Część II

Skoczyłam na...drugie drzewo oczywiście. Nie jestem aż tak nienormalna,żeby ujeżdżać dzika-chociaż....NIE! Nie ma takiej opcji!
Wracając...zwierzę zaczęło mnie gonić,a ja koślawo,ale z pozytywnym skutkiem przemieszczałam się coraz głębiej,na moje 'szczęście' za którymś razem gałąź zatrzeszczała przez co po chwili spadłam z hukiem. Wzięłam kilka głębokich wdechów.
-Ok. Jestem w lesie,nie pamiętam jak z niego wyjść,nikt mnie nie znajdzie,ale z drugiej strony zgubiłam go lub sobie odpuścił...tyle dobrego. Tylko koszmarnie mnie boli noga,chyba nie dam rady iść.
Spróbowałam wstać-bez skutku. Przez ból od razu z powrotem wylądowałam na ziemi.
Postanowiłam,że poczekam aż trochę mi przejdzie. Oparłam się wygodnie rozglądając się wokół,myślami w innym świecie...

W sierocińcu pewnie nie zauważyli,że mnie nie ma,co się teraz ze mną stanie...? Nawet moi rodzice mnie nie chciel...umre tutaj,jeśli nie znajdę wyjścia lub całkiem nie będę mogła chodzić?
Zaśmiałam się smutno,nie pamiętam kiedy ostatni raz myślałam o rodzicach.
Nie zauważyłam nawet jak moje powieki robią się coraz cięższe aż w końcu usnęłam.

Obudziły mnie krople deszczu spadające na moją twarz.
Przeciągnęłam się. -Leje,jeszcze mi tego brakowało!  Spróbowałam wstać z marnym skutkiem. Kostka spuchła i koszmarnie bolała z każdym ruchem. Westchnęłam oraz uniosłam głowę ku górze. -Deszcz niby ma zmywać problemy

Usłyszałam za sobą warczenie,gwałtownie się obróciłam i ujrzałam z 10 wilków-No cudownie,wiedziałam,że ten świat mnie ubóstwia,ale takie prezenty by mógł sobie odpuścić.
Wstrzymałam oddech. Mam próbować biec? Może się wespnę albo po prostu pozwole sie pożreć,przynajmniej one przetrwają w tym brutalnym jak czekoladowe mleko na białej koszulce świecie.

Najpierw opcja druga-udało mi się podnieść,niestety moje próby znalezienia się na wysokościach kończyły się fiaskiem.
Możliwość pierwsza,zaczęłam utykać na jednej nodze podpierając się o wszystko co się tylko dało.
Zobaczyłam jezioro-Nie powinny za mną biec jeśli to przeskocze.
Z całych moich mizernych sił ledwo doskoczyłam z pomocy adrenaliny.
Odpuściły sobie,przynajmniej na te chwilę. Nie chcą sobie zamoczyć łap

Starałam się uspokoić,dzięki czemu z czasem zaczęłam odczuwać rwący ból. Teraz nie mogłam nawet ustać.

Doczołgałam się do jednego z ogromnych głazów,wtedy zobaczyłam coś czego nigdy bym nie chciała widzieć.-Całe stado zaczęło na mnie biec,wtedy zrozumiałam,nie miałam już szans na jakąkolwiek ucieczkę.

Zamknęłam oczy,odchyliłam głowę w bok i czekałam na swój marny koniec.
Poczułam gorący oddech,zacisłam mocniej powieki by po chwili poczuć....krew ? Nie moją?

Uchyliłam lekko powieki,moim oczom ukazał się wilk rozrywany od środka na drobne kawałki przez jakieś czarne...macki?

Patrzyłam na to z niedowierzaniem,wszystkie szczątki drapieżników były porozrzucane. Wszędzie krew,ja cała pokryta tą czerwoną cieczą.

Przez to,że lało,była lekka mgła,ale nawet przez nią mogłam dostrzec postać,która stała ode mnie 5m.

Powiedziałabym,że ma jakieś 7m wzrostu,bez oczu i nosa,z ,,ust" widać było bardzo ostre kły.

Zaczęła do mnie podchodzić,a raczej...lewitowała...?
Sparaliżował mnie strach,nie mogłam się poruszyć,a z moich ust nie wydobywał się żadny dźwięk.
Cały czas się w nią wpatrywałam,gdy ta znalazła się tuż obok skierowała macki w moją stronę.

Oplotły mi ręce,nogi,zakryły oczy...
To co mnie jednak najbardziej zdziwiło to to,że uważała na moją skaleczoną nogę.

Nie stawiałam najmniejszego oporu,ale mogłam wyczuć,że się przemieszczamy. W pewnym momencie poczułam 'rozluźnienie' oraz ciepło. Zasnęłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top