Część 6 - "Mój własny koniec"
Pogoda była dzisiaj doprawdy piękna jak na późną jesień. Nawet Feli napisała do mnie, że razem z resztą wybierają się do parku i czy nie chciałbym pójść z nimi. Gdy zobaczyłem, że zaprosiła mnie na wspólne wyjście zrobiło mi się naprawdę miło. Cieszył mnie fakt, że wreszcie znalazłem osoby, z którym spokojnie mógłbym porozmawiać i się pośmiać.
Naprawdę cieszyła mnie perspektywa wspólnego wyjścia do kina, na piknik, do kawiarni, parku, gdziekolwiek!
Niestety moja radość nie trwała zbyt długo.
Tuż po lekcjach dostałem telefon od babci, mówiła, że załatwiła mi przedłużoną lekcję.
Stałem właśnie przed budynkiem namawiając ją żeby odwołała zajęcia, tym bardziej, że nie uprzedziła mnie o nich wcześniej. Marta, Patryk i Feli stali tuż obok i w zupełnej ciszy wpatrywali się we mnie. Ostatecznie rozłączyłem się z babcią, nie było sensu kontynuować dyskusji. Niestety, ale miałem dla nich złe informacje, musiałem wracać do szkoły.
Z drugiej strony...
Z drugiej strony czy to aby na pewno złe informacje? Może zaprosili mnie z litości. Tak naprawdę mogli nie chcieć się ze mną spotykać, mogło zrobić im się mnie zwyczajnie żal. Mogą mieć dość mnie i moich nigdy nie kończących się lekcji...
-Wybaczcie, nie mogę z wami iść...-Westchnąłem wbijając wzrok z swoje buty, a reszta spojrzała po sobie ze smutkiem.
-Musisz wracać żeby ćwiczyć, prawda?-Zapytała niepewnie Marta na co pokiwałem głową. Patryk prychnął odwracając się ode mnie i wsadził dłonie w kieszenie jeansów.
-To bez sensu-Mruknął- Dlaczego nawet raz nie możesz odwołać lekcji?-Spojrzałem na niego i ponownie westchnąłem widząc jego poirytowane spojrzenie. Był zły, a ja nie chciałem żeby tak to wyszło.
-Uwierz mi, chciałbym...babci nie obchodzi moje zdanie czy prośby-Mruknąłem drapiąc się po karku.
Podniosłem głowę, a pierwsze co zobaczyłem to czuły, współczujący wzrok Felicji. Tak naprawdę to ona jedyna wiedziała jak bardzo przeżywam ciągłe lekcje, nikomu innemu nie mówiłem o moich przemyśleniach.
Dlatego widząc w jaki sposób na mnie patrzy zrobiło mi się głupio. Nikt nigdy mi nie współczuł, a przynajmniej nie tak intensywnie jak ona. A ja za nic w świecie nie chciałem żeby patrzyła na mnie właśnie tak.
-Nie mógłbyś się urwać czy coś?-Zapytał poirytowany Patryk na co Martyna odchyliła się, a następnie przywaliła mu z otwartej dłoni w tył głowy- Martyna, do cholery!-Warknął w kierunku karcącej go wzrokiem dziewczyny.
-Uspokój się, on nie jest takim bałwanem jak ty żeby zwiewać z lekcji.-Podparła się pod boki. Patryk wzruszył ramionami i zagwizdał udając, że nie ma pojęcia o czym mówi dziewczyna.
-W takim razie...-Feli odchrząknęła-Do zobaczenia.-Mruknęła wkładając dłonie w kieszenie kurtki. Pokiwałem głową i również schowałem swoje dłonie do kieszeni.
-Na razie...-Westchnąłem odwracając się od reszty po czym zwyczajnie wróciłem do szkoły.
Wiedziałem, że tak się to skończy. Jakaś aura babci nade mną ciąży. Zawsze gdy tylko chcę z kimś się zapoznać, mieć inne towarzystwo niż rodzina albo wnuczkowie przyjaciółek babci, ta musi wchodzić cała na biało i niszczyć wszystko nad czym ciężko pracuję i co nie ma nic wspólnego z grą.
Tym bardziej, że jeśli wnuczkowie jej przyjaciółek nie byli źle do mnie nastawieni to byli zwyczajnie dziwni. Miałem dosyć siadania na miejscu obok dzieciaków, które „też grają więc na pewno się dogadamy". Chciałbym móc przyjść na ich spotkania z osobą towarzyszącą, z kimś kto będzie miał odwagę odpowiedzieć za mnie, że wcale nie mamy wspólnych zainteresowań, albo nauczy mnie odmawiać.
I nie żeby coś, absolutnie nie poszedłbym na te spotkania z własnej woli, to miało być symboliczne.
Jedyne co pozostało mi w takiej sytuacji to liczyć na poprawę.
Niestety.
Następne dni nie różniły się praktycznie niczym. Przez cały czas musiałem trenować kiedy moi przyjaciele bawili się w najlepsze, przynajmniej tak myślałem.
-Feli?-Zapytał Patryk ściągając zębami ciastko z widelca. Dziewczyna odchrząknęła po czym zapytała ze stoickim spokojem.
-Coś nie tak?-Mruknęła w jego kierunku. Chłopak oparł podbródek na dłoni i uniósł jedną z brwi.
-Od dłuższej chwili przelewa Ci się smoothie z kubka. Po co go przechylałaś?-Wyciągnął z kieszeni chusteczkę.
-Co...?-Zapytała nie rozumiejąc po czym przekręciła głowę i spojrzała na kałużę na stoliku, niemalże krzycząc z zaskoczenia. Złapała szybko za trzymane przez Patryka chusteczki i szybkimi ruchami próbowała to wszystko wytrzeć, jednak było ich za mało- Martyna! Martyna...?-Dziewczyna spojrzała na zapatrzoną w jednym kierunku przyjaciółkę.
-Tak?-Przeciągnęła Martyna dalej wgapiając się w jeden punkt na co Feli zmarszczyła brwi.
-Masz chusteczki?-Przeszła do konkretów. Martyna pokiwała głową na „tak" i wskazała na swoją torebkę. Feli wyrzuciła wszystkie chusteczki na blat. Patryk widząc to co robi jego przyjaciółka wziął głęboki oddech tak jakby chciał coś powiedzieć, jednak zaraz odpuścił.
-Wytłumaczy mi ktoś co tutaj robimy? Każdy z tych gości zbyt ponętnie się we mnie wpatruje...-Westchnął chłopak oglądając się za siebie. Przy stoliku obok siedziała dwójka dorosłych mężczyzn, którzy przyglądali się Patrykowi od dłuższego czasu, a gdy ten tylko odwracał się w ich kierunku co jakiś czas żeby skarcić ich wzrokiem, puszczali mu oczko.
-Martyna stwierdziła, że każdy weeb musi chociaż raz pójść do tęczowej kawiarni.-Wzruszyła ramionami Feli na co chłopak uniósł jedną brew.
-A co obie te rzeczy mają ze sobą wspólnego?-Zapytał na co Feli ponownie wzruszyła ramionami-Martyna czy mogłabyś zacząć wreszcie kontaktować?-Chłopak powoli zaczynał się denerwować. Od momentu gdy tylko weszli do tej kawiarni czuł jak owi mężczyźni non stop rozbierają i powoli zaczynało go to irytować, tym bardziej, że wydawali się być niepełnoletni.
-Czekaj, próbuje nawiązać kontakt z tamtą dziewczyną...-Mruknęła Martyna zwężając powieki i unosząc brwi.
-Z jaką dziewczyną?-Zapytał zdziwiony Patryk na co dziewczyna westchnęła.
-Po przeciwnej stronie, z różowymi włosami...-Zmrużyła oczy poprawiając okulary na nosie. Patryk zmarszczył brwi i zwrócił się do Felicji.
-Czy możemy stąd iść?-Zapytał ponownie podpierając podbródek na dłoni- Dalej nie rozumiem co tutaj robimy...
Martyna sapnęła niezadowolona po czym odwróciła się w stronę swoich przyjaciół bardzo niezadowolona z faktu, że dziewczyna na przeciwko nie wydawała się być nią zainteresowana.
-Można znaleźć tutaj bardzo ładnych ludzi. Po co chodzi się do kawiarni?-Mruknęła popijając sok z szklanki. Patryk patrzył na nią przez chwilę spod zmarszczonych brwi po czym w mgnieniu oka dojadł ciastko i wstał.
-Jak chcecie chodzić na podryw to beze mnie!-Warknął rzucając dziesięciozłotowy banknot na stół.Obie dziewczyny odprowadziły go wzrokiem, lekko zdziwione po czym spojrzały po sobie.
Nie odzywały się do siebie przez chwilę. Obie nie rozumiały zachowania chłopaka i wydawało im się, że zwyczajnie przesadza.
Chłopcy na pewno też musieli mieć "te dni", tylko na swój sposób.
-...Ale to ciastko kosztowało więcej niż dziesięć złoty...-Mruknęła ze smutkiem Martyna na co Feli zawtórowała jej.
*****************
Ćwiczyłem na fortepianie, a obok mnie siedziała moja nauczycielka. Cały czas poprawiała mnie i dawała przeróżne rady, których kompletnie nie słuchałem i zlewałem.
Po co do mnie mówiła? Nie może przestać?
Irytuje mnie.
-Marcel!-Krzyknęła denerwując się wreszcie-Mam dość, nie mogę poprawiać Cię w nieskończoność, jesteś kompletnie rozkojarzony!-W odpowiedzi pokiwałem jej głową zgadzając się z tym co powiedziała.
-Tak, jestem...i kompletnie nie mam ochoty grać na pianinie.-Odpowiedziałem twardo, a Panią Magdę zamurowało. Zamrugała nie wiedząc co powiedzieć, ale trwało to do momentu, w którym zdziwienie zamieniło się w wściekłość.
-Ty...jesteś bezczelny!-Ponownie podniosła głos-Dzwonie dzisiaj do twojej babci, masz konkurs i kompletnie to olewasz! Nie możesz się tak zachowywać!-Sięgnęła po torebkę, zabrała swoją teczkę z nutami dla uczniów po czym wyszła z sali i trzasnęła drzwiami. Zrobiła to tak mocno, że przeszły mnie dreszcze.
Zamknąłem klapę od fortepianu, oparłem się o nią krzyżując ręce w ramionach i położyłem na nich czoło.
Mam tego wszystkiego dość...
Nic co powiedziała Pani Magda tak naprawdę ani mnie nie poruszyło ani nie zabolało czy zmartwiło. Jedyne czego się obawiałem to reakcji babci na telefon ze skargą. Moja nauczycielka nigdy się tak nie wkurzyła...po części było mi jej żal. Nie zasłużyła sobie niczym na moje „odzywki", ale w tamtej chwili potrzebowałem się na kimś wyżyć. Kimkolwiek.
Była w złym miejscu o złej porze.
Za to, że w ostatnim czasie musiałem non stop ćwiczyć. Że nie mogłem w spokoju porysować, nie wykorzystałem podobrazia, na które miałem pomysł, nie miałem ani chwili wytchnienia! Nie miałem czasu spotkać się z przyjaciółmi, nie miałem nawet czasu na głupie SMS-owanie z Feli!
Szlag jasny trafiał mnie jak tylko przypominałem sobie o mojej przepaści w życiu towarzyskim, która dalej tylko się powiększała. Co jeśli mnie wykluczą, bo nie spędzam z nimi czasu? Co jeśli już nie będą nazywać mnie ani przyjacielem, ani nawet kumplem czy „spoko gościem"?
Sięgnąłem po plecak i wyciągnąłem z niego segregator. Poskładałem nuty, a następnie założyłem plecak na ramie i wyszedłem z sali.
Wychodząc założyłem na uszy słuchawki bezprzewodowe i odpłynąłem w muzyce, która z klasyczną nie miała zupełnie nic wspólnego. Muszę wziąć chociaż jeden głęboki oddech, który nie będzie kończyć się tym razem kolejnym westchnięciem ze znudzenia graniem na pianinie. Zbyt dużo czasu marnowałem na granie, zdecydowanie.
Szkoda tylko, że nie potrafiłem postawić się rodzinie, a jedyne na co mnie było stać to „przestańcie mnie wkurzać".
Zdjąłem słuchawki kiedy już stałem przed drzwiami wejściowymi. Nagle złapał mnie przerażająco silny strach. Nie mogłem ruszyć ręką, a co dopiero wejść do środka. Stałem wyprostowany jak struna i nie mogłem zrobić zwykłego kroku w przód.
Dlaczego tak bardzo się bałem?
Nie robiłem niczego złego.
To, że nie chciałem grać na pianinie nie było złe, prawda?
Dlaczego więc...
...Robię źle?
Dlaczego nie potrafię sprostać wymaganiom rodziny?
Jestem niewystarczającym dzieckiem, które zawodzi swoją rodzinę. Jestem ich porażką, jestem...kim jestem?
Jestem złym synem.
Złym wnuczkiem.
Złym przyjacielem.
Złym człowiekiem.
Myślę o sobie, o niczym innym. Nie zwracam uwagę na to czy babci się podoba moja gra, tylko nie chcę grać. Nie zastanawiałem się czy u Felicji wszystko w porządku tylko czy nie jest na mnie zła. Nic tylko ja, ja, ja, w kółko tylko ja!
Wziąłem głęboki oddech i zawróciłem. Zbiegłem po schodach na dół i niemalże wyważyłem drzwi wejściowe. Gdy byłem w budynku wszystko zaczęło mnie dusić, ściany zaczynały się kurczyć, robiło mi się ciemno przed oczami.
Nie mogąc złapać oddechu złapałem się za szyję i zacząłem mocno kaszleć. Duszności nasiliły mi się tak bardzo, że oparłem się dłońmi, a kolanami uderzyłem o kostkę. Czułem się jakbym miał zaraz wyrzucić z siebie zarówno płuca jak i żołądek.
W końcu zrobiło mi się niedobrze. Złapały mnie na tyle silne nudności, że ostatkami sił zebrałem się w sobie i doczołgałem do trawy tak żeby nie wymiotować na kostkę. Schowałem się za ławką i przytrzymałem jej podczas gdy moje ciało drżało od wysiłku jaki wkładałem w wymiotowanie.
Oparłem się plecami o bok ławki i odczekałem chwilę łapiąc przy tym głębokie oddechy. Trzęsącymi się od wyczerpania rękoma otarłem najpierw usta, później twarz. Wszystko mnie bolało. Gardło było już całkowicie obolałe, ciekawe czy byłem w cokolwiek w tamtej chwili powiedzieć.
Wstałem chwiejąc się na nogach i otrzepałem lekko spodnie z ziemi. Powoli wróciłem z powrotem na klatkę schodową, która teraz zaczęła wydawać się odrobinę większa niż przed chwilą. Podszedłem do drzwi od naszego mieszkania i wyciągnąłem klucze z kieszeni.
Ledwo co udało mi się pocelować nimi w zamek.
Delikatnie ściągnąłem buty i rozpiąłem kurtkę, a następnie taszcząc plecak po ziemi doczołgałem się do swojego pokoju.
-Marcel?-Zapytał poważny ton mojej matki. Odwróciłem się powoli w jej kierunku ciężko przełykając ślinę, a ona dopiero gdy zobaczyła w jakim jestem stanie złagodniała-Boże, co Ci się stało?-Brzmiała na przestraszoną.
Patrzyłem na nią pustym wzrokiem powstrzymując się od powiedzenia „ty i babcia" po czym ponownie przełknąłem ślinę.
-Nic takiego, wracam do siebie...-Mruknąłem cicho po czym przemknąłem do swojego pokoju, zamknąłem za sobą drzwi i na drżących nogach podszedłem do łóżka. Odłożyłem plecak w nogach biurka, a następnie rzuciłem się między poduszki.
Łóżko jest o wiele wygodniejsze niż ziemia czy chodnik.
Wtuliłem twarz w poduszkę i zakryłem się rękoma. Miałem dość wszystkiego, musiałem się jakoś wyżyć.
Podniosłem się więc na dłoniach i usiadłem na brzegu łóżka. Złapałem się za głowę widząc jak obraz zaczyna się rozmazywać. Równie wolno wstałem i sunąc nogami po podłodze podszedłem do biurka, w którym to szufladzie schowane miałem podobrazia. Złapałem za rączkę i powoli odsunąłem szufladę.
Pusto.
Nigdzie nie było podobrazia.
W panice przetarłem dłońmi oczy i jeszcze raz zajrzałem do szuflady.
Dalej nic.
Kręcąc głową na boki wyrwałem wręcz szufladę z biurka i odstawiłem ją na podłogę. Nigdzie nie znalazłem podobrazia. Drżącym dalej palcem, w panice wyciągnąłem z środka drugie dno w nadziei, że znajdę chociaż szkicownik czy mój specjalny ołówek, ale tego też nie było.
Zawsze zabezpieczałem się bardzo uważnie, starałem się nie zostawiać po sobie śladów. Zazwyczaj się udawało, dlaczego więc nigdzie nie mogłem znaleźć swoich przyborów...
Zazwyczaj...
-Nie...to jest jakiś pieprzony żart!-Warknąłem do siebie ciągnąc się za włosy na głowie. Szybko oparłem się o biurko i podszedłem do drzwi. Na chwiejących się nogach wszedłem do salonu, w którym siedziała babcia razem z moją matką.
Nie mogłem uwierzyć, że mój koszmar, który tak długo odwlekałem właśnie się ziścił. Niemożliwe.
-Mamo...?-Zapytałem przerażony na co ona odwróciła głowę w moją stronę i uśmiechnęła się ciepło.
-Czyli wiesz. Skoro wszystko już widziałeś to musimy porozmawiać na poważnie-Odchrząknęła po czym założyła nogę na nogę i poszerzyła swój uśmiech.
To on zawsze najbardziej mnie w niej przerażał.
-Tolerowałam te twoje obrazki przez...wiele miesięcy. Stwierdziłam, że potrzebujesz też chwili dla siebie, ale w tym momencie moja cierpliwość się kończy. Zachowałeś się bezczelnie w stosunku do pani Magdy i masz ją przeprosić, ale to nie wszystko- Kontynuowała śmiejąc się- Zostało Ci kilka miesięcy do konkursu, a masz to zupełnie gdzieś! Masz gdzieś zarówno konkurs jak i nas! Zupełnie nie myślisz jak my musieliśmy się poczuć kiedy zadzwoniła do nas pani Magda. Nie pomyślałeś jak babcia musiała się poczuć!- Tylko nie to...
Matka powoli zaczynała podnosić głos więc tym razem to babcia odchrząknęła i uśmiechnęła się równie ciepło co moja matka przed chwilą.
Mam was dość, przestańcie się tak uśmiechać...
-Jest mi bardzo przykro, że się tak zachowałeś. Nawet nie jestem zła tylko...zawiodłeś mnie. Masz naprawdę mało czasu do konkursu i nie możesz tego sobie od tak olewać, musisz to zmienić. Dlatego postanowiłyśmy razem z twoją mamą, że zabiorę obrazy ze sobą kiedy będę wracać do swojego mieszkania. Szkicownik i farby też, oddamy Ci je po koncercie- Skończyła uśmiechając się ciepło-Możesz już wrócić do siebie.
Nie miały prawa mi tego robić. Miałem ochotę się na nie wydrzeć, powiedzieć, że to ja je kupiłem, że chcę robić to co mi się podoba, a nie im. Nie mogły od tak zabrać wszystkiego nad czym tak ciężko pracowałem. Szkoliłem się, poznawałem podstawy, spędzałem nad tym kupę czasu...
Nie wiedziałem, że matka wiedziała o moich obrazach, myślałem, że utrzymam je w tajemnicy, ale...było za późno.
A teraz na trzęsących się nogach musiałem wrócić do siebie do pokoju. Ponownie, grzecznie założyć obroże i kaganiec, który dostałem przy urodzeniu w momencie gdy tworzone były moje akta urodzenia. Miałem jak zwykle siedzieć cicho i dostosowywać się do tego czego oczekują ode mnie inni, a konkretnie rodzina. Po raz kolejny musiałem się poddać i tym razem czekać na koniec konkursu.
Głupie było znajdywanie sobie zajęcia kiedy moje życie było nakierowane na to żebym został muzykiem, to było już zapisane. Kto wie w czym, może w gwiazdach?
„Jeśli głupstwem nazywasz coś czego nienawidzisz to jesteś hipokrytą!"
Dlaczego? Przecież to głupie. I tak nie wiem co chciałbym robić w życiu więc dlaczego nie miałbym im się poddać?
„Myślę, że to, że wiesz czego nie chcesz robić jest wystarczającym powodem do tego żeby tego nie robić."
Ale czułem satysfakcje z siebie dopiero wtedy kiedy rodzina chwaliła mnie za to jak gram. Muszę ich zadowolić żeby dali mi święty spokój, może po konkursie się coś zmieni...
„Bądź trochę egoistą, nie można wszystkim dogodzić."
-Nie.-Odezwałem się nagle zadziwiając tym zarówno babcię z matką co samego siebie.
-Słucham?-Zapytała zdziwiona matka odstawiając kubek z herbatą, z którego przed chwilą piła.
Ciężko przełknąłem ślinę po czym wziąłem głęboki oddech i z zaciśniętymi pięściami kontynuowałem to co miałem im do powiedzenia.
-Nie pójdę na żaden konkurs, nienawidzę grać na fortepianie, a wy doskonale o tym wiecie.-Powiedziałem poważnie, ciężko oddychając.
W pomieszczeniu przez chwilę słychać było jedynie cykanie zegara. Babcie razem z matką zamurowało na tyle żeby przestały mi zaprzeczać. Przynajmniej przez chwilę, zaraz babcia się zaśmiała.
-Posłuchaj, grasz już tak długo. Szkoda to zaprzepaścić-
-Nieprawda.-Odparłem natychmiast patrząc śmiertelnie poważnie na zaskoczoną moją postawą babcię. Ona jednak poszerzyła tylko swój uśmiech i pokiwała głową.
-I co? Zaprzepaścisz tyle lat swojego życia? To nie ma sensu, skoro już tyle potrafisz to wykorzystaj to. Wiele osób by Ci zazdrościło.-Kontynuowała z przerażającą mnie czułością.
-Wątpię żeby ktokolwiek zazdrościłby mi bycia zmuszanym do robienia czegoś czego nienawidzi się z całego serca-Na te słowa babcia zdecydowanie spoważniała.
Trafiłem w jej czuły punkt, nie rozumiała jak ktoś mógł nie podzielać jej zdania względem gry na pianinie.
-Już nie przesadzaj- Prychnęła- Nie mów, że taką Ci krzywdę robimy. Jak zwykle to my złe, to my okropne. Zobaczyłbyś jak mają niektórzy w domach to byś nas docenił. Ciesz się, że Cię nie bijemy ani nic z tych rzeczy...
Stałem przez chwilę pusto wpatrując się w babcię.
-...Co kurwa?-Mruknąłem cicho ze zdziwienia, jednak nie na tyle żeby nie usłyszała tego matka.
-Marcel! Co to za słownictwo?!-Krzyknęła wściekła-Masz natychmiast przeprosić babcie!
Za co?
Za to, że nienawidzę gry z całego serca?
Za to, że WAS nienawidzę z całego serca?
Nie miałem najmniejszego zamiaru ich przepraszać.
W odpowiedzi sięgnąłem po wazę stojącą na kominku i patrząc matce w oczy spuściłem ją na ziemię tak, że roztrzaskała się na milion kawałków. Zarówno ona jak i babcia krzyknęły ze zdziwienia, a ja jedynie uśmiechnąłem się do nich tak samo ciepło jak one do mnie przed chwilą.
-Nie miałem za co przepraszać, ale to chyba była twoja ulubiona waza. Prawda, mamo? Wiesz jak to jest niszczyć coś co się kocha? A może tamta obok była twoją ulubioną...?-Zapytałem zastanawiającym się tonem głosu, jednocześnie dalej patrząc jej w oczy. Matka wstała z wściekłości, podeszła do mnie i z nienawistnym wzrokiem podniosła do góry rękę.
-„Ciesz się, że Cię nie bijemy", tak to szło?-Zapytałem na co kobieta zacisnęła z całej siły zęby i opuściła dłoń. Wzięła głęboki oddech po czym uśmiechnęła się szeroko.
-Rozmawiałyśmy o studiach muzycznych dla ciebie. Jeśli uda Ci się wygrać ten konkurs najprawdopodobniej jest szansa, że zostałbyś na jedne zaproszony. Takiej szansy się nie marnuje...-Mruknęła unosząc brwi na co tym razem to ja zacisnąłem szczękę.
Coś kombinuje...
-...Nigdzie nie pójdę.-Warknąłem w jej kierunku na co ta tylko zmarszczyła brwi dalej się uśmiechając. Widać było jak jedna z jej brwi drga ze złości. Zaraz jednak odchrząknęła i odwróciła się w kierunku siedzącej na fotelu z uśmiechem babci.
Co ona chce...
-Mamo...-Zaczęła spokojnie- Podałabyś mi tamte kartki, są w siatce obok obrazów- Z powrotem odwróciła się w moją stronę poszerzając swój uśmiech.
Babcia powoli podeszła do niej z moimi rysunkami w dłoni, starając się wyminąć kawałki rozbitej porcelany. Matka chwyciła część z nich, drugą oddała babci. Przyjrzała im się po czym zacisnęła usta.
-Szkoda...-Westchnęła ze smutkiem, a następnie wzięła zamach i porwała moje szkice. Było tam wszystko nad czym pracowałem od ponad roku.
Plany na komiks, szkice części ciała, ubrań, projekty obrazów, które miałem przenieść na płótno, nawet próby karykatury, którą miałem się zająć.
-Przestań!-Krzyknąłem rzucając się w kierunku obrazków, które trzymała babcia. Ta jednak szybko przerwała je, a ja jak w zwolnionym tempie oglądałem jak porwana na kawałki twarz Felicji upada na ziemie. Był tam nawet jej niedokładny szkic...
Szczęka zaczęła mi drżeć, a ja sam upadłem na ziemię uderzając kolanami o kawałki rozbitej wazy. Moje spodnie przerwały się, a ja poczułem pieczenie na nogach.
Nie wierzyłem, że w tamtej chwili to wszystko nad czym tak ciężko pracowałem legło w gruzach. Nie wierzyłem, że moja rodzina zniszczyła w tamtej chwili wszystko nad czym tak ciężko pracowałem. Nie wierzyłem, że były do tego zdolne.
-Jesteś pewien, że nie chcesz iść na muzyczne studia? Uwierz mi, że wiemy co dla ciebie dobre, a co nie...-Powiedziała patrząc na mnie z góry matka- I wstań, robisz sobie krzywdę.
Spojrzałem z nienawiścią w oczach na nią, która wydawała się być w tej chwili z siebie niesamowicie dumna.
-Nie.-Warknąłem zaciskając z całej siły pięści. Matka spoważniała po czym westchnęła.
-Szkoda, w takim razie obrazy posłużą jako podpałka u babci- Założyła ręce na ramiona po czym widząc mój przerażony wzrok posłała mi zwycięskie spojrzenie. Wiedziała, że wygrała.
-Nie...-Powiedziałem mniej pewnym siebie głosem.
-W takim razie pójdziesz na konkurs i postarasz się wystąpić jak najlepiej. Tak żebyś dostał zaproszenie na uczelnie- Uśmiechnęła się do mnie ciepło.
Z przerażeniem opuściłem głowę i ponownie spojrzałem na szczątki porwanej Feli.
Była moją nadzieją na normalne życie, była moją iskierką wiary w to co czuję, którą przed chwilą porwała babcia. Pokazała, że nikt nie jest w stanie zatrzymać ich planów wobec mnie, które ustaliła sobie razem z matką.
Powoli przełknąłem ślinę, a następnie podniosłem zmęczone spojrzenie na matkę.
-Dobrze-Odpowiedziałem drżącym głosem na co matka przekręciła głowę i kucnęła tuż przy mnie.
-Kocham Cię. Cieszę się, że zdecydowałeś mądrze- Uśmiechnęła się po czym złapała mnie za ramiona i przytuliła do siebie- Wstań, robisz sobie krzywdę. Chodź ze mną do łazienki to opatrzę Ci te rany, mam nadzieję, że kawałki nie wbiły się zbyt głęboko i, że nie będziemy musieli jechać do szpitala...-Kontynuowała lekko przestraszona, ale ja nie zwracałem na nią większej uwagi.
Wszystko na co tak ciężko pracowałem przestało mieć jakiekolwiek znaczenie, najmniejszy sens.
-W porządku- Wydusiłem powoli podnosząc się z podłogi. Matka wzięła mnie pod ramię, a następnie zaprowadziła do łazienki.
-Dasz radę posprzątać trochę beze mnie?-Zwróciła się w kierunku zadowolonej babci, która tylko pokiwała głową.
Mimo, że to matka szantażowała mnie emocjonalnie tak naprawdę to babcia nią kierowała. Wmawiała jej różne rzeczy, a ta później jedynie je powtarzała. Przy każdym słowie mojej matki babcia nie wydawała się być ani trochę zaskoczona. O wszystkim doskonale wiedziała.
Okazało się, że porcelana nie wbiła się aż tak głęboko, bardzo łatwo dało się ją wyjąć. Kiedy matka skończyła opatrywać moje rany po raz kolejny mocno mnie do siebie przytuliła.
-Pamiętaj, że wspieramy Cię w grze na pianinie więc kiedy masz takie załamanie, że nie chcesz grać najpierw powiedz o nich nam, zanim zaczniesz wyżywać się na pani Magdzie-Uśmiechnęła się ciepło, a ja pokiwałem głową.
Powinienem ograniczyć kontakt z Felicją zanim po raz kolejny będę robił jakieś głupstwa. Jeśli chcę zatrzymać przy sobie obrazy cokolwiek innego związanego z sztuką, muszę posłuchać tego co mówi moja rodzina, dlaczego miałaby chcieć dla mnie źle? W końcu To moi bliscy.
Felicji dla odmiany nie znam wcale, może mną manipulować. Skoro wybrali mi już ścieżkę to wystarczy nią tylko podążać, to wszystko jest banalnie proste, tylko ja to utrudniam.
To we mnie jest problem.
Na pewno doszukuje się złego w czymś co nie ma prawa być złe. To ja wszystko wyolbrzymiam, powinienem ogarnąć się jak najszybciej i przestać zamartwiać babcię oraz matkę. Okres buntu już dawno minął.
Zamknąłem za sobą drzwi od pokoju i powoli podszedłem do łóżka. Nie mogłem uwierzyć w to, że moich wszystkich szkiców już nie ma. Co prawda miałem je na telefonie, ale ten kto rysuje ten wie...że to nie to samo.
W tym samym momencie, w którym usiadłem na łóżku poczułem wibrację w kieszeni. Wyciągnąłem telefon i spojrzałem na wyświetlacz.
„Szkoda że nie mogłeś wyjść z nami ://"
Patrzyłem przez chwilę na wiadomość, którą dostałem po czym westchnąłem ciężko.
„Przepraszam."
Zapracowałem na mój własny koniec.
************************************************************************************
Trzymajcie tak ode mnie w ramach rekompensaty z serduszka rysunki, które nie są cudowne i idealne, ale lubię rysować oc więc proszę bardzo xD
Bohaterowie w stylu mangi Shingeki no Kyojin
Biedny Marcel, który będzie musiał zajmować się Felicją za parę lat, kiedy ta zachleje pałe
Wszystkie wzory tradycyjnie zerżnięte z pinteresta, to tak na marginesie.
Miłej nocy, kochani~
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top