Rozdział 43. Powrót matki

— Jak się czujesz, babciu? — zapytał Kyle, siadając na brzegu łóżka Moniki.

Kobieta posłała mu nieco blady uśmiech. Bez wątpienia była zmęczona tym, co ją spotkało, jednak obecność jej bliskich wynagradzała jej wszelkie cierpienia, których dostąpiła.

— Powoli wracam do siebie, kochanie — zapewniła go. — Jesteś pewien, że Newt wrócił do domu?

— Tak, babciu, wrócił — zapewnił ją Kyle. — Mama z nim została, więc ja przyszedłem do ciebie.

Monica uśmiechnęła się z rozczuleniem.

— Oj, Newt, żeby twoja własna wnuczka musiała pilnować, żebyś poszedł się przespać... — westchnęła cicho.

Kyle roześmiał się pod nosem. Newt tak bardzo martwił się o Monicę, że od czasu gdy ta wylądowała w Świętym Mungu jej nie opuścił. Gotów był nawet nocować z nią w szpitalu, jednak Monica nakazała mu wrócić do domu jak cywilizowany człowiek. Newt zrobił to, jednak był na tyle przejęty stanem zdrowia swojej żony, że nie spał dobrze tamtej nocy. Właśnie dlatego zrezygnowana Monica poprosiła, aby jednak wrócił do domu i spróbował się przespać. Kyle uważał, że ta sytuacja pokazała, jak silną miłością Newt darzył swoją żonę.

— Mama chętnie zajęła się dziadkiem — zapewnił Kyle Monicę. — Zrobiła mu ciepłej herbaty i w ogóle...

Monica uśmiechnęła i wyciągnęła dłoń do Kyle'a, który odwzajemnił uśmiech i uścisnął dłoń prababci. Miło było moc znów przy niej być, wiedząc, że jest cała i zdrowa.

— Kyle, co nowego u ciebie? — zapytała Monica, jakby wcale nie leżała w tym momencie w szpitalnym łóżku.

— Babciu, zadbaj najpierw o siebie... Dopiero co ledwo uszłaś z życiem — przypomniał jej Kyle.

— Nie ma takiej siły, która mnie tak łatwo sprzątnie z tego świata — ucięła Monica. Kyle roześmiał się pod nosem. Prababcia Monica już tak miała - choćby i w jej życiu działo się najgorzej, zawsze zwracała uwagę najpierw na swoich bliskich, potem na siebie. — Opowiedz, Kyle, co ciekawego słychać u Luny — poprosiła Monica z uśmiechem.

Monica i Newt nie mieli jeszcze okazji poznać Luny, jednak z opowiadań Kyle'a wiedzieli, że jest dziewczyną o wielkim sercu. Kiedy jeszcze byli tylko parą przyjaciół, blondyn mówił im o niej wszystko, co myślał. Dokładnie to, co czuł w sercu, kiedy myślał o Lunie. Teraz też im o niej opowiadał, jednak raczej nie obnażał przed pradziadkami szczegółów swojego związku z Luną. Wiedzieli, że jest im ze sobą dobrze i Kyle uważał, że tyle informacji w kwestii związku powinno im wystarczyć. Faktem było jednak, żę dziadek Newt szczególnie chciał poznać Lunę - głównie dlatego, że interesowały ją magiczne stworzenia. Również Luna nieraz zapewniała Kyle'a, że kiedy tylko będą mieli okazję, to chętnie pozna jego dziadków.

Tyle że teraz, kiedy Newt planował zabrać Monicę, gdzieś daleko, gdzie nie będą jej szukać Śmierciożercy, nieco utrudniało Kyle'owi zapoznanie Luny z pradziadkami. Ślizgon wiedział, że dziadek Newt z zasady był człowiekiem o spokojnym usposobieniu, ale kiedy coś szło nie po jego myśli, podejmował bardzo spontaniczne decyzje (na przykład jeździł nielegalnie do Paryża za swoją ukochaną). Pokazał to poprzedniego wieczoru, kiedy zdecydował, że on i Monica wyjadą z kraju jak tylko Monica wróci do zdrowia. Wciąż upierał się przy swoim zdaniu, a jego żona wiedziała, że ma on rację - miała jeszcze dla kogo żyć. Nie mogła pozwolić sobie na to, aby Śmierciożercy ostatecznie ją dobili.

• • •

Kyle po raz kolejny poczuł się niebezpiecznie na ulicy Pokątnej. Kiedyś byłoby to dla niego nie do pomyślenia - pamiętał, że nieraz gdy był młodszy i kupował z rodzicami wszelki ekwipunek do szkoły, często wraz z Finlayem udawał się do lodziarni. Teraz podejrzewał, że gdyby był młodszy w dobie wojny, rodzice w życiu nie puściliby go samopas. Wcale się zresztą nie dziwił - ryzykownym posunięciem byłoby posłanie dziecka samego na ulicę, po której przechadzają się Śmierciożercy. Zresztą nie tylko dziecka - choć Kyle czwartego sierpnia obchodził swoje siedemnaste urodziny, a wówczas stał się dorosłym czarodziejem, to Sienna postanowiła wybrać się razem z nim. Twierdziła, że będzie się czuła spokojniejsza idąc tam razem z nim.

Blondyn nie czuł się obciachowo, idąc pod ramię z Sienną. Nigdy nie czuł się tak nawet wtedy, kiedy był dzieckiem, a Sienna czule żegnała się z nim przed jego powrotem do Hogwartu. Niektórzy starali się uniknąć takich sytuacji za wszelką cenę, uważając, że to obciach, ale Kyle wcale się tak nie czuł. Nie wstydził się tego, że rodzice okazują mu troskę, więc nawet teraz, przemierzając ulicę Pokątną z Sienną u boku, nie czuł się obciachowo. 

 — O, a czy to aby nie Finlay? — odezwała się Sienna, wskazując ruchem głowy na dwie ciemnowłose osoby, stojące przy witrynie sklepu z artykułami piśmienniczymi.

Spojrzawszy w tamtym kierunku, Kyle rzeczywiście zauważył Finlaya w towarzystwie jego starszej siostry. Pomiędzy rodzeństwem Glowing było widać nieco podobieństw - obydwoje mieli jasne cery i ciemne włosy, a także taki sam kolor oczu, przypominający mieszankę zieleni i szarości. Heather trzymała dłoń na ramieniu swego brata, mówiąc coś do niego, czego Finlay słuchał z uwagą.

Kyle pomyślał, że pomimo niezbyt ciekawej sytuacji na świecie życie Finlaya i jego siostry nieco się poprawiło, bo teraz nikt już nie utrudniał im kontaktu. Choć świat czarodziejów pogrążony był w wojnie, do Finlaya jednak uśmiechnęło się szczęście. Niewielkie na tle aktualnej sytuacji, ale jednak.

— Cześć, Fin — przywitał się z nim Kyle, zwracając na siebie oraz Siennę uwagę rodzeństwa, które skierowało na niego swe spojrzenia. — Hej, Heather.

Finlay uśmiechnął się na widok swojego przyjaciela. 

— Cześć, Kyle, dzień dobry, pani Mayers — przywitał się z nimi, a zaraz po nim Heather zrobiła to samo, uśmiechając się na ich widok. 

— Dawno się z tobą nie widziałam, Kyle — powiedziała do niego. — Jak leci?

— Powoli i do przodu — odparł Kyle, wzruszając ramionami.

— A ty jak zawsze optymistyczny, widzę...

— Pewne rzeczy się nie zmieniają — uciął Finlay. — Kyle, kupiłeś już pióra i pergamin do pisania?

— Miałem to zrobić na końcu...

— O, to się świetnie składa! — powiedział Finlay, dziwnie czymś przejęty. — Pójdziemy teraz.

— No, skoro mówisz...

Sienna i Heather miały poczekać na nich przed sklepem, pogrążone w rozmowie o czymś. Tymczasem Kyle i Finlay przeszli kilka alejek w sklepie, zbierając po drodze odpowiednią ilość pergaminów, piór do pisania i kałamarzy z atramentem, aby starczyło im ich na jak najdłużej (albo przynajmniej do pierwszego wyjścia do Hogsmeade).

— Widzę, że i ciebie pilnują na szkolnych zakupach — zauważył brunet.

— Taaak, mama uznała, że musi iść ze mną... A co cię tak nagle przypiliło do kupowania piór? — chciał wiedzieć Kyle, podczas gdy Finlay wybierał dla siebie pióro. 

— Musimy mieć czym pisać — stwierdził Finlay wymijająco.

Kyle westchnął. Przeczuwał, że Finlay ma mu coś do powiedzenia, ale jak zwykle owija w bawełnę. Przez kilka dobrych lat przyjaźni z nim blondyn zdążył już do tego przywyknąć.

— Napisać to ja ci muszę na czole przypominajkę, żebyś przestał owijać wszystko w bawełnę — stwierdził Kyle, przewracając oczami. — Za długo się znamy, abym nie zauważył, że coś się dzieje, Fin. Coś, o czym chcesz mi powiedzieć...

Finlay westchnął ciężko, po czym przeniósł wzrok z pióra na Kyle'a. Jego zielonoszare spojrzenie było poważne, przez co Kyle wywnioskował, że jego przyjaciel nie jest w nastroju do żartów.

— Moja matka wysłała mi list z prośbą o spotkanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top