26. Przepraszam
Tak jak powiedziała mama, rzeczywiście w nogach łóżka znalazłam granatowy plecak z symbolem białej sowy.
Pierwsze co zrobiłam to podeszłam do szafy aby wyjąć z niej trzy pary jeansów, bieliznę i kilka koszulek na zmianę. Do tego jakaś bluza, a kurtkę miałam mieć na sobie.
Wychodząc do szkoły, pożegnałam się ze wszystkimi domownikami inaczej niż zwykle. Tatę i macochę pocałowałam w policzek, a bliźniakom poczochrałam włosy z czułością. Poczułam zbierające się łzy, kiedy chłopcy przytulili się do mnie mocno. Nie wiedziałam, czy nie żegnam ich na zawsze.
- Wszystko w porządku, Ann? - tata wyłączył telewizor i spojrzał na mnie zdziwiony.
- Tak, jasne - zaśmiałam się prawie przez łzy - Do zobaczenia!
Specjalnie nie dodałam na końcu "po południu". Nie przeszłoby mi przez usta takie kłamstwo.
Schodząc po schodkach, musiałam otrzeć policzki, bo miałam je już mokre. Całą drogę rozmyślałam o tym, co może na mnie tam czekać. Najwyraźniej Luke wiedział.
Przekraczając próg szkoły, rozglądałam się tęsknie po wszystkich ścianach. Nie dotrwałam nawet do matury, chociaż było blisko. Wydawało mi się, że ten budynek, który tak często był nazywany więzieniem teraz nim nie jest, a raczej wypycha mnie na zewnątrz, do miejsca którego nie znam i nie chcę poznać.
Zawsze w poniedziałki pierwsza lekcja dłuży mi się niemiłosiernie. Teraz było na odwrót: ledwo weszłam do sali, wydawało mi się że już musiałam z niej wyjść. Tak było przez kolejne dwie lekcje. To takie dziwne, że te wszystkie dziewczyny z mojej klasy mówiące do mnie cześć i uśmiechające się miło, miały już nigdy nie pojawić się w moim życiu.
Na przerwie między trzecią a czwartą lekcją już nie wytrzymałam.
Odłożyłam plecak przed klasę i pobiegłam do tamtego miejsca pod schodami. Usiadłam w kącie i pozwoliłam wreszcie popłynąć łzom. W tym miejscu zdażyło się to, przez co tak wiele straciłam. Ale z drugiej strony nie wiedziałam, czy gdybym miała taką możliwość to cofnęłabym czas.
Położyłam głowę na kolanach. Co z tego, że na jeansach już były widoczne mokre plamy od łez, musiałam dać upust emocjom, bo bym wybuchła.
Chyba jeszcze nigdy w życiu nie miałam takiego okresu, że płakałam codziennie przez kilka miesięcy. Nawet po śmierci mamy.
Przymknęłam oczy, próbując unormować oddech. Przetarłam policzki rękawem i pomrugałam kilka razy, aby powstrzymać kolejne łzy.
Już miałam wstawać, kiedy usłyszałam ciche kroki, które po chwili ustały. Moje oczy zrobiły się okrągłe z przerażenia. Ktoś mnie widział. I nie mam wątpliwości, że ten ktoś stoi teraz przede mną i na mnie patrzy.
Podniosłam wolno wzrok, patrząc ze wstrzymanym oddechem w zielone oczy Rachel. W jej twarzy zobaczyłam jakby odbicie moich własnych emocji: szok i przerażenie.
Szybko wstałam z ziemi.
- Przepraszam, że musiałaś na to patrzeć - powiedziałam odwracając wzrok - Już sobie idę, zapomnij o tym.
- Dobrze wiesz, że nie będę mogła - ona w przeciwieństwie do mnie uporczywie się we mnie wpatrywała - To przeze mnie, prawda?
- Co? - spojrzałam na nią ze zdziwieniem - Skąd taki wniosek?
- Annabeth, już dawno powinnam była cię przeprosić za moje durne zachowanie. Przeze mnie straciłaś kontakt z Percy'm i ze mną, chociaż wiedziałam, że nie masz nikogo innego.
Usiadła na ziemi, więc ja robię to samo, zdumiona tą całą sytuacją.
- Rachel, przecież on mnie pocałował - zaprotestowałam - To naturalne, że byłaś zła. I cię absolutnie za nic nie winię.
- Ale to nic nie dało - przysunęła się bliżej i złapała mnie za ręce - On jest teraz tak nieszczęśliwy... Już nie jest w stanie żyć bez ciebie. Ja... - zawahała się - Chciałabym cię prosić, żebyś wróciła do jego życia. Do naszego życia. Bo mi też ciebie brakuje i to okropnie bardzo. Wreszcie miałam poczucie, że mam prawdziwą przyjaciółkę. Tym czasem sama zepsułam to, co było. I wiem że o dużo proszę, ale naprawdę... Zdaję sobie sprawę, że same słowa to za mało, żeby ci wynagrodzić te samotne dni, ale jestem w stanie zrobić wszystko.
I wtedy już nie wytrzymałam. Wybuchłam płaczem i mocno ją przytuliłam, bo inaczej się nie dało. Bo jesteśmy tylko głupimi ludźmi, którzy są zbyt dumni aby przyznawać się do winy i błędów, które popełniamy i będziemy popełniać.
Szkoda tylko, że zebrała się na odwagę akurat dzisiaj.
- Nie wiesz, jak bardzo chciałabym cię zapewnić, że wszystko będzie jak dawniej - zanurzyłam twarz w jej gęstych, rudych lokach - Ale nie mogę. Nie mogę i to mnie do cholery wkurza.
Spuściła oczy. Teraz wyglądała na podłamaną.
- Nie chodzi mi teraz o to, co się stało, tylko co ma się stać - szepnęłam - To mnie tak boli... jakby miało mnie rozedrzeć od środka. Dawno nie czułam tego uczucia. Ostatni raz dziesięć lat temu, w wieczór kiedy tata powiedział mi, że mama umarła. Bo teraz mam ją spotkać. I nie pragnęłam kiedyś niczego bardziej, byłam w stanie lecieć do Europy gdyby zaszła taka potrzeba. A teraz... teraz mam ochotę rzucić się z okna.
- Nic nie rozumiem - wyznała, przyciskając mnie do siebie jeszcze mocniej.
- Mama żyje. Nie wiem jak, nie wiem kiedy. Ale żyje. I ekscytuję się, bo w jakiś sposób przekazała mi we śnie, że się spotkamy. Jednak jest też haczyk. Oczywiście że jest. Rachel, ja dzisiaj wyjeżdżam.
Spojrzała na mnie z bólem połączonym z niedowierzaniem.
- Jak to?
- Tak bardzo nie chcę... Ale powiedziała mi, że muszę, bo po prostu tak będzie lepiej. Lecę do Nowego Jorku. To dlatego tu siedzę i dlatego tu płaczę. Rozumiesz? Muszę zostawić wszystko: ciebie, Percy'ego, tatę, braci, nawet macochę do której miałam żal że nie jest mamą. Tak po prostu muszę wyjechać. Nikt o tym nie wie, więc zachowaj to dla siebie.
- Jedziesz sama?
- Nie, z moim przyjacielem. Opowiadałam ci o nim wtedy, pamiętasz? Luke, ten z którym kiedyś chodziłam.
Jej ciałem wstrząsnął dreszcz. Ku swojemu największemu zdezorientowaniu, ona też zaczęła płakać.
- Co się dzieje? Hej, Rachel - podniosłam dwoma palcami jej brodę.
- Nic, nie ważne - machnęła ręką - Ann, co ja powiem Percy'emu?
- Udawaj - powiedziałam stanowczo - On nie może wiedzieć przez minimum dwa dni. Ale nawet wtedy nie przyznawaj, że wiedziałaś. Nie chcę wiedzieć, do czego jest zdolny.
Westchnęła głośno, ostatni raz mnie przytulając.
- Gdzie będziesz mieszkać?
- Znajdę adres Piper, prawdopodobnie zgodzi się mnie przyjąć. Luke stwierdził, że o niego nie muszę się martwić. Nie wiem co on planuje, ale jak go znam to nic dobrego.
- Czyli widzimy się po raz ostatni? - widziałam po jej oczach, że to ostatnie pytanie.
- Na pewno nie - zaprzeczyłam - Przyjadę i opowiem ci wszystko o tym, co mnie spotka. I będziemy wreszcie szczęśliwe.
- Obiecujesz?
- Obiecuję.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top