To duchy, panie Holmes! - w epoce wiktoriańskiej (2.1)
Wattpad mnie chyba nie lubi :( Dodałam ten rozdział równo o 16:00. Wszelkie usterki proszę wybaczyć, nie wiem, dlaczego się niby dodał, ale nie do końca. :/
Dorożkarz zaklął soczyście, omijając sporą kałużę, co nie było łatwe ze względu na krzywą powierzchnię wiejskiej dróżki, która jechał. Mocniej otulił się płaszczem, bo zimno atakowało z wszystkich stron niczym małe, ostre szpilki.
Pociągnął nosem i zerknął w prawo na mały zagajnik. Odwrócił wzrok z powrotem do przodu, ale wtedy dotarło do niego, co zobaczył. Znowu spojrzał w prawo, gdzie jeszcze przed chwilą widział wyraźnie ciemną sylwetkę, ale teraz nic nie dostrzegł.
Zamrugał i wytrzeszczył oczy, a serce skoczyło mu do gardła. Przeżegnał się dwa razy dla pewności i splunął na drogę. Pośpieszył konia, aby jak najszybciej oddalić się od tego miejsca.
Czuł na swoich plecach mrowienie, jakby ktoś go obserwował, ale nie odwracał się, aż nie dojechał do najbliższej karczmy, skąd nie było już widać starej posiadłości Feraverów.
***
Sherlock pochylił się nad ciałem, które leżało w ciemnej piwnicy pani Goodlove od około dwóch lat. Odziane w potargane i pogryzione przez gryzonie ubranie było już w trakcie rozkładu i wydawało niezbyt przyjemną woń.
- Co o tym sądzisz? - Spytał półgłosem Amber, a raczej Anthony'ego, który stał obok niego i także przyglądał się ciału, marszcząc nos. - Prima facie? (Na pierwszy rzut oka?)
- Zatruł się. Najpewniej zawartością jednej z tych butelek, wyglądają jakby leżały tu od pół wieku.
Istotnie pod ścianą małej, zaniedbanej piwnicy stała półka pełna podejrzanie wyglądających butelek.
- Ale cóż on robił w tej piwnicy? - Spytała pani Goodlove, która stała nieco dalej, bo bała się podejść, trzymając w ręce lampę oliwną.
- Mówiła pani, że pani mąż zaginął?
- Tak, dwa lata temu. Po prostu wyszedł z domu i nie wrócił. - Powiedziała smutno kobieta. - Chodzą plotki, że popłynął do Europy.
- Cóż, ludzie mówią różne rzeczy...
- Co chce pan przez to powiedzieć, panie Holmes?
Sherlock wyprostował się, a blade światło zagrało na jego wystających kościach policzkowych.
- To jest pani mąż. - Powiedział dobitnie, wskazując na ciało. - Najprawdopodobniej po prostu zatrzasnął się w piwnicy i nie mógł wyjść. Z pragnienia, albo myśląc, że w tych butelkach jest wino, wypił zawartość i...
Nie zdążył dokończyć zdania, bo kobieta zbladła i zachwiała się niebezpiecznie. Gdyby nie szybka interwencja Amber i Sherlocka, upadłaby na kamienną posadzkę, roztrzaskując głowę.
- Kobiety... - mruknął niezadowolony Sherlock.
Amber spojrzała na niego gniewnie, ale nic nie powiedziała.
Ułożyli ostrożnie panią Goodlove, opierając ją o ścianę. Kobieta była bardzo blada, ale nie wyglądała jakby miała zemdleć.
- Ale... - wyszeptała - Dlaczego on.... Jak on się w ogóle znalazł w tej piwnicy?
- Tego chyba nigdy się nie dowiemy.
***
- Miał romans z żoną sąsiada. - Powiedział do Amber gdy znaleźli się na Baker Street i Holmes nabijał właśnie fajkę tytoniem. - To dlatego się zatrzasnął w tej piwnicy. Chciał się ukryć. - Westchnął. - Post mortem est nulla voluptas... (Po śmierci nie ma już przyjemności...)
- Wiem. - Odparła lakonicznie, a przez twarz detektywa przeszedł cień uśmiechu.
Żadne z nich nie zdążyło nic więcej powiedzieć, bo oto kołatanie do drzwi oznajmiło przyjście nowego klienta, a właściwie klientek.
Były to dwie kobiety, zupełnie różne, ale jednocześnie podobne. Jedna wysoka i szczupła o ostrym spojrzeniu i wargach złączonych w wąską linię. Na nosie miała okulary, a jej włosy były związane w ciasnego koka. Aż czuć było bijącą od niej srogę. Druga była średniego wzrostu o gęstych, miodowych włosach i pełnych ustach. Miała rozmarzone, szare oczy i dołeczki w policzkach. Mimo tych wszystkich różnic nie dało się nie zauważyć, że są spokrewnione - miały te same lekko zadarte nosy i rumiany odcień skóry.
Ubrane były w eleganckie suknie, po których można było poznać, że nie brak im ani pieniędzy, ani obycia w świecie mody. Suknia tej pierwszej była prosta, ale wytworna w kolorze ciemnego granatu z kołnierzykiem, a na głowie jej właścicielki tkwił dopasowany do jej kolorystycznie mały, gustowny kapelusz. Ta druga kobieta miała na sobie ciemnozieloną suknię z wytworną koronką, która szumiała lekko przy każdym ruchu właścicielki.
Usiadły obok siebie na kanapie, którą wskazał im Sherlock. Pierwsza wyprostowana i dumna, druga garbiła się lekko, jakby przestraszona.
- O co chodzi? - spytali jednocześnie Sherlock i Amber (dziewczyna niskim głosem, którego używała, gdy podawała się za Anthony'ego), co wywołało lekki uśmiech na twarzy obojga.
- Pan Holmes, zgadza się? Chodzi o nasz dom. Mieszkamy pod Londynem i.. - zaczęła ta z kokiem, która wyglądała na starszą - Ale ja może najpierw nas przedstawię. Nazywam się Elizabeth von Feraver, a to jest moja siostra Katreen von Feraver, a właściwie Katreen Kurikul.
- Miesiąc temu się odeszłam od męża... - szepnęła Katreen, patrząc na swoje splecione na podołku dłonie.
Siostra spojrzała na nią ni to surowo, ni z troską i kontynuowała:
- Chodzi o to, że wydaje nam się, znaczy Katreen się wydaje, że w naszym domu straszy. Oczywiście, ja nie wierzę w te bzdury, ale faktem jest, iż dzieje się tam coś dziwnego.
Sherlock pokiwał głową, potwierdzając że wciąż słucha.
- Tłuczące się wazony - zaczęła wyliczać Elizabeth - pojawiające się plamy krwi, przerażające jęki nocą...
- I kroki... - Wtrąciła się siostra, teraz patrząc szeroko otwartymi szarymi oczyma na detektywa. - Kroki w korytarzu nocą, zbliżające się wciąż, a potem odchodzące. To są duchy, jestem tego pewna!
- Co ty gadasz, Kate! - Skarciła ją siostra. - Duchy nie istnieją! Cauere decet, timere non decet! (Przystoi być ostrożnym, nie przystoi się lękać!)
- Dobrze. - Przerwał jej Sherlock - Czy mogłaby mi pani opisać ten dom i jego domowników?
- Cóż, to jest nasz dom, a właściwie dom naszego zmarłego ojca, świeć Panie nad jego duszą. To stary budynek, pełen ukrytych przejść i nieodwiedzanych pomieszczeń. Mieszkałyśmy tam razem, oczywiście ze służbą, aż do czasu gdy Kate wyszła za mąż, to jest do maja ubiegłego roku. Wtedy się wyprowadziła do willi swojego męża, ale wróciła do domu naszego ojca miesiąc temu, kiedy od niego odeszła.
Kate potwierdziła to wszystko, ucierając oczy chusteczką.
- Mamy jedną służąca pannę Geraldę Mofings i jej ojca, który zajmuje się ogrodem, Darka Mofings. Obydwoje są bardzo dobrymi i skrupulatnymi pracownikami.
- Od jak dawna pracują dla pań?
- Od pięciu lat.
- A - Sherlock zwrócił się do Katreen - czy mogę spytać, co było powodem pańskiej, pozwoli pani, że nazwę to wprost, ucieczki od męża?
Kobieta zarumieniła się, ale nie spuściła wzroku.
- To prywatna sprawa...
Sherlock pokiwał głową, jakby spodziewał się takiej odpowiedzi.
- Zajmiemy się tą sprawą. - Powiedział. - Jednakowoż mamy teraz wiele innych ważnych spraw, tu w Londynie...
Amber spojrzała na niego przekrzywiając głowę. Nie mieli żaden sprawy od tygodnia.
- Niech panie wystawią ogłoszenia, iż dom jest na sprzedaż i przyjmują wszystkich gości, którzy wyraża chęć kupna. Jednak niech panie go jeszcze sprzedają. Przybędziemy za kilka dni i wtedy osobiście zajmę się tą zagadką.
Elizabeth podziękowała, skromnie, ale z wyraźną ulga i obydwie wyszły.
- Duchy... - prychnął detektyw, uśmiechając się pod nosem.
Amber przyglądała się mu uważnie. W jego oczach widać było ten błysk, który zwykł się pokazywać, gdy Holmes był czymś podekscytowany.
- Masz plan, prawda? - spytała, a on uśmiechnął się szeroko, wstając, aby wyjrzeć przez okno, zakładając splecione dłonie za plecami.
***
Katreen i Elizabeth wróciły dorożką do swojej posiadłości. Nie rozmawiały po drodze, każda zatopiona w swoich myślach.
Katreen zastanawiała się, czy aby na pewno dobrze postąpiły udając się z tą sprawą do słynnego detektywa. A co jeśli to dusza ich ojca? Może chce im coś przekazać? Wezwanie detektywa może nie załatwić problemu, tylko wręcz pogorszyć sytuację. Kobieta miała wiele wątpliwości i pytań, a tak mało odpowiedzi...
Elizabeth była w z kolei zadowolona z tej decyzji i miała nadzieję, że wkrótce te dziwne i niewyjaśnione zjawiska (bez względu na to, czy to duchy czy nie) się skończą i będą mogły znowu w spokoju i bez strachu mieszkać w domu ich ojca. Duchy! pomyślała Przecież duchy nie istnieją!
Wyjrzała przez okno, bo zza zakrętu wyłaniał się już ogromny budynek, cały z kamienia, z jednej strony porośnięty bluszczem. Nad czerwoną dachówką widać było niewielką wieżyczkę, która górowała nad okolicą. Światło zachodzącego słońca odbijało się w licznych oknach, zakończonych półokręgiem. Z przodu domu znajdował się mały ganek, a dookoła domu rozciągał przepiękny ogród, o którego dbał ich ogrodnik, Darek Mofings.
Wysiadła razem z siostrą z pojazdu i weszły przez dębowe drzwi do przestronnego holu. Katreen od razu udała się do swojego pokoju, aby odpocząć, z zamiarem sprawdzenia później, czy w ich przepastnej bibliotece nie ma może czegoś o tym, jak rozpoznawać, czy ma się do czynienia z duchem.
Elizabeth z kolei zajęła się zamieszczeniem ogłoszenia, że dom jest na sprzedaż tak, aby już następnego dnia ukazało się ono w gazecie. Zrobiła to z ciężkim sercem, pamiętając jednak słowa pana Holmesa.
- Mam nadzieję, że naprawdę zna się pan na swoim fachu... - westchnęła, rozczesując swoje kasztanowe włosy przed snem.
+-+
No i jest nowy rozdział, którego akcja toczy się w epoce wiktoriańskiej! Nie mogłam się powstrzymać, żeby opisać jakąś zagadkę cofniętą w czasie i tak oto powstała ta część. Będę jeszcze dwie (albo trzy jeśli jednak rozbuduję pewien wątek) części cofnięte w czasie i mam nadzieję, że Wam się spodoba. Z tej okazji chciałam wykorzystać trochę inny sposób narracji, aby nie "trzymać się" cały czas detektywów, tylko dać im trochę swobody, a na pierwszy plan dać wydarzenia, które będą miały miejsce w willi Ferawerów, jeśli wiecie o co mi chodzi. Nie przedłużając, mam nadzieję, że Wam się podobało, i do następnego!
W razie gdybym nie miała w przyszły piątek internetu rozdział pojawi się w sobotę, najpóźniej w niedzielę.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top