10. Druga Piper

 Mimo, że lubiłam siedzieć przed książkami i się uczyć, to poniedziałki były dla mnie katorgą jak dla każdej innej osoby. Nienawidziłam wstawać wcześnie po weekendzie, gdzie spałam do przynajmniej ósmej. 

 Ale tym razem było inaczej. 

 Była już siódma czterdzieści i czekałam nadal ze zniecierpliwieniem, całkowicie rozbudzona pod salą od matematyki na Piper. Powoli kolejni uczniowie przychodzili i siadali pod swoimi klasami, chociaż po ich minach poznałam, że najchętniej zostaliby w domu, we własnym łóżku i nie wychodzili stamtąd do południa. 

 Zaczynałam się już martwić, że brunetka jednak nie przyjdzie dziś do szkoły, ale w duchu rozmyślałam nad tym, że przecież by mnie poinformowała o zmianie planów dotyczących jej przyjścia do szkoły. Właśnie wtedy zobaczyłam ją wchodzącą po schodach i błyskawicznie zerwałam się z miejsca, żeby do niej podbiec. 

 - Gdzie ty byłaś? - to było moje pierwsze pytanie skierowane do niej, jednak widząc, że dziewczyna mnie totalnie zlała, pstryknęłam jej palcami przed oczami - Halo, ziemia do Piper!

 Dopiero wtedy jakby się ocuciła i spojrzała na mnie z opóźnieniem. 

 - Tak, cześć Annabeth - powiedziała zachrypniętym głosem. Pod oczami miała wyraźne cienie. 

 - Pipes, co się stało? - teraz byłam już maksymalnie zaniepokojona - Chodzi o Jasona? Odwołał randkę?

 Mój umysł pracował na najwyższych obrotach, jakby tu popełnić morderstwo niezauważenie. Jeżeli była to prawda, to typ ma przewalone.

 - Co? Jason? Nie, oczywiście że nie. Nadal jesteśmy umówieni - uspokoiła mnie.

 - To w takim razie co się dzieje?

 Nienawidziłam takich momentów. Wiedziałam, że wydarzyło się coś okropnego. Zwykle brunetki nie trzeba było zachęcać kilka razy do powiedzenia na głos swoich myśli. Teraz była dziwnie cicha i milcząca, jak nie ona. Jakby jej miejsce zajęła identyczna z wyglądu dziewczyna, ale mająca zupełnie inny charakter; Taka druga Piper.

 - Nie ważne - machnęła lekceważąco ręką - Nic nie jest pewne, nie chcę cię martwić. 

 Nic nie zrozumiałam z jej wypowiedzi, ale nadal byłam niespokojna. Ale nie mogłam zapytać jej o nic więcej, bo akurat wtedy rozbrzmiał dzwonek. I tak, lubiłam matematykę, ale teraz wyjątkowo nie mogłam się skupić i wnerwiała mnie nauczycielka. Chciałam jak najszybciej znaleźć się już na korytarzu i wyciągnąć, nawet siłą, wyjaśnienie od niej. Jednak lekcja dłużyła mi się jak nigdy. Miałam wrażenie, że nigdy ten durny dzwonek nie zadzwoni, a kiedy w końcu wybiła ósma czterdzieści pięć, jako pierwsza się spakowałam i dosłownie wypadłam na korytarz. 

 - A teraz mów - zażądałam, patrząc wymownie na przyjaciółkę, która specjalnie unikała mojego wzroku - Piper, nie zmuszaj mnie do użycia drastycznych środków. 

 Brunetka pokręciła głową i nic nie powiedziała, bo w tym momencie dobiegła do nas Rachel z Percy'm.

 - Cześć Annabeth! Cześć Piper - zaświergota radośnie dziewczyna i szybko mnie przytuliła. Dopiero po chwili dostrzegła minę brunetki - Pipes, wszystko w porządku? Nie wyglądasz najlepiej.

 Piper uśmiechnęła się blado i wymamrotała ciche przywitanie po czym wyprzedziła nas i poszła sama w stronę klasy.

 - Co z nią? - spytał Percy, o którego obecności prawie zapomniałam, więc wzdrygnęłam się na jego głos.

 - Sama chciałabym wiedzieć - odparłam cicho, nie patrząc nawet w jego stronę. 

 - Nie powiedziała ci? - spytała niedowierzająco Rachel, a widząc moje kręcenie głową podeszła do mnie bliżej i znów mnie przytuliła - Ale jesteś jej najlepszą przyjaciółką!

 - Ale nie mam pojęcia co się stało - oznajmiłam rozgoryczona. 

 Doszliśmy pod salę, ale moja przyjaciółka odsunęła się trochę dalej, widocznie chcąc żebyśmy zostawili ją w spokoju. Spojrzałam na nią z bólem, a w mojej głowie zaczęły się tworzyć różne scenariusze.

Czy to przeze mnie? Zrobiłam coś źle? A może chodziło o tą imprezę sobotnią, na której tyle czasu rozmawiałam z rudowłosą? Ale wtedy Piper nie wyglądała tak, jakby miała o to do mnie żal... Poza tym, ona się nie obraża o takie szczegóły. A może nie wykazałam odpowiedniego zainteresowania sprawą Jasona? Tak, może o to chodzi. 

 Nie lubiłam się kłócić z Piper. Ale teraz najgorsze było to, że nie wiedziałam za co mam przeprosić. 

 - Hej, nie martw się o nią - prawie podskoczyłam na cichy głos Percy'ego przy swoim uchu. Poczułam, że moje serce zaczyna szybciej bić i strasznie mnie to wkurzyło, bo nie wiedziałam z jakiej przyczyny się tak zachowuje. 

 - Łatwo ci mówić - wymamrotałam cicho - Masz obok siebie wiele osób, do których możesz pójść jeśli ktoś się na ciebie obrazi. 

 - A ty niby nie? - zmarszczył brwi - Masz przecież mnie i Rachel. 

 - Nie obraź się, ale to nie to samo - spuściłam wzrok. 

 - Wiesz co? Wcale nie uważam, że ona jest na ciebie obrażona - stwierdził, patrząc na brunetkę. 

 - Tak, po prostu zdecydowała się do mnie nie odzywać i się odizolować - parsknęłam - Nie rozśmieszaj mnie.

 - Ależ ja mówię poważnie - obruszył się - Zresztą, o co ona by mogła się obrazić?

 - Nie mam pojęcia - przyznałam.

 - To idź i z nią porozmawiaj - zaproponował chłopak, po czym delikatnie mnie popchnął w jej stronę.

 - Już próbowałam. Dwa razy. Nie podziałało.

 - To idź i ją spróbuj przeprosić. 

 Spojrzałam na niego powątpiewająco.

 - Myślisz, że to coś da?

 - Warto spróbować - odparł. Przez kilka sekund się wahał, wyraźnie nie wiedząc czy coś powiedzieć, ale w końcu dodał - Nie lubię, kiedy jesteś smutna.

 To jedno króciutkie zdanie zawiesiło mnie na kilka sekund. Serce teraz robiło fikołki w klatce piersiowej, a na dodatek - ku zgrozie - poczułam pieczenie na policzkach, których nie czułam kilka lat.

 Szybko wstałam, mając cichą nadzieję, że jednak czarnowłosy niczego nie zauważył, jednak w duchu wiedziałam jak było na prawdę. Podeszłam do przyjaciółki i usiadłam obok.

 - Przepraszam - powiedziałam cicho, na co ona odwróciła głowę w moją stronę. 

 - Co?

 - Przepraszam - powtórzyłam - Nie wiem jeszcze co jest dokładnym powodem twojego unikania mnie, ale pewnie to znów ja coś zrobiłam. Chodzi o Jasona? Wykazałam zbyt małe zainteresowanie, przepraszam, na serio nie chciałam cię urazić...

 - Annabeth, ale o czym ty mówisz? - spytała ze zmarszczonymi brwiami - Nic nie zrobiłaś!

 - Jasne - prychnęłam - A ty po prostu stwierdziłaś, że nie będziesz się do mnie odzywać. 

 - Ale to nie jest w żadnym stopniu twoja wina! 

 - A czyja niby?

 - Taty! - krzyknęła ze złością, dopiero po kilku sekundach uświadamiając sobie, co powiedziała - To znaczy...

 - Co jest z twoim tatą? - spytałam poważnie - Piper, co jest z twoim tatą?!

 - Spotkajmy się dzisiaj po lekcjach w parku, dobrze? - zapytała szeptem - Nie chcę mówić tutaj. 

 - Dobrze - odparłam, nadal lekko wystraszona - Ale powiedz, że nic mu nie jest, ani nic poważnego się nie stało.

 - Chciałabym cię zapewnić że nic się nie stało, na serio. Ale... - zacięła się, a w jej oczach zobaczyłam łzy - Ale prawda jest zupełnie inna niż bym chciała.

***

Miał być rozdział wczoraj, ale nie było internetu przez cały dzień więc dziś jest.

Do zobaczenia w dalszych częściach!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top