Część 17 - "Za wszystko trzeba słono zapłacić"

--W porządku?-Zapytał Marcel kiedy z westchnięciem opadłam na oparcie kanapy. Wychyliłam głowę w jego kierunku i z delikatnym uśmiechem na twarzy pokiwałam głową.

Byłam zmęczona tym wszystkim. Najbardziej załamaniem oraz świadomością, że to wszystko działo się na oczach Marcela. Nigdy nie chciałam żeby musiał oglądać mnie w takim stanie. Teraz czułam się strasznie zawstydzona, ale też...w pewien sposób obnażona.

A fakt, że zaczynałam powoli przyznawać się do swoich uczuć tylko mnie dołował.

Bałam się domyślać co będzie działo się jutro, pojutrze, za kilka dni. Czy coraz bardziej przygniotą mnie te uczucia, czy może odpuszczą i będę mogła spać spokojnie?

Chociaż etap niepewności powoli przemijał to w dalszym ciągu wolałam mieć nadzieję, że uczucia przeminą. Z drugiej strony czy one mogą tak po prostu "minąć"?

W głowie brałam pod uwagę również scenariusz, w którym wyznaję mu uczucia, mimo, że na chwilę obecną wydawało mi się to niemożliwe...no bo jak miałabym to zrobić?

Poza tym...

Bałam się, że jeśli wyznam mu co czuje wtedy on przestanie być taki miły.

Bałam się, że to on zacznie mnie unikać.

Bałam się, że nasza relacja zmieni się i będzie tak jak na początku.

Bałam się, że z miłości przejdzie ona w nienawiść.

--Na pewno o wiele lepiej niż wcześniej-Zaśmiałam się smutno opuszczając głowę, ale za chwilę podniosłam na niego wzrok i spojrzałam głęboko w oczy-Dziękuję.

To była jedna z nielicznych rzeczy, które w ostatnim czasie powiedziałam szczerze.

Chłopak poprawił się na fotelu, a następnie prychnął uśmiechając się delikatnie.

--Dobrze, że wtedy poprosiłem Cię o spotkanie. Nie wiedziałem, że było aż tak źle...musiałaś nieźle się wstrzymywać żeby nie wybuchnąć przy wszystkich-Uśmiechnął się do mnie pocieszająco, a ja ponownie spuściłam głowę.

„W cale nie musiałam się wstrzymywać"

Dokładnie to chciałam mu w tamtej chwili powiedzieć. Usiąść jak najbliżej, spojrzeć w oczy i wyznać co tak naprawdę się działo. Dlaczego aż tak bardzo negatywnie zareagowałam.

Wydawało mi się, że brzmiałam wtedy jak histeryczka.

Nie żartuję, ja naprawdę zaczęłam bić się po twarzy w jego obecności.

A teraz siedziałam obok niego, owinięta w niepotrzebny koc, od którego było mi gorąco, popijając herbatą leki przeciwbólowe. Od tego wszystkiego okropnie rozbolała mnie głowa.

I nawet jeśli miałam ochotę zapaść się pod ziemię, to wpatrywałam się dzielnie w ekran, kątem oka widząc, że chłopak, dla odmiany, wpatruje się we mnie.

Musiałam go przestraszyć moim wybuchem płaczu, z resztą nie dziwię mu się. Mało kogo nie przeraziłyby takie rozterki emocjonalne jakie mam, a już na pewno ta z dzisiaj.

Wtuliłam się w poduszkę, która wydawała się być najzimniejszą rzeczą w całym tym pomieszczeniu i westchnęłam z ulgą czując jak proszek wreszcie zaczyna działać.

Chłopak również wydawał się być spokojniejszy od kiedy nie zapowiadało się żebym miała mieć kolejny napad płaczu, podczas którego zacznę się bić. Co prawda nieprzyjemne myśli dalej krążyły mi po głowie i ledwo co udawało mi się od nich odsunąć, ale zdecydowanie było wiele lepiej niż wcześniej.

W przyciszonym telewizorze leciał serial kryminalny, który pamiętałam jeszcze za dzieciaka. Nawet jeśli nie oglądałam go nałogowo i nie czułam takiej potrzeby, to w tamtej chwili wydał mi się niesamowicie interesujący.

Serial, który oglądałam czekając na obiad u babci, zazwyczaj oglądałam powtórki, bo leciał późną porą.

--Przyniosę ci coś do jedzenia...--Mruknął nagle chłopak, podnosząc się z siedzenia na co pokręciłam głową.

--Dziękuję, nie jestem głodna.-Odpowiedziałam w dalszym ciągu uśmiechając się smutno. Chłopak niepewnie zachwiał się zastanawiając czy nie usiąść z powrotem, ale zmienił zdanie i ostatecznie wstał.

--Jednak ci coś przyniosę-Powiedział zdecydowanym tonem na co cicho prychnęłam z uśmiechem, ale gdy tylko zniknął za ścianą znacznie spoważniałam. Kiedy nie było go w pomieszczeniu nachodziły mnie nieprzyjemne myśli, które nie dość, że nie dawały mi spokoju to gnębiły i dobijały.

Bez niego w pomieszczeniu robiło się tak...

Ponuro.

Smutno.

Idealna atmosfera do płaczu.

Z zaciśniętymi oczami wzięłam głęboki oddech i wypuściłam powietrze przez usta. Ponowiłam działanie, a gdy już je otworzyłam zorientowałam się, że Marcel zdążył wrócić i przyglądał mi się ze zmartwieniem.

--Jesteś pewna, że wszystko w porządku?-Zapytał niepewnie-Może przyniosę ci jeszcze poduszek, albo...

--Nie! Znaczy, nie, nie trzeba, przyznam szczerze, że wręcz mi gorąco...--Zaśmiałam się z zażenowaniem, wyciągając ręce z pod koca, pod którym temperatura jak nic osiągnęła już szczyt-Zaraz się ugotuję, a po dzisiejszych przeżyciach i tak czuję się już wystarczająco brudna. Przepraszam, mogę zabrać te wszystkie koce ze sobą do domu i wyprać po powrocie...

--Nie, nie musisz. Skoro tak, to może chciałabyś wziąć prysznic i w coś się przebrać? Może to wyglądać dziwnie, ale na pewno mam jakieś za małe ubrania w szafie...--Mówił spokojnie wskazując kciukiem za siebie.

Czułam jak żołądek zaczyna mi się kurczyć.

Powietrza też nagle zaczęło mi brakować.

Z jednej strony noszenie ubrań pachnących jak Marcel albo kompania się będąc w jego domu jest przerażająca, to o czym myślę też musi brzmieć jak zboczenie, ale po prostu bym się tego bała! Chociaż z drugiej...

Co jeśli zaproponował mi to żebym więcej nie pobrudziła tych wszystkich rzeczy?

--Może pomoże Ci to się odświeżyć też...tak jakby umysłowo-Wzruszył ramionami na co ja poczułam jak robi mi się jeszcze bardziej gorąco i duszno.

Koniec.

Wystarczy.

--Tak, może masz rację. Dziękuję za troskę, chyba rzeczywiście tak zrobię...--Mruknęłam-Oddam Ci te ubrania jak już je wypiorę-Dodałam z lekkim zażenowaniem.

--...W porządku-Powiedział po chwili wstając. Skręcił korytarzem w kierunku, w którym znajdował się jego pokój, a ja wreszcie odetchnęłam z ulgą.

Boże, jak ja się zachowuję...

Dalej pamiętam jak wyglądał jego pokój, wbrew pozorom wcale nie było to tak dawno temu. Kto by się spodziewał, że za drugim razem gdy się tutaj znajdę będą towarzyszyły mi...tego typu emocje i uczucia.

Powoli wygrzebałam się z pod dwóch koców, odrzuciłam poduszki na bok i podniosłam się do siadu, rozejrzałam dookoła i powoli wstałam, tak żeby nie zakręciło mi się w głowie.

Również skręciłam w stronę, w którą poszedł Marcel, sama jednak zatrzymałam się na końcu korytarza, w którym ostatnim razem był łazienka.

Zatrzymałam się przed drzwiami i poczekałam aż dołączy do mnie chłopak. Wzięłam od niego ręcznik i ubrania, podziękowałam, a następnie zakluczyłam się w środku pomieszczenia i jeszcze raz sprawdziłam czy aby na pewno drzwi są zamknięte.

Zawsze miałam jakąś paranoję.

Odłożyłam ręcznik na umywalkę, która znajdowała się dosłownie obok prysznica i niepewnie zaczęłam zdejmować z siebie ubrania.

Na co dzień nigdy nie zastanawiałam się nad tym jak wyglądam, zazwyczaj starałam się po prostu zakładać za duże ubrania żeby móc się nimi zakryć i nie przejmować wyglądem. Poza tym, w tych dopasowanych było mi niewygodnie i czułam się brzydka.

To był też powód, dla którego bałam się wyznać Marcelowi to co czuję, bo wciąż rozważałam takie rozwiązanie.

Uważałam, że gdybym była szczuplejsza, nie miała krzywego nosa i krótkich włosów byłabym atrakcyjniejsza. Oczywiście krótkie włosy były moim wyborem i tak naprawdę całkiem mi się podobały, ale z tego co zdążyłam zauważyć- mężczyźni wolą kiedy są dłuższe.

Po jakimś czasie zawsze, zwyczajnie zaczynały mnie denerwować. Sama brałam się za nożyczki i robiłam swoje do momentu aż byłam zadowolona.

Całkiem naga postawiłam stopę na zimnych płytkach pod prysznicem i wzdrygnęłam się czując jak po ciele przechodzi mi dreszcz. Odkręciłam kurek i dłonią sprawdziłam temperaturę wody żeby wiedzieć czego się po niej spodziewać.

Było mi trochę wstyd, że narzucałam się Marcelowi. Nawet jeśli to on mi zaproponował żebym wzięła prysznic to wydawało mi się to być...trochę wymuszone.

Albo to ja już myślę za dużo.

Starałam się nie zamoczyć włosów. Nie były brudne, a ja nie chciałam żeby rzeczy Marcela były od nich mokre. Po skończonym prysznicu owinęłam się ręcznikiem i sięgnęłam po ubrania.

No to jest chyba jakiś nieśmieszny żart.

Złapałam się za włosy na głowie, a następnie westchnęłam przymykając oczy.

Dlaczego to się dzieję...

Niepewnie otworzyłam drzwi i cicho zawołałam chłopaka.

--Coś się stało?-Zapytał, a ja przymknęłam drzwi tak żeby mnie nie widział, ale wciąż mógł swobodnie rozmawiać.

Zacisnęłam powieki, a następnie wypuściłam ze świstem powietrze przez usta.

Bardziej ośmieszyć się już nie mogę.

--Miałbyś może jakieś większe ubrania?-Mruknęłam cicho na co chłopak westchnął zastanawiając się.

--Jasne, myślałem, że za małe na mnie będą w porządku, wybacz za zamieszanie.-Powiedział spokojnie na co pokiwałam głową, ale dopiero po chwili zorientowałam się, że chłopak mnie nie widzi.

--Nie...co ty.-Mruknęłam zaczynając wycierać poszczególne części ciała. Chłopak zniknął w swoim pokoju wybierając większe ubrania, ale zaraz wrócił i bez otwierania drzwi na oścież, podał mi owe ubrania.

Starał wybrać się jak najluźniejsze tak żebym mogła czuć się w nich swobodnie, za co byłam mu wdzięczna. Dodatkowo nie komentował sytuacji co również mu zapamiętałam.

Przyjrzałam się swojemu odbiciu w lustrze i stwierdziłam, że właściwie...może nie jestem aż tak brzydka? Może to moje lustro kłamię?

Tylko czy byłam wystarczająco ładna dla niego?

To pytanie od dłuższego czasu błądziło mi po głowie i zaprzątało myśli. Przebudzało w połowie fazy rem oraz irytująco przyczepiało się podczas ubierania czy malowania.

Od kiedy stałam się zadurzoną nastolatką z tanich romansów, które czytały moje młodsze siostry, a którymi ja tak bardzo gardziłam?

Czy aby na pewno aż tak uśmiecha mi się przeżycie zawodu miłosnego?

Wypadałoby to wszystko zakończyć, tak żeby mieć święty spokój.

To dobry plan, tylko niemożliwy kiedy już raz się zakochasz.

Szybko założyłam bluzkę, którą przyniósł mi Marcel. Zdziwił mnie jedynie fakt, że był nią T-shirt z deadpool'em, w jego stylu byłaby szara koszula, ewentualnie jakaś w zdobienia, ale nie zwykła bluzka.

Poza tym w zasadzie w za dużych ubraniach, nawet jeśli nie były moje, wyglądałam jak ja. Nic się nie zmieniło, a spodziewałam się sporej zmiany. Zawsze spodziewałam się sporej zmiany i za każdym razem się zawodziłam jeśli chodzi o ubrania.

Choć koleżanki z klasy wyglądały ślicznie to ja...dalej wyglądałam jak ja. Wciąż nic się nie zmieniało, a ja potrzebowałam...czegoś zapierającego dech w piersiach.

One nosiły cudowne sukienki i rzeczywiście im one pasowały.

Tylko nie mi.

Nie mogłam nosić ozdobnych bufek, bo poszerzały mi ramiona. Przestałam nosić biustonosze, które miały ładnie ułożyć piersi, bo tylko je powiększały, a kiedy były większe wyglądałam grubiej.

Krótkie spodenki zawsze kupowałam na dziale męskim, bo były do kolan, a wtedy zakrywały mi uda.

Czasem mama kupiła mi sukienkę, twierdziła, że muszę w czymś iść na rozpoczęcie albo zakończenie roku, ale za to czułam się brzydka.

Czułam się bardzo źle.

Za piękno trzeba zapłacić.

Za wszystko trzeba słono zapłacić.

Nie potrafiłam schudnąć od tak, nie potrafiłam znaleźć motywacji. Wystarczył mi jeden dzień, w którym nie ćwiczyłam, bo nie miałam czasu, a wtedy moje odchudzanie i cała reszta poszła się gonić.

Nie miałam siły stosować dietę, nie czułam się wtedy piękniejsza, wszystko wciąż wyglądało tak samo, nawet jeśli trzymałam się jej długo.

Choroba również wcale nie ułatwiała mi moich problemów. Przez nią moja dieta musiała być jeszcze bardziej ograniczona, nic co jadłam nie miało smaku, kilka razy zwymiotowałam i przestraszyłam się, że wpadnę w jakieś inne zaburzenia, więc wolałam nie „ryzykować".

Jedyne co mi zostało to się użalać.

Wyszłam szybko z łazienki, niepotrzebnie zamartwiałam się tym wszystkim akurat teraz. To co najgorsze trafia cię w chwili kiedy źle się czujesz. Organizm wyciąga wszystkie słabości, przemyślenia i tworzy z nich realistyczną aluzję, w którą zaczynasz wierzyć, a ona jedyne co to cię dołuję.

Zaszłam do salonu i odchrząknęłam zwracając na siebie uwagę Marcela. Usiadłam w miejscu, w którym siedziałam wcześniej, mruknęłam ciche „dzięki za ciuchy", a następnie zanurzyłam się w kocu, którego ciepła zaczęłam potrzebować.

Marcel na moje podziękowania kiwnął głową, a następnie otworzył usta zastanawiając się nad tym co zaraz powie.

--Czujesz się odświeżona?-Zapytał patrząc na mnie z troską.

Szkoda, że nalegał na to spotkanie.

Teraz było mi wstyd, wstyd za to, że siebie krzywdziłam. Wstyd za to, że martwiłam Marcela. Wstyd za to, że płakałam.

Wstyd za to, że mam uczucia.

--Tak, dziękuję, że udostępniłeś mi łazienkę i ubrania i w ogóle, że się mną zająłeś...dziękuję-Powiedziałam szybko wyprzedzając napływające mi łzy do oczu.

Były prędkością światła.

Podczas moich załamań, gdy tylko widziałam, że ludzie się przejmują moim stanem, od razu zaczynałam płakać, bo wydawało mi się to niemożliwe. W takich chwilach umysł podpowiada mi, że jestem nic nieważna oraz, że nikt się mną nie przejmuję.

Głupota...prawda?

--Nie ma problemu, cieszę się, że mogłem Ci pomóc kiedy tego potrzebowałaś-Uśmiechnął się smutno na co ja pokiwałam głową.

Zapadła cisza. Chciałam się uspokoić, przestać o wszystkim myśleć, ale wyrozumiałość Marcela jedynie mnie dobijała, z drugiej natomiast głosy, które podpowiadały mi jak jak beznadziejna jestem, były nieznośne i nie mogłam ich znieść.

--Boisz się powrotu do domu?-Zapytał nagle Marcel.

Przełknęłam ciężko ślinę, gula w gardle na to pytanie znacznie się powiększyła, a był to jedyny aspekt, którego jeszcze nie zdążyłam ze sobą obgadać i przemyśleć.

Na tamtą chwilę nienawidziłam swojego ojca. Miałam ochotę na niego krzyczeć, uderzyć, wyżyć się, cokolwiek. Czułam się źle z tymi myślami, uważałam, że jestem okropna skoro chcę go tak bardzo skrzywdzić, choć przecież on również mnie krzywdził.

Bezmyślnie, ale krzywdził.

Czy mogę to nazwać syndromem sztokholmskim?

Nie wiedziałam czy wolałabym żeby krzywdził mnie wiedząc o tym, czy nie. Po prostu chciałam żeby wcale tego nie robił. Żeby po prostu przestał.

--Tak, jak cholera-Zaśmiałam się chcąc rozładować atmosferę-Ale kiedyś będę musiała tam wrócić, chociażby na noc.-Mruknęłam opierając się o kanapę za mną.

Marcel pokiwał głową.

--Może zmieńmy temat, chciałabyś coś obejrzeć? Domyślam się, że wolałabyś już przestać o tym wszystkim myśleć...--Mruknął na co zgodziłam się. Gość czytał mi w myślach.

Pozwoliłam wybrać mu co chciałby obejrzeć, w głowie miałam totalną pustkę więc wszystkie pomysły na film wyparowały. Chłopak niepewnie włączył film pt. „Twój Vincent", jak twierdził, jeden z jego ulubionych.

Później sporo rozmawialiśmy o sztuce, tak a propos filmu. Powiedział mi, że twórcy musieli namalować niesamowicie wiele obrazów żeby w ogóle powstał. Bardzo zaciekawił mnie ten temat, poza tym sam film również był bardzo ciekawy.

Z resztą miło było widzieć jak chłopak z zapałem opowiada o czymś, co bardzo go interesuje. Wyglądał wtedy hipnotyzująco.

Nie twierdził, że sztuka jest jego hobby, ale każdy zorientowałby się, że chłopak kłamie.

Widziałam ogniki w jego oczach gdy zadawałam kolejny pytania na temat filmu, byłam zdziwiona faktem jak wiele o nim wie, pokazał mi ulubione sceny i wyjaśnił dlaczego to akurat one są jego ulubionymi.

Naprawdę był w tym cudowny...

A później...nie wiem o czym rozmawialiśmy.

***********************************************************************************************Witam was moi drodzy po długim czasie...nie był on dla mnie prosty, nie tylko ze względu na egzaminy. Jeśli wcześniej o tym nie wspominałam to cała moją książka jest w pewien sposób inspirowana moim własnym życiem, a więc domyślacie się co mogło się ze mną dziać...

W każdym razie! Mam chwilę na pisanie oraz pomysł na dalsze rozdziały, także będzie ciekawie!

Niestety zbliżamy się do końca lektury ;((

Stety i niestety.

Do zobaczenia, kochani! (Mam nadzieję, że nie zrobiłam wiele błędów przy sprawdzaniu, gdyby coś było nie halo to piszcie w komentarzach przy akapicie, będę wdzięczna<3)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top