Szach. Mat?

Rozdział dedykowany dla eM_i_Ka i WielbicielkaHerbaty, bo Wasze komentarze dodają mi skrzydeł <3

- Miłej zabawy. - powiedział mężczyzna, zakuwając ręce Amber w kajdanki, podczas gdy "wieże" zakuwały detektywa - Bardzo chciałbym to zobaczyć z bliska, ale... - włączył małe urządzenie, które zaczęło świecić - obawiam się, że siła rażenia te bomby jest za duża. Powodzenia, Czarny Królu. Uratuj swoją Królową lub zgiń.

Znowu się zaśmiał.

- Tylko co ja zrobię, gdy umrzesz? - powiedział bardziej do siebie, niż do nich - Będę musiał znaleźć nowy sposób na zabicie nudy...

Rozległ się nasilający się warkot i w niedalekiej odległości od nich na dachu wylądował helikopter. Mężczyzna w białym fraku zaczął zmierzać w tym kierunku, wymachując wesoło laską razem ze swoim ochroniarzami.

Kiedy wchodził na pokład helikoptera, nacisnął przycisk na małym pilocie i zegar na piersi Amber zaczął odliczać.

- Macie pięć minut. - rozległ się jego głos z owego urządzenia, które zostawił na dachu. Z radia.

Amber spojrzała na Sherlocka ze strachem w oczach.

- Co teraz? - wyszeptała.

Znowu rozległ się grzmot i z nieba zaczął padać deszcz.

Sherlock spojrzał na nią.

- Muszę spróbować rozbroić bombę.

Podszedł do niej i zaczął się uważnie przyglądać mechanizmowi. Czas był odliczany na niewielkim zegarku firmy, która już dawno nie istniała. Skup się, Sherlocku, skup się! Na pewno jest sposób, żeby złamać ten system!
Ale najpierw nie pozwól mu uciec.

Chciał sięgnąć do kieszeni płaszcza, ale przypomniał sobie, że został skuty.

- Sięgnij do mojej kieszeni na piersi - poinstruował Amber - Mam tam wsuwki. Musisz mnie uwolnić z tych kajdanek.

- Czas mija. Tik tak, tik tak... Rozlegał się obłąkany głos mężczyzny z radia.

Amber pospiesznie odnalazła wsuwkę i zaczęła grzebać nią w mechanizmie kajdanek. Robiła to już wiele razy, więc szybko jej poszło i po chwili detektyw już był wolny.

Kiedy Sherlock oswobodził ręce sięgnął do kieszeni i wyjął z niej telefon.

- Jak...? - spytała zaskoczona dziewczyna.

- Wieża. - odparł szybko i podał jej telefon - Włącz nagrywanie, im więcej informacji nam udzieli ten szaleniec, tym szybciej go złapiemy.

A więc ukradł telefon strażnikowi, najpewniej kiedy się rzucał. Sprytnie...

Cztery minuty trzydzieści sekund.

Włączyła szybko dyktafon w telefonie, mimo uwięzionych w kajdankach rąk.

- Połóż obok. - Wyszeptał detektyw, patrząc na migające radio łączące ich z białym Królem.

Amber ostrożnie pochyliła się i położyła telefon obok niego.

- Czemu to robisz? - Spytał Sherlock Białego Króla, wciąż gorączkowo zastanawiając się, jak rozbroić bombę.

- Och, no wiesz... To taki mój sposób na nudę...

Mężczyzna zaczął mówić, ale detektyw nie słuchał go, za bardzo skupiony na bombie.

Trzy minuty.

- Sherlocku - spytała Amber, tak żeby tylko on ją słyszał. - dlaczego po prostu nie uciekniesz?

- Nie zdążyłbym.

Nie podniósł głowy, badając liczne kabelki, w czym nie pomagał mu deszcz teraz już lejący niemiłosiernie.

Przyłożyła delikatnie palec do jego policzka, zmuszając ją żeby na nią popatrzył.

- Wiem, kiedy kłamiesz... - wyszeptała - A wolałabym nie wiedzieć...

Znowu pochylił wzrok.

- Jestem blisko. - odparł - Blisko rozwiązania. Uda mi się rozbroić tę bombę.

Dwie minuty​ trzydzieści sekund.

- Jak ona działa? - spytała Amber, pragnąc jakoś pomóc, mimo iż nie widziała mechanizmu.

- Główny mechanizm jest przypięty do zegarka firmy Forcher.

- Ona nie istnieje już do paru lat... Wycofali ją.

Dwie minuty.

- Musimy znaleźć słabą stronę tego zegarka, tylko tak rozbroimy bombę. - odpowiedział detektyw, trochę za głośno.

- Czyżby Sherlock Holmes użył swojego mózgu? - powiedział mężczyzny przez radio. - No proszę...

- W ogóle kim ty jesteś? - spytał detektyw, pamiętając że rozmowa się nagrywa.

- Myślisz, że byłbym na tyle głupi, by zdradzać ci moje prawdziwe imię?

- I tak zaraz umrę, więc...

Minuta.

- Skup się! - wyszeptał do siebie - Jak można zawiesić system?

- Może wprowadzająca go w błąd? - spytała Amber, drżąc z zimna i przerażenia. Była już przemoczona do suchej nitki, obydwoje byli. Nad ich głowami przetoczył się grzmot.

Czterdzieści pięć sekund.

- Na przykład jak? - Sherlock był coraz bardziej poddenerwowany.

- Coś czuję, że to będzie piękna eksplozja.

Detektyw zamknął oczy, myśląc.

- A jakby cofnąć zegar?

- To raczej spowoduje natychmiastowy wybuch.

Czterdzieści sekund.

- Kalkulator można wprowadzić w błąd, dzieląc przez zero.

- A zegarek?

Trzydzieści pięć sekund.

- Można zmienić czas... na niemożliwy! Sherlocku, zmień czas na niemożliwy! - krzyknęła Amber, ignorując fakt, że słychać ją przez radio - Ustaw datę na trzydziestego lutego!

Spojrzał na nią, poprzez gęste strugi deszczu.

- Jesteś genialna...

Trzydzieści sekund.

Odgarnął mokre loki z czoła i zaczął ustawiać nową datę. Szkło mu to bardzo powoli z powodu dość odpornego mechanizmu.

Dwadzieścia pięć sekund.

- Cholera..

Trzydziesty....

Dwadzieścia sekund.

Lutego...

Piętnaście sekund.

Mechanizm piknął i zegar zatrzymał się wskazując cyfrę: 0:14.

- Och...

Amber upadła na kolana w kałużę, mocząc i tak mokre już spodnie. Sherlock klękał obok. Oddychali szybko, wciąż nie wierząc, że im się udało.

- Udało się... - wyszeptała dziewczyna, podnosząc wzrok - udało ci się...

Rozległ się grzmot i nad ich głowami rozbłysł piorun.

Rzuciła się, oplotła detektywa ramionami (mimo iż wciąż miała skute kajdankami ręce) i przytuliła się do niego, a on objął ją ramieniem, nie mogąc wykrztusić słowa i trwali tak w bezruchu przez kilka długich chwil - dwie mokre, obejmujące się postacie w środku burzy, na dachu szpitala...

+-+
Jak widzicie, jednak nie uśmierciłam Amber. Nie miałam serca. No i zanim bym to zrobiła to napisałabym więcej rozdziałów. Ale jeszcze nie powiedziałam ostatniego słowa, więc strzeżcie się!

Mam wrażenie, że kropki i przecinki zmówiły się przeciwko mnie, bo poprawiałam ten rozdział wiele razy, a i tak mi się wydaje, że są w złych miejscach. Także przepraszam.

Korzystając z okazji chciałam Wam bardzo podziękować za wszystkie gwiazdki, a przed wszystkim komentarze! Uwielbiam je czytać 💗 No i za to, że moje fanfiction jest na 788 miejscu <3 To dla mnie dużo znaczy. (Był na 788 miejscu, jak pisałam tę notkę. Nie wiem, na którym jest teraz, ale to dla mnie i tak duże osiągnięcie! )

Wiem, że trochę namieszałam z kolejnością rozdziałów, ale poukładam je potem. Dałam ten na końcu, żebyście mogli łatwiej go znaleźć. Bo nie jestem pewna, czy jeśli dodałabym ten rozdział przed świątecznymi czy byście go odkopali. Dlatego na razie jest tutaj. :) A tak w ogóle - podobał się? Wiem, że porównując do świątecznych rozdziałów, ten jest krótki, ale mam nadzieję, że jakoś to mi wybaczycie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top