Część 13 - "Nasze nieporozumienie cz.2"
Nacisnąłem przycisk domofonu i poczekałem aż usłyszę ojca po drugiej stronie. Nie dostałem odzewu po drugiej stronie drzwi, dlatego też zadzwoniłem ponownie, i jeszcze raz. Po dłuższej chwili mężczyzna jednak postanowił bez słów otworzyć mi drzwi.
--Wejdź.—Powiedział uśmiechając się delikatnie na co kiwnąłem mu głową w podziękowaniu.
Wyglądał na mile zaskoczonego moją wizytą. Ze względu na ostatnie wydarzenia trochę się do siebie zbliżyliśmy, kilku krotnie nawet SMS-owaliśmy i dzwoniliśmy z pytaniem o zdrowie drugiej osoby. Zarówno on jak i ja, cieszyliśmy się na myśl o wspólnie spędzonym czasie.
Nie ma to jak ojciec z synem.
--Hej...jak się trzymasz?—Zapytałem niepewnie, zdejmując buty. Mimo naszych elektronicznych wiadomości, rozmowy twarzą w twarz były bardzo...krępujące—Przepraszam, że wpadam tak bez zapowiedzi...-
--Nie, co ty! Nic nie szkodzi—Odpowiedział nagle i bardzo energicznie odwracając się do mnie tyłem—Zrobić Ci herbaty?
Nie wiedzieć czemu wydawał się być niesamowicie spięty. Tak jakby się czegoś obawiał, albo czymś przejmował. Dawno nie widziałem żeby ojciec wykonywał nagłe ruchy, albo był spięty. Ostatnim razem zachowywał się tak przed rozwodem kiedy jeszcze z nami mieszkał.
--Tak, poproszę...--Mruknąłem cicho idąc za nim do kuchni. Usiadłem na krześle przy blacie i przyjrzałem mu się z bliska.
Wyglądał o wiele lepiej niż wcześniej, ogolił brodę i chyba nawet poszedł do fryzjera. Mimo bycia spiętym wydawał się całkiem zadowolony z faktu, że go odwiedziłem, najwyraźniej to nie ja byłem jego powodem zmartwienia.
A może?
--Miałem dzisiaj koncert...a raczej konkurs...--Powiedziałem nagle, obserwując jego ruchy. Ojciec zatrzymał się na chwilę po czym powoli odwrócił—Przepraszam, że Cię nie zaprosiłem, ale stwierdziłem, że nie chcę żebyś oglądał jak się męczę...--Zaśmiałem się cicho chcąc rozładować napięcie.
Ojciec stał przez chwilę w miejscu, wpatrując się we mnie, a następnie podszedł bliżej i usiadł naprzeciwko mnie, czujnie obserwując moją twarz.
--...I jak było?—Zapytał poważnym tonem na co się wzdrygnąłem. Dawno go już takim nie widziałem. Ciekawe jak wiele jeszcze się w nim zmieniło, o czym dopiero zdążę się przekonać.
--Zająłem drugie miejsce, chyba pokłóciłem się z babcią...takie tam.—Przygryzłem dolną wargę spuszczając wzrok na podłogę.
Ojciec założył nogę na nogę i splótł palce na stole. Siedział przez chwilę w tej pozycji, wpatrując się we mnie, jednak zaraz, gdy tylko otworzył usta żeby coś powiedzieć, usłyszeliśmy pisk czajnika. Ojciec wstał i nalał wody do kubków dla nas obu, plus jednego dodatkowego kubka.
Sam nie byłem pewien czego mam się po nim spodziewać. Kiedyś nie odzywał się w sprawie gry na pianinie, ale też nie popierał jej. Zwyczajnie się nie wtrącał mimo, iż widział jak męczę się grając oraz jak bardzo tego nie lubię.
Niestety jednak nie wiedziałem jaki był jego stosunek do tego wszystkiego. Równie dobrze mógł się zmienić i być przeciwko grze co ją popierać. Między innymi dlatego też postanowiłem go odwiedzić.
Żeby wybadać teren.
--Moje gratulację.—Powiedział cicho, wyciągając ku mnie dłoń, którą chwilę później niepewnie uścisnąłem—O co chodziło ma...--Odchrząknął-- babci?—Zapytał tonem jakby od niechcenia.
Brzmiał tak jakby nie chciał rozmawiać o babci. Było to powiązane z rozwodem i wspomnieniami, które nie należały do najprzyjemniejszych. Nigdy nie mieli najlepszych relacji, a podczas rozwodu babcia dosadnie dała ojcu do zrozumienia, że jest z tego powodu zadowolona.
Powiedziała mu to nawet w twarz, o czym dowiedziałem się później.
Niestety mimo zbieżności losu, kłód pod nogami, babci, on dalej kochał matkę, co było moim niemałym zmartwieniem. Nawet po tylu latach, mimo tego, że się poddał, nie potrafił o niej zapomnieć.
-...Mówiła, że gdybym postarał się bardziej na pewno zająłbym pierwsze miejsce.—Odpowiedziałem w końcu. Ojciec patrzył na mnie chwilę po czym prychnął.
--Oczywiście, że by tak było! Co nie zmienia faktu, że na pewno zagrałeś super. Ja to Ci przyznam szczerze, zazdroszczę robić coś czego nie cierpisz, tak dobrze...--Westchnął—Gdybym mógł taką umiejętność wykorzystać w pracy...
--Właśnie, jak w wydawnictwie?—Ojciec wiele lat temu zaczął pracować w pewnym wydawnictwie jako redaktor. Od dłuższego czasu zaczął być tam bardzo szanowany, inni redaktorzy liczyli się z jego zdaniem.
Skrzywił się słysząc moje pytanie.
--Daj spokój, poprawiać jakieś beznadziejne opowiadania...--Westchnął--Chociaż ostatnio nawet zgłosiła się do nas dziewczyna, tylko wydaje się być bardzo młoda, nie chce podać swoich danych do podpisania umowy...Dodatkowo jeśli okazałoby się, że jest niepełnoletnia musielibyśmy mieć podpis jej opiekuna prawnego, w innym wypadku nici z umowy...A szkoda, w końcu jakaś ciekawa fabuła...--Potarł czoło wzdychając.
--Jest dobrze napisane?—Zainteresowałem się na co ojciec uśmiechnął się ciepło. Ucieszył go fakt, że pytam o coś czym się zajmuję, dokładnie tak samo jak było kiedyś.
--Fabuła jest naprawdę dobrze zaplanowana i rozpisana, osobiście popracowałbym jedynie nad stylem.—Powiedział spokojnie na co pokiwałem głową.
--Może warto byłoby zainteresować się tą autorką?—Zapytałem z ciekawości, dlaczego by nie wspierać młodych talentów?
Ojciec niestety pokiwał głową na „nie".
--Nie bardzo, nawet nie zdajesz sobie sprawy jak wiele ludzi zgłasza się do różnych wydawnictw, a na pewno jest ich więcej niż myślisz. Zanim zacząłem pisać wydawało mi się, że jestem wyjątkowy, tyle ludzi mnie chwaliło...--Rozmarzył się, ale zaraz spoważniał—Później okazało się, że wcale nie mam niezwykłych umiejętności i, że wiele innych ludzi też dobrze piszę. Wiele lepiej ode mnie, nie dostałem żadnej nagrody, nie brałem udziału nawet w konkursach, nawet nie udało mi się wydać książki.
Wiedziałem o niespełnionej pasji ojca.
Wiedziałem i współczułem mu z całego serca. Chciałbym żeby spełniał się w swoje marzenia, niestety nie każdemu jest to dane. Na dłuższą metę, bądź w ogóle, a on należał do jednej z tych osób.
Nie rozumiałem wtedy jak wielki zawód musiał czuć, widząc jak jego pasja przepada, a on przestaje pisać. Starałem się jednak zrozumieć jego ból.
Przynajmniej udało mu się jakkolwiek powiązać swoją przyszłość żeby mieć cokolwiek wspólnego z publikacją opowiadań, nawet jeśli nie były to jego opowiadania.
--...Szkoda...--Mruknąłem jedynie na co ojciec przytaknął smutno. Nie życzyłbym nikomu tego jak skończyły opowiadania ojca- na samym dnie ostatniej szuflady w szafie, o której każdy zapomniał. W dodatku leżącej w piwnicy.
--A jak miewa się dziewczyna?—Ożywił się naglę ojciec na co przekrzywiłem głowę nie rozumiejąc.
--Dziewczyna...?—Zapytałem głupio, z początku nie mogąc domyślić się o jaką dziewczynę chodziło ojcu—Ah, w sensie Felicja...--Ojciec pokiwał głową—Cóż...pokłóciliśmy się...--Powiedziałem cicho na co ojciec rozszerzył oczy.
--O co takiego?—Zdziwił się na co podrapałem się po karku zawstydzony odpowiedzią.
Ciekawe jak zareaguję.
--Uderzyłem jej ojca...w twarz—Westchnąłem na co oczy ojca rozszerzyły się jeszcze bardziej—Obraził ją.—Dodałem szybko przez co wzrok ojca zrobił się jeszcze bardziej zdziwiony, a zdawało mi się, że już bardziej zdziwić go nie mogę.
--To się porobiło...--Mruknął drapiąc się po głowie, na co ja pokiwałem od niechcenia zgadzając się z tym co powiedział.
--Był na kacu, zdaje mi się, że trochę piję i...--Chciałem dodać coś jeszcze żeby wytłumaczyć bądź obwinić jej ojca, ale nie miałem zielonego pojęcia o czym mógłbym w tamtej chwili jeszcze powiedzieć—Sam już nie wiem...
--Wiesz, nie każdy kto pije nie ma powodu...może dzieje się coś złego teraz w jej rodzinie? Nie mówię, że powinien pić, nawet najmniejsza przeszkoda w życiu nie jest powodem do chlania.—Zaprzeczył od razu ojciec.
Zaskakująco wiele alkoholików tak w gruncie rzeczy jest w porządku ludźmi. Często nie powodzi im się w życiu, mają słabą psychikę i...jakoś tak wychodzi. Co racja to racja, nie powinni pić, mogli poprosić o pomoc...
...bali się poprosić o pomoc, wstydzili.
Wiele ludzi nie rozumie ich i po prostu wyzywa zamiast wyciągnąć pomocną dłoń. Oni sami też nie widzą powodu do terapii, bo nie widzą problemu. Przez brak zrozumienia i to co dzieje się w ich życiu zapijają smutki do końca.
Swoją drogą, niezrozumienie u ludzi jest według mnie zachowaniem, które wyniszcza nas nawet bardziej od alkoholu. To przez niezrozumienie jest najwięcej kłótni, to przez to, że nie rozumiemy się nawzajem, mamy do siebie pretensje i się na siebie denerwujemy.
Niezrozumienie jest niezrozumiałe.
To przez niezrozumienie jestem tu gdzie jestem i to przez niezrozumienie babcia każe mi grać na pianinie.
Jednak...czy gdybym nie był tu gdzie jestem teraz, gdybym zmienił coś w przeszłości poznałbym...
Ich?
Wiedziałbym, że Patryk denerwuje się i wstydzi gdy ktoś zauważa jego zakłopotanie lub błędy? Wiedziałbym, że to Martyna jest tą osobą, która go pociesza mimo, że ten się zawsze na nią złości i, że to ona zazwyczaj wprowadza go w ten dziwaczny stan?
Wiedziałbym, że Felicja troszczy się o swojego ojca mimo, że go nie cierpi?
Wiedziałbym, że troszczy się o zdrowie innych bardziej niż o swoje?
Wiedziałbym, że martwi tamtym policzkiem, który mi dała? Tym czy dalej mnie boli i czy został po nim ślad?
Czy gdybym ich wszystkich opuścił dowiedziałbym się tak wielu rzeczy? Czy gdybym wtedy nie doszedł do ich kółka cokolwiek by to zmieniło?
Czy w takim bądź razie tamte wszystkie nieporozumienia były złe? W końcu dalej były częścią mnie, jakby nie patrzeć to dzięki nim byłem tu gdzie byłem.
Nieporozumienia są złe, ale mimo przeszkód, które "stały już za mną", nie zmieniłbym nic w swojej przeszłości. To przyszłość wciąż mogę zmienić.
--...Rozumiem, że jest zła?—Zapytał unosząc jedną brew do góry na co pokiwałem głową.
--Tak, matka jest tego zdania, że powinienem ją przeprosić.—Podrapałem się po głowie obserwując z dołu ojca, który intensywnie nad czymś myślał.
Wziął głęboki oddech tak jakby chciał coś powiedzieć, jednak po raz kolejny westchnął i ponownie zaczął się zastanawiać.
--Nie znam się na kobietach...jak dobrze wiesz—Zaczął—Ale myślę, że twoja matka może mieć trochę racji.
--Dlaczego tak twierdzisz?—Zapytałem na co ojciec wzruszył ramionami.
--Ona...ogólnie ma rację...w wielu aspektach...--Mruknął niepewnie opuszczając wzrok.
Zmarszczyłem brwi. Oboje tak naprawdę uważaliśmy, że ojciec gada od rzeczy. Oraz doskonale zdawaliśmy sobie sprawę do czego pije.
Mimo innego zdania zgadzał się z matką ponieważ się jej bał, za co również jej nienawidziłem. Ojciec nigdy nie powinien się martwić jej zdaniem, a ten głupi nawyk pozostał mu do teraz.
--Nieprawda i nie wmawiaj tego sobie w kółko. Matka nie jest jakimś nadludziem żeby być nieomylną.—Powiedziałem pewnie na co ojciec zmarszczył brwi.
--Nie twierdzę, że jest nieomylna!—Zirytował się ojciec przez co nie wytrzymałem.
On musiał mieć zaniżoną samoocenę! Owszem, jestem do niego podobny, ale nie płaszczę się pod kimś kto nie ma racji! A przynajmniej próbuję walczyć, nie poddaje się w przeciwieństwie do niego!
To ja widziałem jak bardzo cierpiał, jak obwiniał się za coś czemu nie był winny! Nie wmówi mi teraz, że to on jest tym złym podczas gdy matka zgrywa niewiniątko!
--Ale zawsze widziałeś w sobie błąd! A nie w niej!—Krzyknąłem niemalże uderzając pięścią w stół ze złości. Ojciec najpierw zmarszczył brwi, a chwilę później westchnął i przetarł oczy.
Nastała cisza, podczas której oboje zaczęliśmy rozumieć popełniony przez siebie błąd. Ojciec, że nie powinien płaszczyć się pod matką w mojej obecności, a ja, że nie powinienem mu tego wypominać
--...Robi się już późno...--Zaczął, ale szybko dokończyłem za niego. Chyba żadne dziecko, nigdy nie chciałoby być wyrzucone z domu rodzica, a już na pewno nie chciałoby usłyszeć tego w twarz.
--Wiem, będę się już zbierał...dobranoc.—Mruknąłem smutno patrząc na ojca, a chwilę później podparłem się rękoma i wstałem z siedzenia. Dopiłem herbatę i nie patrząc więcej na mężczyznę poszedłem do korytarza.
Ubrałem się, ale kiedy miałem jeszcze na chwilę się odwrócić i pożegnać, ojca za mną nie było. Nie wiedziałem, że jest na tyle zły, że nawet mnie nie odprowadzi.
Ojciec musiał być naprawdę wkurzony skoro nie chciał się ze mną pożegnać, jak zwykle palnąłem głupotę, przez którą tylko wszyscy się kłócą.
Jestem do niczego.
Nawet ojciec jest na mnie zły.
--Dobranoc, Marcel.—Usłyszałem cichy, lekko łamiący się głos z kuchni.
Wziąłem głęboki oddech, a następnie zacisnąłem mocno powieki.
Raz się żyje, żyje się raz.
--Dobranoc...kocham Cię tato.—Powiedziałem na tyle głośno żeby móc być pewnym, że ojciec mnie usłyszał.
Nie odpowiedział mi jednak, dlatego też odchrząknąłem i szybko wyszedłem z jego mieszkania zatrzaskując za sobą drzwi.
Ojciec nie był zły, po prostu nie mógł przyjąć do siebie faktu jak bardzo zły wpływ miała na niego mama do tej pory.
Nigdy tak naprawdę nie złościłem się o to, że się rozwiedli. Znaczy, na początku byłem, chyba jak większość dzieci, ale później zrozumiałem, że to nawet lepiej. Mogłem poznać ich drugie, ciemniejsze strony.
Pytanie tylko czy chciałem kiedykolwiek je widzieć?
***********************************************************************************************
Witam was, moi kochani! Mam nadzieję, że taki okruch życia podpasował wam :))
Swoją drogą, kupiłam dzisiaj audiobook, książkę (whatever) "Trzech panów w łódce (nie licząc psa)" i powoli się w niej zanurzam. Genialnie sprawdza się jako akompaniament do rysowania, albo ozdabiania czy robienia detali, albo po prostu zamknięcia oczu i wsłuchaniu się w to jakie problemy przeżywali ci panowie.
Polecam, cudowna komedia.
Wracając do mojej powieści, zaczęłam zastanawiać się czy gdybym jej nie opracowała i nie przerobiła raz jeszcze, dopracowała, to czy może nie nadawałaby się do jakiegoś wydawnictwa...? Nie mam bladego pojęcia, a to dopiero jest cień pomysłu (choć podejrzewam, że nie, i tak piszę dla siebie). Najpierw mimo wszystko wolę ją skończyć<3
Dobranocka!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top