Część I

Jest grubo po północy,spakowana wymknęłam się oknem i zaczęłam biec.
Nie wiem gdzie,nie interesowało mnie to,chciałam tylko uciec od tych debili.
Postanowiłam,że poczekam do rana pod prestiżowym moście.

Okryłam się kawałkiem gazety i po wielu próbach,gdy słońce już wstawało udało mi usnąć.Niestety nie udało mi się przespać tych 12 godzin....
Zrezygnowana udałam się w stronę lasu,który był oddalony o jakieś 10km,może im się na taką odległość nie będzie chciało szukać lub w ogóle nie zaczną.

Gdy znalazłam się na miejscu mym oczom ukazał się cudowny widok. Las. O tej porze roku był przepiękny,do tego promienie słońca świeciły łaskocząc mnie po twarzy-dla takich momentów warto żyć.
Po napatrzeniu się udałam się w głąb tego tajemniczego miejsca,plotki głoszą,że wiele osób w tym miejscu popełniło samobójstwo lub zniknęło bez śladu. Jakoś mnie to nie przeraziło,nigdy nie wierzyłam w nadprzyrodzone istoty.

Tuptałam jak groźny jeż wsłuchując się w śpiew ptaków i szumu lekkiego,ciepłego wiatru,gdy w dalekiej oddali zobaczyłam GO-dzika.
-A jakby go tak zjeść...?-pomyślałam
Wzięłam jakże niebezpieczny patyk po czym podeszłam cichaczem na odległość 3m i w niego rzuciłam.
Ów dzik spojrzał się na mnie jak ma skończonego debila,obrócił się i zaatakował.
No to co? Zaczynam biegnąć ile sił w nogach drąc się,że jeszcze zostanie moim obiadem.
Wspięłam się na drzewo i się mu przypatrzyłam: wielki,mocno owłosiony,wytrzymały zwierz.
Skąd wiem,że wytrzymały? Bo krążył wokół drzewa czekając jak zejdę-taaa...na pewnoo...A NIECH SE ŚNI!

Zaczynam w niego rzucać patykami,liścmi i kasztami (to broń zagłady! Strach się bać!)
Co go rozwcieczyło jeszcze bardziej bo zaczął uderzać o biedną naturę.
Uznałam,że nie mam czasu na takie rzeczy,więc wzięłam wdech i skoczyłam na...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top