19. To wszystko moja wina

 Weekend dłużył mi się niemiłosiernie. Może wynikało to z tego, że nie miałam czego się uczyć, a może z tego, że nie mogłam się doczekać spotkania z pewnym morskookim chłopakiem? Jedno było pewne. Nie tego spodziewałam się w poniedziałek rano. 

 Z pozoru wszystko było takie samo. Ludzie rozmawiali o czekających ich kartkówkach, niektórzy nauczyciele patrolowali korytarze, a woźne w szatni czyhały na nieostrożnych uczniów aby wygłosić im swoje kazanie na temat zmieniania obuwia. 

 Ale tak na prawdę zmieniło się dużo. Może nie w życiu tych ludzi, ale w moim. I Percy'ego. I Rachel.

 Bo ogólnie w poniedziałki rano mam lekcję z tą dwójką. Więc kiedy przyszłam do szkoły, byłam pewna że ich już tam oboje zastanę. Nie przemyślałam sobie tylko kwestii tego, jak będę rozmawiać z czarnowłosym po sytuacji z piątku, ale to też dało się ogarnąć. 

 Więc wyobraźcie sobie moje zdziwienie, kiedy przyszłam pod klasę i nie zobaczyłam tych charakterystycznych rudych włosów. Jak na razie nie było jej tylko raz w szkole, ale wtedy była chora. 

 - Cześć - podeszłam niepewnie do Percy'ego. Nie miałam pojęcia jak się zachowa kiedy mnie znów zobaczy. 

 - Cześć Annie - uśmiechnął się do mnie zupełnie szczerze. Odetchnęłam cicho z ulgą i zlustrowałam go wzrokiem, po czym prawie krzyknęłam ze zdumienia. 

 Ubrany był całkiem normalnie, zwykłe jeansy i czerwona koszulka z napisem CALIFORNIA. Dopiero kiedy spojrzałam na jego twarz to mnie zmroziło. 

 Miał ciemne wory pod oczami, a te nie błyszczały tak jak zwykle. Teraz były obojętne na wszystko i wszystkich. Pomijając uśmiech, którym mnie obdarował, wyglądał na zdołowanego. Sama mimika twarzy mówiła dużo, a mianowicie że jest okropnie zmęczony. Mimo, że próbował jakoś to zakryć, to doskonale widziałam że coś się stało. Coś złego.

 - Co się stało? - spytałam przestraszona. 

 - Nic ważnego, naprawdę - zapewnił szybko. Pokręciłam głową z uporem. Tyle lat udawałam, że wiedziałam jak komuś coś leżało na sercu. 

 - Przecież widzę - żachnęłam się - Serio, co jest grane?

 Chłopak westchnął i przeczesał ręką włosy.

 - Chodzi o Rachel - imię dziewczyny wypowiedział z trudem. 

 W tym momencie moje serce zamarło, a ja zapomniałam o oddychaniu.

 - Co z nią? Coś poważnego? - wyobraziłam sobie najgorsze scenariusze. 

 - Nie, nic jej nie jest. Siedzi w domu, pewnie w ogóle nie przyjdzie dziś do szkoły. 

 - Dlaczego? - zmarszczyłam brwi, nic nie rozumiejąc. I wtedy w głowie pojawiła mi się okropna myśl. A co, jeśli...

 - Obawiam się, że jest wściekła i okropnie smutna - znów westchnął - Okazuje się, że słyszała część naszej piątkowej rozmowy. I widziała końcowy moment.

 O. Mój. Boże. 

 - Nie - szepnęłam - Muszę jej to wszystko wytłumaczyć. 

 - Co chcesz jej tłumaczyć? 

 - Wiedziałam, że wynikną z tego kłopoty. To nie powinno w ogóle mieć miejsca...

 - Żałujesz tego, prawda? - spytał z bólem - Wiem, że nie powinienem, ale to było silniejsze ode mnie.

 Zamurowało mnie. On serio przepraszał mnie za najlepszą chwilę w moim życiu?

 - Percy, absolutnie nie żałuję samego uczucia podczas tamtego... zdarzenia. Bardziej tego, że w tamtym momencie straciłam Rachel, pewnie na zawsze. Ale nie wmawiaj sobie rzeczy nieprawdziwych. 

 Uśmiechnęłam się smutno. 

 - Czyli nadal się przyjaźnimy, prawda? 

 - Oczywiście. Ale proszę, nie liczmy na nic więcej. Ty masz Rachel, a ja nie mam zamiaru się już wciskać pomiędzy was. Wytłumaczysz jej wszystko, dobra? - kolejne zdania dodałam, ponieważ zauważyłam ten błysk w oczach czarnowłosego, taki sam jak w piątek przed pocałunkiem.

 - Nie - odparł zdecydowanie, czym zdziwił nie tylko mnie, ale i siebie, bo lekko się zmieszał. 

 - Ale co nie?

 - Nie mam już Rachel.

 Przez chwilę analizowałam w myślach jego wypowiedź, po czym wytrzeszczyłam oczy.

 - O mój Boże - wydukałam tylko. Nic innego nie przychodziło mi do głowy na początku - Nie chcesz chyba powiedzieć, że ona...

 - Och, tak. Zrobiła to - powiedział bezbarwnym głosem - Nie jesteśmy już razem. Byłem u niej w niedzielę przez dziesięć minut, ale zdążyła mi to powiedzieć. Dlatego teraz my mamy szansę. 

 Dobrze wiedziałam, co mi proponował. I chociaż propozycja była bardzo kusząca, to nie mogłam być egoistką. 

 - Nie zrozum mnie źle - ostrożnie dobierałam słowa - Ale nie mogę. Percy, przecież po tobie widać, jak ją kochasz. Nie możesz być ze mną szczęśliwy, bo nie jestem nią. Rozumiesz o co mi chodzi?

 - Tak, ale ona mi nigdy nie wybaczy. Przecież ty też jesteś dla mnie ważna. 

 - Ale nie najważniejsza - szepnęłam z bólem - Nie zrobię ci tego. Obiecuję, że wszystko naprawię i będzie jak dawniej. Tak będzie łatwiej. 

 - Rozumiem - kiwnął wolno głową. 

 Wtedy zadzwonił dzwonek. Totalnie zapomniałam o szkole i otoczeniu, więc wzdrygnęłam się na nieoczekiwany dźwięk. 

 - No to co, zapraszam na historię - chłopak wymusił uśmiech, przepuszczając mnie w drzwiach. 

 ***

 Jak tylko wróciłam do domu, wybrałam odpowiedni numer i słuchałam po kolei sygnałów. Łzy powoli płynęły mi po policzkach.

 - Cześć Ann! Ale my dawno nie rozmawiałyśmy - usłyszałam przy uchu radosny głos Piper. Przymknęłam oczy, wyobrażając sobie że stoi tuż obok mnie - Halo?

 - Tak, cześć Pipes - westchnęłam, niezadowolona że głos mi zadrżał.

 - Annabeth, co się dzieje? - spytała przejęta brunetka. 

 - Mam ci strasznie dużo do opowiedzenia - odetchnęłam głęboko, próbując się uspokoić - Tak okropnie żałuję, że nie ma cię obok. Chciałabym mieć przynajmniej jedną osobę blisko siebie.

 - Proszę, nie strasz mnie kochana! Masz Percy'ego i Rachel. Obiecuję, że przyjadę na gwiazdkę. 

 - Już ich nie mam - szepnęłam.

 - Co się dzieje? - powtórzyła. Już była zdenerwowana prawie do granic możliwości.

 - Tutaj wszystko się wali - wyszlochałam - Piper, ja go kocham. Kocham go, rozumiesz? Ja! Nigdy nie posądziłabym się o coś takiego. A jednak. Ale nie mogę z nim być, bo wtedy zranię i jego i Rachel. Bo oni nie są już razem przez ten pocałunek w piątek, to wszystko moja wina...

 - Stop - oświadczyła stanowczo - Opowiedz mi wszystko, tylko na spokojnie, tak? Przecież wiesz że końcowo i tak wszystko się ułoży. No to jeszcze raz, ale najpierw oddychaj. I nic się nie martw.

 Tak więc opowiedziałam jej wszystko od początku. Najpierw o spotkaniu z Luke'iem w kawiarni, potem o piątku, a na koniec o dniu dzisiejszym. Czekałam na jej odpowiedź, niespokojnie wiercąc się na łóżku.

 - Jak sądzę, oczekujesz ode mnie że powiem ci jak masz postąpić. Ale tym razem nie mogę. Bo to zależy tylko od ciebie. A nawet gdybym ci coś zaproponowała, nie wiem na sto procent jak by się to skończyło. Dlatego teraz ta decyzja należy do ciebie, bo nikt inny nie ma prawda jej podjąć. 

 Wzięłam głęboki oddech. To co mówiła miało bardzo duży sens. Niestety pociągało za sobą też inne konieczności. 

 - W takim razie już wiem - starałam się zabrzmieć jak najbardziej pewnie - Idę do Rachel.

***

Cześć ludzie, ja na serio nie wiem czemu ale zapomniałam w weekend dodać rozdział, więc wleciał z delikatnym opóźnieniem. Wobec tego kolejny będzie w piątek, żeby wyrównać straty ;)

 Nie uwierzycie, ja też nie wierzę, ale skończyłam to pisać. W sensie w roboczych już mam skończone i napisane wszystko. Więc mogę już oznajmić, że będą w sumie 32 rozdziały + epilog.

 Do zobaczenia niedługo <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top