Epilog 1 cz.

Rozpoczęto poszukiwania Krwawdonia. Każdy smok i jeździec dokładnie obserwowali ląd pod sobą. Rozdzielili się, aby cała akcja przebiegła sprawniej.

Wtem Lykke usłyszała gwizd, a następnie ryk koszmara ponocnika. Jak się potem okazało, Gustaw odnalazł Drago, który chciał uciekać jedną z łodzi zacumowanych w porcie.

Burza czym prędzej poleciała w tamtym kierunku. Obydwie wylądowały tuż przy Gustawie, który trzymał wyciągnięty miecz w stronę tyrana. Jego ręka mocno się trzęsła, więc wspomógł się drugą.

Stali na pomoście, a nocna furia dwoma strzałami odcięła liny statków, które teraz były swobodnie unoszone przez fale. Burza stanęła około dwa metry za Lykke i Gustawem w pozycji bojowej, nieustannie warcząc.

- Tym razem to koniec - powiedziała poważnie szatynka dumnie unosząc głowę. - Już nie masz dokąd uciec. Zapłacisz za wszystko i nie okażę ci żadnej litości, dokładnie tak, jak ty mi - warknęła i zrobiła parę kroków w przód. Dokładnie o tyle samo cofnął się Drago, docierając prawie na sam koniec drewnianej konstrukcji.

- Haha, myślisz, że zdołasz mnie pokonać? Nawet nie masz żadnej broni - odpowiedział jej kpiąco. Jakiś dziwny błysk w jego oku sugerował dziewczynie, że coś jest na rzeczy. Postanowiła być czujniesza.

Usłyszała z oddali ryki zbliżających się smoków.     

- Gustaw, podaj mi miecz - rozkazała, wciąż obserwując Krwawdonia. Jednak odpowiedziała jej jedynie cisza. - Gustaw? - Odwróciła się w jego stronę i momentalnie poczuła ostry ból przeszywający na wskroś jej brzuch. Czas spowolnił. Sekundy zaczęły się dłużyc niczym minuty. Otworzyła szeroko oczy i spojrzała w dół. Zobaczyła jak ostrze wbiło się w jej ciało, barwiąc strój na szkarłatny kolor, powoli kapiąc na ciemne deski. Z niedowierzaniem popatrzyła na Gustawa, który trzymał ciągle rękojeść, a z jego oczu płynęły łzy. Kiedy ich spojrzenia się skrzyżowały, zaczął w kółko powtarzać: "przepraszam". Usłyszała jak na pomoście i na ziemi lądują smoki, a zaraz potem do jej uszu dotarły przerażone okrzyki.

Gustaw wyciągnął miecz z jej drżącego ciała i że strachem rzucił skrwawione ostrze na deski.

Lykke upadła na kolana, trzymając się za brzuch.

Burza podbiegła do niej jako pierwsza, a zaraz za nią znalazł się Czkawka.

- Ty chory sukinsynu! - ryknął Haddock. Jak na zawołanie z pyska nocnej furii wydobyła się kula plazmy, która ostatecznie zakończyła żywot tyrana, który uprzednio zdążył się wyszczerzyć w podłym uśmiechu oznaczającym triumf. Ogromne ciało z pluskiem pogrążyło się w odmętach morza.

Kolejne rzeczy działy się bardzo szybko:

Astrid wykręciła do tyłu ręce Gustawa i z wściekłym wyrazem twarzy wyrzuciła go z pomostu na ląd.

Haddock podniósł ostrożnie szatynkę i czym prędzej przeniósł ją na miękką trawę, kładąc jej głowę na swoje kolana. Pozostali zbliżyli się w ich stronę.

Eret, który czuł się teraz znacznie lepiej, znalazł się błyskawicznie obok niej, tak samo jak Burza.

Wciąż nie mógł uwierzyć w to, co się właśnie stało.

- Lykke, nie... Proszę... - szepnął brunet. Nie mógł się zdobyć na głośniejszy ton. Jego szyja była cała sina. Reszta jeźdźców pytała go wcześniej, co się stało, lecz on wolał udzielić odpowiedzi, kiedy będzie po wszystkim. Teraz jednak jego stan zdrowia nie miał już dla Ereta żadnego znaczenia.

Wszyscy jeźdźcy zebrali się wokół dziewczyny. Lykke objęła ich wszystkich wzrokiem i uśmiechnęła się, na chwilę zapominając o cierpieniu.

- Ja... - zaczęła - zawsze chciałam umrzeć wśród rodziny. Nie myślałam, że nadejdzie to tak szybko, ale... - przerwała, aby odkaszlnąć - przynajmniej jestem wśród najbliższych.

Te słowa spowodowały, że wszystkim popłynęły łzy po policzkach. Eret zacisnął oczy, nie mogąc w to uwierzyć.

- Ch... Chciałabym móc się z każdym z was pożegnać - powiedziała słabo.

Każdy z jeźdźców po kolei klękał przy jej boku, wymieniając parę ciepłych słów. Wszyscy byli w ogromnym szoku. Zadawali sobie jednak sprawę z tego, że rana jest zbyt duża, aby przetransportować dziewczynę na Berk.

Na sam koniec została jeszcze Valka, Czkawka oraz Eret.

Kobieta pogłaskała delikatnie córkę po głowie.

- Kiedy się odnalazłaś, byłam najszczęśliwszą kobietą na ziemi, bo miałam przy sobie moje dzieci, a teraz Odyn znów mi cię zabiera. Nie tak powinno być - szepnęła łamiącym się głosem. Łzy płynęły ciurkiem po jej policzkach. Kobieta powoli wstała i przytuliła Pyskacza, płacząc w jego ramię.

- Nie, Lykke, ty musisz żyć - zaczął roztrzęsionym głosem Czkawka. - Zobaczysz, wyjdziesz z tego. Zabierzemy cię na Berk i zaopiekuje się tobą Gothi, i będziemy cię wspierać, i... I... Będzie dobrze, zobaczysz... - z każdym kolejnym słowem Haddock coraz bardziej pogrążał się w rozpaczy. Głos całkowicie mu się załamał i jedyne, co mogła po tym usłyszeć, to cichy szloch swojego brata.

- Czkawka... - zaczęła spokojnie dziewczyna. Słowa kosztowały ją dużo wysiłku. - To moje ostatnie chwile, dobrze o tym wiesz... - Po tych słowach spojrzała na Ereta. - To dzięki tobie przeżyliśmy. To, co wtedy powiedziałeś nas uratowało... I wiesz co? Ja ciebie też - szepnęła słabo. Eret, nie czekając dłużej, objął delikatnie dłońmi jej bladą twarz, pochylił się nad nią i złożył na jej małych ustach czuły pocałunek.

Oboje długo na to czekali. Przekazali tym gestem całą swoją miłość ukochanej osobie. Nie chcieli przestać, ale przerwał im mocny napad bólu, a rana zaczęła krwawić obficiej. Całe dłonie dziewczyny były pokryte lepką cieczą. Jednak nieświadoma tego szatynka z trudem podniosła dłoń i pogładziła nią policzek Ereta, zostawiając na nim czerwoną smugę.

Kilka kropel łez opadło z oczu bruneta na trawę skąpaną we krwi.

- Proszę, zaopiekujcie się Burzą. - Ponownie spojrzała na wszystkich. Smoczyca, gdy tylko usłyszała swoje imię, przepchnęła się przez jeźdźców i ułożyła się obok swojej przyjaciółki. Łeb delikatnie wcisnęła między rękę, a bok dziewczyny w taki sposób, że Lykke mogła bez wysiłku głaskać ją za uchem.

- Kocham cię, Malutka. - Haddock nie mogła powstrzymać kolejnych łez. Nie chciała odchodzić. Bała się tego, co spotka ją po drugiej stronie. Jedynie obecność bliskich w pewnym stopniu uśmierzała ten strach. - Do zobaczenia w Valhalli. - Uśmiechnęła się słabo i po tych słowach pogrążyła się w wiecznym śnie.

Już nie czuła bólu. Jedna ręka bezwładnie opadła na trawę, a druga zastygła na głowie nocnej furii. To był koniec jej cierpienia.

Burza zawyła głośno z rozpaczy. Po łuskach spłynęły dwie smocze łzy, a smoczyca wtuliła swoją głowę w martwe ciało przyjaciółki.

Eret schował twarz w dłonie i zaczął płakać. Z resztą tak, jak wszyscy. W ciągu tego krótkiego czasu zżyli się z dziewczyną tak, jakby znali się od lat. Może to dlatego, że miała charakter podobny do Czkawki? A może miała w sobie coś takiego, co przyciągało do niej tylu ludzi?

Czkawka wciąż głaskał kciukiem chłodny policzek Lykke, a krople łez kapały wolno na jej twarz.

- Ty! - wrzasnął niespodziewanie Haddock. Ułożywszy głowę siostry na trawie, wstał i podszedł szybkim krokiem do Gustawa. - Widziałem, jak wbijasz jej ten miecz w brzuch! - warknął, łapiąc nastolatka za fraki i podnosząc go kilkanaście centymetrów nad ziemię.

Nikt nie zamierzał go powstrzymać. Każdy z jeźdźców widział tę scenę. Wiedzieli już, że nigdy nie wybaczą Gustawowi zdrady.

- J-ja... Ja mogę wytłumaczyć - bronił się przerażony chłopak.

- Nie ma wytłumaczenia na to, co zrobiłeś - powiedziała Heather, pociągając nosem.

Czkawka rzucił nim o ziemię i wyjął swoje piekło. Szczerbatek mruknął zdziwiony widząc, co robi jego przyjaciel. Wiedział, że w tamtym momencie szatyn nie działał racjonalnie.

Nocna furia wytrąciła łapą broń, zanim Haddock zdążył jej użyć.

- Szczerbatek ma rację - odezwała się Valka, odrywając się od starego przyjaciela. - My nie jesteśmy tacy, jak on. Wysłuchajmy go, a potem zobaczymy, co z nim zrobimy. - Próbowała przemówić wszystkim do rozsądku. Pyskacz ją poparł.

- On zabił twoją córkę, a moją siostrę! - argumentował wściekły szatyn.

- Czkawka, proszę, nie. - Astrid po chwili namysłu dołączyła do starszych wikingów i próbowała odciągnąć męża od tego czynu.

Kiedy Haddock spotkał jej spojrzenie, momentalnie się uspokoił. Na nowo zaczął myśleć racjonalnie, chociaż w tej sytuacji graniczyło to z cudem.

- Gdzie Eret? On też powinien wiedzieć - zapytał Śledzik, uprzednio rozglądając się dookoła.

- Wciąż przy Lykke - poinformowała smutno Heather.

- Zajmę się tym - mruknął Czkawka i podszedł do bruneta klęczącego przy dziewczynie. - Potrzebujemy cię tam. - Szatyn dotknął delikatnie ramienia przyjaciela.

- Ja... Chcę być przy niej... - powiedział cicho, walcząc z nieustającym bólem gardła.

- Dobrze... Przyprowadzę go tu... - poinformował i odszedł, by za moment wrócić ze wszystkimi.

- A teraz - zaczął patrząc pogardliwie na zdrajcę - gadaj.

Gustaw cały się trząsł. Chciał im opowiedzieć wszystko. Może wtedy choć trochę by mu odpuścili?

- To Drago. To on mnie szantażował.

- Przecież ten psychol nie miał do ciebie dostępu na Berk - zauważył Pyskacz.

- Może nie osobiście. Jego szpieg mnie zastraszał. Ten, którego złapała Lykke i Eret.

- Nawet nie wymawiaj jej imienia. Nie masz do tego prawa - warknął Eret, a jego gardło dało o sobie znać w postaci okropnego bólu.

- Przepraszam... Ten szpieg mówił, że wie o mnie wszystko. I faktycznie: wiedział. Bałem się. Potwornie się bałem. Później nakazał mi sabotować wszystkie wasze działania, ale ja się nie zgodziłem. Zagroził mi wtedy, że zabije moją rodzinę. Obiecałem mu, że pomogę w jego zemście na Erecie i na Lyk... Znaczy na niej. - Spojrzał ukradkiem na ciało szatynki. - Kiedy mieliście lecieć na jego wyspę, Drago, zanim wypłynął, kazał mi lecieć za wami. Na szczęście, a raczej na jego korzyść, wzięliście mnie sami i nie musiałem się ukrywać. Kiedy dotarliśmy, chciałem się wycofać z umowy i zabić Krwawdonia. Wtedy wszyscy byliby bezpieczni. Ale gdy spotkałem go wtedy na tym pomoście... Znów zacząłem się bać. Powiedział mi, że mam kogoś zawołać, a on zajmie się resztą. Kiedy okazało się, że Ona zmierza w naszym kierunku, kazał mi osobiście ją zabić, kiedy Drago będzie ją zajmował rozmową. I ja... Zrobiłem to. Teraz tego żałuję. Powinienem to być ja, nie ona... - Zakończył swój monolog, spuszczając głowę w dół.

-Masz rację, to powinieneś być ty! - Wściekły wódz Berk rzucił się ponownie w jego stronę, lecz powstrzymał go tym razem Eret. Spojrzał mu prosto w oczy i powiedział:

- Nie warto. To nie przywróci jej życia. Nie miejmy na sumieniu kolejnej osoby...

***

Miał być epilog, ale wyszedł mi za długi, więc dzielę go na dwie części.

Pewnie chcecie mnie teraz zabić za to, co zrobiłam Lykke:/

(Jednak testy gimnazjalne dały mi pewnego rodzaju kopa i nie mogłam przestać pisać)

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top