16. Przyjaciel z dawnych lat
Ledwo co zdążyłam usiąść przy stoliku, to już miejsce naprzeciwko mnie było zajęte przez Luke'a.
- Cześć - wyszczerzył zęby w uśmiechu. Miał na sobie zwykłe granatowe jeansy i szarą zapinaną bluzę, a pod nią pomarańczową koszulkę, której wzór mnie zaintrygował. Mianowicie, na środku wydrukowany był czarny pegaz, a nad nim po półkolu napisane było "Camp Half-Blood". Jednak zanim zdążyłam popatrzeć na dolny napis, chłopak szybko zapiął bluzę widocznie orientując się na co się zapatrzyłam - Dostałem na ostatnie urodziny, kiedy byłem... na obozie - ostatnie zdanie wypowiedział tak szybko, że już wiedziałam że nie powiedział mi całej prawdy, ale postanowiłam nie wnikać, więc jedynie wzruszyłam ramionami.
- Hej. Co tam u ciebie? - spytałam od niechcenia, ruchem ręki przywołując kelnera - Ja poproszę średnie latte.
- Dla mnie to samo - stwierdził blondyn, a kiedy mężczyzna odszedł pochylił się nad stołem aby być bliżej mnie - Nie musisz przy mnie udawać. Co się stało?
- Absolutnie nic, o czym powinieneś wiedzieć - odparłam wyniośle. Niebieskooki westchnął i przeczesał ręką włosy.
- Dobra, spróbujmy inaczej - zaproponował.
- Jak to "inaczej"? - podniosłam brwi, ale już nie uzyskałam odpowiedzi.
- Byłaś kiedyś w Nowym Jorku?
- Nie? - zabrzmiało to bardziej jak pytanie niż stwierdzenie, ale nie mogłam nic na to poradzić. Chłopak kompletnie mnie zaskoczył.
- Powinniśmy się kiedyś tam wybrać - rzekł w odpowiedzi.
- Ponieważ?
- Dla osób takich jak my jest to niesamowie miasto. Trudno jest mi to wyjaśnić, ale tam w jakiś dziwny sposób doznajesz ukojenia... Na pewno nie raz doskwierało ci uczucie, że nie jesteś we właściwym miejscu, że twój dom jest gdzieś indziej - kiedy kiwnęłam głową on kontynuował - I cię rozumiem. Ja też się tak czułem. Póki się tam nie znalazłem.
- Zaraz zaraz, co to ma znaczyć "dla osób takich jak my"? Sugerujesz że jestem nienormalna? - spojrzałam na niego z oburzeniem, chociaż w głębi siebie rozmyślałam nad usłyszanymi właśnie słowami.
Wtedy Luke zaczął się śmiać z mojej odpowiedzi, a ten dźwięk był tak znajomy, że jednocześnie przerażający. Znów czułam się jak dziecko.
- Gdzieżbym śmiał - spróbował zachować powagę, co raczej mu nie wyszło.
- Dobra, a teraz na serio. - zmusiłam się do zdjęcia lekkiego uśmiechu z twarzy - Po co mnie tutaj zaprosiłeś?
- Żeby porozmawiać.
Mimo, że widziałam po jego minie że nie kłamie, to czułam że nie mówi całej prawdy.
- O czym?
- Dobrze wiesz. O przeszłości, przyszłości i... o nas.
- O nas? - powtórzyłam - Luke, "nas" nie ma od kilku lat.
- Dlatego tym bardziej powinniśmy porozmawiać.
Wpatrywałam się w niego, próbując zgadnąć o co mu chodzi, ale po kilku sekundach musiałam przyznać się do porażki.
- Dobra. O co konkretnie pytasz?
- Ann... Czy ty nadal... No wiesz... Kochasz mnie?
Nie zastanawiałam się nad odpowiedzią dłużej niż przez pięć sekund.
- Nie zrozum mnie źle czy coś, ale nie. Nie mogłabym cię kochać po tym jak wyjechałeś, jak się nie odzywałeś. Gdybyś się spytał czy mi się podobasz, wtedy bym się zawahała. Ale wiesz równie dobrze jak ja że kochać kogoś a zauroczyć się kimś nie jest tą samą rzeczą.
- Rozumiem - westchnął, przeczesując ręką włosy - Szczerze? Niby mnie zabolało, że już nie ma dla nas szans, jednak cieszę się że być może pojawi się ktoś, kto doprowadzi cię do stanu w jakim byłaś przed tymi wszystkimi wydarzeniami.
Wreszcie się uśmiechnęłam, a był to uśmiech przepełniony szczerością. Bo nawet gdybym chciała się nie uśmiechnąć, albo znów zacząć udawać, to wiedziałam że przy nim byłoby to niemożliwe. Znał mnie na wylot, wiedziałby kiedy kłamię.
- Dobra, no to jak już omówiliśmy wszystkie sprawy poważne... - zaczął, ale przerwałam mu prawie natychmiast.
- Nie wszystkie - spojrzałam mu w oczy.
- To znaczy?
- Nie powiedziałeś mi najważniejszej rzeczy. Zostajesz w San Francisco?
Teraz i on się uśmiechnął.
- Wątpiłaś w to przez chociaż sekundę?
I to przepełniło czarę.
Gwałtownie wstałam z krzesła i w mgnieniu oka rzuciłam mu się w ramiona, mocno go przytulając. I nie liczyło się już nic.
- Na bogów, tak bardzo tęskniłem - szepnął.
Chciałam powiedzieć mu to samo, ale przeanalizowałam sens jego zdania.
- Na bogów? - powtórzyłam, marszcząc brwi i delikatnie się odsuwając.
Znów się zmieszał.
- Tak, bo... ja mam inne poglądy religijne - wyjaśnił szybko. Za szybko.
- Ach, okey - kiwnęłam głową, nadal przyglądając mu się badawczo.
Przez chwilę nic nie mówiliśmy, po prostu siedzieliśmy w ciszy napawając się swoją bliskością.
- Możesz mi coś obiecać? - spytałam nagle. Wyczułam, że momentalnie się spiął - Nie martw się, nic czego nie możesz zrobić.
- No to okey - wzruszył ramionami, chociaż pozostał czujny.
- Obiecaj mi, że już nigdy mnie nie zostawisz i zawsze będziemy przyjaciółmi - szepnęłam, spuszczając wzrok.
- Jeżeli chodzi o to, mógłbym obiecywać nawet milion razy gdybym mógł, aby tylko cię zapewnić że zawsze tu będę - pocałował mnie w czubek głowy.
- Dziękuję.
Po chwili ciszy, wreszcie Luke się odezwał.
- No to wracając - znów zaczął - teraz ty mi odpowiesz na jedno pytanie moja droga.
Drgnęłam, ale nic nie powiedziałam.
- A więc zechcesz mi wytłumaczyć, kim jest ten czarnowłosy wysoki chłopak, koło którego ostatnio cały czas się kręcisz?
Przetwarzałam przez chwilę jego wypowiedź, a potem zarumieniłam się kiedy zrozumiałam o kim mówi.
- To... nikt taki, naprawdę... - starałam się mówić cicho, bo miałam takie wrażenie jakby za chwilę z krzaków niedaleko nas miał wyskoczyć Percy i się zacząć śmiać.
- Tak, właśnie widać - skwitował blondyn - No, to słucham.
- Przecież to na serio nie...
- No dobrze - dramatycznie westchnął - Skoro nie tu, to pójdziemy do mnie. Moja mama na pewno się ucieszy, widząc ciebie całą i zdrową.
- Luke... - chciałam zaprotestować, ale on już wstał od stolika (a ja w takim razie z nim), zostawił należne pieniądze za kawę, złapał mnie za rękę i pociągnął w sobie tylko znaną stronę.
- Czeka cię porządna spowiedź, moja droga - podsumował - Czy może teraz zechcesz mi opowiedzieć łaskawie co między wami jest?
Dłuższą chwilę zajęło mi przyznanie prawdy przed samą sobą. I - mimo że wypierałam się tego jak tylko mogłam - dłużej się już nie dało. Mama kiedyś powiedziała mi: "Tylko człowiek głupi i niemądry kłamie, a ty Ann nie jesteś głupia, będąc moją córką". Nie mogłam wiecznie taić prawdy przed światem.
Luke już prawie stracił nadzieję, dlatego kiedy się odezwałam był zaskoczony i zadowolony jednocześnie.
- Ten chłopak ma na imię Percy - powiedziałam drżącym głosem - Jesteśmy przyjaciółmi. Ale ja go kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top