23. Wybór kierunku studiów

wrzesień 93

AGNIESZKA

We wrześniu wróciłam do szkoły. Zaczynałam naukę w klasie maturalnej. Przyszedł czas na wybór kierunku studiów.

Całą klasą wybraliśmy się do Lublina, na targi edukacyjne, gdzie mogliśmy zapoznać się z ofertą lubelskich uczelni.

— Dziewczyny, nie mogę uwierzyć, że już niedługo się rozstaniemy! — mówiła Iza w drodze do Lublina — Będę za wami okropnie tęskniła!

— Będziemy się odwiedzały, pisały listy. To jakie są wasze wymarzone studia? — zapytała Baśka.

— Ja będę studiowała tylko to, co mnie interesuje, coś, czego lubię się uczyć i w czym mogę być naprawdę dobra.

— Czyli w twoim przypadku to będzie albo polski, albo biologia?

— Ale ty mnie znasz! — odparłam z uśmiechem — Precyzując, interesuje mnie botanika, lub literatura.

— Mnie interesuje tylko psychologia! — powiedziała Baśka — Wiem, że jest przynajmniej na dwóch uczelniach w Lublinie. Iza, a ty gdzie byś chciała studiować?

— Tam, gdzie jest dużo chłopaków! Może na Politechnice?

Wszystkie trzy wybuchnęłyśmy śmiechem!

Na targach, po rozmowach z przedstawicielami filologii polskiej, szybko wykreśliłam ten kierunek z kręgu moich zainteresowań i drogą eliminacji, doszłam do wniosku, że jedynym kierunkiem, jaki mogłabym studiować w Lublinie, jest biologia. Byłam rozczarowana... Biologia tylko w połowie, a może nawet jednej trzeciej, spełniała moje oczekiwania. Na targach dowiedziałam się, że jeśli interesuje mnie czysta botanika, to jedynym miejscem, w którym warto studiować tę dyscyplinę, jest Uniwersytet Szczeciński.

— Odkąd wróciłam z targów, nie mogę myśleć o niczym innym! — opowiadałam Michałowi — Kusi mnie ta botanika, ale dlaczego akurat moje wymarzone studia muszą być na drugim końcu Polski? Jak poradzę sobie tak daleko od domu i przede wszystkim od ciebie?

— Nawet jeśli wyjedziesz na koniec świata, to i tak nie uciekniesz ode mnie. Będę pisał do ciebie listy i jeździł w każdym wolnym terminie.

— I co będziemy robili, jak już do mnie przyjedziesz? — zapytałam zalotnie.

— Wszystko, co będziesz chciała, ale pod warunkiem, że będziesz wtedy w moich ramionach i w zasięgu dłoni i ust.

— Czyli nie będziemy wychodzili z łóżka? — zaśmiałam się — Nie wiem, co na to powie moja współlokatorka z akademika.

— Tym się nie martw, biorę ten problem na siebie — powiedział. — A mówiąc serio: Bardzo bym chciał, żebyś studiowała w Lublinie i była blisko mnie, ale wiem, jak kochasz te swoje zielska, masz do tego talent. Nie oglądaj się na mnie, obiecuję, że nie zostawię cię samej i codziennie będziesz czuła, że o tobie myślę. Studia nie trwają wiecznie, to tylko kilka lat. Nic nas nie rozdzieli Aga!

Coraz częściej odczuwałam dziwny niepokój. Prawdopodobnie jego powodem były myśli o studiach, o wyjeździe z domu i oddaleniu się od Michała. Nie potrafiłam sobie wyobrazić, że miałabym nie widywać go tygodniami. Dlatego przy każdej okazji, kiedy byliśmy razem, zatracałam się w nim, w jego ramionach, dłoniach, pocałunkach. Samym dotykiem, albo kiedy całował moje usta, szyję, pieścił moje piersi, dotykał mnie w najbardziej intymnych miejscach, potrafił doprowadzić mnie do niezwykłej ekstazy. Dla mnie to było jednak za mało. Wiedziałam już, że pragnę mieć Michała całego, najbardziej jak można. Wszystkimi zmysłami pragnęłam kochać się z moim chłopakiem!

KRZYSZTOF

Wrzesień, to w naszej rodzinie przede wszystkim sezon zbioru owoców. Obydwaj z Michałem jesteśmy zajęci od rana do nocy, ale obydwaj bardzo lubimy ten czas. Dobrze nam się razem pracuje, uzupełniamy się, pomagamy sobie, bez zbędnych dyskusji i bez błędów.

W tym roku do tego układu dołączyła dziewczyna Michała. Odkąd zostali parą, nie było nawet jednego dnia, żeby się nie widzieli. Teraz, mimo ogromu pracy, Michał za nic nie chciał z tego zrezygnować. Doskonale go rozumiałem. Na jego miejscu zrobiłbym dokładnie to samo! Jeździł po nią samochodem, odbierał ją ze szkoły i odwoził do domu, a kiedy pracy w sadach było więcej ona, wracając ze szkoły, zachodziła do nas, zwykle razem jedliśmy obiad. Dużo rozmawialiśmy, w tym o jej planach dotyczących studiów.

— Długo o tym myślałam. — opowiadała nam, gdy zapytaliśmy ja o wymarzone studia — Chciałabym studiować coś, co naprawdę lubię, a najbardziej lubię uczyć się biologii, a w niej wszystkiego, co dotyczy roślin. Dlatego marzy mi się studiowanie botaniki.

— Są takie studia w Lublinie? — zapytałem.

— Niestety, nie ma... Dowiadywałam się i ponoć najlepsze takie studia są na Uniwersytecie w Szczecinie.

— To jest przy samej, zachodniej granicy! Rozważasz wyjazd na studia aż tak daleko?! — pytała Bożena.

— Marzę o studiowaniu Botaniki... A co będzie, tego nie wiem...

Wiedziałem dobrze o miłości Agnieszki do roślin. Opowiadała, że od dziecka interesuje się roślinami, zbiera je, suszy, prowadzi zielniki. Twierdziła, że tę miłość ma po pradziadku, który był ogrodnikiem. Miałem okazję przekonać się, że dobrze znała wszystkie, jak okiem sięgnąć rośliny, w tym wszystkie rosnące w naszych sadach. Znała ich nazwy, o każdej potrafiła coś opowiedzieć. Byłem pod wielkim wrażeniem jej wiedzy. Musiała poświęcić dużo czasu, żeby nauczyć się tak wielu nazw, przyswoić tyle informacji. Przede wszystkim jednak musiała bardzo to lubić.

Zastałem ją kiedyś w naszym starym sadzie, czekała na Michała, chodziła między drzewami, czasami pochylała się i oglądała rośliny rosnące w trawie, między drzewami. Obserwowałem ją z daleka przez dłuższą chwilę.

— Uwielbiam to miejsce! — powiedziała, gdy podszedłem do niej.

— Ja też! Wiesz, że drzewa sadził mój dziadek?

— Tak, wiem, Michał mi opowiadał. Nie chcę się podlizywać — powiedziała z uśmiechem — ale musi pan wiedzieć, że zawsze jak tutaj jestem, to myślę o panu.

Roześmiałem się. Byłem mile zaskoczony.

— Dlaczego o mnie? — zapytałem.

— Niesamowite, że pozwolił pan tym drzewom rosnąć tutaj spokojnie i szczęśliwie przez tyle lat.

— Wszystkich to dziwi. Pytają, dlaczego nie wytnę starych drzew i nie zastąpię ich młodymi.

— Nie zrobi pan tego? - zapytała z obawą w głosie.

— Nie! Lubię ten sad. Jest mnie stać na taką fanaberię.

— Jabłonie mają szczęście, że trafiły na pana. Niewiele osób byłoby stać na to, żeby je pokochać — powiedziała.

Poruszyły mnie jej słowa i zawstydziły. Rzeczywiście wiele osób próbowało mnie przekonać, żebym zlikwidował sad dziadka. Romek śmiał się ze mnie i twierdził, że w dzisiejszych czasach nie ma miejsca na sentymentalizm. Odpowiadałem, że ten sad nie musi na mnie zarabiać, stać mnie na to, żeby go utrzymywać! A teraz, Agnieszka uświadomiła mi, że w tym wszystkim nie chodzi przecież o pieniądze. Ja zwyczajnie kocham ten sad!

— W tym sadzie czuje się dobrą energię. Jestem przekonana, że te drzewa są spokojne i zwyczajnie szczęśliwe, czują do pana to samo, co pan do nich i robią, co mogą, żeby odwdzięczyć się za miłość.

— Odwdzięczyć się za miłość?

— Faktycznie, niezbyt fortunnie to sformułowałam, lepiej powiedzieć: odwzajemnić miłość.

— Jakbyś tego nie sformułowała, to powiem ci, że jesteś jedyną osobą, która mówi o roślinach, niemal jak o ludziach — powiedziałem.

Agnieszka milczała przez chwilę, myślała o czymś, spoglądała na mnie, w końcu powiedziała:

— Kocham rośliny. Jestem przekonana, że są one wysoko rozwiniętymi organizmami, tak, jak ludzie. Zdradzić panu sekret? — zapytała retorycznie i usiadła na ławce, usiadłem obok niej — Ja nawet przypuszczam, że są bardziej rozwinięte, tyle że zupełnie inaczej! Według nas, ludzi, ludzka świadomość jest największym osiągnięciem w procesie ewolucji. Musi pan przyznać, że nie jest to zbyt obiektywna opinia?

— Jeśli tak na to popatrzeć...

— Właśnie! Rośliny żyją na kuli ziemskiej znacznie dłużej niż człowiek. Mogą więcej, jestem tego pewna! Od nich zależy życie na naszej planecie, również nasze życie. Tylko one wprost korzystają z energii słonecznej i produkują tlen. Są podstawą pożywienia, źródłem surowców i wyłącznie dzięki nim ludzkość może rozwijać się. Potrafią komunikować się ze sobą, dostosowują się praktycznie do każdych warunków i potrafią przetrwać niemal wszystko, żeby w odpowiednim momencie rozpocząć życie na nowo. Są jednocześnie delikatne i niezwykle silne, na pewno nie raz pan widział, jak delikatny pęd może przebić się przez kamienie, a nawet rozkruszyć je. — mówiła, a jej oczy błyszczały.

— To prawda! Ty naprawdę powinnaś uczyć się o roślinach!

— Dla mnie, studiowanie botaniki, byłoby spełnieniem moich marzeń! Jestem pewna, że w roślinach kryje się wielki potencjał, nieodkryte możliwości! Chciałabym je odkryć, a przynajmniej próbować to zrobić!

Drugim ulubionym przedmiotem szkolnym był język polski, a w nim wszystko, co dotyczyło literatury. Moja żona była polonistką, często rozmawiała z Agnieszką o książkach. W naszym domu zawsze dużo się czytało, Bożena wymusiła to na chłopcach, dzięki temu mogliśmy teraz włączać się do tych rozmów. Zauważyłem, że dzięki rozmowom o literaturze Bożena i Agnieszka zbliżyły się do siebie.

Lubiłem, gdy Michał przyprowadzał Agnieszkę, do domu. Miałem wrażenie, że razem z nią, wkraczało słońce i świeże powietrze. Ta dziewczyna miała taką magiczną aurę, pełną radości, lekkości, światła, a przebywanie z nią było najczystszą przyjemnością. Agnieszka nie narzucała się, wsłuchiwała się w nastrój i słowa innych, ciekawa była ich opinii na różne tematy i była to głęboka i autentyczna ciekawość. Dobrze się z nią rozmawiało, lekko, z humorem, nawet na poważniejsze tematy. Do tego dziewczyna była po prostu śliczna, pełna naturalnego wdzięku.

Dziewczyna naszego drugiego syna była miłą dziewczyną, bardzo ją lubiliśmy, jednak tak różną od Agnieszki! Magda, mimo że pochodziła z miasta, była świetnie wykształcona, była jak my wszyscy, typowa dziewczyna z sąsiedztwa, Agnieszka była wyjątkowa, mimo że mieszkała w tej samej wsi, wydawało się, jakby pochodziła z innego świata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top