Rozdział 7.1

Cztery smoki leciały wysoko nad morzem w zwartym szyku. Z tej wysokości nikt nie był w stanie ich zauważyć zwłaszcza w środku nocy.

Jeźdźcy lecieli w pełnym skupieniu. Nikt nie chciał się odzywać, jakby każdy z nich czekał na jakiś maleńki znak, informujący o tym, że pora atakować.

Czkawka dokładnie obserwował statki wroga. Jedynie to mu pozostało. Moment rozpoczęcia walki zależał tylko i wyłącznie od bliźniaków i Jorgensona.

W końcu, po zdawającym się trwać wiecznie czasie, Szczerbatek szturchnął swojego przyjaciela, pokazując mu w ten sposób, że odebrał sygnał i wszyscy są gotowi.

- Śledzik zna już skład smoków. Dołączy do nas w trakcie - powiedział szatyn, nie spuszczając wzroku z oddalającego się gronkla.

Czkawka spojrzał na zbliżające się statki. Było ich około trzydzieści, a na każdym z nich stali uzbrojeni po zęby wojownicy. Dostrzegł również niezauważone przez wroga dwa smoki, które zbliżały się w kierunku podwładnych Drago. Nagle, na pokłady okrętów zaczęły spadać butelki. Po zetknięciu z twardą, drewnianą podłogą pękały i rozlewały zieloną, kleistą substancję.

- Teraz! - krzyknął Czkawka, po czym założył swoją maskę. Wszystkie cztery smoki w ciągu sekundy zwinęły swoje skrzydła i zaczęły pikować w dół. Tuż nad pierwszym masztem nocna furia momentalnie rozwinęła je, strzelając bezbłędnie w lepką plamę. Płomień rozbłysł niemalże od razu. Panika, jaka zapanowała wśród najeźdźców, dała jeźdźcom kilka dodatkowych, cennych sekund na kolejne ataki. Każdy smok starał się spluwać w taki sposób, aby nie zabić żadnego żołnierza. Gady wirowały między czarnymi żaglami, co jakiś czas mijając się z gracją, jakby wykonywały jakiś podniebny układ, a każdy ich ruch był perfekcyjny.

Mijanie strzał i podpalenie statków było dopiero rozgrzewką do prawdziwej walki.

Unik.

Czkawka zaczął szukać wzrokiem Drago, lecz nigdzie nie mógł go dostrzec. Szatynowi przeszło przez myśl, że być może wciąż siedzi w kajucie kapitana na którymś z większych okrętów.

Kolejny unik.

Haddock poklepał Szczerbatka z wdzięcznością.

- Dobra, Mordko, musimy znaleźć Krwawdonia - mruknął, ale na tyle głośno, aby gad go usłyszał.

Jeździec na chwilę spojrzał za siebie, chcąc ocenić sytuację. Około połowa statków była trawiona przez ogień, rozświetlający ciemną noc. Wym i Jot wraz z Hakokłem oraz jeźdźcami na grzbietach starali się zbliżyć do nieuszkodzonych okrętów, ale byli skutecznie trzymani na odległość przez strzały, świszczące im koło uszu. Mieczyk i Szpadka, wiedząc, że nie dadzą rady podrzucić gluta reszcie sił wroga, postanowili rzucić pozostałe butelki na płonące już statki, by wzniecić większy ogień i zmusić wojowników w niedźwiedzich kapturach do natychmiastowego opuszczenia okrętu. Wszystkich ludzi, pływających w zimnym morzu, łapała drużyna A, która zabierała ich na wyspę, gdzie byli zamykani w więzieniach.

Szatyn odwrócił głowę, skupiając się teraz na odnalezieniu sprawcy tej całej bitwy. Szczerbatek wdzięcznie wymijał ostre groty strzał i maszty, również wytężając zmysł wzroku.

Gdy przelecieli już nad wszystkimi jednostkami, po Drago nadal nie było śladu.

Nie ma sensu dłużej go szukać. Prędzej czy później sam się znajdzie. Pomyślał Czkawka, zawracając w stronę przyjaciół.

*

Nieuszkodzone statki dzielnie brnęły dalej, były coraz bliżej Berk. Jeźdźcy robili, co mogli, a mimo to wróg zdołał zbliżyć się do wyspy.

Jak na komendę, z katapult zaczęły lecieć kamienne i ogniste kule w stronę nieprzyjaciela. Jedna z nich przebiła pokład, dziurawiąc statek na wylot.

- Panie! Zestrzelili nasz okręt! Zaraz zatoniemy! - Mężczyzna wpadł do kajuty, ostrzegając czarnowłosego. Jednak Drago, zamiast opuścić pokładu i uniknąć spalenia żywcem, wstał powoli ze swojego fotela obitego smoczą skórą i podszedł do jednej z szafek. Bez pośpiechu wyjął z niej czarny płaszcz, będący kiedyś nocną furią, po czym wyszedł wolnym krokiem z kajuty. Wojownik zaczął wpatrywać się osłupiale w swojego władcę i dopiero po paru sekundach opuścił pomieszczenie.

Krwawdoń rozejrzał się dookoła i z niezadowoleniem dostrzegł, że znaczna część jego statków płonie jaskrawym ogniem, a reszta albo ledwo co się trzyma, albo tonie przez dziurawe pokłady tak samo jak jego statek.

- To nie tak miało wyglądać! - ryknął niespodziewanie. Jego podwładni odsunęli się, aby nie zostać przypadkiem jego celem do wyżycia się. Krwawdoń uderzył pięścią ledwo trzymający się maszt, który pod wpływem jego siły przewrócił się i zatonął w odmętach.

- Plan B! - zarządził, kiedy jego emocje nieco opadły. - Szybko! - ponaglił, gdy zauważył, iż lada moment jego statek zatonie.

Przerażeni majtkowie zaczęli biegać po pokładzie i szukać rogu, który jak na złość nie chciał się nigdzie znaleźć. Gdy w końcu jeden z mężczyzn krzyknął, że znalazł szukany przedmiot, załoga odetchnęła z ulgą. Teraz ich zadaniem było ugaszenie płomienia, aby Drago miał więcej czasu na zmianę łodzi.

*

- Słyszycie to? - zapytał Sączysmark, kiedy rozległ się dźwięk rogu.

- Może to odwrót? - zasugerowała Szpadka.

- Nie sądzę. Drago prędzej by zginął, niż zarządził odwrót - odparł Haddock. - Musimy zachować czujność! - rozkazał, a następnie znów wzbił się w rozgwieżdżone niebo. Jeźdźcy jeszcze przez chwilę patrzyli w tamtą stronę, po czym polecieli w różne strony, aby kontynuować niszczenie floty nieprzyjaciela.

Wtem, na pokłady niezniszczonych okrętów zostały wytoczone  małe katapulty. Obok każdej z nich zaczęto ustawiać kule wielkości głowy, które wyglądały na zrobione z jakiegoś metalu.

***

Tak, wiem. Nie było mnie długi czas. Nie mam nic na swoją obronę :/ Możecie na mnie pokrzyczeć w komentarzach, jeśli chcecie 😞

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top