Rozdział 7.2

- Ruszać się! Żwawo! Nie słyszycie rogu? Nogi wam z dupy powyrywam, jeśli za trzydzieści sekund nie wyruszymy! - krzyczał bez przerwy kapitan jednostki zapasowej. Jej zadaniem było czekanie z drugiej strony Berk oraz, jeśli usłyszą dźwięk rogu, wkroczenie do bitwy i zaskoczenie wroga. Wojownicy na okręcie biegali we wszystkie strony. Nie spodziewali się, że będą potrzebni. Każdy był prawie pewny, że Drago bez problemu zdobędzie wyspę. Jednak teraz okazało się, iż wszyscy byli w błędzie. Ich pomoc będzie niezbędna.

Po upływie dokładnie dwudziestu siedmiu sekund pierwszy statek ruszył w stronę Berk. Płynął on z nadzwyczajną prędkością, gdyż był zaprzężony w dwa wrzeńce, popędzane biczem przez jednego z załogi.

Fale odbijały się z pluskiem od okrętu i rozpryskiwały, tworząc pianę, która tworzyła za statkiem piękne, białe wzory. Maszt był rozwinięty, aby jeszcze bardziej zwiększyć prędkość, a wojownicy stali pewnie na pokładzie, gotowi do walki. Niektórzy z nich trzymali w dłoniach pochodnie, aby chociaż trochę rozjaśnić tę mroczną noc, pełną nienawiści.

*

- O co, do cholery, mu chodzi z tym rogiem? - zapytał zirytowany Sączysmark.

- To nie jest teraz nasz największy problem. Lepiej skup się na tym, jak uniknąć tych kul i nie dać się zabić - krzyknęła Astrid, kierując Wichurę ku górze, aby nie dostać pociskiem.

Smoki próbowały trafiać w małe katapulty, ale ciągłe uniki, jakie musiały robić, znacznie utrudniały zadanie.

Wtem, obok Czkawki pojawił się Eret. Jego zaniepokojony wyraz twarzy nie wróżył nic dobrego.

- Mają zapasową flotę, jakieś piętnaście statków. Zbliżają się do wyspy z drugiej strony w nadnaturalnym tempie - powiedział brunet jak najszybciej potrafił. Szatyn zaczął gorączkowo się nad czymś zastanawiać. Jego rozmyślania przerwał mu Śledzik.

- Czkawka! Z drugiej strony...

- Tak, wiem - przerwał mu Haddock.

- Oni są napędzani przez wrzeńce. Po dwa na łódź - oznajmił Ingerman ze strachem w oczach.

- Co mamy robić? - zapytał Eret.

Haddock gorączkowo nad czymś myślał. Starał się podjąć najrozważniejszą z decyzji.

- Eret, Lykke, Sączysmark, Śledzik zostajecie tu i staracie się zniszczyć statki. Cała reszta leci ze mną! - Rozkazał i trzy smoki ruszyły za nim na drugi koniec wyspy.

- Dobra, ludzie! - krzyknął Jorgenson. - Czas na niezłą rozpierduchę! - Uśmiechnął się nieco szaleńczo, po czym zaczął pikować i strzelać w statki ogniem jak z automatycznej katapulty. Tuż za nim zaczęli lecieć trzej pozostali jeźdźcy.

Na morzu znajdowało się jeszcze około dziesięć sprawnych okrętów, które nie pozwalały smokom na zbliżenie się dzięki ostrzałowi. Z każdą minutą byli coraz bliżej Berk.

Czwórka jeźdźców zaczęła się niepokoić, gdyż katapulty z wyspy przestały nacierać na wroga. Żadne z nich nie wiedziało, co się dzieje.

Eret zawrócił i poszybował na Berk, aby sprawdzić, co jest przyczyną. Przez parę minut próbował znaleźć Pyskacza, który jakby wyparował.

Nagle obok niego pojawiła się Heather.

- Eret! - krzyknęła zdziwiona. - Co ty tu robisz?

- Katapulty nie strzelają i nie mogę nigdzie znaleźć Pyskacza.

- Tak, wiem. Pobiegł do hangaru. Skończyły nam się kamienie - odparła równie mocno zaniepokojona. Musicie sobie poradzić bez nich. - Dziewczyna rozejrzała się dookoła i rzekła - Muszę znaleźć kogoś, kto mnie zastąpi i zaraz do was lecę. - Po tych słowach pobiegła w stronę grupy Wikingów, stojących nieopodal jednej z katapult. Ich wyrazy twarzy wyraźnie dawały znać, że nie poddadzą się bez walki.

Eret jeszcze przez sekundę przyglądał się im, jakby nad czymś intensywnie myślał, poczym wskoczył na Czaszkochrupa i dołączył do reszty jeźdźców.

*

- Tak jest! - ryknął uradowany Drago, ujrzawszy zamieszanie i małą dezorganizację u jeźdźców smoków. - Przyspieszcie! Chcę być już na tej przeklętej wyspie! - wydarł się na swoich podwładnych i z szaleńczym uśmiechem przypatrywał się Berk.

Jego łodzie płynęły szybko z obu stron wyspy. Wandale nie wiedzieli, którą stronę bronić jako pierwszą.

W końcu Pyskacz podjął decyzję. Trzy czwarte mieszkańców zdolnych i chętnych do walki ma czekać na Drago przy porcie, natomiast reszta ma udać się na drugi koniec wyspy, aby nie dopuścić do zajęcia wioski. Wikingowie wskoczyli na swoje smoku i pełni zapału polecieli za Pyskaczem.

*

Okręty zbliżały się do Berk w zatrważającym tempie. Wrzeńce, uderzane raz po raz biczem, dawały z siebie wszystko i były na skraju wyczerpania.

- Przygotujcie niespodziankę. Zaraz będziemy - mruknął Krwawdoń do jednego ze swoich podwładnych, bez ustanku obserwując unoszące się w powietrzu, ledwie widoczne w nocy, smoki.

Na pokładzie zapanował jeszcze większy ruch. Spod pokładu wyjęto szczelnie zapakowaną skrzynkę i ostrożnie położono ją na deskach. Żaden z majtków wolał nie mieć kontaktu z nią dłużej, niż było to konieczne.

*

- Zbliżają się! Bądźcie gotowi na wielką bitwę! - Rozkazał Pyskacz i wymienił swój hak na potężny, dwusieczny topór. Spojrzał w rozgwieżdżone niebo i, ujrzawszy jeźdźców, nakazał Wandalom podążać za ich wodzem.

*

Bitwa rozszalała się na dobre. Krwawdoniowcy dzielnie brnęli przed siebie, próbując zastrzelić wirujące nad masztami smoki. Mieszkańcy Berk nie pozostawali im dłużni i coraz sprawniej niszczyli okręty wroga.

Wtem, jeden z kuszników wystrzelił i trafił prosto w bok Szpadki. Dziewczyna krzyknęła głośno, szybko łapiąc się za rozrywającą z bólu ranę. Spojrzała na strzałę, momentalnie blednąc.

- Szpadka! - Przerażony Mieczyk zbliżył głowę smoka do siostry i mocno ją objął, aby nie spadła. - Hej, siostra, słyszysz mnie? - Blondyn drżącym głosem próbował zmusić ją, aby na niego spojrzała.

Jorgenson błędnym wzrokiem patrzyła w niebo. Czas jakby zwolnił. Słyszała jakieś dziwne, stłumione dźwięki i zaczęła szukać ich źródła. Jej wzrok powędrował na twarz Mieczyka, który z zrozpaczonym wyrazem twarzy kogoś wołał. Ból pod żebrem z każdą chwilą się nasilał, a ona czuła, jakby wyrywali jej skórę razem z wszystkimi narządami. Pod palcami, uciskającymi bok, poczuła ciepłą, lepką substancję, co spowodowało, że zrobiło jej się jeszcze słabiej. Dźwięki docierały do niej jeszcze wolniej niż wcześniej. Te parę sekund wydawało się jak cała wieczność.

Szpadka nie wiedziała, co się dzieje. Na pół przytomna została ostrożnie przekazana Valce, która niezwłocznie poleciała do Gothi i, gdy tylko upewniła się, że szamanka zaopiekuje się dziewczyną, wróciła na pole bitwy.

Mieczyka ogarnęła wściekłość. Kolejna dawka adrenaliny napłynęła do jego żył, a on sam był gotów roznieść całą tę bezużyteczną flotę w pył.

- Wym, Jot, wiecie, co macie robić - po tych słowach Zębiróg Zamkogłowy wraz z jednym jeźdźcem na grzbiecie zaczął lecieć z ogromną prędkością na okręty Drago. Nie obchodziły go nawet strzały, które smok ledwo co omijał, i które mogły go w każdej chwili zabić.

Zielony, gęsty dym ogarnął pięć łodzi, które sekundę później wybuchły potężnym pożarem, wytwarzając łunę, oświetlającą wszystko dookoła. Łańcuchy pękły pod wpływem żaru i wrzeńce były wolne, czym prędzej uciekając z niebezpiecznego terenu

Thorston spojrzał na malownicze dzieło tego jakże pięknego żywiołu i z dziką satysfakcją starał się w ten sam sposób unicestwić resztę. Zapanował nad nim szał i chęć zemsty. Czuł, że może zrobić wszystko, aby odegrać się za postrzelenie jego ukochanej bliźniaczki.

Astrid i Czkawka przez chwilę przyglądali się Thorstonowi, który właśnie wysadził w powietrze kolejne dwie łodzie.

- Powinniśmy się o niego martwić? - zapytał Haddock, po raz kolejny o włos omijając świszczącą strzałę.

- Nie sądzę. Jego furia nam się przyda. Bardziej martwię się o biedną Szpadkę, mam nadzieję, że Gothi jej pomoże - odparła blondynka, gdy Wichura przebiła swoimi kolcami żagiel.

*

- Są coraz bliżej! Nie damy rady zatrzymać ich na wodzie! - krzyknął Eret do reszty.

- Leć na ląd, poradzimy sobie, a przecież ktoś musi poprowadzić wikingów - rozkazała Lykke, w pełni skupiona na zadawaniu ciosów wrogowi.

Brunet, nie zwlekając dłużej, poleciał na wyspę i zaczął wydawać polecenia organizacyjne. Heather postanowiła mu w tym pomóc. Sprawnie podzielili wszystkich na dwie części: pierwsza, liczniejsza, będzie linią ataku, która będzie musiała z pomocą smoków pokonać wroga. Druga część, czyli tak zwana linia obrony, będzie strzec zapasów, kobiet i dzieci. Oczywiście i w tym wypadku smoki będą niezbędną pomocą.

*

Wróg powoli zbliżał się do brzegu. Wyspa, oblężona z dwóch stron, dzielnie broniła się przed napastnikiem, lecz nieprzyjaciel zdołał dobić do portu.

Krwawdoniowcy zaczęli wyskakiwać z łodzi i walczyć z Wandalami. Bitwa powoli kierowała się w głąb wyspy, co nie było korzystne dla jej mieszkańców. Lykke, Sączysmark i Śledzik postanowili wylądować i pomóc w naziemnej bitwie. Zanim ruszyli w wir walki, nakazali swoim smoczym przyjaciołom zniszczyć tyle statków, ile się uda.

Z drugiej strony wyspy sytuacja również nie wyglądała lepiej. Mimo, iż statków zostało mało, to dwa z nich zdążyły dobić do brzegu. Wandale zdziwili się, gdy z okrętów wyszło na brzeg około dziewięćdziesięciu wojowników, uzbrojonych po same zęby.

- Gdzie oni ich wszystkich trzymali? - Zdziwiła się Astrid.

- Nie mam pojęcia. Ale wiem jedno: nie możemy pozwolić im na zwycięstwo - odrzekł twardo Czkawka, po czym zanurkował ze Szczerbatkiem w ciemną noc. Po chwili słychać było charakterystyczny pisk i huk, a sekundę później kolejna łódź rozbiła się na kawałki.

*

Wandale dzielnie walczyli z wrogiem. Ich przewagą były smoki, które zionęły ogniem, niszcząc statki i tym samym uniemożliwiając Drago ucieczkę. Cześć z nich pomagała mieszkańcom Berk w obronie dzieci i kobiet.

Lykke wyciągnęła cytybarowy miecz i z krzykiem odcięła głowę człowiekowi, który właśnie na nią biegł. Przypomniała sobie wtedy słowa Czkawki, aby nie zabijać, ale w tej sytuacji jest to po prostu niemożliwe. Dziewczyna porzuciła swoje rozmyślania i rzuciła się w wir walki, zapominając o wszystkim dookoła. To był właśnie skutek hipnoz Drago. Gdy Lykke zaczynała walczyć, ciężko było ją wyrwać z tego stanu.

Szatynka poczuła, jak coś odbiło się od jej pleców. Odwróciła się błyskawicznie i nieco oprzytomniała, kiedy ujrzała twarz Ereta. On również zdawał się być zaskoczony tym, że natknął się właśnie na nią. Kiwnęli na siebie porozumiewawczo głowami i ponownie odwrócili się tyłem do siebie. Krwawdoniowcy otoczyli ich, lecz nie zdawali sobie sprawy z tego, że zaraz będzie po nich.

Lykke schyliła się, unikając spotkania z ogromnym toporem. Zamachnęła się mieczem i odcięła komuś prawe ramię. Chwilę później usłyszała za sobą wołanie Ereta i od razu zrozumiała wiadomość. Oboje skoczyli wysoko, a pod nimi mignął miecz. Eret spojrzał szybko w obydwie strony, a do głowy wpadł mu pomysł. Przypomniał sobie, jak na szkoleniu u Krwawdonia walczono w duetach. Jedną z technik, jakie stosowano, aby pokonać napastnika był tak zwany "młynek". I właśnie to chciał teraz zrobić. Zahaczył swoje łokcie o ramiona Lykke i, zanim ta zdążyła coś powiedzieć, szepnął jej do ucha słowo "młynek". Dziewczyna szybko połapała się, o co chodzi brunetowi i po chwili, na plecach Ereta, zaczęli obracać się szybko, tnąc mieczem i kopiąc każdego, kto tylko spróbował się zbliżyć.

*

- Synu! Co robimy? - zapytała go matka.

- Lądujemy. My zostaniemy na ziemi i będziemy walczyć wręcz, a smoki będą niszczyć statki. Szczerbatek zostanie z nami i będzie pomagał - oznajmił władczym tonem Haddock. Wszystkie smoki opadły na ziemię, pozostawiając na niej swoich właścicieli. Wandale stanęli za swoim wodzem, czekając na dalsze rozkazy.

- Nie obejdzie się bez śmierci - krzyknął Czkawka do ludu - to na pewno. Musimy walczyć o naszą wyspę i wolność. Nie poddamy się! - Po tych słowach lud zawiwatował i z wojowniczym okrzykiem na ustach ruszył pędem w stronę zbliżającego się wroga.

*

Bitwa na lądzie trwała prawie półtorej godziny, jednakże z każdą chwilą przewagę zdobywali mieszkańcy Berk. Wśród nich nie było na szczęście śmiertelnych ofiar. Widząc to wszystko, Drago bardzo się niepokoił. Pokazał jednemu z dowódców pewien znak i rudowłosy mężczyzna pobiegł gdzieś niezauważony. Sam Krwawdoń był wciąż chroniony przez siedmiu swoich podwładnych i bez obaw mógł patrzeć na zniszczenie, jakie panowało dookoła. Jednak fakt, że mógł on z każdą chwilą przegrać, kazał mu podjąć bardzo ryzykowną decyzję.

- Przynieście to, teraz - warknął i jeden z ochroniarzy pobiegł jak najszybciej do ostatniego z ocalałych statków. Wziął to, co kazał Krwawdoń i popędził ponownie do swego pana. Nagle, za nim rozległ się potężny huk. Statek, z którego właśnie wybiegł, teraz stał w płomieniach. Ich ostatnia droga ucieczki zniszczona. Ale czy na pewno?

*

Gdy Lykke ujrzała w końcu Drago, ogarnęła ją wściekłość. Nie zważając na nic, ruszyła w jego stronę. Eret zauważył to, co dziewczyna chciała zrobić i pobiegł za nią. Chciał za wszelką cenę odwieść ją od tego pomysłu. Przecież to by się skończyło dla niej śmiercią. Zwłaszcza, że teraz nie ma przy niej Burzy, ani nikogo innego.

Drago również zauważył szatynkę i uśmiechnął się szeroko.

On coś planuje, pomyślał Eret, kiedy dostrzegł wyraz twarzy Krwawdonia. Coś mu w tym wszystkim nie pasowało... Wtem, usłyszał świst tuż przy uchu. Odwrócił się i pchnął mieczem. Wojownik, który właśnie próbował uśmiercić bruneta, padł teraz na ziemię w bezruchu z dziurą w klatce piersiowej.

*


Ochroniarz Drago podbiegł do swojego władcy zdyszany. Ostrożnie przekazał mu skrzynkę i powrócił do ochrony Krwawdonia. Szaleniec położył przedmiot na ziemi i z dzikim uśmiechem na twarzy czekał, aż pojawi się Lykke.

Dziewczyna znów pojawiła się w zasięgu jego wzroku. Zatrzymała się parę metrów od niego i powiedziała:

- To już koniec, Drago, wszyscy twoi ludzie albo nie żyją, albo są złapani.

- Oh, doprawdy? - zapytał. - Nie byłbym tego taki pewny. - Po tych słowach do uszu szatynki dotarł wywołujący dreszcze śmiech - Teraz! - ryknął nagle Drago i dwóch ludzi przesunęło nieco skrzynkę, podpalając pochodnią lont, wystający z dziurki do klucza.

***

Witajcie ^-^. Kolejną długa przerwę wynagradzam wam długim jak na mnie (ponad 2100 słów) rozdziałem.

Potraficie zgadnąć, co będzie dalej?

Do zobaczenia niebawem B)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top