14. Pogadanka przy kawie
Szkoła bez Piper była... dziwna. Taka pusta. Wiem, że było tu tysiąc innych nastolatków, ale to nie było to samo. Czułam się nieswojo, kiedy samotnie przemierzałam korytarze aby dotrzeć na lekcje.
Oczywiście, że Rachel i Percy mnie wspierali. I to jeszcze jak! Codziennie siedziałam z nimi na przerwach i słuchałam żartów o nauczycielach, których głównym celem było rozbawienie mnie. Nic się takiego nie stało.
Nie jednokrotnie widziałam, jak para wymienia między sobą zaniepokojone spojrzenia, ale szybko odwracali się od siebie kiedy spostrzegali moje spojrzenie. Jednak nie dało się tego tak dobrze ukryć.
Całymi dniami siedziałam zamyślona lub zdołowana. Kiedy było mi na serio przykro, potrafiłam wziąć książkę i zacząć ją czytać tak po prostu na przerwie. Wtedy nikt już nie mógł mi przeszkadzać. Byłam na dobre odcięta od rzeczywistości.
Pewnego pięknego dnia, a był to szesnasty listopada, znów miałam gorszy dzień, więc już otwierałam plecak aby wyjąć książkę, ale przeszkodziła mi rudowłosa.
- O nie, nie będziesz już mi się odcinać od świata - powiedziała gniewnie, a jej brwi zmarszczyły się niebezpiecznie i wyrwała mi plecak z ręki, odrzucając go gdzieś na bok.
- Niech ci będzie - westchnęłam zmęczona, bo znów zielonooka spojrzała na mnie ostrzegawczo.
- Annabeth, ja serio rozumiem że twoja najbliższa przyjaciółka wyjechała i się smucisz. No, może nie tak do końca rozumiem, ale ona była i moją koleżanką, więc też mi przykro. Jednak nie będziesz mi się załamywać, bo życie nie jest od depresji.
Wiedziałyśmy obie, że to co mówiła ma duży sens. Ale i tak nie chciałam tego przyznać na głos, więc uśmiechnęłam się jedynie krzywo.
- Chcesz się dzisiaj spotkać? - spytała nagle rudowłosa. Zaskoczyła mnie tym pytaniem tak bardzo, że spojrzałam na nią ze zdumieniem wymalowanym na twarzy.
- Jasne, czemu nie? - spytałam jakby samą siebie, jednocześnie jej odpowiadając - To co, o szesnastej w tej kawiarni co zwykle?
- Ma się rozumieć - zaśmiała się, próbując rozluźnić atmosferę. Podziałało.
- Nie chcę wam przeszkadzać drogie panie, ale właśnie zadzwonił dzwonek i dobrze by było, gdybyście już weszły do klasy - Percy puścił mi oczko, na co ja się tradycyjnie zarumieniłam, kątem oka zerkając na Rachel, która i tak nic nie zauważyła.
Ale tak już było od pewnego czasu. Czarnowłosy robił coś, przez co zaczynałam się czuć dziwnie niezręcznie, a jednocześnie nie chciałam przerywać tej chwili i byłam zadowolona że mogę czegoś takiego doświadczać. Potem sprawdzałam reakcję rudowłosej, ale ona nigdy niczego nie zauważała, albo udawała że nie widzi. Najgorsze jednak w tych sytuacjach było to, że nie miałam pojęcia co się ze mną dzieje. A może nie chciałam dopuszczać do siebie tak absurdalnych myśli?
Zrozumiałam, że się zapatrzyłam na morskookiego, więc czym prędzej się otrząsnęłam z transu i znów się zarumieniłam.
Wyminęłam go bez słowa i weszłam do klasy. Zajęłam moje standardowe miejsce w trzeciej ławce, chociaż i tak widziałam ten uśmiech satysfakcji na twarzy chłopaka. Dobrze wiedział, co ze mną wyprawia.
Resztę lekcji próbowałam usiedzieć w miejscu i nie oglądać się co kilka sekund na ławkę za sobą, gdzie siedziała para moich przyjaciół. Jeszcze tylko tego mi brakuje, żeby Rachel dowiedziała się o dziwnym uczuciu narastającym z każdym dniem do jej chłopaka.
Coś czuję, że wynikną z tego same problemy.
***
- Opowiadaj, co tam u ciebie?
- Nie rozśmieszaj mnie - rudowłosa machnęła lekceważąco ręką - Lepiej powiedz mi, jak ty się trzymasz.
- Nie najgorzej - wzruszyłam ramionami, próbując ukryć rozżalenie. Sądząc po minie przyjaciółki, nie za bardzo mi to wyszło.
Od jakichś piętnastu minut siedziałyśmy na dworze przy stoliku naszej ulubionej kawiarni, rozmawiając o totalnie błahych rzeczach, takich jak wczorajsza pogoda czy plany na weekend. Dziękowałam teraz sobie w myślach, że zgodziłam się na to wyjście. Rachel pozwoliła mi skutecznie zapomnieć o nieprzyjemnościach poprzedniego tygodnia. I teraz już spokojnie mogłam ją nazywać drugą najlepszą przyjaciółką. Była przy mnie w najgorszych chwilach i wiedziałam, że mogę w każdej chwili na niej polegać, a i ona mogła przyjść do mnie z jakimś problemem. Cieszyłam się, że miałam jej wsparcie.
- Ann, nie udawaj - zielonooka położyła mi delikatnie swoją dłoń na mojej - Jeżeli jest coś co cię gryzie, dobrze wiesz że możesz do mnie śmiało z tym przyjść.
- Tak, wiem - westchnęłam - I nawet nie wiesz, jak bardzo chciałabym ci za to podziękować.
- Nie masz za co - uśmiechnęła się szeroko, pokazując dwa rzędy równych zębów - Nie tylko ty zyskałaś wspaniałą przyjaciółkę - puściła mi oczko, na co ja się zaśmiałam.
- W to akurat nie wątpię.
Przez kilkanaście sekund trwałyśmy w przyjemnej ciszy, pijąc powoli kawę.
- A teraz tak na poważnie - Rachel spojrzała na mnie ponownie - Chcesz o czymś porozmawiać?
Pomyślałam przez chwilę o poprzednich dniach. Dzięki jej towarzystwu nie zamartwiałam się tak bardzo jak na początku myślałam że będę. Byłam jej winna szczerość i wyjaśnienia.
- Pamiętasz, jak na początku naszej znajomości spotkałyśmy się w kawiarni i opowiadałam ci o mojej przeszłości? - spytałam, na początku niepewnie. Ona jedynie kiwnęła głową, wyraźnie nie chcąc się odzywać żeby mi nie przeszkadzać - Zorientowałaś się szybko, że pominęłam jeden wątek. Zapytałaś się, czy jestem zakochana.
Wzięłam głęboki wdech. Strasznie trudno przychodziło mi wyznanie tego fragmentu opowieści.
- Dobrze myślałaś, ale nie do końca strzeliłaś. Byłam zakochana.
Dziewczyna otworzyła szeroko oczy w zdumieniu. Po jej minie wywnioskowałam, że mimo wszystko nie spodziewała się takiego wyznania.
A potem poszło już szybciej. Opowiedziałam jej wszystko o Luke'u i o mnie, o tym jak wyjechał i jak straciliśmy kontakt. Na końcu dodałam, że ostatnio go spotkałam. Jej reakcja była bezcenna.
- I co, serio zamierzasz się z nim spotkać? - spytała niedowierzająco.
- Chyba tak - wzruszyłam ramionami - Umówiliśmy się za dwa dni, w środę.
Rachel przez chwilę się nad czymś intensywnie zastanawiała, więc kilka sekund siedziałyśmy w ciszy. Kiedy już ułożyła sobie pytanie w głowie, pochyliła się nad stolikiem w moim kierunku.
- Jak sądzisz, nadal go kochasz?
Wzdrygnęłam się na to pytanie, ale zamyśliłam się na moment. Szczerze? Kiedy tamtego dnia w drodze powrotnej z lotniska na siebie wpadliśmy, nie czułam nic nawet zbliżonego do tego uczucia kiedy byliśmy razem.
- Wydaje mi się, że nie - odparłam wolno, nadal rozmyślając - Nie, chyba nie.
- Jesteś pewna?
Wahałam się dosłownie przez dwie i pół sekundy.
- Tak, jestem pewna - odparłam tak pewnym głosem, że sama siebie zdziwiłam - Absolutnie nic już nie czuję do Luke'a Castellana.
***
Zdałam sobie sprawę, że nie piszę pod rozdziałami, więc dziś robię wyjątek :) Chciałabym podziękować wszystkim czytelnikom za motywowanie do dalszej pracy. Ludzie, ja w weekend praktycznie cały czas pisałam i wyszło jak wyszło, czyli w wersjach roboczych piszę aktualnie 23 rozdział.
Postanowiłam, że wrzucę wam coś do poczytania tak więc jest. Rozdziały będą się pojawiać (albo przynajmniej POWINNY się pojawiać) co tydzień lub trochę mniej, więc wracamy do starego grafiku.
Któraś z osób w ostatnim rozdziale (przepraszam, nie pamiętam kto) spytała ile ma być rozdziałów i w jakim czasie. Czas już podałam, to teraz ilość. Cóż, przewiduję około 30, no ale wyjdzie jak wyjdzie bo w rozdziale który piszę sytuacja Percabeth jest spitolona bardziej niż obecnie.
Tak więc to tyle no i do zobaczenia w kolejnym rozdziale kochani <3
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top