by pokazać mu, że już jestem gotowy, ale on nie chciał zarekomendować mnie na Jedi. Teraz już wiem, że to Rada robiła problemy... Chcieli, bym zdystansował się do mojego Mistrza. Gdybym dał jakiś znak, że nie traktuję go jak najważniejszej osoby w moim życiu, z miejsca zostałbym dopuszczony do Prób. Uwierzyli, że jestem gotowy, dopiero kiedy Qui-Gon postawił im przed nosem znalezione na pustyni dziecko i zaanonsował, że bierze sobie nowego ucznia. Emocje we mnie buzowały, ale kiedy trochę ochłonąłem, poczułem ogromne szczęście. Po latach czekania miałem się przekonać, co znaczy połączyć się z ukochanym mężczyzną. Nic więcej się dla mnie nie liczyło! Choć przeczuwałem, że wydarzy się coś złego, spychałem to na bok i zamiast tego wolałem myśleć o tym, że wreszcie przekonam się, czym jest uprawianie miłości.
Mówienie o podobnych sprawach w taki sposób było zupełnie nie w stylu Kenobiego. Anakin wytrzeszczał na dawnego Mistrza oczy, uświadamiając sobie, że patrzy na jedną z bardzo rzadkich sytuacji, gdy temu mężczyźnie po prostu puszczały hamulce.
Obi-Wan prawie nigdy nie pozwalał sobie na coś takiego. Na zrzucenie maski opanowanego Jedi i po prostu... bycie człowiekiem.
Splótł palce dłoni i przycisnął je do zmarszczonego czoła.
- A potem Qui-Gon zginął.
Powiedział to z żalem, ale nie tylko. W tym jednym zdaniu dawało się wyczuć szczyptę szaleństwa. A może nawet pretensji do Jinna za to, że ośmielił się umrzeć.
- Zostawił mnie samego bez żadnych instrukcji, co mam zrobić ze sobą i ze swoim życiem. – Ton Obi-Wana stał się bezbarwny, ale w Mocy wciąż unosiły się pokłady żalu. – Zdążył jedynie poprosić, bym cię wytrenował. Takie były jego ostatnie słowa. Nie „kocham cię" albo „cieszę się, że coś dla siebie znaczyliśmy". Stwierdził, że jesteś Wybrańcem i umarł. Myślałem, że oszaleję! To było tak, jakby Moc okrutnie zabawiła się moim kosztem. Przez lata nie poszedłem z nikim do łóżka, bo nie potrafiłem sobie wyobrazić, że robię to z kimkolwiek innym niż człowiek, u którego boku przemierzałem Galaktykę. I nagle się okazało, że moje plany były bez sensu. Wciąż pamiętam tamtą noc w Świątyni, tuż po tym, gdy zabraliśmy cię z Tatooine... Leżałem sam w łóżku i wyobrażałem sobie, co będę robił po Próbach. A niecałe czterdzieści osiem godzin później patrzyłem, jak Maul przebija mieczem świetlnym mężczyznę, który miał być moim pierwszym i jedynym. Kiedy tego samego dnia kładłem się spać, zrozumiałem, że byłym naiwnym marzycielem. Ubzdurałem sobie, że chociaż jestem Jedi, będę mógł liczyć na seks z miłości... a skończyłem jako samotny prawiczek ze złamanym sercem i z dzieckiem pod opieką.
Na chodniku zaczęły pojawiać ciemne plamy.
- I chyba wreszcie zaczęło padać – Obi-Wan podsumował, cicho wzdychając.
Zupełnie jakby chmury odczytała wiszący w powietrzu nastrój i zaczęły płakać. Spadające z nieba krople – najpierw pojedyncze, potem tak liczne, że zaczęły się ze sobą zlewać – wsiąkały w ubrania, pozostawiając po sobie nieprzyjemny chłód. W głowie młodszego z Jedi zaroiło się od ponurych myśli...
Oto historia Obi-Wana Kenobiego:
Czekał długie lata, by przeżyć coś wyjątkowego z Qui-Gonem Jinnem... ale doczekał się jedynie krótkiej chwili uniesienia z Anakinem Skywalkerem. Po odmówieniu kilkunastu osobom, które bezsprzecznie go pragnęły, oddał dziewictwo facetowi, który ani nie był pewien swoich uczuć, ani nie zaplanował zbliżenia, ani nawet nie myślał racjonalnie w danej chwili. Obi-Wan ofiarował swój pierwszy raz komuś, kto przespał się z nim na zasadzie:
„Nie wiem, czemu to robię, ale muszę poczuć, że jesteś żywy, więc wezmę i cię przelecę".
Dłonie Anakin zacisnęły się w pięści. To NIE mogło tak się skończyć!
- Chodź ze mną!
Skywalker zerwał się na równe nogi, złapał zdumionego mentora za nadgarstek i pociągnął go wzdłuż ulicy. Nie pozwoli, by historia seksualnych doświadczeń Obi-Wana zakończyła się w taki sposób. Właśnie postanowił, że sam dopisze do niej ciąg dalszy...
Ostatnia część "Kodeksu Miłości" (ale nie Jasnej Strony :D) pojawi się w okolicach poniedziałku/wtorku/środy (10-12.08.2020)
Niejasna data wzięła się z tego, że dzisiaj przyjeżdżają do mnie ważni goście (na kilka dni) i nie wiem, ile będę miała czasu na pisanie. Od czasu do czasu trzeba odpocząć od ekranu komputera i porozpieszczać bliskich przyjaciół :)
A poza tym, kolejna część będzie miała kategorię R18, więc powinna zostać napisana PORZĄDNIE.
Istnieje też prawdopodobieństwo, że publikacja nowej części "Człowieka Czynu" zostanie opóźniona. ALE póki co udaje mi się dotrzymywać terminów, więc nie zapowiadam żadnych opóźnień. One Shot z Galaktycznych Absurdów też jest już prawie skończony, więc pewnie niedługo się pojawi.
Za korektę jak zawsze dziękuję Akaitori07
Dzisiejsza dedykacja wędruje do Rilyluna
Uśmiecham się za każdym razem, gdy widzę twoje zdjęcie profilowe ;)
Do zobaczenia wkrótce i niech Moc będzie z wami!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top