muzyczny szaleniec [austria]

Od pewnego czasu w niemieckiej, granicznej gminie targowej Weiler-Simmerberg zaczęły tajemniczo znikać osoby związane z muzyką klasyczną, przez co w całej gminie, a i również tych sąsiednich wybuchła panika.

Rodziny zaginionych zgłaszały sprawę służbom, jednak te nikogo nie odnalazły, ale ustanowiły jedną rzecz - sprawca na 99% jest narodowości austriackiej.
Patrząc na bezradność podobno tak profesjonalnej policji, sprawą postanowiła zająć się dwójka braci detektywów - Gilbert, oraz Ludwig Beilschmidt. W tym celu wyruszyli do sąsiadującej, austriackiej gminy Freinberg.

Przed wyruszeniem zrobili jednak swoje małe przesłuchanie, z którego wynikło, iż porwane osoby miały jeszcze jedną wspólną cechę, a mianowicie - nadawanie Beethovenowi narodowości niemieckiej.
Z tymi informacjami, dwoma sześciopakami piwa, paczką papierosów i pismami erotycznymi (żeby, jak to mówił Gilbert mieć na co popatrzeć, gdyby uroda mieszczanek nie była do tego odpowiednia), wyruszyli do wyżynnej Austrii.

Pierwszego dnia postanowili się jedynie rozejrzeć, no i przy okazji schlać się w tamtejszej karczmie, ale drugiego dnia Ludwig przypomniał bratu, iż przyjechali tu, by odnaleźć zaginionych rodaków, a nie by chlać i nie wiadomo, co on jeszcze tam robił.
Cóż, albinos chyba jednak nie wziął sobie tego jakoś specjalnie do serca, gdyż już po chwili zwiał bratu i zaczął flirtować z jakąś szatynką.
Po uspokojeniu się i wybiciu sobie z głowy pomysłu zabicia starszego brata, postanowił jedynie złamać mu rękę, ale wcześniej kulturalnie przerwać jego rozmowę.

Kiedy poszedł do tej dwójki, zrozumiał czemu brat tak szybko od niego uciekł.

Dziewczyna, z którą rozmawiał, była naprawdę ładna.
Dość wysokiego wzrostu dziewczyna z długimi, brązowymi włosami, cudnym, zielonymi oczami, bladymi ustami, które wydawały rzadko kiedy się nie uśmiechać, oraz trochę ciemniejszą karnacją, niż inne dziewczyny, które przebywały na rynku.

Kiedy starszy z braci zobaczył tego młodszego, z błyskiem w oczach od razu wyszeptał mu do ucha — Haha, bruder, to jest Węgierką! Ja to mam szczęście do ładnych dziewczyn, kseksekse — po czym blondyn nie wiedział jak okazać swoje zażenowanie, by nie obrazić owej Węgierki.
Widząc lekkie zmieszanie Ludwiga, wspomina Węgierką postanowiła mu się przedstawić.
— Jestem Erzsébet Héderváry. Pochodzę z małej wsi na Węgrzech i przyjechałam do Austrii, aby sobie trochę dorobić. Pracuje niedaleko, jako pokojówka u dość bogatego Austriaka.
Mogłabym zapytać skąd jesteście? Bo na tutejszych nie wyglądacie — zapytała serdecznie szatynka, a chwile potem usłyszała odpowiedź od albinosa.
— Ja jestem Gilbert Beilschmidt, a to mój młodszy brat Ludwig. Masz rację, bystra niewiasto, nie jesteśmy z tej smutnej krainy, a z piwem płynących Niemiec! — dumnie się przestawił, a słysząc to, Węgierką uśmiechnęła się jeszcze szerzej.
— Jesteście z Niemiec? W takim razie byłoby bardzo miło, gdybyście dziś wieczorem do nas wpadli! Pan  Edelstein bardzo lubi Niemców!
Muszę was niestety przeprosić, jednak muszę już wracać... Ale proszę, na tej karteczce macie adres, oby do dzisiaj! — powiedziała, po czym szybko odbiegła, zostawiajac wcześniej braciom karteczkę z adresem.

Po otrzymaniu kartki Gilbert nie mógł przestać przerażająco się śmiać, a Ludwig zainteresował się zamieszaniem, które wybuchło na rynku, a spowodowane było one wieścią o kolejnym porwanym Niemcu. Blondyn zezłościł się na myśl, że kolejna osoba zaginęła, a oni jeszcze w żaden sposób nie rozwiązali problemu.

***

Na prowadzenie śledztwa przeznaczyli resztę wolnego czasu, aż przyszedł wieczór.

Przypomniawszy sobie o zaproszeniu Węgierki, postanowili zjawić się w miejscu, które podała im na karteczce, by nie zrobić przykrości tak miło wyglądającej dziewczynie.

Kiedy ta tylko zauważyła ich przez okno, to od razu zaprosiła ich do środka i zaparzyła grzańca, po czym przysiadła się do nich.

Po pewnym czasie miłej rozmowy z Erzsébet, Ludwig zapytał szatynkę, gdzie podziewa się gospodarz, na co mu odpowiedziała.
  — Pan Edelstein... Chyba znów jest w piwnicy. Od pewnego czasu okropnie często tam bywa i nie pozwala mi ani nikomu innemu tam wchodzić, no i prosi o zaskakująco większą ilość jedzenia, choć nie zauważyłam, by ostatnio przytył... — po wysłuchaniu odpowiedzi, blondyn dostał olśnienia i szybko wstał z kanapy, ciągnąć za sobą brata.

   — G-gdzie idziecie?  — zapytała lekko przestraszona Węgierką, a w odpowiedzi dostała jedynie inne pytanie  — Gdzie jest ta piwnica? —

Trochę zmieszana również wstała od stołu i dała jedynie znak, aby bracia szli za nią.
Kiedy byli około 20 metrów od drzwi, to nagle zaczęli słyszeć krzyki, a głos, który je wydawał, był dość znajomy dla braci.

To, co po ujrzeli po otworzeniu drzwi, co najmniej ich zszokowało. Był to duży pokój, pełen ławek z zaginionymi Niemcami, a naprzeciwko nich był telewizor i wysoki Austriak, z włosami o kolorze ciemnego brązu i loczkiem, ubrany w fioletowy płaszcz wykrzykujący  — Do jasnej dziewiątej symfonii! Beethoven był Austriakiem, a nie jakimś Szwabem, A u s t r i a k i e m!  — co zaprzestał, kiedy zobaczył wzrok swoich 'uczniów' skierowany w stronę drzwi, które okazały się otwarte i w których stali bracia oraz Erźsébet.

Po pewnej ciszy odezwał się Gilbert  — O mein Gott! To Roderich jest temu wszystkiemu winny? Ha, zawsze mówiłem, że on to jest jaki niemoralny i nie ma opcji, by był naszym kuzynem! — a jego wypowiedź doprowadziła wspomnianego wariata do większego szału — Co wy tu w ogóle robicie?! Erzsébet, czemu pomimo zakazu ich tu przyprowadziłaś, czemu?! — i mógłby tak długo biadolić, gdyby już totalnie nierozumiejący co tu się dzieje i wkurzony Ludwig nie wziął sobie kuzyna przez plecy, by się wreszcie uspokoił, a jego 'uczniów' wypuścił, po czym uciekli jeszcze szybciej, niż armia francuska, gdy widzi jakiekolwiek wroga.

  ***

Kiedy szatyn wreszcie się uspokoił, to siedział już w salonie, wraz ze swoim kuzynostwem i pokojówką, a całe pomieszczenie wypełniała jedynie niezręczna cisza, którą postanowiła przerwać panienka Héderváry.
— Ale panie Edelstein... Dlaczego pan to zrobił? — zapytała ze smutkiem w głosie, na co panicz Edelstein znowu się uniósł — Czemu? Bo miałem serdecznie dość, że tamci Niemcy przywłaszczają sobie mojego kochanego Beethovena! Nie mogłem już dłużej pozwolić, aby lekceważyli jego, jak i moją austriacką dumę! —

Jego odpowiedź o mało nie doprowadziła do zgonu albinosa ze śmiechu, straty wiary w normalność tej rodziny u Ludwiga i pewien strach u pokojówki z Węgier.

Koniec, końców chyba jednak wszystko dobrze się skończyło.
Porwani Niemcy nie oskarżyli o nic Austriaka, a nieobecność tłumaczyli tajemniczym wyjazdem i nauczyli się mówić, że Beethoven to Austriak, Gilbert ma historie, z której będzie śmiał się do końca życia, a Roderich czuje się spełniony, że wykończył plagę niemieckiego Beethovena.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top