Rozdział 9.2
- Wszyscy gotowi? - zapytał wódz Berk i rozejrzał się dookoła. Wszystkie smoki z jeźdźcami na grzbietach czekały jedynie na sygnał alfy, aby wystartować. Szczerbatek ryknął głośno i wzbił się w powietrze. To samo uczyniła pozostała siódemka smoków. Na przód wysunął się Czaszkochrup, który miał za zadanie szukać trop. Pyskacz przyłożył mu do nosa jakieś ubranie Ereta, lecz gdy odsunął rzecz, smok nie mógł znaleźć żadnego zapachu, prowadzącego do jego przyjaciela.
- Co jest? - zapytał donośnie Gbur.
- O co chodzi? - Czkawka odwrócił się w jego stronę ze zdziwieniem na twarzy.
- Smok nie chce złapać tropu - mruknął stary wiking, przyglądając się podejrzliwie Czaszkochrupowi.
- Albo nie może... - odezwał się niewyraźnie Śledzik.
- Co? - dopytała Heather, mimo że znajdowała się najbliżej niego.
- Może Czaszkochrup nie może znaleźć tego zapachu? Co jeśli Drago rozpylił jakieś coś i teraz nie można nawet podjąć tropu? Pewnie Eret i Lykke już nie żyją. - Ingerman zaczął powoli panikować na myśl o tym, że mogą nie odnaleźć ich przyjaciół.
- Śledzik, uspokój się - powiedziała łagodnie, choć stanowczo Heather. - Oni żyją i ich znajdziemy. Nie martw się - pocieszyła jeźdźca, posyłając mu jeden z jego ulubionych uśmiechów.
Te słowa nieco uspokoiły blondyna, który nabrał kilka wdechów i ponownie był w stanie słuchać reszty.
- Musimy polecieć w stronę, w którą najprawdopodobniej udał się Drago - odezwała się po chwili Astrid.
- Co masz na myśli? - dopytał Gustaw, który do tej pory nie odezwał się ani słowem.
- Wiemy mniej więcej, gdzie znajduje się jedna z jego wysp. Prawdopodobnie ma ich więcej, ale jeśli polecimy w tamtą stronę, to Czaszkochrup może znaleźć trop - wyjaśniła.
- Jesteś genialna, As! - ucieszył się Czkawka. - No dobra - zaczął - lecimy w kluczu, tak jak za starych, dobrych czasów. Końca niech pilnują najbardziej doświadczeni - spojrzał na Pyskacza i Valkę. - A panie - tu skierował się do żony oraz Heather - lecą jako drugie za mną. Gustaw, Śledzik, wiecie gdzie macie być? - to pytanie zadał retorycznie, nie oczekując żadnej odpowiedzi.
Polecieli na skraj wyspy i wylecieli w zwartym szyku na otwarte morze. Szybowali tak przez kilka dobrych minut, kiedy lecący obok Szczerbatka Czaszkochrup zaczął węszyć.
- Mamy trop! - zawołał Czkawka, odwracając się do reszty jeźdźców.
*
Eret gładził dziewczynę po głowie, dopóki ta się nie uspokoiła. Lykke wciąż milczała, aby móc słyszeć to, co dzieje się na pokładzie. Łzy na jej policzkach zdążyły już wyschnąć, a nogi drętwieć, gdyż stali tak już dłuższy kawałek czasu.
- Może usiądziemy? - zapytał cicho brunet. Haddock jedynie kiwnęła głową w odpowiedzi. Po chwili obydwoje opierali się o drzwi schowka, nic nie mówiąc. Szczerze mówiąc, brunet nie spodziewał się takiej reakcji ze strony dziewczyny. Nie sądził, że taka sytuacja wywoła łzy na jej twarzy. Zawsze myślał, iż tego typu sytuacje nie będą w stanie wyprowadzić jej z równowagi. Stało się jednak odwrotnie. Najwidoczniej Burza była nie tylko jej smokiem, ale również przyjaciółką, na którą szatynka zawsze mogła liczyć w każdej chwili. A teraz nocna furia została brutalnie schwytana przez najbardziej znienawidzonego człowieka, jakiego znała.
Szłyszeli, jak na statku nieprzerwanie ktoś rozmawia. Najwidoczniej Drago poszedł do kajuty i załoga mogła rozluźnić nieco atmosferę. Do uszu zamkniętych w schowku dochodziły prymitywne i nieprzyzwoite żarty na temat kobiet, prośba o przemycenie wina, rozkazy dotyczące dostarczenia ryb smokom i...
- Dajcie tym tam dwóm wody, żeby nie zdechli. Drago che ich mieć żywych.
Gdy tylko Eret to usłyszał, zdał sobie sprawę z tego, jak bardzo jest spragniony i głodny. Jak na zawołanie z jego brzucha wydobyło się głośne burczenie.
- Też bym coś zjadła - mruknęła w odpowiedzi szatynka, co ucieszyło Ereta, gdyż w końcu się odezwała.
Moment później do ich uszu dobiegł dźwięk otwieranego zamka. Odsunęli się od drzwi jak oparzeni i odwrócili się w tamtą stronę.
Oślepiający blask poraził ich w oczy, gdy jakiś młody majtek wrzucił im bukłak z wodą i spory bochenek chleba. Lykke nie zdążyła nawet przyjrzeć się jego twarzy, bo drzwi ponownie zostały zamknięte na kłódkę, pogrążając ich w ciemności.
- Wow, czyli jednak chce nas żywych i zdrowych - skomentował Eret, przyglądając się żywności.
- Najwidoczniej jeszcze nas potrzebuje - odpowiedziała dziewczyna i szybko chwyciła chleb, rozrywając go na dwa kawałki, mniej więcej równej wielkości. Większą część oddała Eretowi i bez słowa wgryzła się zachłannie w czerstwe pieczywo.
Brunet natomiast otworzył bukłak i pochłonął kilka dużych łyków, po czym oddał wodę dziewczynie.
*
- Myślicie, że jesteśmy na dobrej drodze? - zapytał wątpliwie Śledzik.
- Na pewno. Czaszkochrup się nie myli, zwłaszcza jeśli chodzi o kogoś, z kim spędza praktycznie cały czas - odpowiedziała pozornie spokojnie Astrid, chociaż wewnątrz była poirytowana, zwłaszcza że pytania tego typu padały z ust Ingermana coraz częściej.
Przez następne dwie godziny drużyna leciała w ciszy. Nikt nie miał nastroju do rozmów. W końcu ich przyjaciele zostali porwani przez psychola, który wrócił po paru latach, by dokonać zemsty.
Astrid położyła się na Wichurze, opierając na niej lewy policzek. Zmęczonym wzrokiem zaczęła obserwować w połowie czerwony ogon Szczerbatka, delikatnie drżący pod wpływem wiatru.
*
Po skromnym posiłku Lykke wzięła sztylecik w prawą dłoń i zaczęła skrobać ostrzem po podłodze.
- Wydaje mi się, że niedługo będziemy na miejscu - powiedziała, kierując wzrok na swojego towarzysza.
- Też mam takie wrażenie - odparł ponuro Eret.
- Myślisz, że nas rozdzielą? - zapytała smutno. Nie chciała tego i bała się, że brunetowi zrobią coś strasznego. Nie chciała o tym myśleć, ale cała ta sytuacja pozbawiła ją jakichkolwiek pozytywnych myśli. Już nawet nie miała zbyt wielkiej nadziei, że ich odnajdą.
- Nie mam pojęcia. Chociaż skłaniam się bardziej ku temu, że to zrobią - mruknął.
- Boję się - powiedziała szczerze szatynka. - O ciebie i o Burzę. Tak bardzo chciałabym, żeby was wypuścili...
- Jeśli mają kogokolwiek wypuszczać, to nas wszystkich. Nie mógł bym cię zostawić na pastwę tego popaprańca. - Eret przysunął się do niej i bez skrępowania objął dziewczynę ramieniem. Ta oparła głowę o jego ramię i kontynuowała skrobanie podłogi.
Minęło sporo czasu, zanim do ich uszu dotarły zbliżające się kroki. Lykke szybko schowała sztylet do buta. Więźniowie odsunęli się od siebie jak oparzeni. Drago, gdyby dowiedział się, że zależy im na drugiej osobie, na pewno by to wykorzystał, więc lepiej nie kusić losu.
Usłyszeli dźwięk otwieranej kłódki, a po chwili oślepił ich blask zachodzącego słońca. Nie zamierzali na razie ruszać się z miejsca. Zmusiło ich do tego dopiero dwóch strażników, którzy brutalnie wyciągnęli tych dwoje na pokład.
Związano im z tyłu ręce, lecz strażnicy nadal trzymali ich mocno za ramiona.
Z kajuty kapitana wyszedł Krwawdoń i stanął naprzeciw jeńców.
- Masz szczęście, że twój smok to furia. Inaczej dawno zrobiłbym z niego nowy płaszcz. - Po tych słowach ryknął śmiechem i przybliżył twarz do Lykke, szczerząc się w okropnym uśmiechu.
Szatynka nie wytrzymała i pod wpływem impulsu splunęła tyranowi prosto w twarz. Wokół siebie usłyszała głośną reakcję ludzi. Żaden z nich w życiu nie odważyłby się na taki czyn, więc wszyscy byli bardzo zdziwieni, że zrobiła to drobna dziewczyna.
Mina Krwawdonia wyrażała szok i zdumienie, które po chwili zamieniło się w gniew i wściekłość. Zamachnął się i uderzył Haddock z otwartej ręki w twarz. Siła ciosu była tak mocna, że nawet strażnik nie był w stanie sobie z tym poradzić i szatynka z hukiem upadła na deski pokładu. Lykke skuliła się, ale nie mogła obronić twarzy przez związane z tyłu ręce.
Eret chciał się wyrwać z rąk strażnika, lecz kiedy tylko spróbował, kolejny mężczyzna podszedł i złapał go za drugie ramię.
W tym czasie Drago spojrzał z pogardą na leżącą dziewczynę i kopnął ją mocno w brzuch.
- Gdybyś była kimś innym, już dawno byś zdechła, suko - ryknął.
Eret zebrał w sobie całą siłę i wyrwał się z uścisku ludzi. Znokautował ich dwoma kopniakami w głowę, po czym w mgnieniu oka pojawił się przy ledwo oddychającej dziewczynie.
Ona spojrzała na niego z bólem i chwilę później wypluła na pokład trochę krwi, a z jej oczu popłynęły łzy.
Chwila ta trwała dosłownie dwie sekundy, a potem brunet poczuł silne uderzenie w głowę. Wstał na równe nogi, delikatnie się chwiejąc. Kolejny cios padł z prawej strony i tym razem Eret zatoczył się i wpadł na słup masztu. Krwawdoń przycisnął swoją potężną ręką gardło jeńca. Spojrzał na nos Ereta, z którego ciekła ciemna krew. W tym momencie wpadł na genialny pomysł na zemstę.
Bardzo satysfakcjonującą zemstę.
***
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top