Część 12 - "Nasze nieporozumienie cz.1"
Wyobraźcie sobie dwójkę zależnych od siebie nastolatków, którzy właśnie się pokłócili i boją o to "co myśli" ten drugi. Tymi nastolatkami właśnie byliśmy my.
Kłótnia.
To nasza pierwsza kłótnia...I mam nadzieję, że ostatnia.
Co stałoby się z nami gdybyśmy byli w stu procentach ze sobą szczerzy?
"--Ja po prostu chcę chwili spokoju! Nic więcej, czy naprawdę proszę o tak wiele?! Jeszcze brakuje mi ciebie z rozkwaszonym ryjem, który będzie mi się zwijał z bólu na kolanach?! Mam wystarczająco wiele problemów!--
--Czy aż tak ciężko jest Ci zrozumieć, że się o ciebie martwię?! Tak bardzo boli Cię to, że twój ojciec zasłużył na tamto jebane uderzenie?!--
--Nie! Ale ty nie zasłużyłeś! Gdybyś się nie wtrącał nie zwijałbyś się teraz tutaj z bólu! Musiałeś się wtrącać?!--
--Wybacz, że jest mi ciebie żal!--
--W dupie mam twój żal!--"
Co się stanie jeśli będziemy ze sobą w stu procentach szczerzy?
"--No pewnie, teraz masz mnie w dupie!--
--Nigdy nie powiedziałam, że mam Cię w dupie do cholery jasnej! Nigdy nie miałam Cię w dupie, nie mam i nie będę mieć!...I nie prychaj na to co mówię, bo zaraz znowu oberwiesz. Czego nie rozumiesz, że tak naprawdę Cię..."
Co gdyby...?
********************
Zamknąłem za sobą drzwi, zdjąłem bluzę, zrzuciłem gwałtownym ruchem buty i ze skrzywionym wyrazem twarzy wszedłem do kuchni.
--I jak?—Zapytała uradowana mama, która zaraz za mną weszła do pomieszczenia. Stanęła za moimi plecami i założyła ręce na piersiach opierając się o framugę.
Odwróciłem się delikatnie w jej stronę i uniosłem brwi mierząc ją zdziwionym wzrokiem. Pokiwałem głową, a następnie spojrzałem na blat.
Czułem się jakby to co mówiła docierało do mnie, ale przez mgłę i bardzo niewyraźnie. Widziałem, że porusza ustami, jednak nie słyszałem tego co mówi
--Co? Tak, tak...--Mruknąłem nasypując herbaty do kubka. Była to ta sama herbata, którą kupiłem jakiś czas temu, w ten sam dzień kiedy spotkałem płaczącą na przystanku Felicję.
Nawet herbata przywołuje wspomnienia.
--Co „tak"? Pytam się jak poszedł Ci konkurs?—Zmarszczyła brwi matka. Odwróciłem się w jej kierunku, skrzywiłem przekręcając głowę nie rozumiejąc zadanego przez nią pytania.
--Aah, konkurs. Zająłem drugie miejsce.—Odpowiedziałem w końcu, nalewając wody do czajnika. Tym razem to matka zmarszczyła brwi.
--Co to znaczy...?—Usiadła na krześle przy stole kuchennym. Prychnąłem sztucznym śmiechem i nie patrząc na nią odpowiedziałem.
--To znaczy, że razem z babcią masz mnie pokroić usmażyć i zjeść, ponieważ jestem beznadziejnym dzieckiem.—Odpowiedziałem na co tym razem ona parsknęła śmiechem.
--Przecież drugie miejsce jest dobre, o co Ci chodzi...--Uśmiechnęła się do mnie--Gratuluję.
Co...?
Nagłym ruchem, odwróciłem się do niej, a następnie skrzywiłem nie rozumiejąc. W chwili gdy dotarło do mnie to co powiedziała poczułem się niezrozumiany i...zwyczajnie zły. Dlaczego najpierw zachowuje się jakby wyłoniła się z czeluści piekieł, a później jest dla mnie milutka i mi gratuluje?!
Spojrzałem na nią marszcząc brwi.
--...Ty chyba sobie ze mnie jaja robisz! Twierdzisz, że nie ćwiczę, że się nie przykładam. Mówisz, że Felicja jest niemalże godna patologii później ona przychodzi na koncert, staje jej w obronie, a ta mnie policzkuję...--W tamtej chwili niemalże miałem ochotę płakać--...wszystkie kobiety są takie same...--Westchnąłem siadając tuż obok matki, zakrywając twarz rękoma, kładąc się na blacie.
Kobieta zamrugała dwa razy, a następnie pochyliła się nade mną.
--...Marcel, stało się coś?—Zapytała mnie spokojnym tonem na co ja pokiwałem głową, podniosłem się i spojrzałem na nią.
--Nie dostałem zaproszenia na uczelnie...--Wykrztusiłem z siebie na co matka prychnęła machając ręką.
--Dobra tam, i tak by Cię nie zaprosili. To zbyt mały konkurs...--Westchnęła na co skarciłem ją wzrokiem.
Czy ona chce mi powiedzieć, że przez cały czas mnie okłamywała?
To brzmi śmiesznie. To brzmi jak pieprzona komedia!
Co nie zmienia faktu, że najpierw cierpiałem, a później na chwilę wyzbyłem się uczuć! Było mi wszystko jedno, przez moment nawet Felicja straciła na znaczeniu!
--Powiedz mi lepiej o co chodzi z tą całą Felicją...--Spojrzała na mnie spokojnie na co tym razem ja westchnąłem.
Nie bardzo miałem ochotę jej się teraz zwierzać. W głowie i tak myśli mieszały mi się i wyciszały siebie nawzajem. Z jednej strony chciałem wyrzucić z siebie całą nienawiść, którą trzymałem do niej, a z drugiej nie miałbym do kogo się zwrócić. Z Feli nie mógłbym się spotkać, a sam ojciec również na dłużej by mnie nie przygarnął.
Matka musiała wyczuć moją niepewność, ponieważ widząc jak się zastanawiam położyła dłoń na mojej chcąc mnie pocieszyć.
--...Ojciec Feli zaczął ją obrażać więc dałem mu w twarz, później on walnął mnie w brzuch, a Feli w policzek...--Westchnąłem opierając twarz na nadgarstku. Matka spojrzała się na mnie z przerażeniem—Co?
--...Jak to co?! Uderzyłeś dorosłego mężczyznę! Mógł zrobić Ci niesamowitą krzywdę, albo nawet zabić gdyby chciał! Na pewno był o wiele od ciebie większy! Powinniśmy jechać do szpitala...--
--Chyba oszalałaś?!—Wrzasnąłem—Nic mi nie jest, tylko siniak, mówię Ci...--Ponownie oparłem głowę o ramiona na blacie.
--Prędzej krwiak niż siniak...--Prychnęła—Daj chociaż mi to opatrzeć...--Kontynuowała.
Przez całą tą kłótnię zrobiłem się niesamowicie zirytowany. Dosłownie wszystko mnie w tamtej chwili denerwowało, nawet matka, która chciała podać mi pomocną dłoń.
--Daj...!—Zacząłem niemalże krzycząc dlatego też szybko odchrząknąłem i wziąłem głęboki oddech chcąc się uspokoić—Daj mi z tym spokój...nie potrzebuje opatrunku...--Mruknąłem na co matka pokiwała głową z rezygnacją.
--No, to skoro „nic Ci nie jest" to czym się aż tak martwisz?—Zapytała ironicznie przedrzeźniając moje poprzednie słowa.
--Stanąłem w obronie Feli, dlaczego później mnie uderzyła?—Również zapytałem ironicznie na co matka spojrzała na mnie krzywo, z politowaniem.
--...Uderzyłeś jej ojca, czego się spodziewałeś?—Podparła brodę na nadgarstku. Skrzywiłem się na jej słowa.
--Powiedział, że jest kupą gówna!—Wrzasnąłem niemalże uderzając dłońmi w stół.
--Ludzie mówią różne głupoty w złości. Pewnie też się tym przejęła...--Wciąż przed oczami miałem obraz kiedy jej ramiona zaczynały drżeć—Poza tym Felicja na pewno doskonale zdawała sobie z tego sprawę, dalej kocha ojca i się o niego martwi. Jestem pewna, że porozmawiają, przeproszą się, a ona wybaczy mu nawet jeśli teraz jest zła...a ty mu przywaliłeś.—Westchnęła przygryzając policzek, zastanawiając się.
--...Nie powinna być mi raczej...wdzięczna?—Kontynuowałem z nadzieją w głosie.
Nie rozumiałem jej zachowania, chciałem dobrze, uważałem, że przez tamte słowa jej ojciec zasłużył na jakąś "karę". Że uderzenie go będzie najlepszym rozwiązaniem, najmniej szkodliwym.
Nie powinna potraktować mnie bardziej jak księcia na białym koniu?
--Uderzyłeś jej ojca w twarz.—Odparła matka wstając od stołu. Podeszła do blatu i zaczęła robić sobie herbatę—Przecież Ci powiedziałam. Gdyby ktoś uderzył mnie lub babcię jakbyś się czuł.
...No więc tak.
Nie odpowiedziałem na jej pytanie dlatego też szybko odwróciła się w moim kierunku marszcząc brwi. Wzruszyłem w desperacji ramionami na co ta otworzyła delikatnie usta krzywiąc się.
--No wiesz co?!—Krzyknęła wymachując rękoma na co zmarszczyłem się nie wiedząc co odpowiedzieć.
--No co?! Nigdy się nad tym nie zastanawiałem po prostu...--Prychnąłem na co ta pokiwała głową niedowierzając—Wychodzę...--Mruknąłem.
--Marcel—Zatrzymał mnie jednak głos matki—Lepiej mimo wszystko będzie przeprosić. O konkursie pogadamy jak babcia wróci.
Nie chcę rozmawiać z babcią.
--Poza tym gdzie idziesz?--Zapytała na odchodne na co ja spiąłem się.
Powoli uniosłem tułów do góry, prostując najpierw kręgosłup, później ramiona. Spokojnie odwróciłem się w jej kierunku i spojrzałem na nią z delikatnym uśmiechem.
--Do taty.--Odpowiedziałem na co matka zmarszczyła brwi i oparła się dwoma rękoma o blat. Rozumiała, że to koniec, ja również to wiedziałem.
Teraz kiedy znalazłem osobę, która będzie mnie choć trochę popierała, choć trochę wspierała. Która w jakikolwiek sposób pokaże mi i powie "hej, to co czujesz jest właściwe. Nawet jeśli one tego nie robią, ja dalej Cię kocham i masz we mnie wsparcie". Matka bała się, bo mimo tego, że już nie kochała ojca, wiedziała, że jest on dobrym człowiekiem.
Wiedziała, że jeśli znajdę osobę, która właśnie tak mi powie usamodzielnię się i będę w stanie się jej postawić. Jej oraz babci. Wiedziała, że moje spotkania z ojcem zapoczątkują nowy rozdział w naszej historii, który niekoniecznie będzie zapowiadał jej zwycięstwo.
To będzie moje zwycięstwo.
Moja odzyskana wolność.
Mimo to najpierw wolałbym pogodzić się z Felicją. Jeśli mam z kimkolwiek iść po swoją wolność...
To ma to być właśnie ona.
***********************************************************************************************
Niestety zarówno ten jak i najbliższe rozdziały będą zapewne krótkie :c Chcę żebyście w jakikolwiek sposób odczuli tą kłótnię dlatego postanowiłam ją trochę podzielić.
Osobiście...ta kłótnia jest dziwna. Jest niezrozumiała i dziwna.
Tak jak nasi bohaterowie.
Oboje nie zrozumieli się, dlatego też się pokłócili. "Nienawiść i kłótnie wynikają z niezrozumienia".
A co do dziwności...oni są po prostu dziwni będąc tym samym normalnymi nastolatkami xD
Do zobaczenia kochani<3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top