Część 2 - "Szarpanie nerwów desperata"
-Już jesteś? Tak szybko?- Zapytała zaskoczona mama gdy wszedłem do domu. Odwróciłem się i zakluczyłem drzwi po czym spojrzałem w jej kierunku.
-Taa, były lekkie...komplikacje- Zdjąłem buty i rozpiąłem bluzę.
-Słuchaj...dzwoniła babcia, bo od niej nie odebrałeś- Zaczęła na co przewróciłem oczami z uśmiechem pod nosem.
Gdy wracałem do domu wstąpiłem do sklepu plastycznego. Chciałem załatwić to co było mi potrzebne i szybko wrócić do domu. W międzyczasie jednak zadzwoniła do mnie babcia, a ja rozłączyłem się żeby nie musieć słuchać jej pytań czy aby na pewno ćwiczyłem. Zawsze o to pyta.
Kiedyś mogłaby się tym wreszcie zmęczyć.
-Mówiła, że nie odebrałeś też od Pani Magdy- Poszerzyłem uśmiech. No tak, od Pani Magdy też nie odebrałem- W marcu będzie konkurs, jakiś...ogólnopolski, fortepianowy. Ten na, którym byłeś trzy lata temu, to bardzo ważne dla babci...pamiętasz?
Tak samo jak wszystkie inne koncerty.
Zapewne przed tym konkursem będę miał masę roboty. Zero czasu wolnego, non stop będę musiał zostawać w szkole po lekcjach żeby poćwiczyć, bo po co kupować pianino skoro szkoła ma fortepian, a on nie zmieści się do bloku. To nie wszystko! Zrobią mi tysiąc koncertów przygotowujących przed tremą! Nie mogę się doczekać!
-...Może spróbowalibyśmy poprosić Panią Magdę o dodatkowe lekcję, co o tym myślisz?- Zamyśliła się na chwilę.
Westchnąłem męczeńsko zabierając plecak z podłogi.
-To brzmi świetnie, mamo- Mruknąłem znudzonym głosem. Doprawdy nie ma niczego lepszego niż siedzenie nad fortepianem dodatkowe dwie godziny tygodniowo.
Na pewno stwierdzą, że niedziela to dzień do tego idealny.
-Mamo...-Zatrzymałem się marszcząc brwi- Tak właściwie, dlaczego to ja gram na fortepianie, a nie ty?- Nigdy się w to nie zagłębiałem. Nie mam pojęcia czemu, chyba stwierdziłem, że...to coś w stylu przeznaczenia. Tak jakby ktoś zrobił koleiny na drodze, po których trzeba jechać, a ja gdybym tylko spróbował jechać jakoś inaczej po prostu mógłbym stracić panowanie nad wszystkim.
Pytanie tylko kto odważył się zrobić te koleiny...?
-Nie miałam do tego talentu- Uśmiechnęła się smutno- Nawet nie potrafię śpiewać, a ty radzisz sobie z tym wszystkim cudownie. Z resztą każdy Ci to powtarza- Zaśmiała się- A ty jesteś do tego wręcz stworzony, każdy jest z ciebie dumny, skarbie.
Szkoda tylko, że ja nie jestem.
Skrzywiłem się słysząc to. Czy nie mogliby skończyć powtarzać tą samą kwestię w kółko?
-...Szkoda żebyś zaprzepaścił te lata- Dodała widząc mój wyraz twarzy- Nałożyć Ci obiad?- Zapytała szybko się uśmiechając.
-Nie, dzięki- Odpowiedziałem od razu wchodząc do pokoju. Trzasnąłem drzwiami i rzuciłem plecak na łóżko.
Złapałem się za włosy i wziąłem urwany oddech. Nagle pomieszczenie zaczęło się kurczyć, wszystko wirować, w głowie znów poczułem okropny ból, a w uszach zaczęło mi piszczeć
Kolejne godziny.
Kolejne męczarnie.
Niezadowolony wzrok i to sławne „jest dobrze, ale mogło być bardzo dobrze"
Brałem urwane oddechy rozmyślając nad tym co mnie czeka.
Już to sobie wyobrażam. Widzę to jak wchodzę na scenę i wśród publiczności jest też moja babcia. Bije brawo z uśmiechem po to żeby później powiedzieć „no, ale wiesz...mogło być lepiej".
Nie myśl tyle.
Usiadłem na łóżku i oparłem łokcie o kolana.
Mam dość tego wszystkiego, mam tak bardzo dość, że...zaraz wybuchnę.
Może byłoby lepiej gdybym...?
Spoliczkowałem się. Wziąłem głębokie oddechy patrząc szeroko otwartymi oczami na dyplom z jakiegoś konkursu fortepianowego.
Może byłoby lepiej...?
Spoliczkowałem się po raz drugi.
Może byłoby...?
Nie, nie mogę tak o tym myśleć, nie mogę tego zrobić. Zawsze kończy się tak samo, jeśli to zrobię napewno będę stracony, nie mogę...
Może byłoby lepiej gdybym...zniknął?
-Kurwa...-Mruknąłem rozszerzając oczy jeszcze bardziej.
Wstałem i otworzyłem szufladę, w której trzymałem różnego rodzaju karki. Większe, mniejsze, czarne, szare i tym podobne. Wyciągnąłem zeszyt A3 o czarnym papierze i rozłożyłem na blacie flamastry kredowe, które kupiłem już jakiś czas temu. Dobrze się sprawdzały i efekt jaki otrzymałem na poprzednich rysunkach bardzo mi się podobał.
W głowie miałem pomysł, ale nigdy dotąd nie rysowałem tego wzoru więc wyszukałem inne, tego typu, na pintereście. Znalazłem kreskówkowy rysunek robota i sięgnąłem po białą kredkę. Dorobiłem postaci ludzką nogę i rękę, a gdy naszkicowałem mniej więcej kontury zacząłem poprawiać je jaskrawym, zielonym flamastrem kredowym.
Wszystko szło idealnie, gdy skończyłem obrysowywać granice wziąłem do ręki inny kolor.
Żółty pasuje do niego idealnie jak dla mnie.
Tym razem nie obrysowałem wszystkich granic, a jedynie elementy.
Patrząc z góry na obrazek wydawał się on...jakby pusty. Wszystko skupiało się na samym środku papieru, a nie to chciałem otrzymać.
Przycisnąłem oba flamastry do innej kartki papieru tak żeby wyciekło z nich trochę tuszu. Następnie wziąłem zamach i uderzyłem nimi kilkukrotnie o drugą dłoń nad kartką. W ten sposób uzyskałem plamy na kartce, które dodawały fajnego nieładu całości. Podpisałem się i zrobiłem mu zdjęcie.
Nie żebym miał je komu wysłać, to tak dla siebie w razie gdyby babcia się do nich dorwała i chciała je porwać czy spalić.
Odłożyłem kartkę na blat i spojrzałem na swoje ręce.
Brudne jak cholera.
Koszula też nie była już w idealnym stanie. Mogłem o tym pomyśleć i przebrać się zanim zacząłem malować...
Schowałem wszystkie przybory tak żeby nikt się do nich nie dorwał, a następnie poszedłem do łazienki umyć dłonie. Właściwie byłem brudny aż po łokcie, ale stwierdziłem, że wcześniej umyję dłonie tak żeby niczego nie ubrudzić, a dopiero później wejdę pod prysznic.
-Marcel? Dzwoniła babcia, mówiła, że dogadała się co do lekcji muzyki, mają być w niedzielę, jedenasta rano nam pasuje, prawda?- Odezwał się głos matki zza drzwi łazienki.
A nie mówiłem?
*****************************************************************
-Jak to nie ma sali?!- Zdenerwowałem się. Nie sądziłem, że dziewczyna posunie się do tego żeby ją wypożyczać. Myślałem, że będzie mnie nachodzić czy nękać, ewentualnie, że znajdę się w środku kręgu solnego, ale nie żebym nie mógł ćwiczyć!
-Cóż, ktoś ją już wypożyczył- Wzruszył ramionami portier na co szerzej otworzyłem oczy.
-I nie wiedział Pan, że to ja zawsze chodzę tam ćwiczyć?- Powiedziałem z zarzutem w jego kierunku. Nie rezerwowałem jej, bo nikt nigdy nie wypożyczał tej sali do tej pory. Nie wziąłem pod uwagi dziewczyny i to był mój błąd, moje niedopatrzenie.
-Posłuchaj, młody. Nie mam obowiązku pilnować Ci sali. Skoro tak bardzo Ci na niej zależy to sam mogłeś przyjść wcześniej i ją sobie zająć- Odparł spokojnie.
Miał rację.
-Mogę zarezerwować na następne dni?- Zapytałem szybko.
-Z miłą chęcią, ale mogę je wypożyczać z wyprzedzeniem trzech dni, a ta sala ma już zapisaną osobę- Ponownie wzruszył ramionami. Westchnąłem stukając palcami o powierzchnię blatu.
Znajdę tą cholerę i przemówię jej do rozumu.
Stwierdziłem, że osoby takie jak ona na pewno z chadzają się za szkołą. Na papierosa, tak żeby nauczyciele nie widzieli.
Jakie było moje zaskoczenie gdy jej tam nie znalazłem. Stała tam za to dwójka chłopaków, których dobrze znałem.
Niestety bądź stety.
Z jednej strony nie chciałem do nich podchodzić, a z drugiej może wiedzieliby gdzie jest Felicja. Odwróciłem się w stronę szkoły i westchnąłem.
Nie, nie ma odwrotu.
-Hej- Zacząłem pewnie w ich kierunku na co niemalże podskoczyli.
-Oh, hej, Marcel. Co tutaj robisz?- Jeden zaczął się głupio śmiać, jakby z zażenowaniem.
-Szukam jednej dziewczyny, nie zajmę wam długo czasu. Niska, krótkie ciemne włosy, Felicja ma na imię- Drugi pokiwał głową dając znać, że wie o kogo chodzi.
-Pewnie jest na stołówce- Odpowiedział. Obróciłem się i postawiłem już pierwsze kroki z zamiarem pójścia na stołówkę, gdy jeden z nich przestał się głupio śmiać i mnie zatrzymał.
-Ej, Marcel...głupio wyszło, że tak...sam wiesz- Wydukał drapiąc się po karku.
-Ta, głupio wyszło- Mruknąłem po czym poszedłem do szkoły. To miały być przeprosiny czy co? Jeśli tak to nieudane, jeśli nie...to po co się odzywał?
Ciekawe czy to aby na pewno przez babcię. Może przez to, że gram wydawałem się im...sztywny? Może nie chcieli kontynuować znajomości, a babcia była tylko pretekstem?
Za dużo myślisz.
Zbiegłem schodami tuż obok wejścia w dół i korytarzem skręciłem na stołówkę. Tradycyjnie był na niej zaduch, ledwo gdzie dało się zobaczyć pustą przestrzeń między ludźmi. Wszystko było zapełnione.
Rozejrzałem się za trójką głąbów aż w końcu zauważyłem kurdupla z fioletową czupryną, który pomyka między ludźmi z obiadem.
-Ej!- Zacząłem przepychać się między ludźmi, a dziewczyna przyspieszyła- Ej, mówię do ciebie, Felicja!- Krzyknąłem szarpiąc ją za ramię. Dziewczyna odwróciła się krzywiąc twarz w grymasie i przeleciała po mojej twarzy wzrokiem.
-...A to ty- Mruknęła przyglądając się po czym posłała mi krzywy uśmiech- Stało się coś?
-Jeszcze się pytasz? Oddaj mi salę!- Warknąłem marszcząc brwi. Dziewczyna wyszarpała rękę i poszła w kierunku stolika gdzie siedzieli jej przyjaciele.
-Pod jednym warunkiem- Wyciągnęła z plecaka kanapkę- Zagrasz openingi.
-Nie ma mowy, szanuje się- Powiedziałem stanowczo- Jakoś wcześniej radziliście sobie w innych salach, nie możecie wypożyczać tamtych?- Zwróciłem się do jej przyjaciół.
-Cóż, zostawiłam organizowanie miejsca spotkań Feli więc...to ona decyduje- Powiedziała niepewnie uśmiechając się Martyna- No i...ta sala jest całkiem wygodna- Dodała ciszej.
Spojrzałem na Patryka, który tylko wzruszył ramionami i także zajął się swoim lunchem.
-Posłuchaj, zależy mi na tej sali. Tylko tam jest fortepian, inaczej nie mam gdzie ćwiczyć.
-W takim razie pójdź na mój układ- Uśmiechnęła się złowieszczo- Obiecuję, że nie będzie bolało.
-Nie- Warknąłem w jej kierunku.
-W takim razie będziesz musiał jakoś sobie radzić- Zaśmiała się kpiąco pakując sobie kanapkę do buzi.
Zobaczymy.
Gwałtownie wstałem od stolika po czym wyszedłem ze stołówki. Wybrałem numer mojej nauczycielki od fortepianu i poprosiłem ją czy mógłbym pograć na jej fortepianie. Kilka razy już tak robiłem, tym razem też się zgodziła.
Zależy jej na wypromowaniu, jeśli zająłbym wysokie miejsce w konkursie na pewno więcej osób chciałoby do niej przychodzić i uczyć się grać. Dlatego też była na każde moje zawołanie. Była dlatego też, że zna moją babcię i chyba również się jej boi.
Babcia terrorystka, kto by pomyślał.
Następnego dnia wyszedłem z domu szybciej, przygotowałem wszystko dzień przed i specjalnie wcześniej przyszedłem do szkoły żeby zarezerwować salę chociażby za te trzy dni.
-ŻE JAK?!- Wydarłem się na portiera uderzając rękoma o blat.
-Opanuj się, chłopcze!- Warknął portier popijając kawę- Ktoś zrobił to przed tobą.
-Czy ta osoba jest teraz w szkole?- Zapytałem poważnie.
-Rodo- Odparł mężczyzna po czym rozsiadł się wygodnie w krześle.
Cholerna Felicja.
Wchodząc do szatni zauważyłem jak ktoś wyjątkowo niski, wychodzi z niej drugą stroną.
Tak się nie będziemy bawić.
Pobiegłem w jej kierunku nie zmieniając butów. Rozejrzałem się i zauważyłem ją jak siedzi na krzesłach przed klasą chemiczną.
-Ty!- Warknąłem nie mogąc się już opanować- Możesz się ogarnąć i oddać mi tą pieprzoną salę?!
-Słuchaj, to wszystko jest uczciwe. Ja wypożyczam salę przed tobą więc mam prawo z niej korzystać. Najwyraźniej musisz bardziej się postarać skoro nie możesz zdążyć przede mną- Po raz kolejny uśmiechnęła się do mnie kpiąco. Stałem chwilę ciężko oddychając po czym prychnąłem i wróciłem do szatni.
Nie podpaść sprzątaczkom za nie zmienianie obuwia.
Oblizałem wargi obmyślając plan. Szkołę otwierają o szóstej, jeśli przyjadę gdzieś na tą godzinę powinienem zdążyć i być przed nią. Portier z tego co pamiętam lekko się spóźnia więc ja też mogę.
Ale tylko troszkę, bez przesady.
***************************
Specjalnie ustawiłem sobie budziki.
Zostawiłem szkice i poszedłem wcześniej spać.
Przygotowałem wszystko do szkoły wcześniej.
Przyjechałem do szkoły wcześniej.
Więc dlaczego do cholery stoję przed portierem i wykłócam się z nim o salę, której nikt nie miał prawa zarezerwować wcześniej?! Nie było szans jej zarezerwować! Nie ma bata, musiała mu ogarnąć papierosy! Facet się sprzedaje za kilka petów!
Nie szanuje ani siebie, ani swojej pracy, ani, kurwa, mnie!
-Niby kiedy pan przyszedł do szkoły?!- Wrzasnąłem niemalże wchodząc do tej jego budki.
-Jakieś piętnaście minut temu! Równocześnie przylazła tamta...osoba!- Krzyknął jąkając się- Wynocha stąd!
Chyba miał mnie dość.
Wkurzony rzuciłem plecak na ławkę. Głęboko oddychając odwróciłem się i miałem już wchodzić po schodach na górę, by poszukać Felicji gdy zauważyłem jak ta sama dziewczyna właśnie schodzi po schodach.
Widząc mnie uśmiechnęła się cynicznie i założyła ręce na piersi.
Zamknij oczy.
Dwa, kolejne, głębokie wdechy.
Policz do dziesięciu.
Zapamiętaj, że nie możesz jej nic zrobić.
Bez słowa zawróciłem do szatni, założyłem słuchawki i siadłem na ławce.
-Hej, mówię do ciebie!- Krzyknął dziewczęcy głos.
-Wybacz, brzmiałaś jak komar, już miałem Cię pacnąć- Mruknąłem przeglądając wzory na pintereście. Dziewczyna stała chwilę przede mną zagryzając dolną wargę ze złości po czym się odezwała.
-Wiesz, jeśli Ci to przeszkadza zawsze możesz pójść na mój układ- Usiadła obok mnie na ławce.
-Podziękuję- Odpowiedziałem ze spokojem nie patrząc na nią
-To się pomęczysz- Wzruszyła ramionami. Zirytowany wstałem z ławki i nie zwracając na nią więcej uwagi poszedłem pod klasę, w której miałem mieć pierwszą lekcję.
****************
Biegłem właśnie na autobus do domu. Pani przedłużała mi lekcje, a skoro od kilku dni jestem zmuszony chodzić do niej do domu nie potrafię wyrobić się na powrotny.
Autobus wyjeżdżał w tej samej chwili, w której wybiegłem na główną ulicę. Przyspieszyłem i zacząłem biec. Biegłem tak szybko, że zaczynały plątać mi się nogi, oddech również za mną nie nadążał.
Dziwne, że jeszcze dawałem radę się utrzymać.
Podbiegłem do pojazdu i uderzyłem ręką w zamknięte drzwi, jednak kierowca nie zwrócił na to uwagi i zwyczajnie odjechał.
Stałem z irytacją wpatrując się w oddalający się pojazd. Na zmianę oblizywałem i zagryzałem dolną wargę próbując się opanować.
Szlag by to.
Mam tego dość.
Będę musiał wstawać wcześniej żeby zdążyć zarezerwować sobie salę.
Będę musiał wręcz o nią walczyć.
Dziewczyna nie da mi spokoju.
Autobus za każdym razem odjeżdża.
Wdech i wydech, licz do dziesięciu.
-To zawsze gówno dawało- Warknąłem do siebie wkładając dłonie do kieszeni.
**************************************
-Pamiętaj żeby później zadzwonić do-
-Tak, wiem, pamiętam, tak- Przerwałem mamie w połowie zdania- Nie musisz mi tego powtarzać czwarty raz, naprawdę.
-Bo zapominasz...- Powiedziała zatrzymując się przy mojej szkole.
-Nie zapomnę, na razie- Trzasnąłem drzwiami od auta i stanąłem na przejściu dla pieszych. Dalej miałem na sobie słuchawki i nie specjalnie orientowałem się w tym co dzieje się dookoła aż w końcu włączyły się zielone światła i spokojnie przeszedłem na drugą stronę ulicy.
Tym razem byłem pewny siebie, musiało się udać.
Jest piąta coś, jeśli portiera jeszcze nie ma to sobie na niego poczekam.
Nie ma mowy żeby tym razem mi się nie udało.
Wchodząc przez drzwi zauważyłem jeszcze ubraną, znajomą mi dziewczynę, która opierała się o okienko i rozmawiała z portierem.
Co?
Zagotowało się we mnie, tym razem nawet pojechałem z mamą autem- mama jeździ do pracy mniej więcej na szóstą i była dzisiaj w stanie mnie zawieźć.
Robiłem wszystko na tempo. Znowu poszedłem wcześniej spać, rzuciłem szkice i pieprzoną obróbkę zdjęć po to żeby móc przyjechać wcześniej, a ta...
-Dobra- Powiedziałem głośno. Nagle cała moja złość wyparowała, a ja zrobiłem się na nią obojętny- Wygrałaś, zagram te wasze melodyjki.
Dziewczyna odwróciła się w moim kierunku ze zdziwieniem.
-Naprawdę?- Zapytała niedowierzając.
-Wyglądam jakbym żartował?- Wskazałem na siebie palcem. Skoro i tak w ogóle nie lubię grać to co mi szkodzi.
Zawsze to tak wyglądało, właściwie co za różnica czy robię to dla babci czy dla kogoś innego. I tak zawsze wyglądało to w ten sam sposób.
Ja nie chcę, ale tak czy siak ostatecznie jestem do tego zmuszany.
Może jak zrobię dobry uczynek to los się do mnie uśmiechnie.
-Super, przebierzmy się, a później wymienimy się numerami- Posłała mi uśmiech, jednak widząc moje zdziwienie kontynuowała- Żeby wszystko ustalić, co, gdzie, jak, kiedy- Wymieniała.
Stałem chwilę niedowierzając w co się wpakowałem.
Człowieku...ty gardzisz tymi bajkami.
Oboje skierowaliśmy się do osobnych boksów i zmieniliśmy obuwie. Usiadłem na ławce tuż przed nią i obserwowałem jak dziewczyna męczy się z rozsznurowywaniem topornych glanów, z piętnastoma dziurkami.
Chciałbym mieć takie buty.
Zdziwiło mnie to, że chwilę później z worka wyciągnęła nie wysoko sznurowane buciory, nie trampki tylko kapcie. W dodatku takie...futrzaste kapcie.
W kapciach po szkole?
Musiała kupić je wczoraj, wcześniej miała na sobie jakieś adidasy.
-Jak się nazywasz? Wysłałabym Ci nuty na Messengera- Uśmiechnęła się do mnie zbyt przyjaźnie jak na nią. Nie skupiłem się jednak na jej fałszywym uśmiechu, teraz miałem gorszy problem.
-Nie mam Messengera- Wyznałem cicho ze skruchą.
-Serio? W tych czasach każdy go ma- Powiedziała zdziwiona.
Najwyraźniej nie każdy.
Po co mi Messenger skoro nie mam z kim pisać?
-Cóż, jestem wyjątkowy- Mruknąłem marszcząc brwi.
-Albo dziwny, daj telefon to wpiszę swój numer- Wyciągnęła rękę w moją stronę, a ja niepewnie wręczyłem jej komórkę- Szlag, tego się nie spodziewałam...- Powiedziała szukając wzrokiem kontaktów.
-Nie obsługujesz...iphone? Myślałem, że to ja jestem zacofany- Uniosłem jedną brew.
-Nie, po co używać tego cholerstwa...kupujesz telefon, ale musisz dodatkowo za wszystko płacić. Bezsens- Sunęła palcem po ekranie.
Właściwie, uważam dokładnie tak samo jak ona, jednak...
-Robi świetne zdjęcia- Pokazałem palcami znak „ok". Dziewczyna patrzyła na mnie przez chwilę po czym pokiwała głową.
-To fakt, fajne zdjęcia...ale reszta jest słaba- Mruknęła oddając mi telefon- Pomożesz?
-Ta, było na samym początku- Włączyłem aplikację i oddałem telefon z powrotem.
-Ale zmieniłeś obraz ikony- Powiedziała marszcząc brwi- Kolejny bezsens- Prychnąłem.
-Wypraszam sobie, jest świetnie narysowana- Cenię sobie krytykę, ale żeby od razu określać moją ciężką pracę jako bezsensowną?
Siedziałem nad tym cztery godzinny, niewdzięcznico.
-Nie mówię, że brzydka, tylko po co to zmieniać...?- Westchnęła po czym uniosła telefon i zrobiła sobie zdjęcie. Zapisała je jako zdjęcie do kontaktów i zadzwoniła do siebie. Zaraz usłyszeć się dało piosenkę, której swego czasu trochę słuchałem. Był to utwór „Dead" zespołu My Chemical Romance. Pasowała mi do obrazu, to nie tak, że mi się spodobała. Absolutnie.
-Zapisane- Uśmiechnęła się- To do napisania!- Zawołała wesoło odchodząc.
Do...co?!
I nawet teraz gdy robiłem to co prawda z przymusu, zrobiło mi się jakoś tak...miło? Ostatnimi osobami z jakimi trochę pisałem byli moi „przyjaciele", których babcia skutecznie przegoniła.
Gdy pomyślałem, że znów mógłbym nawiązać z kimś kontakt poza szkołą, nawet z tą durną Felicją, trochę mnie to cieszyło. Owszem, lubiłem samotność, ale nie można być samym przez całe życie. Nie uważałem się także za towarzyską osobę, ale chciałem od czasu do czasu z kimś porozmawiać.
Nie lubię bycia wyrzutkiem, a jednak nim jestem.
Siedząc później na lekcjach nie bardzo mogłem się skupić. Co chwila nachodziły mnie myśli związane z grą na pianinem, a konkretnie nadchodzącym konkursem. Ewentualnie krążyły wokół dziewczyny i tego jaką mi da robotę.
Dodatkowo pojawiła się kolejna niewyjaśniona między nami kwestia- Czy gdy już nagramy utwory da mi spokój, czy może wymyśli kolejne powody do szantażu.
Nie żeby coś, wynajmowanie przez nią sali samo w sobie nie jest złe. Właściwie gdyby wynajęła ją tuż przed moją lekcją nie miałbym czasu żeby ustalić z panią czy robimy muzykę i gdzie robimy muzykę, a wtedy najprawdopodobniej by ją odwołała. Problem polegał jednak na tym, że dziewczyna robiła to stosunkowo wcześnie i był czas żeby pojechać do nauczycielki do domu.
Pełno tam rzeczy związanych z psami.
Wolę koty.
Wracając do domu otrzymałem powiadomienie. Felicja wysłała mi naklejkę śpiącego kota i zapytała czy żyję i czy może mogę pisać. Odpisałem krótkim „Mogę." na co ona odpisała „Serio nie korzystałeś z Messengera skoro używasz kropki nienawiści przeraża mnie to".
Jej brak jakiejkolwiek interpunkcji zaczął od razu mnie drażnić.
Bo chyba po to jej nas uczyli w szkołach, prawda? Żeby jej używać..?
„Masz czas jutro po lekcjach"
„To pytanie?"- Odpisałem.
„A nie widać"
„Nie widać."- Za chwilę dostałem emoji wywracającą oczami. „Powinienem o tej porze ćwiczyć."
„Nie mógłbyś zrobić wyjątku i nie poćwiczyć tylko się ze mną spotkać? Specjalnie dla ciebie użyłam znaku zapytania"
„Dziękuję Ci, o łaskawa."
„Czyli jesteśmy umówieni? Znak zapytania #2 pamiętaj"
Zatrzymałem się i spojrzałem przed siebie. Nie powinienem tak robić, powinienem ćwiczyć. Tylko, że chęć zrobienia czegoś wbrew babci była tak kusząca...tak jakby była dostępna dopiero teraz, była na wyciągnięcie ręki pierwszy raz w życiu. Tak jakbym odblokował nową umiejętność w grze.
Szybko, zanim zdążyłem się rozmyśleć odpisałem „Niech będzie." Na co otrzymałem naklejkę szczęśliwego kota.
Może nie aż jest tak nienormalna skoro lubi koty...
*********************************************************************************************
Witaaaajcie, moi drodzy =) mam nadzieję, że rozdział wam się podobał, albowiem ja jestem zadowolona. Chociaż nie mam pewności czy aby napewno wykorzystałam swoje umiejętności pisarskie (umówmy się, że jakieś tam mam) w całości.
W każdym razie dajcie znać jak wam się podobało w komentarzach, albowiem jestem ciekawa.
Do zobaczenia, kochani<3
-Rozdział był sprawdzany, ale trochę dopisywałam więc gdyby coś się nie zgadzało również dajcie znać-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top