Część 10 - "Spotkanie"
„Masz może fb"
Krzywiąc twarz, przyjrzałem się przez dłuższą chwilę wiadomości, którą otrzymałem od Feli. Domyśliłem się, że „fb" to skrót. Najprawdopodobniej od jakiegoś przedmiotu albo aplikacji.
Nie miałem jednak zielonego pojęcia czego się to tyczy. Równie dobrze skrót fb mógłby oznaczać "facet z brodą", ale to byłyby trzy litery, a ja nie mam brody. Z drugiej strony mogłoby to być "farsa brodawki", ale to ma mniej sensu niż "facet z brodą".
Mimo wszystko nie chciałem pytać się dziewczyny o co chodzi, dlatego też wyszukałem informację.
--Po kiego pisać skrótami...--Mruknąłem do samego siebie wpisując w wyszukiwarkę hasło pt. "od czego jest skrót "fb".
Facebook.
No tak, kto by się spodziewał. Doprawdy.
Z nietęgą miną, szybko przełączyłem aplikację na wiadomości do Feli i wysłałem kolejną wiadomość.
„Nie, powinienem mieć?"
„Tak możesz teraz założyć i podać mi swoją nazwę?"
Zastanowiłem się przez chwilę nad tym jaki cel może mieć w tym dziewczyna. Mogłaby podać moje dane do jakiejś mafii, która nękałaby mnie dniami i nocami. Nachodziła moją rodzinę, albo przyjaciół.
Tylko, że to ona jest moją przyjaciółką, a to byłby strzał w kolano.
Facebook właśnie skończył mi się pobierać dlatego też szybko otworzyłem aplikację i przystąpiłem do rejestracji.
„Powinienem się jakoś „cool" nazwać?"
„Człowieku nie na fb to prawie tak jakbyś podał ksywkę w urzędzie miasta"
Nie miałem pojęcia, że facebook jest aplikacją o tak wysokim poziomem w społeczeństwie.
Czyli wystarczy imię i nazwisko.
Po całym, zadziwiająco męczącym i stresującym mnie, procesie zacząłem zastanawiać się czy nie dodać zdjęcia profilowego. Przez chwilę stwierdziłem, że w ogóle owego zdjęcia nie dodam „bo po co" jednak w ostateczności coś i tak przekonało mnie do zrobienia sobie zdjęcia.
Tym czymś była rzecz jasna Felicja.
Musiałem ustawić światło, wybrać sobie dobre do robienia zdjęć tło i dopiero później po wielu nieudanych próbach udało mi się cyknąć fotkę.
Kiedy już konto było gotowe napisałem do Feli, wysłałem jej danę, które podałem również podczas zakładania konta, a zaraz potem zostałem dodany na jedną grupę. Najprawdopodobniej z mafią.
Dymek czatu wyświetlił mi się w roku ekranu i wszystko byłoby w porządku gdyby nie to dziwaczne profilowe.
Co to jest...świnie?
Tak, to na pewno są świnie.
Przesunąłem palcem do góry i z zaskoczeniem stwierdziłem, że osoby z tej grupy dyskutowały o tym czy mnie dodać.
Wszyscy byli za.
To miłe...
Jedyne obawy miał Patryk i to w dodatku a propos tego czy ich lubię.
Nie śmiałbym ich nie lubić, są moimi przyjaciółmi.
Teoretycznie mógłbym zaprosić ich wszystkich na koncert. Kiedy byłoby po konkursie moglibyśmy gdzieś razem wyjść i spędzić czas...tak jak robią to przyjaciele.
Trochę wahałem się wysyłając wiadomość, ale w ostateczności nie było źle. Nie przyjęli tego ani z zachwytem, ani z zawodem. Pozostali neutralni, po tych wszystkich razach kiedy musiałem zostać i ćwiczyć musieli domyśleć się jak bardzo tego nienawidzę.
Martyna stwierdziła, że na pewno będzie, a Patryk, że przekona wcześniej rodziców. Dobrze, że nie powiedziałem im o nim dzień przed.
Nagle na ekranie wyświetliło się zdjęcie Feli i informacja o przyjęciu bądź odrzuceniu połączenia.
Dzwoni? Do mnie?
Podekscytowany faktem, że pierwszy raz ktoś do mnie dzwoni, szybko nacisnąłem słuchawkę, a następnie przystawiłem telefon do ucha. Zaraz jednak mój entuzjazm się ostudził.
--Halo?—Zapytałem, a po drugiej stronie wychwyciłem odgłos trzaskania drzwiami.
~~...Hej, tak sobie myślałam. Może spotkałbyś się ze swoim tatą?~~Zapytała zasapana Feli, a ja skamieniałem.
Co?
*****************************
Spojrzałem na adres na kartce, a następnie na ten, który stał mi przed oczami. Bujał się na boki, rozmazywał, patrzył i uśmiechał kpiąco.
Czy aby na pewno nie mam gorączki?
Nie chciałem tutaj być. Nie chciałem tutaj stać za Chiny, powinienem siedzieć w domu albo ćwiczyć w szkole na konkurs, ale nie stać przez drzwiami do mieszkania mojego ojca.
--Nie wierzę, że to robię...i, że ty przylazłaś za mną.—Odwróciłem się w kierunku uśmiechniętej Felicji.
Wyglądała jakby była zadowolona z takiego przebiegu akcji i być może miała rację tym, że się cieszyła. Ja też powinienem, ostatni raz widziałem go...dobre parę miesięcy temu.
Trochę wiedziałem na temat jej relacji z ojcem, głównie po naszej pierwszej rozmowie. Dziewczyna musiała się cieszyć ponieważ dała mi okazję na polepszenie swojej sytuacji, czego sama nie była w stanie dla siebie zrobić. Nie dogadywała się ze swoim tatą najlepiej.
--Wiesz...póki nie jest za późno nawiąż z nim dobry kontakt.—Jej uśmiech trochę zmalał. Dosłownie minimalnie, ale wydawała się, że smutnieje. Wyczułem, że mówi między innymi o swojej sytuacji.
Spojrzałem w ziemię i zacząłem odtwarzać w głowie naszą wczorajszą rozmowę.
~~Dlaczego nie? Przecież to twój ojciec, nawet nie ma nic wspólnego z grą na fortepianie. Sam przed chwilą powiedziałeś, że Cię nie zmuszał i zauważał, że tego nie cierpisz...~~
--Tak, ale...on mnie nienawidzi.—Westchnąłem. Prawdą było to, że bałem się go spotkać po tym co mi powiedział.
Twierdził, że będzie mi lepiej z matką, że każde dziecko powinno mieć matkę.
Ja natomiast nie miałem zamiaru z nią zostawać, przechodziłem okres buntu, chciałem z nim móc spędzać więcej czasu, tym bardziej, że widziałem, że mu na mnie zależy.
W końcu ojca też powinno mieć.
To ja wtedy powiedziałem, że go nienawidzę, a później przeraziłem się, że on mnie też i zakodowałem sobie to w głowie.
~~Pierdolisz i tyle, jutro idziemy do twojego starego~~
--Hej...--Zaczęła Feli kładąc mi dłoń na ramieniu—Jestem święcie przekonana, że tak naprawdę Cię kocha.—Uśmiechnęła się pocieszająco, a ja zaraz pokiwałem głową spoglądając na jej dłoń, która w dalszym ciągu leżała na moim ramieniu.
Miała rację, ojciec dalej mógł mnie kochać.
Jeszcze nic nie było stracone.
Swoją drogą dziwiły mnie jej zmiany w nastrojach. Często zachowywała się wulgarnie i śmiało, a mimo wszystko miała swoją wrażliwą stronę, która ukazywała się dopiero w takich sytuacjach jak ta.
Jakby się zastanowić to miała naprawdę wiele różnych twarzy.
O wiele więcej niż sam Grey.
Felicja Grey.
Boże, to najgorsze co mogłoby powstać...
--...Miejmy nadzieję...--Mruknąłem, a następnie drżącym palcem nacisnąłem dzwonek do drzwi.
Odczekaliśmy chwilę, ale nawet po dłuższym czasie nie usłyszeliśmy nic. Ani kroków, ani przekręcania klucza w zamku czy „zaraz!". Zadzwoniłem więc jeszcze raz, ale i tym razem nic się nie stało.
Nagle ogarnęła mnie panika.
Co jeśli ojcu się coś stało? Jeśli leży nieprzytomny na podłodze i się wykrwawia? Jeśli zakrztusił się jedzeniem i udusił, jeśli...
Co jeśli mój tata nie żyje?
Gwałtownie szarpnąłem za klamkę i z przerażeniem zauważyłem, że drzwi były otwarte.
Drzwi od mieszkania mojego ojca były otwarte.
Ktoś mógł go okraść, mogło mu się coś stać, cokolwiek!
Wyprzedziłem Felicję i wbiegłem do mieszkania nie zdejmując butów. Przeszukałem najpierw łazienkę, później zajrzałem do kuchni, sypialni, nic. Po całym mieszkaniu walały się zużyte chusteczki, kubki po zupkach błyskawicznych czy inne śmieci.
Powoli minąłem próg salonu i z ulgą stwierdziłem, że ojciec śpi na kanapie, wszystko było w porządku. Leżał w brudnych dresach, nieogolony. Kanał w włączonym telewizorze pokazywał kanał, który nawet nie działa.
Tato, tak bardzo mi przykro, nie chciałem żebyś znalazł się w takim stanie.
--Hej, wstawaj...--Szturchnąłem go delikatnie dłonią. Mężczyzna po chwili mruknął przeciągle i powoli otworzył oczy.
Chwilę zajęło mu żeby zorientować się w sytuacji i dopiero zaraz podniósł się szybko i ze zdziwieniem przyjrzał mojej poważnej twarzy.
--Marcel?! Co ty tutaj robisz?—Zapytał ze zdziwieniem rozglądając się po mieszkaniu.
--Pomyślałem, że Cię odwiedzę i...--Niespodziewanie moją wypowiedź przerwała prawie, że umierająca Felicja. Jak zwykle musiała wtrącić swoje trzy grosze.
--O ja pierdole...!—Wrzasnęła, a chwilę później usłyszałem huk o podłogę.
Z westchnięciem pokiwałem głową mrużąc oczy po czym złapałem się za skronie.
--...I ona mnie do tego przekonała...--Ponownie westchnąłem—Żyjesz!?—Mój ojciec wyglądał na zdezorientowanego całą sytuacją.
Z resztą nie dziwie mu się, nagle do jego mieszkania włamuje się dwójka nastolatków z czego jeden mało co nie zabija się o kubeczki po zupkach, a drugi...no właśnie, czego chce ten drugi?
Niestety Felicja spoczęła w pokoju. Dosłownie. Pokonały ją chińskie makarony i zupki.
--Masz straszny syf, wiesz?—Zapytałem po czym zgarnąłem bluzę z fotela i usiadłem tuż obok ojca.
--Taaak—Zaśmiał się zawstydzony—Nigdy nie byłem pedantem...nie to co ty i...i Kamila—Odchrząknął stopniowo poważniejąc—Coś konkretnego się stało, że do mnie przyszedłeś?—Zapytał po czym ponownie się uśmiechnął.
Nie wyglądał na złego.
Nie wydawałoby się, że mnie nienawidzi.
Nie chciałem go wtedy urazić, czy to możliwe, że mi wybaczył?
--Ja...chciałem Cię przeprosić. Za to, że wtedy powiedziałem, że Cię nienawidzę...--Mruknąłem niepewnie drapiąc się po karku—Naprawdę mi przykro...
Ojciec wyglądał na zdziwionego moimi przeprosinami. Może były nie na miejscu? Może kompletnie o nich zapomniał i nie brał pod uwagę takiego zwrotu akcji? Może nie powinienem był go przepraszać?
--No co ty...nie musisz. Wiem, że źle zrobiłem i miałeś prawo mnie nienawidzić—Zaśmiał się smutno spoglądając w podłogę—Ale i tak dzięki. Potrzebowałem to usłyszeć...
Nie był zły.
Nie nienawidził mnie.
Wybaczył mi.
Patrzyłem na niego przez chwilę z czułością. Przypomniały mi się czasy, w których nie musiałem go takiego oglądać. W których był moim prawdziwym tatą, a nie marionetką kierowaną przez przymus pracy.
--Pomyślałem sobie, że moglibyśmy odnowić nasze kontakty i relację...co ty na to?—Uśmiechnąłem się smutno. Ojciec patrzył na mnie przez chwilę, a następnie przetarł rękawem oczy, które zdążyły się zaszklić i zaśmiał się.
--Jeszcze się pytasz? Oczywiście, że moglibyśmy...--Prychnął—Żeby ojciec przez dzieciaka płakał, no wiesz co...--Mruknął opuszczając dłoń, kiwając jednocześnie głową.
--Cieszę się...ale musisz ogarnąć ten syf, dopiero później będziemy gadać.—Powiedziałem stanowczo, wstając, a następnie oboje poszliśmy do kuchni gdzie Feli wrzucała do worka poszczególne śmieci.
--Pan wybaczy, że grzebałam, ale pomyślałam, że może zacznę już sprzątać...--Zaśmiała się na co ojciec pokiwał głową.
--Nie szkodzi. Marek Borkowski, miło mi.—Mężczyzna posłał Felicji szeroki uśmiech, a następnie wyciągnął dłoń w jej kierunku, co dziewczyna zaraz odwzajemniła.
--Felicja Włodarczyk, mnie również.—Brzmiała na naprawdę szczęśliwą. Może rzeczywiście cieszyła się na moje spotkanie z ojcem?
Teoretycznie mnie również rozpierała radość. Zdecydowanie bardziej niż ją, chciało mi się skakać-tak bardzo rozpierała mnie energia. Dawno nie czułem się aż tak podekscytowany jak dzisiaj, cieszyłem się, że Felicja przekonała mnie do spotkania z ojcem. Dobrze zrobiła.
Byłem jej naprawdę wdzięczny, to dobra dziewczyna.
*****************
--Nie zaprosisz też i jego na koncert?—Zapytałam kiedy ojciec Marcela w końcu zniknął w łazience po jakieś środki do zmycia plam z dywanu.
Zostało nam jedynie odeprać kilka z nich, później mogliśmy już odpocząć i na spokojnie pogadać. Choć tak naprawdę rozmawialiśmy podczas całego sprzątania. Trochę żartowaliśmy i było naprawdę przyjemnie.
Ojciec Marcela to naprawdę miły gość.
Fajnie jest mi tak patrzeć jak oboje zaczynają się do siebie zbliżać i dogadywać.
--Nieee...myślę, że nie chciałby oglądać jak robię coś czego nienawidzę—Mruknął niepewnie, drapiąc się po karku—Ej, wszystko w porządku?
Uniosłam na niego wzrok i dopiero na jego pytanie zorientowałam się, że znacznie spoważniałam. Przeczesałam szybko dłonią włosy i uśmiechnęłam się lekko sama do siebie.
--Taa...powiedzmy, że tak.—Zaśmiałam się. Chłopak otworzył usta żeby zadać mi kolejne pytanie, ale w tym samym momencie do pomieszczenia wszedł jego ojciec.
--Wybaczcie, że tyle to trwało! Preparat mi się zaklinował w szafce...--Zaśmiał się, a następnie pochylił razem z Marcelem nad plamą—Myślisz, że wygramy tą wojnę?
--Bez wątpienia, przeciwnik jest zbyt słaby. Vanish spokojnie da sobie z nim radę...--Odpowiedział równie poważnym tonem co jego ojciec, chłopak.
Zaśmiałam się na ich rozmowę po czym spojrzałam na worki ze śmieciami.
Tak na dobrą sprawę ojciec chłopaka zmienił się od czasu kiedy zrobiono fotografię, która stała w przedpokoju domu chłopaka. Zgolił brodę, chociaż teraz trochę się zaniedbał i na jego twarzy ponownie pojawił się zarost. Zdążył również minimalnie przytyć, ale najwyraźniej to kwestia genów, bo oboje mimo wszystko wyglądają bardzo szczupło.
Takim to dobrze.
--Zaraz wrócę, tylko wyniosę te worki.—Powiedziałam machając im dłonią po czym spokojnym krokiem przeszłam do korytarza.
Wsunęłam stopy w buty i zapięłam narzuconą na plecy bluzę. Sięgnęłam po kilka worków, a następnie uniosłam je do góry siłując się trochę po czym wyszłam i zamknęłam za sobą drzwi.
Ostatecznie mnie także udało się wygrać walkę, tyle, że z śmieciami, i wyjść na zewnątrz.
Całe szczęście, że facet mieszkał na parterze...
--Aaah! Takie spędzanie czasu z ludźmi jest strasznie męczące!—Przeciągnęłam się odwracając do kontenera gdzie chwilę wcześniej wrzuciłam worki.
Niby nie miałam problemu z nawiązywaniem kontaktów z dorosłymi, a jednak męczyły mnie długie spotkania. Choć akurat ojciec Marcela był naprawdę sympatyczny.
Bardziej niż jego syn.
Zaśmiałam się na tą myśl. Rzeczywiście, Marcel nie należał do tych najmilszych, a przynajmniej nie na pierwszy rzut oka. Tak naprawdę był super gościem.
Super, super gościem.
--Z czego rżysz?—Zapytał znajdujący się przede mną chłopak znudzonym głosem. Wrzasnęłam nie spodziewając się go tutaj, po czym położyłam sobie dłonie na klatce piersiowej.
--Ja pierdole, Marcel nie rób tak nigdy więcej!—Krzyknęłam w jego kierunku na co ten zaśmiał się krótko i podszedł do kontenera.
Wrzucił do niego worki, których ja nie dałam rady wziąć, a po które miałam się jeszcze wrócić, schował dłonie w kieszenie i podszedł do mnie spokojnym krokiem. Jego spojrzenie z początku było poważne, czym mnie zaskoczył, jednak zaraz uśmiechnął się spokojnie.
Ma naprawdę super, super uśmiech.
Przestań.
--Dzięki, że mnie wyciągnęłaś na to spotkanie. Serio się bałem.—Parsknął zażenowanym śmiechem, a następnie spojrzał mi w oczy uspokajając się—Naprawdę dziękuję.
--Nie musisz mi dziękować, cieszę się, że mogłeś wyjaśnić sprawy z ojcem i, że miała w tym swój udział.—Odwzajemniłam uśmiech chłopaka na co on wyprzedził mnie i machnął ręką.
--Chodź, ojciec zrobił herbatę!—Zawołał więc szybko podbiegłam i dogoniłam go.
Przynajmniej jemu udało się polepszyć relację z ojcem. Mam nadzieję, że mnie czeka to samo i, że mnie i mojemu tacie również kiedyś uda się nawzajem zrozumieć i przede wszystkim porozumieć.
Chociaż wątpię w czy to kiedykolwiek nastąpi.
--Coś Cię trapi.—Stwierdził Marcel zatrzymując się w pół korku. Zerknęłam na niego przez ramię, zdziwiona, a następnie pokiwałam głową na boki.
--Co? Nie, serio. Wszystko w porządku.—Zaśmiałam się mrużąc oczy, które nagle zrobiły się strasznie suche.
--Przestań, jeśli coś jest nie tak to po prostu mi powiedz. O niektórych tematach i tak już mam jakieś pojęcie.—Powiedział poważnym tonem, spoglądając na mnie z góry.
Westchnęłam, a następnie przewróciłam oczami.
--Daj spokój, nie ma o czym gadać...--Odwróciłam się do chłopaka plecami i ruszyłam przodem.
Zauważyłam, że przyspieszył kroku więc i ja go przyspieszyłam. Wtedy też chłopak zaczął biec truchtem, dlatego i ja zaczęłam.
--Jeśli to nic, to dlaczego uciekasz?!—Zawołał na co zmarszczyłam brwi.
--A dlaczego mnie gonisz?!—Odkrzyknęłam, na co chłopak sapnął, najwyraźniej zdenerwowany całą tą sytuacją.
--Nie zachowuj się jak dziecko! Po prostu mi powiedz!—Nagle stanęłam jak wryta, a chłopak niemalże na mnie wpadł i przewrócił. Z trudem udało mu się wyhamować chwilę wcześniej.
--Nie!—Warknęłam w jego kierunku. Mógłby chociaż jeden raz nie wtrącać się w tematy, o których nawet nie ma co gadać.
--Dlaczego?!—Zapytał poirytowany na co uniosłam dłonie i wzięłam głęboki oddech po czym wykrzyczałam mu to co miałam do powiedzenia.
--Bo nie chcę psuć Ci dnia z ojcem!—Wrzasnęłam patrząc mu z poirytowaniem w oczy. Chłopak skrzywił się i przekręcił głowę nie rozumiejąc.
--A co mają twoje problemy do mojego spotkania z ojcem?—Zapytał na co po raz kolejny wzięłam głęboki oddech jednak tym razem nie wiedziałam co mu miałam powiedzieć.
--...Co?—Zmarszczyłam brwi i opuściłam swobodnie dłonie wzdłuż ciała, nie wiedząc co takiego powinnam mu odpowiedzieć.
--Jaki związek mają twoje problemy do spotkania z ojcem?—Ponownie zadał pytanie na co ja jedynie wzruszyłam ramionami.
--...Sama nie wiem, będziesz się martwił?—Zapytałam ironicznie po raz kolejny odwracając się do niego plecami z zamiarem odejścia.
Chłopak złapał mnie mocno za przedramię i szarpnął delikatnie, odwracając tym samym w swoim kierunku tak żebym na niego spojrzała i nie uciekła.
--Obiecuję, że nie będę o tym rozmyślał podczas wizyty u ojca.—Powiedział unosząc otwartą, wyprostowaną dłoń do góry tak jakby chciał przysiąc.
Patrzyłam na niego przez dłuższą chwilę po czym westchnęłam męczeńsko i zakryłam sobie na chwilę twarz dłońmi nie wierząc w to co zaraz powiem.
--...Słowo harcerza...?—Zapytałam dalej stojąc w tej samej pozycji.
--Tak, nigdy nie byłem harcerzem.—Odpowiedział chłopak na co zaraz oberwał ode mnie w brzuch.
--Dobra...--Westchnęłam obserwując jak chłopak zgina się w pół--...Jestem zazdrosna, okej?!—Warknęłam wyrzucając dłonie na boki.
Chłopak patrzył na mnie przez chwilę skrzywiony po czym prychnął.
--O mnie czy o ojca?—Zapytał na co sapnęłam z irytacją.
--O żadne z powyższych. Jestem zazdrosna o to, że się dogadujecie ze sobą. Też tak chcę z moim.—Chłopak zaraz spoważniał, a następnie powoli podniósł się i podszedł bliżej.
Już podczas drogi do mieszkania jego ojca zauważyłam, że dziwnie chodził. Prawie tak jakby kulał, coś ewidentnie działo się z jego biodrem o czym najwyraźniej nie chciał rozmawiać.
--Nie przejmuj się, jeszcze zrobimy tak, że to ja będę tobie zazdrościł.—Powiedział spokojnie, kładąc mi dłoń na ramieniu.
Uniosłam na niego spojrzenie i z lekkim zdziwieniem stwierdziłam, że chłopak wydawał się być pewny siebie. Tak jakby wiedział, że na pewno polepszy się moja relacja z ojcem. Serce zabiło mi trochę szybciej kiedy wyczułam, że te puste słowa zaczynają zamieniać się w rzeczywisty zamiar.
--Pierdolisz...—Zapytałam ironicznie na co chłopak zacisnął usta i pokręcił głową na boki.
--Jeszcze nie miałem okazji, wracajmy.—Po raz kolejny tego dnia oberwał w brzuch, a ja wyprzedziłam go szybko, pośpieszając go dłonią.
--Co się tak ociągasz?—Zanuciłam uśmiechając się lekko.
Kretyn z niego.
Straszny kretyn.
***********************************************************************************************
Także ten, no...
Romanse piszą ludzie, którym nie wyszedł związek, taka jest prawda przenajświętsza. Dlatego też jestem tu gdzie jestem.
(Z całym szacunkiem do autorów romansów xD)
Piszcie jak podoba się wam rozdział i do zobaczenia, kochani!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top