Część IV

Pod...chłopakiem,ale nie tym podejrzanym. Ten miał czarne włosy i białą skórę. Już miał mi coś wysyczeć,ale spojrzał na białookiego.
Bez słowa wstał i wyszedł.Odprowadziłam go wzrokiem. Nastała krępująca cisza.

-Um...kto to był?- wydusiłam z siebie w końcu.
-Ten biały to Jeff. Mieszka sb pod Dżeffem. Natomiast ten kurdupel,którego sie tak wystraszyłaś to Ben. Na tego wiecznie szczęśliwego idiotę powinnaś bardziej uważać,bo z nas wszystkich on jest najbardziej pojebany. Ben nie jest groźny,całymi dniami gra i go nie obchodzi reszta.
-aa taak właściwie...to jak ty masz na imię?-spaliłam buraka.
-Zwą mnie Slendermanem. Wiem,że ludzie wyobrażają sobie mnie jako 10 metrowego potwora zabijającego wszystkich wokół i ukrywającego się wśród drzew,ale tak na prawdę widzisz jak wyglądam w orginalnej formie. Blada cera,białe włosy,biało-szarawe oczy,wysokość nadal spora,ale nie aż tak. Poza tym tak,mam macki,ale one nie muszą tylko zabijać. Jak widziałaś mogę cie nimi unieruchomić albo przenieść.
Chociaż potrafię zrobić,żeby były z trującymi kolcami.

Dopiero teraz mnie olśniło. Przecież mógł mnie zabić albo dać im na pożarcie.
-Dlaczego...?-spytałam pustym głosem.
-Hm..? O co ci chodzi?-znowu na rączki jak księżniczke *-*
-dlaczego mnie uratowałeś?-spojrzałam wprost w jego hipnotyzujące oczy,przez które się speszyłam.
Spoważniał.-W sumie...to nie wiem...wydawałaś się niewinna i skrzywdzona przez los. Poza tym jesteś całkiem urocza.
-ŻE CO JA UROCZA?! Chyba ci się oczy zepsuły!! -.-
Cmoknął mnie w czoło. CO się tu właśnie odjaniepawliło? Burak lvl hard.  Jak on tak mógłłł...dlaczego jaaa...?? 😥
Bez słowa wtuliłam się w niego chowając czerwoną twarz.
-To co ze mną teraz chcesz zrobić...?
-Cóż,myślałem nad tym,żebyś została moją laleczką. Od czasu do czasu mogłabyś też mordować,ale nie zmuszam.
-Um.....chciałam ZAJEBAĆ TE FAŁSZYWE ***** Z MOJEGO BYŁEGO OTOCZENIA
Ten się patrzył na mnie przez chwilę jak na skończonego debila.
-Najpierw muszę cię podszkolić
-Bubuuuu
*pat pat* serio? On tak na serio?

Zaczął iść tylko mu w znanym kierunku. Zatrzymał się przed masywnymi dębowymi drzwiami.
Otwarły się po chwili same.
W rogu zobaczyłam kominek oraz bibliotekę. Zaczęłam starać się przeczytać tytuły,ale niektóre były w innych językach.
-Ile ty umiesz języków?-patrzyłam z niedowierzaniem
-chyba wszystkie
-nie kłam
-nie kłamię.
-yhym. A ile masz lat?
-2066
-Nie wyglądasz
-wiem. Moje ciało się nie starzeje. Wyglądam jak jakiś 21 latek i nie zmieni się to.
-Też tak chcę!
-mogę ci to załatwić,ale będzie boleć.
-a to nieeee.....
-To nie zmienia faktu,że jesteś pluszakiem do przytulania.-podał mi jedną książkę,na szczęście po polsku.
Była stara,masywna i w skórzanej oprawie. Na środku widniał napis: ,,Potwory,pozaziemskie istoty i teściowe z patelnią". -brzmi groźnie-pomyślałam. Zaczęłam ją przeglądać. Kilka zdjęć i opisów potworów,egzorcyzmów teściowej i inne.
Na moich nogach wylądował koc.
Oparł moją głowę o swój tors. Czułam przyjemne ciepło bijące od niego. I ten kominek...
-Ty nie możesz mi poczytać? Nie lubię sama tego robić
-A nie uśniesz?
-Nie obiecuję. 😁
Zaczął mi czytać,a ja wsłuchiwałam się w niego bawiąc się rogiem koca oraz palcami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top