Rozdział 8.1
Lykke wiedziała, co jest w środku.
- Uciekajcie! Już! - wrzasnęła nagle i czym prędzej podbiegła do skrzynki. Drago i jego ludzie zdążyli zniknąć jej z oczu, tak samo jak teraz robiła to część mieszkańców Berk, którzy znajdowali się akurat w tym rejonie. Z oddali słyszała stłumiony głos wikinga, który popędzał resztę, lecz każdy dźwięk zdawał się nie docierać do jej uszu. Przez chwilę zastanawiała się nad tym, gdzie może być Burza, ale wyrzuciła tę myśl z głowy. Skupiła się na łomocie swojego serca i na tym, aby jak najszybciej zabrać stąd bombę gazową. Z trudem podniosła skrzynkę i zaczęła kierować się w miejsce, gdzie bomba wyrządzi jak najmniej szkód - las. Mimo tego, że próbowała chociaż truchtać, aby przyspieszyć całą akcję, przedmiot mocno ją spowalniał.
Nie zostało jej wiele czasu. Mniej więcej dziesięć sekund. Tyle miała na zabranie skrzynki od ludzi.
Wtem, poczuła dotyk na ramieniu. Odwróciła głowę i ujrzała sylwetkę Ereta, na którego padały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Brunet bez słowa wziął od niej skrzynkę, spojrzał szybko na lont i, biegnąc jeszcze przez chwilę, rzucił ją tak daleko, jak tylko mógł. Niestety ciężar bomby i grawitacja sprawiły, że wylądowała ona zaledwie pięć metrów od mężczyzny. Sekundę później skrzynka wybuchła, rozpylając wokół siebie niebieski gaz.
- Zasłoń usta i nos, nie wdychaj! - poleciła szatynka, otrząsając się z szoku. Po wybuchu huczało im w uszach, a Eret, jako że był bliżej, zaczął mieć małe problemy z równowagą.
Obydwoje przytknęli rękawy do swoich twarzy, a Lykke, widząc, że jej towarzysz się chwieje, przełożyła jego wolne ramię na swoje barki i ruszyli tak szybko, jak mogli, w stronę wioski.
Niebieski gaz rozprzestrzeniał się bardzo szybko. Lykke spojrzała za siebie. Doganiał ich, a ona nie wiedziała, co zrobić.
*
K
ilka chwil przed odpaleniem bomby
- Dzięki za informację - Czkawka skinął głową na posłańca z wioski i zwrócił się ku Gburowi.
- Jakie mamy wieści?
- W wiosce wszyscy pokonani. Reagan mówi, że został tylko Drago i kilku ludzi, ale zaraz mają ich pojmać i wsadzić do więzień. - Mówiąc to, Haddock przyczepił spowrotem piekło do uda, a tarczę założył na plecy. Wolał mieć wolne ręce, zwłaszcza, że już było po wszystkim.
Chwilę później wikingowie zaczęli prowadzić żyjących wrogów w stronę wioski, przechodząc obok wodza. Każdy krwawdoniowiec był pilnowany przez dwóch wandali, więc nie było powodu do obaw.
- Czy to już wszyscy? - zapytał Czkawka Pyskacza.
- Tak, dwudziestu trafiło do cel, a reszta nie żyje. - Czkawka na te słowa głośno westchnął i przymknął oczy, zastanawiając się nad czymś. W tym momencie podeszła do nich Astrid.
- Kochanie, odpocznij, ja się resztą zajmę. Dowodziłeś przecież dzisiaj całą wioską. - Blondynka pocałowała czule męża w policzek i pogładziła go po zmierzwionych włosach. Szatyn wiedział, że pada z nóg i nawet nie próbował tego ukrywać.
- Dasz sobie radę? - zapytał Haddock, a ona tylko podniosła brew, jakby usłyszała jakiś słaby żart. Czkawka, mimo panującego półmroku, dostrzegł to i cicho się zaśmiał. - Taa, to było głupie pytanie - dodał i zawołał do siebie Szczerbatka. Poklepał smoka po głowie, wskoczył na niego i ruszył w stronę wioski, uprzednio posyłając żonie wdzięczne spojrzenie.
- Dobra, wszystkich zabitych trzeba przetransportować na zdatne do pogrzebu łodzie. Zleć to drużynie A - powiedziała po chwili do Pyskacza i rozejrzała się dookoła, w poszukiwaniu Mieczyka. Wiedziała, że będzie on w złym stanie i lepiej będzie nie zostawiać go samego. Dostrzegła go przy Wymie i Jocie, jak opierał się o drzewo czołem do kory. Skinęła na Gbura, który zaczął zwoływać jeźdźców i ruszyła w stronę drzewa.
- Mieczyk? Jak się czujesz? - zapytała cicho Astrid, podchodząc do blondyna. Thorston jedynie wzruszył ramionami. - Może polecisz do Szpadki? Jest teraz prawdopodobnie u Gothi - zaproponowała, ale nie usłyszała żadnej odpowiedzi. - Ona potrzebuje twojego wsparcia. Twojego i Sączysmarka. On też powinien wiedzieć, co się stało. - Położyła dłoń na jego ramieniu. - Wszystko będzie dobrze, zobaczysz. Szpadka to twarda zawodniczka. - Na te słowa usta Thorstona wygięły się w niewielki uśmiech.
- Tak, racja, twarda... - odezwał się po raz pierwszy podczas tej rozmowy. W jego głosie można było wyczuć nadzieję i swego rodzaju ulgę. - Dobrze, polecę do niej, ale z Sączysmarkiem - dodał po chwili i wskoczył na smoka.
- Tylko powiedz mi później, jak ona się czuje. - Astrid uśmiechnęła się do blondyna, po czym wróciła do Pyskacza, który teraz rozmawiał z Valką.
- To dobrze, niech odpocznie, zajmiemy się wszystkim - rzekła starsza jeźdźczyni. Astrid usłyszała jedynie końcówkę ich rozmowy, ale wiedziała, że na szczęście nie będzie sama w zarządzaniu. Ta świadomość spowodowała na jej twarzy uśmiech.
- Czyli tutaj mamy wszystko załatwione, tak? - upewniła się dziewczyna.
- Tak, możecie wracać do wioski. Ja tylko dopilnuję, aby pogrzeb odbył się jak należy i też będę wracał - mruknął Pyskacz, wycierając pot z czoła. - Maruda! - zawołał ochrypłym głosem, a następnie oddalił się od kobiet, szukając smoka.
*
- Pewnie tu jeszcze wróci - odezwała się Valka, gdy razem z Astrid leciały do wioski. Kobieta nie musiała nic więcej dodawać. Blondynka wiedziała, o kogo jej chodzi.
- Pewnie tak. Nie odpuści, dopóki nie wygra - westchnęła i przetarła dłonią oczy.
- To była naprawdę ciężka noc...
- Racja. Mam nadzieję że nikt z naszych nie zginął. - Blondynka kiwnęła powoli głową i ziewnęła.
- Ty też musisz odpocząć, dzielnie walczyłaś, więc w pełni ci się należy - powiedziała Valka z spokojnym uśmiechem na twarzy.
- Dziękuję ci za troskę, ale nie mogę sobie jeszcze pozwolić na odpoczynek. Zostało parę rzeczy do zrobienia - odpowiedziała uprzejmie, lecz stanowczo. - Valko? - zapytała po chwili.
- Tak?
- Mam naprawdę dziwne wrażenie co do tego wszystkiego.
- W jakim sensie? - dopytała kobieta, nie rozumiejąc toku myślenia synowej.
- Nie uważasz, że poszło nam za łatwo? Ta cała walka zajęła raptem niecałe pół nocy. To niepodobne do Drago...
*
Lykke czuła, że z każdą chwilą jej mięśnie wiotczeją i coraz trudniej było jej utrzymać Ereta. Dziewczyna zaczęła osuwać się na ziemię, a wraz z nią brunet, którego ręka przestała zakrywać twarz, a on sam pogrążył się we śnie. Spojrzała na trawę, która nagle zaczęła falować i cichutko ją wołać, aby położyła się i poczuła jej miękkość i cudowny zapach. Lykke jeszcze przez chwilę miała świadomość tego, że to halucynacje i słyszała, jak Eret mamrocze coś pod nosem, ale gdy znów nabrała powietrza przez rękaw, mocno zakręciło jej się w głowie.
Szatynka ostatkiem sił próbowała kogoś zawołać, lecz z jej gardła wydobył się jedynie cichy szept:
-Pomocy... - Zaraz po tym, bezwładnie opadła na trawę i zamknęła oczy, oddając się przyjemnemu chłodowi wilgotnych listków.
*
- Heather! - zawołał Śledzik i podbiegł do ciemnowłosej. Ta odwróciła się i szeroko uśmiechnęła. Ingerman objął ją swoimi potężnymi ramionami, nie zwracając uwagi na to, że ktoś może ich zobaczyć. - Jak dobrze, że nic ci nie jest - szepnął jej do ucha.
- Ja też się cieszę, że jesteś cały - odpowiedziała i pocałowała go w policzek. Śledzik zarumienił się lekko i uśmiechnął.
Wtem, do obejmującej się pary przebiegł Wiadro.
- Bomba! Szybko! - krzyknął tylko i ruszył w głąb wioski. Heather i Śledzik posłali sobie zdziwione spojrzenia, po czym pobiegli za oddalającym się wikingiem.
*
Wszystkie smoki zebrały się przy hangarze, gdzie czekali już na nie stęsknieni właściciele. Sączysmark był w śród nich i z wielką radością przytulił się do szyi Hakokła.
- Stary, jak dobrze, że jesteś cały - mruknął z uśmiechem do czerwonego gada. Hakokieł wydał z siebie cichy, gardłowy ryk i objął jednym skrzydłem swojego jeźdźca. Smark spojrzał zdziwiony na smoka. Nigdy w życiu nie spodziewał się takiego gestu od Hakokła.
- Jesteś chory? - zapytał swojego smoka i zaczął mu się przyglądać.
Tę przyjemną chwilę przerwał mu Mieczyk, który, wiedząc, że zaraz ma przekazać straszną wiadomość, miał smutny wyraz twarzy.
- O! Szwagier! Dobrze, że jesteście. - Jorgenson spojrzał na smoka, ale dostrzegł tylko jednego jeźdźca. - Aaa gdzie Szpadka? - zapytał, lekko zaniepokojony.
- Słuchaj, bo... Szpadka jest ranna - wymamrotał Thorston.
- Co?! Jak to? Gdzie ona teraz jest? Wyjdzie z tego? Kiedy to się stało? - Lawina pytań zalała Mieczyka, który postanowił przerwać potok słów.
- Eh, po prostu leć za mną, jest u Gothi, Astrid mówiła, że będzie dobrze. - Mieczyk obserwował, jak mąż jego siostry wskakuje na smoka i wspólnie wzbili się w powietrze, kierując się do domu szamanki.
*
- Szpicruta! - Heather zaczęła wołać swoją smoczycę podczas biegu. To samo zrobił Śledzik, który był nieco z tyłu, że względu na słabą kondycję. Zaraz za nim pojawiła się Sztukamięs z wielkim uśmiechem, widząc znów swojego przyjaciela.
Biegli za Wiadrem przez całą wioskę, kierując się w stronę portu, jednak wiking tuż przed wejściem do niego, skręcił w prawo i oczom Heather i Śledzika ukazała się ogromna chmura jakiegoś niebieskiego gazu, która rozprzestrzeniała się z każdą chwilą. Zaraz potem obok nich wylądowały Szpicruta i Sztukamięs.
- Co tu się stało? - zapytała dziewczyna, gdy podbiegli do sporej grupy wandali, stojących przy jednej z chat, gdzie gaz ich nie dosięgał.
- Drago podpalił taką skrzynkę i wtedy siostra Czkawki krzyknęła, że mamy uciekać. Wyglądało na to, że wiedziała, co to jest - zaczął mówić jeden z zebranych, obracając nerwowo topór w rękach.
- Dobra, do rzeczy.
- Wzięła to i ruszyła w stronę lasu, żeby nas ochronić, a zaraz za nią pobiegł Eret. Zniknęli za tym pagórkiem i teraz nie wiemy, co się z nimi dzieje. Wiadro miał pobiec po pomoc - powiedział tak szybko, jak umiał.
- Wiadomo, co to jest? - Inny wiking zapytał Śledzika, z nadzieją, że ten powie im, z czym mają do czynienia.
Ingerman wyjął z małej torby na pasku jakieś karty i zaczął je przeglądać.
- To prawdopodobnie gaz Szminkoszczura*. Ma bardzo silne właściwości nasenne i halucynogenne. Nie możemy teraz tam wejść i ich szukać - odparł po chwili, czytając jedną z kart.
- To co teraz? - odezwał się Wiadro.
- Musimy rozwiać ten gaz - tym razem głos zajęła Heather. - Gdzie są wasze smoki? - zapytała grupy i, nie czekając na odpowiedź, kontynuowała - Smoki muszą skrzydłami wywiać to poza wyspę. - Na te słowa jedni zaczęli wołać swoich towarzyszy po imieniu, a inni postanowili poszukać w wiosce.
W ciągu minuty udało im się zebrać jedynie pięć smoków, lecz Heather nie chciała czekać dłużej. Lykke i Eret mogli być w dużym niebezpieczeństwie. Za jej poleceniem gady zaczęły mocno machać skrzydłami. Niebieska chmura stawała się coraz rzadsza i zdawała się oddalać.
- Jeszcze trochę, kochana! - pocieszał Śledzik, gdy zobaczył nietęgą minę swojej uroczej smoczycy, która była wydawała się być niezadowolona z rozmiarów swoich malutkich skrzydeł.
Parę minut później niebieski gaz zniknął i wikingowie ruszyli na pomoc Eretowi i Lykke.
*
- Ruszaj, szybko! - wrzasnął Drago. - Nie mogą nas dopaść, wysyp to na wodę, to smok tropiący będzie miał większy problem ze znalezieniem nas - polecił swojemu słudze.
Okrętem mocno coś szarpnęło, po czym ruszyli pełną parą na na wschód. Wrzeńce były popędzane teraz przez dwóch ludzi, ale przynajmniej dostawały co parę minut ryby, aby nie straciły sił i płynęły szybciej.
Drago w głębi duszy cieszył się, że postanowił zaopatrzyć się w inną, ewentualną drogę ucieczki. W przeciwnym razie dawno by go złapali, a życie za kratkami na przeklętej Berk jakoś mu się nie widziało. Teraz przynajmniej miał to, czego chciał i spokojnie mógł wrócić na jedną ze swoich wysp, aby przygotować długo wyczekiwaną zemstę.
***
* Tiaa, poprosiłam młodszą kuzynkę, żeby wymyśliła nazwę smoka i powstało coś takiego XD przynajmniej łatwo będzie zapamiętać
----
Dam, dam, daaaam! Jak ja uwielbiam przerywać w takich momentach! Muahahaha! XD
Nie zwracajcie uwagi na nazwę tego smoka, serio XD. Kuzynka mówiła, że wymyśli nazwę, o ile pojawi się dokładnie to, co ona powie i nie będę się sprzeciwiać... no cóż...
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top