20. Nie jestem egoistką
Jeszcze tego samego dnia wieczorem wyruszyłam do domu mojej przyjaciółki. Czy mogłam ją tak jeszcze nazywać? Według niej pewnie nie.
Kiedyś przy rozmowie Rachel podała mi swój adres, gdybym kiedyś chciała do niej wpaść z wizytą, a ja zapisałam go w informacjach jej kontaktu w telefonie. Wreszcie się na coś przydał.
Powiedziałam macosze, że wychodzę. Tata nie wrócił jeszcze z pracy, a że była osiemnasta to się nie dziwiłam. Pewnie dopiero wychodził. Ona nie skomentowała tego w żaden sposób, więc uznałam to za nieme pozwolenie.
Tak więc szłam teraz w cienkiej kurtce do nieznanej sobie do tej pory dzielnicy. Jak na połowę listopada to i tak było ciepło.
W końcu stanęłam przed domem z właściwym adresem. No cóż, określenie "dom" nie bardzo pasuje do tego budynku.
No bardziej była to willa, ale co ja tam wiem. Wielki ogród, a w nim ogromny dwupiętrowy biały dom z dużym balkonem i widokiem na niezbyt ruchliwą ulicę. W ogrodzie stała fontanna, a rzeźba przedstawiająca aniołka wylewała wodę z dzbana do środka fontanny. Niedaleko stała altanka, w której stała ławka ze stolikiem, oba przedmioty były wykonane z drewna.
Nie umiem zbytnio opisywać tak pięknych budowli, ale mimo wszystko chyba coś wyszło. Wzięłam głęboki oddech na uspokojenie nerwów, przeszłam ścieżką w stronę białych schodków i nacisnęłam dzwonek do drzwi. Czekałam może dziesięć sekund, zanim w drzwiach ukazała się piękna, wysoka kobieta z rudymi i kręconymi włosami jak u Rachel i zlustrowała mnie uważnie.
- Dzień dobry - przełknęłam ślinę - Słyszałam, że z Rachel nie jest najlepiej i chciałabym ją odwiedzić, jeśli to nie problem.
- A ty jesteś...? - przekrzywiła lekko głowę. Miała bardzo ładny głos.
- Jestem Annabeth Chase, jej przyjaciółka - odparłam.
Nie odpowiedziała mi, jedynie otworzyła szerzej drzwi abym mogła się zmieścić. Gestem pokazała, abym szła za nią i poprowadziła mnie na piętro. Wszystko było tu tak piękne, że aż trudno mi było uwierzyć w to co widzę. A widziałam wiele. Oryginalne dzieła sztuki z podręczników od historii, rzeźby z XVIII wieku, kolumny architektoniczne podtrzymujące sufit z rzeźbionymi podstawami i wiele więcej.
Zatrzymałyśmy się dopiero przed jakimiś drzwiami, a ja nadal się rozglądałam zachwycona.
- Rachel, słonko? - mama rudowłosej zapukała delikatnie do drzwi i dopiero wtedy przypomniałam sobie, po co tu jestem - Masz gościa.
- Jeżeli jest to znów Percy, to wykop go i powiedz żeby nie wracał - odrzekła stłumionym głosem dziewczyna.
- Nie, to ktoś inny. Mówi, że jest twoją przyjaciółką - kobieta otworzyła lekko drzwi. Nie usłyszałam już protestów, a poza tym drzwi zostały otwarte szerzej więc weszłam - Zostawię was same. Jakby coś, to jestem na dole.
Zamknęła za sobą drzwi, a ja znów zaczęłam się rozglądać.
Pokój był około trzy razy większy od mojego. Pod ścianą stało ogromne łóżko z zieloną narzutą, a na stoliku nocnym stała lampka i książka. Niedaleko znajdowały się dwie sztalugi z zaczętymi obrazami, obok paleta farb i zestaw pędzli. Naprzeciwko łóżka stało biurko, zawalone przyborami do pisania i podręcznikami, obok ogromny regał na książki. Na ścianach wisiały obrazy, prawdopodobnie namalowane przez rudowłosą. Wspominała mi kiedyś, że uwielbia malować. Na podłodze leżał czerwony dywan, zajmujący prawie całą powierzchnię pokoju. A pod ścianą, w kącie niedaleko regału, stała duża niebieska pufa. To właśnie tam znalazłam Rachel.
Siedziała skulona z tuszem do rzęs rozmazanym pod oczami i cieniami jak u Percy'ego. Co chwilę pociągała nosem, ale kiedy mnie zobaczyła, na chwilę zamarła.
- Cześć - uśmiechnęłam się lekko, robiąc krok w jej kierunku.
- Jak śmiesz tu przychodzić? - syknęła wściekła - Powinnam zawołać mamę żeby cię stąd czym prędzej wyrzuciła.
- Nie przyszłam tu w swoim imieniu - oznajmiłam, choć po głębszym zastanowieniu dodałam - W sumie w swoim też, ale głównie nie.
- To w czyim?
- W imieniu Percy'ego, chociaż on o tym nie wie.
Nie zrozumiała. Ja też nie rozumiałam o co mi samej chodziło, ale podeszłam bliżej.
- Mogę usiąść obok? - spytałam. Uznałam, że to musi być jej decyzja, a nie chciałam się narzucać.
Kiwnęła głową, ale nadal była zła. Widać to było po niej.
- Nigdy nie było w moim interesie popsuć waszego związku - zaczęłam, siadając na krańcu pufy, jednak ona mi przerwała.
- Ale to zrobiłaś.
- Wiem, ale nie byłoby mnie tutaj gdybym nie chciała tego naprawić - odparłam, po czym znów podjęłam opowieść - To, co widziałaś w piątek było błędem. Ogromnym błędem. I przyszłam tu, żeby cię przeprosić. Wiedziałam z jednej strony, że nie powinnam do tego dopuścić, ale to mogłaś wywnioskować z moich zaprzeczeń, jeżeli faktycznie tam stałaś. Z drugiej strony pragnęłam tego tak bardzo, że nie mogłam nic poradzić. Jedno wiedziałam: że będą z tego kłopoty.
- Czemu mi to mówisz? - spytała, trochę już uspokojona - Przecież go kochasz. Już nie stoję wam na przeszkodzie, możecie być razem. Więc z jakiego powodu mi to tłumaczysz?
- Nie wiesz, ile mnie to kosztuje. Ale nie jestem egoistką. I nie robię tego dla siebie, tylko dla was. Bo wy jesteście dla siebie stworzeni. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak on dzisiaj wyglądał w szkole? Ze mną nie będzie szczęśliwy. Dlatego przyszłam, aby prosić cię o wybaczenie. Ale nie mi, tylko jemu. Tak, to on mnie pocałował. Tak, on też mi powiedział, że mu się podobam - przy ostatnim zdaniu zadrżałam - Ale kocha tak naprawdę tylko ciebie. Nie czuje do mnie tego, co ja do niego. Rozumiesz? Popełnił błąd, a teraz pewnie sam tego żałuje.
- Rozumiem. Ale nawet gdybym mu wybaczyła, to skąd mam wiedzieć że nie zrani mnie po raz drugi? Że znów cię nie pocałuje?
- O to się nie martw - zapewniłam ją - Nie będę już więcej mieszała się w waszą relację.
To ją chyba zszokowało, bo patrzyła na mnie z niedowierzaniem.
- Ty kochasz Percy'ego, on kocha ciebie, a ja jestem trzecim kołem u wozu - wytłumaczyłam - Jutro pójdę do dyrektorki, aby zmieniła mi plan i nie będę miała z wami ani jednej lekcji. Będziemy się pewnie mijać na korytarzach, ale tego nie da się uniknąć. Po prostu usunę się w cień, nie będziemy już się spotykać ani rozmawiać.
- Nie będziesz cierpieć? - spytała zdumiona.
- Och będę - zaśmiałam się gorzko - I to nie lekko. Ale jestem gotowa. Bo ja go kocham i zrobię wszystko, aby był szczęśliwy. Wtedy ja też będę mogła odetchnąć. A poza tym, nawet nie odczujecie mojego braku. Będziecie znów razem, a ty mnie i tak nienawidzisz. W końcu całowałam się z twoim chłopakiem. Może Percy będzie trochę tęsknił, ale szybko o mnie zapomni. Ja go oczywiście nie zapomnę, ale trzeba się z tym pogodzić. Od początku wiedziałam, że nie ma dla nas szans - wzruszyłam ramionami.
- A potem?
- Co potem? - zmarszczyłam brwi.
- Czy po powrocie z wakacji w przyszłym roku będziesz w stanie wytrzymać bez niego?
- Nie, dlatego wyprowadzę się do Nowego Jorku. Piper pewnie się zgodzi, żebym z nią zamieszkała - nie opowiedziałam jej o moim śnie, gdzie mama powiedziała że tam jest mój dom. Instynkt mi mówił, że to miejsce jest gdzieś niedaleko Nowego Jorku, a ja to musiałam sprawdzić.
- Och - powiedziała tylko, nadal oszołomiona - W takim razie... dziękuję. Mimo że i tak już nie uważam cię za przyjaciółkę, to dziękuję.
Nie dałam po sobie poznać, jak to zdanie mnie zabolało. Moje serce po raz chyba szósty pękło na miliard kawałeczków. I znów będę potrzebowała najmniej dwóch miesięcy, aby je poskładać.
- Nie ma sprawy - wymusiłam uśmiech. Byłam już tak wprawiona, że nie stanowiło to żadnego wyzwania - To tyle. Jeszcze raz proszę, żebyś wybaczyła Percy'emu. To moja wina, ale nie będę już przeszkadzać. Tak więc cześć.
Wstałam z pufy, odprowadzana uważnym spojrzeniem Rachel. Wyszłam na korytarz, zamknęłam drzwi i wtedy odetchnęłam. Już koniec.
Zeszłam po schodach, uważając żeby się nie rozpłakać. Czułam się tak, jakbym zostawiła tam na górze przy rudowłosej kilka kawałeczków z tego miliarda, które zostały po moim sercu. A następne kilka zostawię najprawdopodobniej już jutro przy czarnowłosym, kiedy go zobaczę na korytarzu.
Ale taka była cena za jego szczęście. Ich szczęście. Byłam im coś winna, skoro oni pomogli mi pozbierać się po wyjeździe Piper. Nie mogłam jej odbierać Percy'ego, bo to by było nie fair. Nie mogłam też pozostać przy nim jako przyjaciółka, bo tak jak wcześniej mówiła, istniało ryzyko kolejnego pocałunku.
Kiedy tylko pomyślałam o tym ostatnim, do głowy przyszła mi jeszcze jedna rzecz. Wyjęłam z kieszeni jeansów telefon i napisałam krótką, ostatnią wiadomość do Rachel.
Do: Rachel
Żeby plan się udał, pilnuj Percy'ego aby mnie nie szukał na przerwach ani nie pytał co się dzieje. Tak będzie lepiej i bezpieczniej.
Schowałam telefon z powrotem do kieszeni, a jedna samotna łza popłynęła po policzku.
Teraz nie miałam już nikogo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top