Pięć

Mineło pare miesięcy w których robiłem rzeczy gówno warte. I tak nastał puchaar świata. Dziś konkurs drużynowy no i trener wystawił mnie na ostatnią lokate. No to se czekam nie?
I czekam, i czekam. No ale chuja sie dzieje. Spoglądam w strone Kamila który ewidentnie romansuje z Peterem. I tak se myśle co by było....

Gdyby Zbyszek spadł z mamuta. No wsumie, niezły pomysł i tak nastaje moja kolej. No to siadam se na belke. No i kurwa czuje zapach papierosa. No to się rozglądam kto go pali. No bo kurwa jak ja mam skoczyć skoro ktoś pali. Trener macha flagą no to sie odbija co nie? No i sie wybijam nie?
I lece, bo chce bo mi sie chce. Ale lece i gówno widze. No i czuje grunt pod nogami no to robie ten telemark, ale jeb jakimś prawem po chwili znajduje sie na śniegu i wale głową i ciałem w śnieg. No i czuje się poprzestawiany. W sensie, tym że czuje jakbym dobrze skakał.
Wstaje, i czuje sie jakiś taki pojebany.
Ratownicy mnie wyprowadzają a na starcie podbiega do mnie Junshiro.
-Coś Ci sie stało chuju?
-Ależ nie mój braciszku.
-Zabij sie
-Dlaczego pajasz taką nienawiścią.
-O kurwa! Ten upadek go zmienił! On jest miły!

No i tak sie to zaczeło...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top