Rozdział 30. Błędy uczą

Chłodne listopadowe dni kolejno mijały, a związek Luny i Kyle'a wciąż pozostawał ukryty. Głównie dlatego, że tej dwójce odpowiadało coś takiego - cała szkoła nie musiała o tym wiedzieć. Zresztą na co dzień nie bardzo było widać po nich, by w ich relacji coś się zmieniło. Najczęściej jedynie kiedy byli tylko we dwójkę trzymali się za ręce albo coś w tym stylu.

Ponieważ listopad dobiegał końca i nadchodził grudzień, znaczyło to, że coraz bliżej są święta. To z kolei znaczyło, że większość uczniów myślało już tylko o zbliżającym się okresie świąt, marząc, by te nadeszły jak najszybciej, oprócz miłej i świątecznej atmosfery przynosząc też trochę swobody od lekcji, których czasami mieli dość.

Kyle bez wątpienia też czekał na święta, jednak wciąż próbował nauczyć się czegoś z przedmiotów, których zdecydował się uczyć w klasie szóstej i siódmej. Jeśli zamierzał zostać wytwórcą różdżek, musiał się jeszcze wiele nauczyć. Nie wspominając o tym, czego jeszcze potrzebował się dowiedzieć o różdżkach, bo niestety nie było takiego przedmiotu jak "różdżkoznawstwo".

Jednak nauka nie przeszkadzała mu w sporadycznym graniu na pianinie. Dosyć często Luna udawała się razem z nim do Pokoju Życzeń, gdzie Kyle dalej pokazywał jej kolejne melodie, które następnie ona próbowała powtórzyć.

— Znów zabrzmiało troszkę inaczej — zauważyła Luna. Jej głos jak zawsze brzmiał na rozmarzony.

— Po prostu pomyliłaś klawisze — wyjaśnił jej Kyle. — Ale to nic takiego, naprawdę brzmiało ładnie pomimo tego szczegółu.

— Wszystkiego nauczyła cię twoja babcia? — zainteresowała się Luna. — Mam na myśli pianino...

— Mniej więcej. — Kyle pokiwał głową. — Pokazała mi podstawy, kilka podstawowych melodii, które potrafiłem męczyć do znudzenia... Ogólnie to, co teraz umiem z gry na pianinie, przekazała mi babcia. No i sporo uczyłem się sam, kiedy już jej zabrakło... Czasami na własnych błędach da się wiele nauczyć, wiesz?

Luna pokiwała głową. Metoda prób i błędów często coś dawała, bo kiedy znało się swoje błędy, prościej było nie popełniać ich w przyszłości.

— W ten sposób napisałeś tę melodię, którą mi zagrałeś?

— Masz na myśli uczenie się na błędach? — Kiedy Luna przytaknęła, Kyle roześmiał się. — Cóż, można tak powiedzieć. Przy układaniu muzyki jest to użyteczne, bo jak jeden dźwięk nie pasuje, trzeba dobrać inny. I tak w kółko...

— Niektórzy pewnie już dawno straciliby do tego cierpliwość — zauważyła Krukonka.

— Na przykład taki Elliot — zaśmiał się Kyle. — Pewnie próbowałby wyrzucić pianino przez okno, byle tylko nie przypominało mu o jego porażce... Ale ja lubię układać melodie. To relaksujące zajęcie.

— Według mnie relaksujące jest słuchanie, jak grasz — odparła Luna, na co Kyle się uśmiechnął.

— O, poważnie? W takim razie mogę ci coś zagrać, jeśli chcesz.

Luna chętnie przytaknęła, na co Kyle zaczął zastanawiać się, co mógłby jej zagrać.

— Wolisz coś spokojnego czy... Mniej spokojnego?

— Zdaję się na ciebie — odparła blondynka.

Wobec tego Kyle wybrał dla niej kołysankę, którą pamiętał jeszcze z dzieciństwa. Była to jedna z tych melodii, których nauczyła go babcia. Luna uśmiechnęła się i oparła głowę o jego ramię, jednocześnie słuchając dźwięku pianina.

Melodia była spokojna, i ciągnęła się przez dobre kilka minut. Luna miała wrażenie, że zasnęłaby, gdyby Kyle grał jeszcze dłużej. Po zakończonej melodii Ślizgon miał wrażenie, jakby dziewczyna naprawdę zasnęła, bo przez chwilę nie uniosła głowy z jego ramienia.

— Śpisz, Luna? — spytał ją, na co Krukonka podniosła głowę.

— Nie, spokojnie — zapewniła go. — Chociaż niewiele brakowało.

Kyle roześmiał się.

— Pamiętam, że kiedyś uspałem Kathleen w ten sposób — powiedział, a jego dłoń powędrowała do jej jasnych włosów. — Masz ładne włosy, wiesz?

Luna cicho się roześmiała.

— Dziękuję, Kyle — odpowiedziała, przyglądając się, jak Ślizgon bawi się jej jasnym kosmykiem.

Po chwili Kyle zebrał się na coś, z czym dosyć długo zwlekał - dłonią lekko dotknął policzka Luny, po czym zbliżył się do niej i swoimi ustami lekko musnął jej usta. Trwało to krótko, bo Kyle uznał, że może jednak za bardzo się pospieszył.

— Wybacz, że tak z zaskoczenia — zaśmiał się, na co Luna się uśmiechnęła.

— Jest w porządku, Kyle, nie musisz się martwić.

Kyle odwzajemnił uśmiech i uścisnął jej dłoń.

▪︎ ▪︎ ▪︎

Jako że zbliżały się święta, okazało się, że Slughorn zamierza wyprawić przyjęcie bożonarodzeniowe. Członkom Klubu Ślimaka wypadało się tam pojawić, i to w dodatku w towarzystwie partnerów lub też partnerek.

— Widzę, że historia lubi się powtarzać — zauważył Finlay, z uśmiechem unosząc brwi. — Na Balu Bożonarodzeniowym też byłeś z Luną.

— Wtedy to była trochę większa impreza — zaśmiał się Kyle.

— Tak, ale robi podobną furorę — odparł brunet.

Była to słuszna uwaga, bo nawet Draco Malfoy był niepocieszony faktem, że Slughorn nie uważał go za kogoś na tyle interesującego, by zaprosić go do swojego klubu. Choć "niepocieszony" mogło być za mocnym określeniem - Kyle i Finlay słyszeli, jak mówi, że i tak nie widzi sensu w tym klubie, jednak oni wiedzieli, że tak naprawdę pewnie naruszyło to jego dumę.

Kyle długo nie zastanawiał się nad tym, czy zaprosić Lunę, by poszła razem z nim na przyjęcie do Slughorna. Od razu jak stało się jasne, że takowe spotkanie się odbędzie, postanowił ją o to spytać.

— Właściwie to mam do ciebie pytanie — powiedział do niej, kiedy swoim starym zwyczajem spotkali się na jednym z korytarzy, gdzie siedzieli razem na parapecie.

— Pytaj o co tylko chcesz, Kyle — odparła Luna, uśmiechając się.

Kyle też się uśmiechnął.

— No cóż... Niedługo jest to przyjęcie u Slughorna i chciałem zapytać, czy chciałabyś pójść tam razem ze mną.

Krukonka nie zastanawiała się długo nad odpowiedzią.

— Bardzo chętnie, Kyle.

— Cieszy mnie to. — Ślizgon się rozpromienił. — Tata zawsze mówił, że te przyjęcia u Slughorna były ciekawe. Myślę, że będzie fajnie.

— Twój tata pewnie zaprosił twoją mamę na to przyjęcie? — zainteresowała się Luna.

— Nie, wtedy jeszcze nie... Zaraz, serio chcesz słuchać o moich rodzicach?

— Myślę, że to może być ciekawe. — Luna wzruszyła ramionami z uśmiechem.

Kyle roześmiał się serdecznie.

— Cóż, skoro chcesz... Ogólnie znali się już z Hogwartu, ale dopiero jak go ukończyli, to coś między nimi zaiskrzyło. Kiedyś opowiadali mi, jak mama miała jakiś mecz, a tatę akurat wysłali z ministerstwa, by sprawdził, czy miotły zawodników są w dobrym stanie. No i tak jakoś wyszło, że tam się spotkali.

— To dosyć szczęśliwe w skutkach spotkanie — zauważyła Luna z uśmiechem.

Kyle przytaknął.

— Mama do tej pory droczy się z tatą, że doskonale widziała, że patrzył głównie na nią przez większą część meczu.

Luna roześmiała się, natomiast Kyle już zaczął się zastanawiać, jak bardzo jego rodzice ucieszą się na wieść, że Luna została jego dziewczyną.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top