7. List
"Śnieżny płaszcz rozciągał się na polu, które niedawno było polem bitwy. Prószące z nieba drobne płatki opadały na ciała poległych wojowników, tuszując ślady strasznej zbrodni.
Ciszę tam panującą zakłócał szloch osoby, która jako jedyna wyszła cało ze wcześniejszej walki. Smukła sylwetka jasnowłosego młodzieńca trzęsła się, lecz nie tylko z odczuwanego zimna, ale i goryczy spowodowanej przez widok obrazu jaki leżał tuż u jego kolan.
Podwójne brwi, które zazwyczaj marszczyły się okazując niezbyt pozytywne emocje, teraz były łagodne, osadzone nad powiekami, które przykrył sen z którego nikt się nie wybudzi.
Blada dłoń gładziła policzek, który zaczynał tracić swe ciepło, a łzy kapały na twarz poległego, mieniąc się w świetle słońca. Usta, które jeszcze chwilę wypowiadały ostatnie słowa z uśmiechem, teraz nie wyrażają żadnej emocji, i już nigdy nic nie wypowiedzą.
- Hej... Taiga... Mówiłeś, że będziesz przy mnie, niezależnie od sytuacji i miejsca. Przysięgaliśmy sobie, że będziemy razem na wieki... Już kiedyś cię o to pytałem. Czy wiesz jaki dźwięk ma śnieg? - Drżące usta powstrzymane były od ułożenia się w grymas smutku i wylania kolejnego potoku łez. - Tak bardzo chciałbym usłyszeć twoją odpowiedź... ale nie martw się... Będziesz miał okazję, obiecuję ci to - Wypowiadając te słowa, dobył leżący obok miecz, kierując ostrze wprost na swoją klatkę piersiową. - Przyrzekam ci to, Taiga... Pewnego dnia znów się spotkamy, wszyscy... - I tymi słowami kończąc, zakończył jednocześnie swoje życie zatapiając miecz w swym sercu.
Młodzieniec padł tuż obok ciała kochanka, ostatni raz patrząc na spokojną twarz, którą zdążył lekko przyprószyć śnieg, i pogrążył się w wiecznym śnie."
Uchyliłem powoli powieki, rozpędzając bolesne wspomnienia z przeszłości. Wzrok z bukietu kwiatów, który stał na mojej ławce, przeniosłem na ławki, na które padał pomarańczowy blask zachodzącego słońca, a dokładnie na jedną, znajdującą się zaraz przed moją.
Przejechałem po blacie, czując ciepło nagrzanego od słońca drewna.
- Taiga... - szepnąłem.
Sięgnąłem do kieszeni bluzy wyciągając z niej niebieską kopertę zaadresowaną do właściciela ławki, kładąc ją na blacie.
[ Kagami ]
Słońce już powoli zachodziło, a ja niedawno skończyłem trening. Przebrany już w swój mundurek wyszedłem głównym wejściem ze szkoły. Idąc placem, przy bramie zastała mnie niespodzianka w postaci stu dziewięćdziesięciu dwu centymetrów chodzącej czekolady.
- Liczyłem na szeroki uśmiech z twojej strony widząc mnie - Aomine uśmiechną się szeroko.
- Po co tu przyszedłeś? - spytałem.
- A tak do towarzystwa - odparł.
- Nie potrzebuję go - Chciałem wyminąć Aomine, ale ten zagrodził mi drogę ręką.
- Chcę pogadać... O Tetsu - Spojrzałem na niego. Sądząc po przygnębionym wyrazie jego twarzy naprawdę mu na tym zależy.
Westchnąłem ciężko, ulegając.
- Zgoda... A! Zaczekaj, zostawiłem coś w klasie. Polecę szybko po to i potem pójdziemy do mnie - Granatowowłosy nic nie odpowiedział, tylko skiną głową, a ja pobiegłem w kierunku szkoły.
Zatrzymałem się przed drzwiami od klasy. Już chciałem je otworzyć, lecz wstrzymałem się słysząc dźwięk przesuwanej ławki. Czyżby ktoś jeszcze był w klasie?
Rozsunąłem drzwi i zastałem kompletnie pustą salę. Mógłbym przysiąc, że słyszałem kogoś. Moją uwagę przykuło otwarte okno, do którego natychmiast podbiegłem. Wyglądając przez nie, zobaczyłem oddalającą się osobę ubraną w czarną bluzę z zarzuconym kapturem na głowę. Czyli, że nic mi się nie przesłyszało i naprawdę ktoś tu był. Tylko po co?
Zamknąłem okno i podszedłem do swojej ławki, wyciągając z niej zeszyt. Dopiero po chwili dostrzegłem niebieską kopertę zaadresowaną do mnie. Nie było jej wcześniej. Jakaś wielbicielka ją zostawiła? Czy może tamta osoba?
Otworzyłem kopertę, wyciągając z niej list.
- Stoję tam i stoję, a ciebie nie ma - Aomine podszedł do mnie, czytając przez moje ramię list. - "Jaki dźwięk mają płatki śniegu"? Głupie pytanie, rozumiesz coś z tego? - spytał, spoglądając na mnie.
- O wiele więcej niż się może wydawać - odparłem. Jeszcze chwilę przypatrywałem się słowom napisanym na kartce. Bez wątpienia te słowa należą tylko do jednej osoby.
- Bakagami, idziemy? -Głos Aomine przywrócił mnie na ziemię.
- Taa, jasne - Ostatni raz spojrzałem na bukiet kwiatów stojących na moją ławką i opuściłem klasę.
****************************
Pierwotnie (czyli jakieś 2 godziny wcześniej) rozdział miał się kończyć na pochyłej czcionce i pozostać jako projekt na kiedyś tam, ale patrząc na ilość słów pomyślałam, że jeszcze coś dopiszę i wyszło takie oto coś co możecie teraz ujrzeć.
Jeżeli się wam podobało to się cieszę ^^
Następny rozdział w nieokreślonej przyszłości
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top