Prolog
Wszystko zaczęło się od normalnego październikowego poranka, który niemiłosiernie rozciągał się w czasie.
Za oknem panowały nie zachęcające do wyjścia z ciepłego łóżka warunki.
W małym pokoju głęboko pod flanelową pościelą na drugi bok przewróciła się młoda dziewczyna. ANNA, bo tak głosił wielki napis na ścianie jej pokoju, już po raz trzeci włączała drzemkę w telefonie. Oprócz ogromnych kartonowych liter wyklejonych zdjęciami rodziny i znajomych, zauważyć można było wiele roślin i kwiatów, którymi fascynowała się dziewczyna.
Melodia oznaczająca początek dnia skłoniła bladą dłoń do wyjścia spod kołdry.
- Śpisz? - zza uchylonych drzwi, wychylił głowę ojciec dziewczyny, po którym miała duże szare oczy i ciemne włosy.
- Nie, już przecież jestem na dole i jem śniadanie. Nie minąłeś mnie? - zapytała ironicznie wspierając zaspaną czuprynę na piegowatej dłoni.
- Dobra Łasuchu wstawaj, robię nam śniadanko.
Anna uśmiechnęła się pod nosem, na stare przezwisko z dzieciństwa.
Drzwi zamknęły się cicho a kołdrowe burrito usiadło powoli na łóżku i przeciągnęło się leniwie.
Masakra. Po co to komu?
Myślała o swojej aktualnej pracy, którą podjęła po nieszczęsnym nie zdaniu matury z matematyki na wystarczającym poziomie, żeby dostać się na fotografię i multimedia, kierunek który wybrała wspólnie z rodzicami, żeby coś ze sobą robić po liceum plastycznym.
Łyknęła witaminy, wrzuciła kilka rzeczy do plecaka, ubrała ciepłe kapcie, przez które prawie przewróciła się w drodze do łazienki.
Spojrzała na siebie mimochodem, wspominając wygląd swojej twarzy latem, gdzie jej rude piegi były o wiele bardziej widoczne a cienie pod oczami o wiele mniejsze.
Zabrała telefon z komody i napisała do Marleny, swojej najlepszej przyjaciółki z którą znalazła sobie pracę w pobliskim miasteczku.
Marlie🥰:
Wstawaj stara, jak się spóźnisz to nie będę z Tobą zapierdalać po godzinach
Anka🍥pianka:
Nie spinaj dupy, ostatnio nie było aż tak źle 😆 a poza tym szefowa kupiła nowe mopy, może zagadasz w końcu do tego nowego, żeby Ci pomógł je złożyć 😋
Marlie🥰:
Pewnie, że zagadam 😏 Pani Felicja zatrudniła Adriana, bo on jest jak Łysy z Brazzers...
Anka🍥pianka:
Chyba nie chce wiedzieć XDDD
Marlie🥰:
Już w tylu zawodach pracował, że zna się na wszystkim 😂
Anka🍥pianka:
Tej pani już podziękujemy 😆 ale może jak to dobrze rozegrasz to w końcu Ci się uda wyciągnąć Adiego do baru 🍻
Marlie🥰:
Challange accepted 😎
Dziewczyna ubrała się szybko w wygodne ubrania, włosy związała w warkocza i zbiegła na dół do kuchni.
- No, dzień dobry. Witamy śpiącą królewnę. Zapiekanki na śniadanie mogą być? - zapytał ojciec, po czym położył ruszt na blacie - "Bierzcie i jedzcie z tego wszyscy".
- Mmm... Dzięki, zapakuję sobie do roboty i śmigam, bo Marlena mi nogi z dupy powyrywa jak się spóźnię. - Zapakowała drugie śniadanie, zagryzając wszystko zapiekanką - Mama już pojechała do pracy?
- Nie inaczej, wyciągnij z piekarnika drugą turę zapieksów, a ja idę zbudzić bliźniaki do szkoły.
- Gówniaki są za stare, żeby je ojciec budził!!!
- Ciebie też budzę, Łasuchu.
- Eh... Nevermind. Dzisiaj będę trochę później, jakby co.
- Okej! - krzyknął wbiegając po schodach.
Wyciągnęła zapiekanki z piekarnika, rzuciła w pośpiechu coś na pożegnanie i wyszła.
Droga do Motelu, w którym pracowały dziewczyny minęła jej szybko. Już kolejny miesiąc pokonywała tę trasę, więc nie miała problemu z żadnym odcinkiem drogi. Parkując na swoim miejscu, zaraz za śmieszną terenówką Marleny, pognała do wejścia dla personelu. Przebiegła przez pokój dla sprzątaczek, gdzie założyła polo z logo motelu i ruszyła korytarzem w poszukiwaniu koleżanki. Po chwili to poczuła.
Coś jest nie tak.
Dziwne uczucie w żołądku przyciągnęło jej uwagę i nie były to zapiekanki ojca. Coś dziwnego wisiało w powietrzu. Po chwili usłyszała dźwięki wydobywające się z pralni. Ktoś krzątał się w środku, nie myśląc wiele dziewczyna popchnęłam drzwi pralni.
W ostatnim momencie zrozumiała co jej nie pasowało. Zamarła w pół kroku do pralni. Jęki stłumione przez chodzące pralki zmroziły jej krew w żyłach. Na pralce tyłem do niej siedziała półnaga kobieta. Szefowa. Oplatała nogami nikogo innego jak Adriana. Brązowe włosy miał potargane a dziki wzrok wbijał prosto w Annę. Uśmiechnął się zadziornie. Dziewczyna poczuła natychmiastowe obrzydzenie.
Kurwa.
Cofnęła się kilka kroków do tyłu z przerażenia.
- Ty co ducha zobaczyłaś?
Kilka metrów za nią stała Marlena z mopem i wiadrem w ręku. Anna cofnęła się, zamykając drzwi do pralni z hukiem.
- Ja? Yyy... Właśnie Cię szukałam.
- No to jestem. Co jest? Wszytko git?
- Tak, co robisz?
- To co zawsze, ogarniam sprzęt na dzisiaj. W sumie to już wszystko mam... - rozejrzała się po sobie - A! Jeszcze jakieś szmaty chciałam zgarnąć z pralni.
- Szmaty! Tak. Są w gospodarczym. Wczoraj je tam wywiesiłam.
- No dobra, jesteś pewna, że wszystko w porządku?
- Tak, daj mopa, pomogę Ci. Dostałaś już rozpiskę na dzisiaj?
- Właśnie odebrałam od szefa.
- Pokaż - powiedziała zabierając od niej listę i wiadro - No ci powiem, nie jest najgorzej. Dobra chodź, po te ściery i zaczynamy.
- Dobra luzuj stara, muszę jeszcze zabrać wodę i zaczynamy.
- Weź mi też proszę, a ja lecę już do ósemki.
- Spoko, ZW.
Sprzątając kolejno pokoje po gościach Anna czuła ciągły dyskomfort.
Nie mogę przestać o tym myśleć. Mam nadzieję, że nie spotkam żadnego z nich.
Była bardziej zamyślona niż zazwyczaj. Razem z Marleną słuchały muzyki na MTV i tak jak zawsze obstawiały z jakiego gatunku piosenka poleci następna. Pod koniec ich dnia pracy Marlie nie mogła przestać mówić o Adrianie.
- Ej, myślisz, że podobam się Adiemu? Bo serio jaram się nim na maksa. Nie mówiłam Ci, ale wczoraj nawet chyba trochę flirtowaliśmy.
Annie zmiękły nogi na wspomnienie jego spojrzenia z rana.
- A jak latem nosił krótkie spodenki to myślałam, że nie wyrobie - kontynowała dziewczyna - Też cię kręcą męskie łydki? Albo nie wiem, może bardziej mnie pociągają takie szerokie, silne barki. Wiesz w końcu ktoś musi mi pomóc dźwigać mój charakter. A w ogóle to mój brat zna się z nim z siatkówki i mówi, że Adi kręcił chwilę z jedną typiarą, ale że teraz mam "zielone światło".
Boże, czemu nie powiedziałam jej od razu? Co za tortury. Nie mogę już tego dłużej słuchać.
- Yyy... Słuchaj. - Wzięła głęboki wdech na odwagę. - Zostaw go w spokoju, on nie jest Ciebie wart.
- Co? - Marlena przestała składać pościel. - Ale przecież flirtowaliśmy ze sobą, nawet kilka razy.
- Widziałam go z inną.
- No, ale... Spotyka się z kimś? Jakoś, jeszcze dzisiaj rano twierdziłaś, że mam się za niego brać.
- Byłam w błędzie, Marlie nie chcesz tego, uwierz mi.
- Nie rozumiem Cię. Jesteś zazdrosna, bo ktoś się mną zainteresuje a Tobą nikt?
Anna poczuła ucisk w klatce piersiowej. Ton jej przyjaciółki zabolał ją bardziej, niż same słowa.
- Boże, nie, to nie o to kompletnie chodzi.
- Tak? A o co? - Marlena nastroszyła się z frustracji.
Dziewczyna poczuła jak ściska jej gardło. Tak bardzo nienawidziła się kłócić. Próbowała przełknąć gulę w gardle.
- Teraz nic nie powiesz?
- Proszę Cię, nie chce się kłócić.
- Przecież rozmawiamy. Możesz mi powiedzieć co się zmieniło od rana?
- Widziałam go dzisiaj z inną. W niedwuznacznej sytuacji. Powiedzmy, że był jak ten Łysy z Brazzers. Dosłownie.
- O czym ty mówisz?
- Po prostu go zostaw.
- Po prostu?
- Tak. Słuchaj, ogarnę socjalny i zwijam na chatę. Proszę Cię, nie rób niczego głupiego. Do następnego.
- Ta, do zobaczenia - powiedziała z przekąsem.
Dziewczyna czuła się źle, że nie została z przyjaciółką, w końcu Marlena musiała się czuć okropnie. Jednak Anna chciała jak najszybciej zapomnieć o tym co zobaczyła. Wykonała ostatnie obowiązki i wsiadła do samochodu.
Ja jebie. Co za dzień.
W aucie odpaliła ulubioną składankę, żeby się odstresować i pojechała do domu. Mijając ulice, zastanawiała się jak poukładać sobie to wszystko w głowie.
To nie jest moja sprawa. Chociaż z drugiej strony jest. Nie chciałam tego, ale zostałam w to wciągnięta. Przecież szefowa ma męża. Ugh... Adrian to gnojek. Jednak oboje są dorośli. Z resztą co ja wiem. Byłam tylko w jednym związku przez miesiąc i to pół roku temu. Szkoda mi jedynie Marlie. Już chyba z miesiąc kręciła się obok Adriana. Brała zmiany tak, żeby jak najczęściej "przez przypadek" na niego wpadać. A teraz to...
Wjechała na podjazd i zgasiła zapłon. Ten dzień nie należał do lekkich. Dochodziła już godzina 17:00, zapewne tata już wrócił z pracy i rozmawiał z mamą o swoim dniu tak jak to mieli w zwyczaju. Słuchanie rodziców zawsze poprawiało jej humor. Zabrała swoje rzeczy i ruszyła w stronę domu.
Chwyciła za klamkę z zamiarem dostania się do środka, jednak drzwi były zamknięte.
Dziwne, hmmm... Chce mi się odkluczać, czy jestem na tyle leniwa, że poczekam, aż ktoś mi otworzy zirytowany moim ciągłym napierdzielaniem w dzwonek do drzwi?
Przekluczając drzwi, myślała tylko o tym, żeby wziąć prysznic i zjeść płatki czekoladowe. Niechlujnie zrzuciła kurtkę i ściągnęła szybko trampki. Żwawym krokiem przeszła przez kuchnię rzucając przelotne "Cześć" mamie, która robiła właśnie sałatkę do kolacji. Jednak nie usłyszała odpowiedzi.
Co jest nie tak z tym dniem? Czy wszyscy muszą mnie denerwować?
- Halo? Nie udawaj, że mnie nie widzisz. Nie mam dziś nastroju na takie głupie żarty.
Kobieta stała osłupiała przy wyspie kuchennej z nożem w ręku. Przed nią leżała deska, na której kroiła warzywa i sałatę na drobne kawałki. Jej wzrok był przestraszony, a ręce zaczęły dygotać.
- Wszytko okej? Dobrze się czujesz?
Kobieta powoli skierowała ostrze noża w stronę dziewczyny.
- Stój! Nie zbliżaj się. Wyjdź z mojego domu to nic ci nie zrobię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top