5. Chcesz zobaczyć moje ulubione miejsce w okolicy?
MICHAŁ
Po mszy czekałem na Agnieszkę przed kościołem. Podszedł do mnie Igor. Podaliśmy sobie ręce.
— Cześć! Podobno masz zamiar połazić z moją siostrą po okolicy? Stary, ale się wkopałeś! Jak ją znam, to przeciągnie cię po polach i zadupiach! — żartował — Następnym razem dobrze się zastanowisz, zanim wybierzesz się z nią na spacer.
— Zawsze to jakaś odmiana. W sumie nic lepszego nie mam dzisiaj do roboty. — odpowiedziałem spokojnie.
Zobaczyłem, że Agnieszka wychodzi z kościoła.
AGNIESZKA
Po mszy wyszłam z kościoła jako jedna z ostatnich, chciałam, żeby większa część ludzi, rozjechała się już do domów. Michał stał przed kościołem i rozmawiał z Igorem. Rodzice siedzieli już w aucie i z ciekawością nas obserwowali.
— Cześć Agnieszko! — powiedział Michał. — Idziemy? — podał rękę mojemu bratu na pożegnanie, a on puścił do mnie oczko.
— Widziałeś to? Teraz to ja będę zamęczana w domu. — zaśmiałam się.
— No tak, na rodzinkę zawsze można liczyć. — uśmiechnął się Michał — W którą stronę chcesz iść?
— Chcesz zobaczyć moje ulubione miejsce w okolicy? — zapytałam — Tylko uprzedzam, że to będzie dłuższy spacer.
Poszliśmy do sąsiedniej wsi, w której mieszkali moi dziadkowie. Ominęliśmy łukiem centrum wsi, gdzie była zwarta zabudowa, sklep i budynek starej szkoły, dzisiaj już nieużywany i polnymi dróżkami poszliśmy w stronę rzeki i rozległych, ukwieconych, jak to w maju, łąk. Za łąkami teren wznosił się do góry, na szczycie widać było las, który ciągnął się przez kilka kilometrów, aż do kolejnej wsi. Większość wzniesień między łąkami a lasem była łagodna, na niektórych rolnicy prowadzili uprawy, ale, z tego co mówiła mi babcia, ziemie były tam słabe, a stok południowy, przez to narażony na susze. Z tego powodu większość pól była nieużytkami. Szczególnie lubiłam tam jedno, najwyższe wzgórze, zbyt strome, żeby mogło być uprawiane, porośnięte dzikimi jeżynami i całym mnóstwem ziół i polnych roślin, na szczycie posiadało płaską polanę, osłoniętą z jednej strony lasem. Rozciągał się stamtąd przepiękny widok na łąki i wijącą się między nimi rzeczkę, pięknie pofalowane pola, krętą, polną dróżkę, po której rzadko ktoś się poruszał. W oddali widać też było pałac dawnych właścicieli tych ziem, a także niewielki domek moich dziadków. Na szczycie wzgórza, tuż pod lasem, zawsze było spokojnie i ciepło. Lubiłam tam chodzić, nigdy nie spotkałam tam innego człowieka.
Na wzgórzu byłam tak wiele razy, że niechcący, odkryłam z niego inny, zupełnie nieoczekiwany widok. Żeby go zobaczyć, trzeba było wejść w las, stanąć w odpowiednim miejscu i spojrzeć między drzewami w stronę przeciwną niż nasza wieś. Drzewa trochę przeszkadzały, ale i tak można było dostrzec widok na sąsiednią gminę, ciągnący się bardzo daleko, aż po horyzont ginący w oddali, płaskowyż, na którym były pola uprawne, poprzecinane drogami i wsiami.
Jakiś czas temu posiedziałam w bibliotece i poczytałam na ten temat. Okazało się, że moje wzgórze znajdowało się na granicy nie tylko gmin, ale też na granicy dwóch, charakterystycznych dla Lubelszczyzny obszarów przyrodniczych i krajobrazowych. Z jednej strony, tam, gdzie była moja wieś i gmina, teren był pagórkowaty, poprzecinany wąwozami i głębokimi dolinami rzek, zbudowany na ziemiach lessowych, bardzo dobrych dla rolnictwa. Z drugiej strony wzgórza rozpoczynała się rozległa równina, bezleśna, w całości zajęta przez pola uprawne i małe wsie.
W mojej i sąsiednich wsiach znałam każdą dróżkę, ścieżkę i miedzę. Zawsze lubiłam piesze wędrówki, mogłam godzinami chodzić po okolicy. Od wielu lat moim hobby było zbieranie polnych roślin i opisywanie ich. Prowadziłam zielnik, który, z czasem urósł do pokaźnych rozmiarów, obecnie składał się z siedmiu grubych tomów. Umieszczałam w nim fragmenty roślin, ich kwiaty, liście, nasiona, korzenie, wpisywałam ich nazwę, a właściwie trzy nazwy: polską, łacińską i ludową, sporządzałam maksymalnie rozbudowane opisy tych roślin, wszystko, co udało mi się na ich temat znaleźć. Na wyrywki umiałam rozpoznać każdą napotkaną roślinę i opowiedzieć coś o niej. Na wszystkich, którzy mieli okazję się o tym przekonać, robiło to duże wrażenie. Niewiele osób wiedziało jednak o mojej pasji, nie było to wystarczająco porywające hobby, mogłoby zostać odebrane nawet jako dziwactwo, kto wie, może przypięto by mi łatkę zielarki, a nawet wiejskiej wiedźmy, która rzuca czary? Tak mówiłam mojej rodzince, z prośbą o nierozpowiadaniu na prawo i lewo o moich zielnikach.
MICHAŁ
Czas mijał bardzo szybko i całkiem przyjemnie. Agnieszka zaproponowała dosyć długi spacer, ale nie głównymi ulicami wsi, czego się spodziewałem, lecz polnymi dróżkami, ścieżkami. Igor miał rację, w sumie to można by było powiedzieć o nich zadupia, ale mnie się podobały. Agnieszka znała je doskonale. Kilka kilometrów drogi przeszliśmy, nie spotykając po drodze ani jednej osoby, rzadko i jedynie z daleka widać było domy i zabudowania gospodarcze. Nie sądziłem, że w moich stronach można znaleźć takie ścieżki, momentami czułem się jakbyśmy byli na wycieczce.
Przy pomocy małego nożyka wyjętego z torebki, Agnieszka co jakiś czas ścinała, rosnącą przy drodze roślinę i robiła coś w rodzaju bukietu.
— Po co ścinasz te rośliny? — zapytałem.
— A, to nic takiego. — machnęła lekceważąco ręką. — To takie moje dziwactwo. Nie przejmuj się. — odpowiedziała, a widząc mój zdziwione spojrzenie, dodała, uśmiechając się, kącikami ust — Ale nie martw się, na weselu nie będę dziwaczna, będę prezentowała się bez zarzutu. Nie narobię ci wstydu. Obiecuję! — podniosła dwa palce do góry w geście składanej przysięgi.
Popatrzyłem na nią zaskoczony. Dziewczyna miała tupet i miała ochotę na żarty? Świetnie!... Uśmiechnąłem się pod nosem.
— Nie tak łatwo mnie zawstydzić, możesz być, jaka chcesz, nawet dziwaczna. — odpowiedziałem- A wracając do tych chwastów, bo to mnie jednak ciekawi... Robisz bukiet?
— Można tak powiedzieć.
— Ale wiesz, że te rośliny jeszcze nie kwitną?
— Tak? — uśmiechnęła się szeroko — A kto powiedział, że bukiet musi być zrobiony z kwiatów? Walczmy ze stereotypami Michał! Nie poddajmy się schematycznemu myśleniu! — wyraźnie żartowała sobie ze mnie i podobało mi się to.
Też się uśmiechnąłem. Czułem się przy niej rozluźniony. Z zadowoleniem przyjąłem, że dziewczyna nie jest śmiertelnie poważna i spięta.
AGNIESZKA
Droga na moje ulubione wzgórze minęła nam wyjątkowo szybko i bardzo sympatycznie. Idąc, nie spotkaliśmy ani jednego człowieka. Rozmawialiśmy głównie o naszym wspólnym liceum, Michał pytał o niektórych nauczycieli, opowiadał anegdotki z nimi związane, z czasów, kiedy on uczył się w naszej szkole. Wkrótce znaleźliśmy się u podnóża mojego ulubionego wzgórza.
— Jesteśmy na miejscu! To właśnie jest moje ulubione miejsce w okolicy. — powiedziałam — Wejdźmy na górę i tam zobaczysz Wzgórze Agnieszki w całej okazałości.
— Wzgórze Agnieszki? Ta nazwa działa na wyobraźnię! Które konkretnie wzgórze zamierzasz mi pokazać? — powiedział z lekko ironicznym uśmiechem, przesuwając wzrokiem po moim ciele, czym trochę mnie speszył, ale też rozbawił. Z przyjemnością stwierdziłam, że miał poczucie humoru.
— Wzgórze, w dosłownym tego słowa znaczeniu, dokładnie to które masz przed oczami, a Agnieszki tylko z nazwy oczywiście. Nie mam pojęcia do kogo należy to pole. — wyjaśniłam i żeby zatuszować zmieszanie pierwsza ruszyłam ścieżką na szczyt wzgórza.
— Wow! Bardzo mi się podoba Wzgórze Agnieszki! — mrugnął jednym okiem, kiedy już dotarliśmy na szczyt — Skąd wiedziałaś, że lubię punkty widokowe? — Michał, z wyraźną przyjemnością patrzył na łąki i rozległy, malowniczy widok.
— Babska intuicja mi to podpowiedziała! — zaśmiałam się — Za co lubisz punkty widokowe?
— Hmmm..., jakby ci to powiedzieć.... — już widziałam że jego odpowiedź będzie zachowawcza, wymijająca — Fajne jest w nich to, że wystarczy znaleźć się w odpowiednim miejscu i nie trzeba nawet nic robić, a przyjemność, sama przychodzi do człowieka. Dzięki tobie, na twoim wzgórzu, zaznałem dzisiaj prawdziwej przyjemności.
Uśmiechał się zadowolony ze swojego żartu. Chciał się bawić w gierki słowne? Nie wiedział, że ja uwielbiałam takie zabawy!
— Nie doceniasz mnie. Mogę dostarczyć ci więcej przyjemności. Tyle, że musiałbyś pójść ze mną w tamte krzaki. — ręką wskazałam las i z zadowoleniem zauważyłam, że Michał jest lekko zdezorientowany.
Poszedł jednak za mną. Weszliśmy w las. Odnalazłam w nim jedno, konkretne miejsce.
— Skoro lubisz punkty widokowe, to pokażę ci coś naprawdę ciekawego. Stań dokładnie w tym miejscu i spójrz dokładnie w tamtą stronę, — ręką wskazałam kierunek — tylko pochyl głowę, żeby korony drzew nie zasłaniały ci widoku.
Michał pochylił się.
— Niesamowite! — powiedział szczerze zadziwiony — Jak ty to odkryłaś?! Horyzont jest bardzo daleko, bez lornetki nie da się rozpoznać co widać w oddali.
— Z grubsza wiem co tam widać, sprawdziłam to z mapą. Myślę, że wiem to na dziewięćdziesiąt procent.
Pokazywałam Michałowi odległe punkty, niektóre ledwo widoczne na linii horyzontu i mówiłam co to są za obiekty. Wiele razy dziwił się i nie chciał uwierzyć, co można zobaczyć z tego miejsca. Pamiętam, że miałam takie same wątpliwości.
— Nie miałem pojęcia, że w naszych stronach jest takie miejsce! — Michał nie umiał ukryć wrażenia — Świetne miejsce do fotografowania! Prawdziwe wyzwanie! Można stąd zrobić piękne zdjęcia! — powiedział rozglądając się z ciekawością na wszystkie strony — Nigdy tutaj nie byłem! Naprawdę bardzo ci dziękuję, że mnie tu przyprowadziłaś!
— Cała przyjemność po mojej stronie! — odpowiedziałam zadowolona z uznania Michała — Jesteś teraz jednym z niewielu wtajemniczonych. Lubisz fotografować?
— Tak! Dostałem od rodziców świetny aparat z okazji zdanej matury i wciągnęło mnie to.
— Nigdy nie widziałam cię z aparatem! Co fotografujesz?
— Przyrodę, ładne widoki, rzadko ludzi. Chociaż?.... Jakbym miał ciekawy obiekt ludzki...? — udawał że się zamyśla i bezwstydnie zmierzył mnie wzrokiem od góry do dołu i z powrotem.
— Poproś dziadka, albo jeszcze lepiej pradziadka! Czytałam, że fotografowie uwielbiają robić zdjęcia pomarszczonym twarzom, podobno fajnie się układa światło, czy coś... — odpowiedziałam z udawaną troską, wywołując uśmiech na jego twarzy
— A ty co lubisz robić w wolnych chwilach? — zapytał.
— Właśnie to! Lubię włóczyć się po polnych drogach, miedzach i nieużytkach.
Michał popatrzył na mnie zaskoczony.
— Ciekawe... Sama się włóczysz, czy tak jak dzisiaj, z obcymi facetami? — zapytał.
— Sama! Dzisiejszy dzień to wyjątek, a ty nie jesteś taki całkiem obcy. Po drugie nie poznałam jeszcze faceta, którego kręciłyby takie przyjemności.
— Oj wiesz, na pewno mogłabyś wymyślić coś, co podniosłoby poziom przyjemności takiej rozrywki — powiedział z prowokującym uśmieszkiem.
— Może bym i mogła, ale czy warto? Mnie jest przyjemnie tak jak jest, a co mnie obchodzi przyjemność mniej, czy bardziej znajomego faceta? — udało mu się wprawić mnie w lekkie zakłopotanie, czułam, że stąpam po kruchym lodzie.
— Coś mi się przypomina... gdzieś słyszałem..., że przyjemność w pojedynkę, nie może się równać z przyjemnością we dwoje... — mówił bardzo rozbawiony i zadowolony z siebie — Zdaje się, że cały świat się na tym opiera.
— Niemożliwe! Tylko słyszałeś? Nie wiesz tego z autopsji? — zapytałam prowokacyjnie, patrząc wprost na niego.
Uśmiechnął się szeroko. Popatrzył na mnie z zainteresowaniem.
— Na potrzeby tej rozmowy załóżmy, że tylko słyszałem.— powiedział, a po dłuższej chwili dodał — Włóczysz się po tych polach w jakimś konkretnym celu, czy tak sobie?
Opowiedziałam mu trochę o moim zamiłowaniu do zbierania polnych roślin i ziół i o tym, że od lat prowadzę zielniki.
— Nie masz pojęcia jakie właściwości mają te niepozorne roślinki. Z człowiekiem potrafią zrobić niemal wszystko: uleczyć duszę i ciało, uspokoić, pobudzić, wywołać pożądanie, uwieść i rozkochać, nieodwracalnie uszkodzić, nawet zabić.
MICHAŁ
Ulubione wzgórze Agnieszki, całkowicie mnie zaskoczyło! Prawdopodobnie był to najpiękniejszy punkt widokowy w naszej i sąsiednich gminach, zdecydowanie wart był zobaczenia, a Agnieszka, była jedyną osobą, która o nim wiedziała! Miała tam mały schowek, ukryty w skarpie, między roślinami, a w nim coś do picia, trochę słodyczy i stary koc.
— Posiedzimy chwilę? — zaproponowała.
Rozrzuciła ścięte wcześniej rośliny, które zbierała w bukiet, położyła na nich koc i usiadła na nim. Przyglądałem się temu z podejrzliwością.
— Mam się bać? — zapytałem.
— Boisz się usiąść obok mnie? — popatrzyła na mnie zaskoczona z uśmiechem wskazującym, że rozśmieszyło ją moje pytanie.
— Przed chwilą opowiadałaś, że wiesz dużo o różnych roślinach i ziołach, może chcesz na mnie wypróbować swoją wiedzę i ich moc? — nadal stałem nad nią.
Parsknęła śmiechem.
— Nie bój się! Siadaj śmiało! — poklepała miejsce obok siebie na kocu — Chcę tylko zadbać o przyjemność we dwoje, o której tak ładnie mówiłeś przed chwilą. — patrzyła na mnie z wyzywającym, lekko ironicznym uśmiechem.
— Czyli to jakiś afrodyzjak? — dałem się całkowicie podpuścić.
Znowu się szczerze roześmiała.
— Ty serio myślisz, że wszystkie dziewczyny myślą tylko o tym, żeby cię uwieść? Przy mnie nie musisz się o to martwić, Poważnie! Jesteś bezpieczny! — patrzyła na mnie rozbawiona — To tylko wrotycz! Odpędza owady, chyba że sprawia ci przyjemność, jak sześcio, albo ośmionogie stworzenia łażą po tobie?
— I niby to zielsko pod kocem na to pomoże?
— W stu procentach!
Usiadłem obok niej. Trochę się zbłaźniłem, ale śmieszyło mnie to.
— Zrobiłaś to celowo? Podpuściłaś mnie teraz?
— Ja?! Ależ skąd! — zaprzeczyła gwałtownie z uśmiechem na ustach, w sumie czego ja się spodziewałem, zadając to pytanie... — Naprawdę, to jest tylko wrotycz, zapamiętaj nazwę i sprawdź sobie w książce. Wtedy się przekonasz, że wszystko, co mówię to szczera prawda. — dodała.
AGNIESZKA
Usiedliśmy, a później położyliśmy się na kocu, który rozłożyłam na trawie. Atmosfera między nami była normalna i naturalna. Rozmawialiśmy otwarcie, szczerze, o moich zielnikach i o jego pasji do fotografowania. Opowiadał mi o najładniejszych zdjęciach jakie zrobił i o tym, że wcale nie jest łatwo uchwycić na zdjęciu ładny widok, a tym bardziej nastrój, urok miejsca.
Moje obawy, że będę się czuła przy Michale skrępowana, czy spięta nie sprawdziły się. Nigdy nie należałam do nieśmiałych osób. Lubiłam towarzystwo, lubiłam śmiać się, żartować, ale też podyskutować, posprzeczać się, wymienić opiniami na jakiś temat, porozmawiać o emocjach, dylematach, przeczytanych książkach, obejrzanych filmach. Lubiłam poznawać nowych ludzi, zapoznać się z nimi blisko, poznać ich "od środka".
Z Michałem dobrze się nam rozmawiało, mieliśmy podobne spojrzenie na świat i bez problemu radziłam sobie z jego poczuciem humoru. Cieszyłam się, że nie muszę rozmawiać o znajomych, o tym kto? z kim? gdzie?, nawet o wspólnym wyjściu na wesele niewiele rozmawialiśmy, a zamiast tego mogę się cieszyć z pięknego, ciepłego, majowego dnia, pachnącego kwiatami, wypełnionego śpiewem ptaków, towarzystwa fajnego chłopaka i ciekawej rozmowy z nim.
MICHAŁ
Siedzieliśmy, a później nawet leżeliśmy obok siebie. Rozmawialiśmy, żartowaliśmy, nie było między nami skrępowania, czy dystansu.
Zaskakująco miło spędzało mi się z nią czas, bez spinki, bez nudy, naturalnie, sympatycznie. Odpoczywałem przy niej, czułem się zrelaksowany, rozluźniony.
To inteligentna dziewczyna i ma fajne poczucie humoru, potrafi mnie zaskoczyć i rozśmieszyć. W dodatku jest bardzo ładna, ma zaraźliwy uśmiech i miło się na nią patrzy. Dopiero teraz, gdy byliśmy ze sobą sam na sam, dotarło to do mnie.
Pomyślałem, że nie mógłbym lepiej spędzić tego czasu i zaproponowałem kolejne spotkanie.
AGNIESZKA
Nie chciałam, żeby Michał odprowadzał mnie do domu, mimo, że nalegał. Domyślałam się, że robił to z grzeczności, na pewno był dobrze wychowany, ostatecznie jego mamą była dyrektorka sąsiedniej szkoły, słynąca z dbałości o maniery i kulturę osobistą. Postanowiłam pilnować, aby nie wykraczać poza relacje koleżeńskie, dlatego pożegnałam się z nim na skrzyżowaniu i obydwoje rozeszliśmy się stronę swoich domów.
— Teraz moja kolej, okej? — powiedział Michał na koniec spotkania, a widząc moje pytające spojrzenie dodał — Teraz ja pokażę ci moje ulubione miejsce w okolicy. Masz ochotę na spacer za tydzień, o tej samej porze?
— Pewnie! Z przyjemnością! — odpowiedziałam.
W domu wpadłam w krzyżowy ogień pytań. Moi rodzice, zwłaszcza mama, ze szczegółami chcieli wiedzieć kiedy Michał mnie zaprosił, czy ja się z nim przyjaźnię i tym podobne.
— Mamuś, błagam cię! — nie miałam siły tłumaczyć wszystkich zawiłości — Michał zaprosił mnie tylko na wesele, a nie poprosił o rękę! Zrozum, on nie ma dziewczyny, ja nie mam chłopaka, znamy się ze szkoły, ale też przez Grześka, fajnie się nam razem tańczy. Kogoś musiał zaprosić, zaproponował to mnie, miło mi z tego powodu, zgodziłam się z nim pójść, ale to wszystko!
— Mamo, ja też będę na tym weselu, więc będę miał na nią oko — powiedział Igor — Zobaczymy, czy to tylko kolega, czy może jednak narzeczony — zaśmiał się, a ja rzuciłam w niego poduszką.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top