Rozdział 28. Romantyczna Noc Duchów

Wyznanie tego, co leży na sercu względem drugiej osoby nie każdemu przychodziło łatwo. Choć Kyle na pierwszy rzut oka wyglądał na pewnego siebie, to kiedy miał już powiedzieć Lunie, co do niej czuje, ciągle coś mu przeszkadzało. Najczęściej jednak było to jego własne tchórzostwo.

— Cholera, że też nie jestem taki odważny, jak Gryfoni — mruknął któregoś dnia, leżąc na łóżku na brzuchu. Ręce miał zgięte w łokciach i ułożone pod brodą, a nogi trzymał na poduszce. Wyglądał w tym momencie jak jakieś naburmuszone dziecko, a przynajmniej tak widział go Finlay.

— Ale za to jesteś sprytny, więc dasz sobie radę — pocieszył go Finlay.

— Ostatnio nic z tego nie wyszło, bo jak miałem zabrać Lunę do Pokoju Życzeń, to akurat zawołał mnie Flitwick, bo nie potrafił czegoś doczytać na moim sprawdzianie i chciał się upewnić — westchnął Kyle. — A dalej już jakoś nie wyszło...

— Na Merlina, Mayers, nie będziesz się teraz poddawał — zaprotestował Finlay.

— Ja się wcale nie poddaję! — zaprotestował Kyle. — Tylko narzekam na niesprzyjający mi los.

— Może jutro zacznie ci sprzyjać?

Kyle uniósł głowę, zastanawiając się, jaki to dzisiaj dzień, bo z tego wszystkiego aż zapomniał.

— Jutro Noc Duchów. Bardzo romantyczny dzień — powiedział blondyn z ironią.

— Jak się postarasz, to możesz nawet przerobić Noc Duchów na Walentynki.

Kyle podniósł się do siadu, jakby zastanawiał się nad tą opcją.

— A ty wiesz, że to wcale nie jest tak durne, jak się wydaje?

Finlay zaśmiał się. Naprawdę życzył przyjacielowi, by wszystko w końcu poszło po jego myśli, bo zdołowany Kyle był naprawdę smutnym widokiem.

W Noc Duchów Kyle wstał rano w dużo lepszym humorze. Czuł, jakby to był jego dzień i mógłby nawet oblecieć na miotle cały świat w jeden dzień. Najpierw jednak musiało wystarczyć mu zagranie piosenki dla Luny. Był pewien, że to nawet lepsze od latania na miotle, bo za tym drugim akurat średnio przepadał.

— Co ta miłość z tobą zrobiła... — zaśmiał się Finlay, patrząc, w jakim dobrym humorze jest dzisiaj Kyle.

— Ja myślę, że same dobre rzeczy — zapewnił go Kyle. — A jeszcze potem mam ważny koncert, to wiesz...

Finlay nie mógł się pohamować od parsknięcia śmiechem. Kyle był dzisiaj w tak dobrym humorze, że lada chwila zacząłby przytulać każdego napotkanego ucznia.

Tego dnia Kyle jeszcze bardziej chciał, by lekcje się zakończyły. Odetchnął z ulgą, kiedy numerologia wreszcie dobiegła końca. Tyle że musiał jeszcze poczekać, aż Luna skończy lekcje. Nie miał problemu ze znalezieniem sobie zajęcia na najbliższy czas - jego kroki od razu skierowały się do Pokoju Życzeń, gdzie oczywiście ćwiczył swoją melodię.

Kiedy Luna skończyła swoje lekcje, również udała się do Pokoju Życzeń. W trakcie przerwy Kyle powiedział, że jeśli chce, to po lekcji może tam przyjść, by zagrać razem z nim na pianinie. Blondynka bardzo chętnie się zgodziła i takim oto sposobem znalazła się w pomieszczeniu, w którym był już Kyle.

Chłopak akurat był w trakcie grania na pianinie. Luna wcześniej słyszała kilka krótkich melodyjek, które Kyle jej pokazywał, ale tą tutaj słyszała po raz pierwszy.

Zaraz potem dźwięk pianina się urwał, bo Kyle zauważył przybycie swojej przyjaciółki i posłał jej szeroki uśmiech.

— O, hej — przywitał się z nią. Luna od razu przysiadła obok niego i uśmiechnęła się.

— Będziemy coś grać, tak?

— Jasne — przytaknął Kyle i zagrali razem krótką melodię, której Luna nauczyła się ostatnio.

Melodia ta była nieco wolniejsza i wprowadzała spokojną atmosferę w Pokoju Życzeń. Wszystkie zmartwienia jakby znikały, dlatego zaraz potem Kyle postanowił zagrać Lunie to, nad czym tak długo pracował.

— Tak właściwie to ułożyłem własną melodię — powiedział, patrząc jej prosto w oczy. — Jest taka trochę dłuższa niż te wszystkie, które razem graliśmy...

— Bardzo chętnie jej posłucham — zapewniła go blondynka, na co Kyle uśmiechnął się do niej.

— No i napisałem ją specjalnie dla ciebie.

Luna wyglądała na zaskoczoną. Naprawdę nie wiedziała, co powiedzieć, więc tylko wsłuchała się w dźwięki, jakie wydawało pianino, kiedy Kyle uderzał palcami w klawisze.

Blondyn z uśmiechem na ustach grał melodię, którą układał z myślą o Lunie. Nawet nie musiał patrzeć na nuty - znał to dosłownie na pamięć, wiedział, który klawisz kiedy nacisnąć, kiedy melodia ma być spokojna, a kiedy bardziej skoczna... Słuchając tego Luna widziała, jak bardzo Kyle się dla niej napracował. Dziewczyna z rozmarzeniem słuchała tej melodii, czując, jak z tego wszystkiego serce bije jej jak oszalałe.

Kyle wyglądał jak oaza spokoju - granie na pianinie zawsze go uspokajało. Jego palce przeskakiwały z jednego klawisza na drugi, tworząc piękną muzykę, a oczy skupione były na klawiszach pianina.

Kiedy już melodia dobiegła końca, Kyle westchnął i spojrzał na Lunę. Z jej szarych oczu bił szczery zachwyt, a na ustach jak zawsze widniał uśmiech.

— To było piękne, Kyle — powiedziała, a jej głos brzmiał tak, jakby przez chwilę była do głębi poruszona tym, że Kyle tyle dla niej zrobił.

Blondyn uśmiechnął się do swojej przyjaciółki.

— Cieszę się, że ci się podoba — odpowiedział, po czym przez chwilę zastanawiał się, jak ma ugryźć temat, który chodził za nim już tak długo. Koniec końców zdecydował się powiedzieć to jak najbardziej wprost. — Kocham cię, Luna. Zawsze myślałem, że tylko jako przyjaciółkę, ale ostatnio trochę się pozmieniało...

Luna przez chwilę nie odpowiadała, przyswajając do siebie to, co właśnie usłyszała. Choć ta cisza trwała krótko, w Kyle'a od razu uderzyło to, czego tak się bał - że Luna nie odwzajemnia jego uczuć.

Ale przynajmniej nie będziesz żałował, że nie spróbowałeś, Mayers, powiedział sobie w duchu.

Blondynka położyła dłoń na ramieniu Kyle'a i popatrzyła na niego z nieodłącznym dla niej rozmarzeniem.

— Zawsze byłeś dla mnie przyjacielem, Kyle — powiedziała spokojnie, a te słowa sprawiły, że Kyle miał wrażenie, jakby serce miało mu wyskoczyć z piersi. — I... Mam nadzieję, że to się nie zmieni pomimo wszystkich zmian, bo... Ja też cię kocham.

Ostatnie zdanie wypowiedziała pewnie, a jej głos tak jak zawsze brzmiał marzycielsko. Kyle kochał w niej również ten marzycielski głos, a jeszcze kiedy powiedziała to, o czym on sam tak marzył, po prostu porwał ją w objęcia i mocno do siebie przytulił.

Luna odwzajemniła uścisk. Czuła się zupełnie inaczej niż podczas tych uścisków, kiedy ich relacja była przypieczętowana jako przyjaciele. Teraz było inaczej... I im obojgu podobała się ta zmiana.

— Oczywiście, że dalej jestem też twoim przyjacielem — zapewnił ją Kyle, nie puszczając jej z uścisku. — Zawsze możesz na mnie liczyć, Luna.

Uśmiechnął się, kiedy Krukonka przytuliła się do niego mocniej.

W taki oto sposób Noc Duchów stała się ważnym dla Kyle'a i Luny dniem, bo wtedy to zostali parą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top