Część 16 - "Zwodzenie"


--Chciałeś porozmawiać—Powiedziała spokojnie Felicja podchodząc pod daszek przystanku autobusowego, pod którym zawsze szczerze ze sobą rozmawialiśmy.

Za każdym razem kiedy się tutaj widzieliśmy to atmosfera znacznie gęstniała i oboje robiliśmy się sztywni i poważni. Aczkolwiek adekwatni do sytuacji.

Tym razem oboje obawialiśmy się tego z czym będzie łączyła się nasza rozmowa. Żadne z nas nie miało pojęcia co siedzi w głowie drugiej osoby, mogliśmy jedynie snuć domysły.

W którym momencie zaczęło zależeć nam tak bardzo na zdaniu drugiej osoby?

--Owszem—Wziąłem głęboki wdech na uspokojenie, a następnie z cichym świstem wypuściłem go przez usta.

Dziewczyna uniosła brwi do góry i niepewnie usiadła na drugim końcu ławki, zakładając zaraz nogę na nogę.

--W takim razie mów. O co chodzi?—Zapytała sztucznie poważnym tonem. Takim, którym zwracała się do mnie matka gdy mówiła o ocenach. O grze na pianinie. O wszystkim o czym nie cierpię rozmawiać.

Nienawidzę tego tonu.

--Od rozmowy...od kiedy pogodziliśmy się—Ponownie westchnąłem czując jak gula w gardle zaczyna się powiększać—Od kiedy się pogodziliśmy, zachowujesz się jakby tamta rozmowa nie miała miejsca. Jakbyś dalej była zła...Czy naprawdę tak jest?—Zapytałem cicho, patrząc na nią spod grzywki.

Felicja otworzyła delikatnie usta, ale zaraz z powrotem je zamknęła. Odchrząknęła, a na jej policzkach po raz kolejny tego dnia pojawiły się delikatne różowe plamy. Zaraz jednak odwróciła głowę w przeciwnym kierunku niż ja, zasłaniając się włosami.

--Nie jestem zła, przepraszam jeśli myślałeś, że to twoja wina.—Mruknęła cicho, brzmiąc równie smutno co ja przed sekundą.

Wychyliłem się lekko żeby zobaczyć jej twarz, ale Feli schowała się na tyle skutecznie żebym nie dał rady jej zobaczyć.

Nawet jeśli byłem już spokojny o to czy się na mnie złości to wciąż jednak nie wiedziałem co ją gryzie. Być może to coś małego, ale...ostatnio małe rzeczy robią się wielkimi problemami.

--...W takim razie o co chodziło?—Zapytałem ponownie. Oparłem się plecami o przystanek, obserwując przejeżdżające auta.

Dziewczyna obok wzruszyła ramionami i westchnęła głośno zastanawiając się nad odpowiedzią.

--To co zwykle, ojciec. Znowu zaczął pić.—Wydusiła lekko drżącym głosem odchylając głowę do góry. Zerknęła na mnie, jednak zaraz znów odwróciła wzrok i tak samo jak ja zaczęła wpatrywać się w auta.

--...Twój ojciec jest dorosłym człowiekiem, nikt go nie wyręczy i nikt nie będzie decydować za niego. Co nie zmienia faktu, że nigdy nie powinien brać flaszki do ust, jest skrajnie nieodpowiedzialny. Powinien zając się rodziną skoro jeszcze ją ma.—Warknąłem.

Właściwie to sam nie wiedziałem kogo chciałem tym wystraszyć. Jej ojca nawet przy nas nie było.

Felicja prychnęła na mój wywód, a następnie osunęła się siedząc.

--Powiedz mi coś czego nie wiem...--Pokiwała głową na boki z dezaprobatą—Mam go po dziurki w nosie—Wydawała się być wkurzona, zaraz jednak jej ton przybrał bardziej smutnej barwy—Czasem mam wrażenie, że to wszystko moja wina.

Otworzyłem szeroko oczy i już wychyliłem się w jej stronę żeby krzyknąć, że wcale nie ma racji, ale Feli mnie wyprzedziła.

--Wiem, to głupie, ale...kiedy dłużej się nad tym zastanowisz to może mieć to sens. Nie wiem czy Ci mówiłam, ale mam przyrodnią siostrę. Nie znam jej, nie mam zielonego pojęcia jakim jest człowiekiem. Wiem natomiast, że ojciec był kiedyś jej ojcem, ale przez jej matkę nie wytrzymywał psychicznie i musiał je zostawić. Ostatnio miał rozprawę sądową o zaprzestanie płacenia alimentów i...--Złapała się za głowę, a następnie łokciem oparła o szybę przystanku.

Wzięła głęboki oddech, a chwile później westchnęła głośno i kontynuowała.

--I po zakończeniu zaczął snuć jakieś dziwne domysły, kurwa, konspiracje jakby każdy chciał dla niego źle i utajał fakty o tamtej dziewczynie...podczas gdy nikt nie chce dla niego źle!—Pociągnęła nosem—Nawet na mnie się wkurzył. Musiał

wchodzić przez różne konta żeby zobaczyć jej zdjęcia na facebook'u, bo go zablokowała i to chyba oczywiste, że skoro zablokowała tylko jego to każdy inny ma do nich dostęp. Nie poruszałam tego tematu, bo nie chciałam go martwić, ale kiedyś sam mi je pokazywał więc myślałam, że skoro ma dostęp to nie ma problemu...Czy zrobiłam coś złego? Skoro nawet mnie podejrzewa to musi to być moja wina...w końcu jestem najstarsza z nas wszystkich...—Wyrzuciła ze smutkiem, odwracając się w moją stronę.

Podniosłem na nią wzrok i zamarłem. Pierwszy raz widziałem ją bliską rozsypce. Patrzyła na mnie ze łzami w oczach, pociągając co jakiś czas nosem, a jedyne co mogłem zrobić to kręcić z przerażeniem głową na boki.

Całe szczęście, że mu wtedy przywaliłem.

--Nigdy nie zrobiłaś nic złego. To nie twoja wina...Twój ojciec musi zmierzyć się ze swoją przeszłością, ale nic nigdy nie było twoją winą.—Wstałem z ławki i usiadłem tuż obok niej. Feli uniosła na mnie zdziwiony wzrok gdy przełożyłem jej rękę nad głową i objąłem.

Na pewno wyglądało to dziwnie, być może również dwuznacznie, ale wiedziałem, że w tej chwili przytulenie to właśnie to czego potrzebuję.

Na początku wydawała się być spięta, co lekko mnie przestraszyło (być może wyczułem zły moment), ale sekundę później jej ramiona zaczęły drżeć, a na kawałku odkrytej koszulki poczułem jak robi się mokra plama od jej łez.

--Marcel...--Załkała, ale nie mogła wydusić z siebie reszty zdania. Przycisnąłem ją mocniej i potarłem plecy chcąc pocieszyć—Ja już nie mam siły do tego wszystkiego.

--Spokojnie, nigdy nic nie było twoją winą.—Powiedziałem stanowczo, opierając policzek o jej głowę i głaszcząc delikatnie po plecach.

Dziewczyna brała urwane oddechy co chwila próbując wydusić z siebie informację, która jakby miała zaraz mną wstrząsnąć. Przez jej reakcje zaczynałem coraz bardziej się martwić, miałem wrażenie jakby zaraz miała rozlecieć się na małe kawałeczki, rozbić i zniszczyć. Jakby była piaskiem przelatującym mi przez palce.

--Marcel...ja się zacięłam...--Wydusiła ze strachem. Zatrzymałem na chwilę rękę na jej plecach wstrzymując oddech, ale zaraz potarłem je szybciej chcąc dodać jej pewności, że może mówić dalej—Specjalnie, żeby sobie ulżyć...Nie wiedziałam co już mam zrobić.

Wcisnęła między mój uścisk dłoń i przetarła mokre od łez oczy.

Przez dłuższy czas nie wiedziałem co powiedzieć. Obawiałem się, że gdybym miał się odezwać mógłbym zranić Felicje. Byłem wściekły, nie tyle na nią co na jej ojca i fakt co musi przez niego przeżywać.

Nic nie było warte robienia sobie przez nią krzywdy. Nic nigdy nie było tego warte.

--...Nigdy więcej tego nie rób.—Wydusiłem nie chcąc brzmieć zbyt emocjonalnie, nawet jeśli chciało mi się wrzeszczeć. Nawet jeśli miałem ochotę odwiedzić jej mieszkanie i ponownie uderzyć jej ojca—Obiecaj.

--Przepraszam...--Ponownie zawyła—Już nigdy więcej tego nie zrobię, obiecuję...

Jak ktokolwiek mógł pomyśleć, że chodzi o miłość kiedy sytuacja była aż tak poważna. Nie miałem pojęcia jak bardzo źle musi jej być. Nikt o niczym nie wiedział, a ona miała znosić to w samotności?

Nigdy nie chciałbym znaleźć się w jej sytuacji i najlepsze co mogłem wtedy zrobić to wyciągnąć ją z tego pieprzonego dołka.

--Nie powinnaś teraz zostać sama.—Powiedziałem od razu odsuwając ją delikatnie od siebie—Wiesz może co robi Martyna? Mogłabyś z nią teraz porozmawiać i odpocząć?—Feli pokiwała głową.

--Jest na spotkaniu rodzinnym, urodziny dziadka...--Wykrztusiła ponownie zanosząc się płaczem.

Najmniejszy ruch, jakiekolwiek pytanie w tej chwili było w stanie wyprowadzić ją z równowagi. Przerażało mnie to tak bardzo, że bałem się zadawać kolejne pytania, które wywoływały kolejne fale płaczu.

--A Patryk?

--Prawdopodobnie gra w gry u swojego kuzyna w bloku obok jego...--Ponownie zaczęła przecierać oczy—Ale nigdy nie widział mnie w takim stanie więc na pewno bym mu tylko przeszkadzała...

Miałem ochotę powiedzieć jej, że na pewno nigdy nikomu by nie przeszkadzała, każdy był jej przyjacielem i na pewno zarówno Martyna (która widziała ją w tym stanie) jak i Patryk, który jeszcze nie przeżywał tego razem z nią, próbowaliby

jak najlepiej pomóc jej w tym stanie i nie przejmowaliby się w tej chwili niczym innym. Nie mieliby jej za złe, że odciąga ich od gier czy książek, nie mieliby za złe, że ten „jeden" raz muszą poświęcić właśnie jej.

Wziąłem głęboki oddech rozmyślając nad naszą sytuacją. Ostatnie co zostało mi zrobić to zabrać ją ze sobą. Kwestia babci dalej nie jest jasna i na pewno to zaproszenie się na mnie odbije, ale...

Ale nie zostawię jej w takim stanie. Nawet nie ma, kurwa, mowy.

--Wstawaj.—Powiedziałem podnosząc się z ławki. Pociągnąłem delikatnie za dłoń Felicji, która spojrzała na mnie opuchniętymi, czerwonymi od płaczu i pocierania oczami.

--Gdzie idziemy?—Zapytała na co uśmiechnąłem się do niej pocieszająco.

--Do mojego mieszkania.

Dziewczyna otworzyła szerzej oczy i na chwilę zamarła, ale zaraz bardzo niepewnie podniosła się z ławki. Złapałem ją za ramię tak samo jakby była ranna, a ja chciałbym pomóc jej iść. Tyle, że my zdecydowanie nie szliśmy do gabinetu pielęgniarki.

Całe szczęście tym razem nie zaczął padać deszcz, jeszcze jego by tutaj brakowało.

Feli co jakiś czas pociągała nosem odwracając wzrok jak najdalej od mojej osoby. Oboje czuliśmy się cholernie nieswojo, ale nie mogłem sobie pozwolić na to żeby zostawić ją samą.

Niestety po chwili ciągnięcia jej za sobą zmęczyłem się i musiałem na chwilę przystanąć żeby wziąć oddech. Niepotrzebnie próbowałem ją podnieść, mimo wszystko mogła chodzić, a tak tylko się męczyłem.

Dziewczyna wyczuła to i chciała się odsunąć, ale bałem się, że jeśli pozwolę jej odejść choćby na milimetr dalej to już nie wróci i nie będę miał w razie czego kontroli nad tym co się z nią dzieje, dlatego też z powrotem przyciągałem ją do swojego boku.

Postanowiłem, że na następnym przystanku po prostu poczekamy na autobus, który jedzie w kierunku mojego osiedla i w ten sposób dotrzemy do tego pieprzonego domu.

--Zatrzymajmy się tu na chwilę, niedługo na pewno przyjedzie autobus—Najciszej jak tylko było to możliwe, opadłem na siedzenie i westchnąłem.

Przejmował mnie jej stan. Nie mówiła o tym co się z nią dzieje, dowiadywałem się po fakcie, w czasie kiedy czuła się najgorzej, jak ostatni śmieć. Nie mówiła mi o niczym, nie pozwoliła nic zrobić, dać sobie pomóc.

Czułem się strasznie zdesperowany i bezradny.

--Obiecaj mi, że następnym razem kiedy będziesz się tak fatalnie czuła to, że do mnie zadzwonisz. Przysięgam, odbiorę—Spojrzałem jej w oczy spod grzywki na co ona po raz kolejny pociągnęła nosem i uśmiechnęła się smutno.

--Obiecuję, dziękuję...--Mruknęła wkładając wolną dłoń do kieszeni. Nie spuszczała ze mnie wzroku, ale po chwili coraz bardziej wydawała się smutnieć.

Chciałem zrobić coś co sprawi jej przyjemność. Coś czego tak łatwo nie wyprze z pamięci i będzie pamiątką. Coś co na pewno by ją ucieszyło.

Wątpiłem, że dziewczyna jak ona chciałaby teraz oglądać ckliwe filmy w tv albo rozmawiać przy herbatce. Rozmowa oczywiście była jej potrzebna, wątpiłem w zwykłą rozmowę. O wiele lepiej nadawałoby się coś co dziewczyna podświadomie uzna za ciekawe i miłe.

--Co byś powiedziała na to gdybym narysował Cię na żywo?—Zapytałem ze spokojnym uśmiechem. Feli uniosła na mnie zmęczony wzrok, a chwilę później z niechęcią pokiwała głową.

Szczerze, spodziewałem się innej reakcji.

Myślałem, że Feli stanie się nagle bardziej entuzjastyczna i uśmiechnięta (taka jaka jest zawsze, a przynajmniej trochę bardziej wesoła niż jest teraz), że ucieszy ją fakt, iż chcę ją narysować i to przy niej, na żywo! Ona jednak wydawała się być równie smutna co wcześniej, a może i nawet bardziej.

Najwyraźniej takie załamania wyczerpują z człowieka wszystkie emocje i siły.

Nawet te na głupi uśmiech.

Przecież sam coś o tym wiesz, prawda?

Zamknij się.

--Posłuchaj...--Zacząłem ciągnąc ją delikatnie za rękę w stronę ławki—Jakby nie patrzeć oboje wciąż jesteśmy dziećmi, tak myślę. Nie powinniśmy się wtrącać w sprawy dorosłych, bo zaczyna nas to przerastać.—Dziewczyna skrzywiła się, spróbowała wziąć głęboki oddech, ale był bardzo urwany. Chwilę później po jej policzkach spłynęły kolejne łzy więc schowała twarz w dłoniach krzywiąc się jeszcze bardziej.

Bałem się o nią.

Cokolwiek bym nie powiedział, dziewczyna coraz bardziej się załamywała.

Nie miałem pojęcia co powinienem zrobić żeby jej pomóc.

*************************

Nie miałam siły na szczerość. Nie potrafiłam mu powiedzieć najważniejszego.

Martwił się o mnie.

Martwił się, a ja nie potrafiłam powiedzieć mu wszystkiego. Nie chciałam nikomu mówić o tym co się stało, nie chciałam dopuścić do takiej właśnie sytuacji.

A teraz Marcel próbuje poprawić mi humor proponując, że mnie narysuje.

Normalnie bym się z tego ucieszyła, może nawet rzuciła jakimś żartem, ale teraz...teraz wydaje mi się to żałosną próbą polepszenia sytuacji.

Choć jest w tym całkiem uroczy.

Po wcześniejszym wyjściu ze spotkania, spotkałam ojca i właśnie chwilę później to wszystko miało miejsce. Wtedy się napił, a ja pocięłam. To wszystko wcale nie miało miejsca kilka dni temu, tylko właśnie dzisiaj. Moje załamanie nerwowe dopiero co się rozpoczynało.

Marcel się martwił, a ja nie potrafiłam mu wyznać prawdy. Nawet w tej sytuacji musiałam go okłamać. Z resztą sama nie przyznawałam się do swoich uczuć więc jak mogłabym mu to wszystko powiedzieć? Teraz tym bardziej nie będę w stanie spojrzeć mu w oczy.

Wszystkich tylko zawodzę.

Wszyscy na pewno mnie nienawidzą.

Jestem pewna, że gdyby Marcel miał świadomość tego wszystkiego to on również by się ode mnie odwrócił.

Jestem beznadziejna.

Ojciec miał rację.

Tylko czym on kiedykolwiek mi tak powiedział? Zawsze powtarza, że bardzo mnie kocha oraz, że nigdy nie chciałby i nie pozwoliłby żeby stało mi się coś złego.

Dlaczego więc właśnie na to pozwala?

~ "Kiedy coś będzie nie tak, daj mi znać. Razem coś wymyślimy, jestem tu dla ciebie. Kocham cię, pamiętaj" ~

Zawsze tak powtarzał, czy to było szczere?

Tak, przecież to mój tata.

Nie, to wszystko co mnie spotkało jest jego winą. Niemożliwe żeby mnie kochał.

Może wcale nie chce mnie krzywdzić.

Więc dlaczego to robi?

--Mam dość...--Powiedziałam cicho, do siebie. Tak jakbym zapomniała o obecności chłopaka, który w końcu dalej trzymał mnie za rękę.

Myślałam, że się porzygam z emocji kiedy to zrobił. Nagle, bez większego powodu złapał mnie za rękę i przysunął bliżej siebie tak jakbym zaraz miała upaść.

I dobrze, że to zrobił, bo rzeczywiście bym się wywaliła.

--Dasz radę. Nie możesz sama mierzyć się ze swoimi lękami, wtedy nie dasz rady. Następnym razem nie zastanawiaj się tylko pisz albo dzwoń. Obiecuję, że odbiorę i razem coś wymyślimy. Tak jak mówiłem.

Boże przestań.

Kręci mi się w głowie.

Muszę wstać.

Na chwiejnych nogach podniosłam się z ławki puszczając delikatnie rękę Marcela.

Muszę być samodzielna, kiedyś na pewno i on mnie zostawi, a wtedy (tak jak mówił) nie dam sobie rady sama. Muszę nauczyć się być sama wcześniej, zanim to wszystko się stanie.

Muszę dać sobie czas na przeżycie samotności i przyzwyczajenie się do niej.

Marcel również podniósł się z ławki, chwycił mnie z powrotem za rękę, a ja miałam ochotę rzucić jego dłonią i uciec.

Dlaczego to wszystko utrudnia?

--Gdzie idziesz? Autobus naprawdę zaraz powinien tutaj być.—Mówił zmartwionym tonem. Martwił się o mnie, a ja to wszystko miałam gdzieś. Nie przejmowałam się jego uczuciami podczas gdy on chciał dla mnie jak najlepiej.

Odwróciłam się ze łzami w oczach w jego stronę, twarzą w twarz, a następnie zaczęłam mówić.

--Mam dość. Dlaczego musisz za mną chodzić? Przecież kiedyś się rozejdziemy, wtedy mi nie pomożesz—Wzięłam szybki, urwany oddech--Muszę wiedzieć jak mam się zachować kiedy będę sama! Nie utrudniaj tego...--Kolejna seria łez spłynęła mi po policzkach.

Zawsze mówiłam to co myślę, albo większość tego co mnie gryzie do najbliższych mi osób. Byłam z tego znana.

Nie przypuszczałam, że Marcel stanie się dla mnie właśnie jedną z tych osób.

Dlaczego mu to wszystko mówię?

Nie chcę żebyśmy kiedyś się rozeszli.

Chcę żeby dalej za mną chodził.

Chcę żeby to wszystko utrudniał.

Co jest ze mną nie tak?

Chłopak zmarszczył brwi, a następnie zdecydowanym krokiem podszedł do mnie. Odeszłam trochę, wmawiałam sobie, że nie chciałam jego bliskości, ale wtedy on jeszcze szybciej się przybliżył i objął mnie ramionami przyciskając do siebie z całej siły.

Próbowałam delikatnie odsunąć go od siebie, ale gdy tylko to robiłam Marcel przyciskał mnie jeszcze bardziej.

--Posłuchaj, nie możemy przewidzieć przyszłości! I być może rzeczywiście się kiedyś rozejdziemy, każdy pójdzie w swoją stronę!—Dlaczego nie mógł się zamknąć, nie chciałam słuchać o tym, że możemy się rozejść.

Że mogę już nigdy go nie zobaczyć.

—Ale to wcale nie oznacza, że zostaniesz sama! Na moje miejsce wejdą kolejne osoby i te osoby będą pomagać Ci w trudnych chwilach! A ty im, tak działa przyjaźń!

--Przestań...--Wydusiłam opuszczając ramiona wzdłuż ciała. Nie miałam już nawet siły na to żeby się oswobodzić.

Oparłam czoło o jego ramię i ponownie zaniosłam się płaczem.

Boże, jak to musiało okropnie wyglądać...jakbym oczekiwała atencji. Albo wyolbrzymiała to wszystko co się ze mną działo.

Ale ja naprawdę myślałam, że umieram.

--Nie przestanę! Jesteś moją przyjaciółką, mam wrażenie, że pierwszą szczerą, nie zostawię cię kiedy jesteś załamana, nie ma szans!—Krzyknął.

W tej chwili był zły.

Zdenerwowałam go.

Jestem beznadziejna.

Nagle zyskałam siły żeby szybko wyrwać się z uścisku chłopaka, a następnie nie wiele myśląc spoliczkowałam się.

Nie mogę myśleć.

Nie mogę twierdzić, że jestem beznadziejna.

Nie mogę myśleć, że jestem beznadziejna, przestań myśleć

--Przestań!—Krzyknął Marcel podbiegając znów do mnie. Mocno ścisnął mnie za nadgarstki. Przez chwilę siłowałam się z nim, myśli o tym jak głupia i bezmyślna w tej chwili jestem prawie nie dawały mi oddychać.

Znów to samo. Znowu jestem tym niepodobnym do siebie zarysowaniem mnie. Tym żałosnym cieniem, który nie potrafi nawet zachowywać się chociaż trochę podobnie do tego jak powinien zachowywać się człowiek.

W jednej sekundzie cała moja siła, to wszystko zniknęło, a ja bezwładnie opadłam opierając podbródek na ramieniu Marcela.

Znów to samo.

Jesteśmy w punkcie wyjścia.

Chce mi się spać.

Mam tego wszystkiego dość.

--Przepraszam, masz rację...To wszystko mnie przerasta...Przepraszam—Wysapałam, ciężko oddychając. Chłopak oparł policzek na mojej głowie i również westchnął.

--Nie przepraszaj, po prostu zapamiętaj, że chcę wiedzieć o co chodzi kiedy będzie z tobą źle. Nie pozwól zostać z tym wszystkim sobie samej...I nie krzywdź się, wszystko w porządku.—Powiedział spokojnie, ale pewnie, głaszcząc mnie uspokajająco po plecach.

Wszystko w porządku...

Chyba potrzebowałam to od kogoś usłyszeć.

***********************************************************************************************

Nie wiem czy opisałam te sceny na tyle dobrze żebyście nie popłakali się ze wstydu, ale bardzo się starałam i bazowałam na doświadczeniach z życia (których co prawda za wiele nie mam, ale coś tam zdążyłam już zaczaić) bądź tym jak ja próbowałam pomagać innym. 

Mam nadzieję, że jakieś emocje w was wzbudziłam oraz, że wattpad nie zrobi mi pod górkę zamieniając wyrazy, które już sprawdziłam!

(W niedzielę nie będzie znów rozdziału dlatego, że nie będę miała czasu go skończyć ;()

Do zobaczenia, kochani! 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top