Pozdrowienia od Śmierci

Amber spojrzała na Sherlocka, ale on utkwił swój bystry wzrok w pani Grin, która właśnie pomagała panience Smitch oprzytomnieć. Kobieta w końcu otworzyła oczy i, choć dalej wyglądała blado, usiadła na fotelu, chwytając się poręczy i wodząc wzrokiem po osobach zgromadzonych w pomieszczeniu.

Gilbert von Hulimg, który wyglądał na uradowanego z powodu zrzucenia winy na panią Clark, podał panience Smith szklankę brandy, którą przyjęła z wdzięcznością. Przełknęła napój w ciszy, jaka zaległa w pomieszczeniach i uniosła nieco już bardziej rumianą twarz, patrząc prosto w oczy swojej gosposi.

- Czy... czy to prawda? - spytała słabym głosem.

- Ależ, na Boga, nie! - zakrzyknęła tamta - Ja nic nie ukradłam!

- Dobrze, pani Clark, zaraz się przekonamy, czy mówi pani prawdę. - odparł Sherlock, wskazując aby usiadła na fotelu, podczas gdy on chodził w te i we wte niczym przesłuchujący ją policjant. Amber obserwowała całą scenę z boku, niedowierzając. Pani Clark złodziejką?!

- Czy może nam pani wyjaśnić - zaczął detektyw pozbawionym emocji głosem - co robiła pani w ogrodzie przy świeżo skopanej grządce? Czy zamierzała pani ukryć tam skarb pana Smitha?

- Ależ ja nie... Przecież ja go nie ukradłam! Bóg mi świadkiem, że to nie ja!

- Co w takim razie pani tam robiła?

Ton głosu Holmesa był spokojny, jakby wierzył w każde słowo, które mówi gosposia.

- Chciałam zasadzić astry. Pamiętam, że panienka Smitch prosiła mnie o to, ponieważ ma słabość do tych kwiatków i pomyślałam, że tamta właśnie grządka nadaje się do...

- To kłamstwo, ona kłamie, na pewno kłamie! - zawołał von Hulimg - Ja wiem, że ona nie mówi prawdy.

- Przypominam panu, że nie został pan jeszcze całkowicie oczyszczony z zarzutów. - odparł chłodno Holmes, po czym znowu zwrócił się do gosposi.

- Jeśli to nie pani ukradła skarb, to w takim razie, kto to według pani zrobił?

Pani Clark zacisnęła wargi, jakby wahając się, ale potem zawołała, celując palcem w von Hulimga:

- To był on, jestem tego pewna!

- Ja?! - oburzył się mężczyzna - Przecież mówiłem, nie mam z tym nic wspólnego!

- Spokój! - zawołała pani Grin, a okulary zsunęły się jej na czubek nosa.

Wszyscy jak na komendę obrócili się w jej stronę, ale wzrok Sherlocka powędrował nieco w prawo i natrafił na spojrzenie orzechowych oczu swojej asystentki.

Popatrzył na nią znacząco, a potem zerknął szybko na potężne dębowe drzwi i stare okno, wychodzące na wschód. Amber zmarszczyła brwi, zastawiając się, o co mu chodzi.

Są zamknięte?
Nikt nie ucieknie.
Znakomicie...

- Pani Clark - odezwał się Holmes - jest pani oskarżona o kradzież. Mam obowiązek aresztować panią...

- Ale jak to?- przerwała mu Pani Grin - Pani Clark? Przecież to niemożliwe, przecież...

- Tak, przecież nikt by tego nie podejrzewał... - powiedział zagadkowo Sherlock, przenoszących wzrok na kobietę. - W końcu służyła rodzinie Smitha od dwudziestu lat, od dwudziestu lat...

- Na miłość boską! - zawołała służąca - Przecież gdybym to ja  ukradła skarb, już dawno by mnie tu nie było! To Hulimg, na pewno! Niby dlaczego tak nagle opuścił dom? Jeszcze przed odczytaniem testamentu?

- Ja... Ja.... - jąkał się mężczyzna, pocąc się lekko pod tyloma utkwionymi w jego spojrzeniami.

- Niech pan w końcu powie prawdę! - powiedziała zirytowana już Amber.

Hulimg jeszcze przez chwilę się wahał, ale potem wyjął z kieszeni na piersi list zaadresowany do niego.

- Dostałem go od mojej kochanki. - wyjaśnił, gdy detektywi przyglądali się listowi - Prosiła mnie, abym niezwłocznie do niej przyjechał. Nie chciałem, żeby ktoś się o tym dowiedział i nie mogłem... Ja nie mogłem...

Amber zerknęła na Sherlocka, a on spojrzał na nią.

- Podrobiony. - powiedzieli jednocześnie.

- Słucham? - spytał Hulimg - Ja... Jak to podrobiony? Ale kto...? Dlaczego...?

- Odpowiedź jest bardzo prosta. Winny znajduje się w tym pokoju.

Sherlock przyjrzał się po kolei wszystkim osobom w pomieszczeniu; panience Smitch, która wciąż siedziała blada na fotelu, panu von Hulimg nerwowo zerkającego w bok, pani Clark z lekko otwartymi ustami, pani Grin, która patrzyła na niego zza swoich okularów, a także Amber, stojącej obok.

- A skarb został ukradziony przez... - zawiesił dramatycznie głos, podczas gdy pięć osób wstrzymało oddechy. - Panią Grin.

- Proszę? - spytali jednocześnie von Hulimg i pani Clark.

- Ale jak to? - rozległ się głos panienki Smitch.

- W końcu to pan rozgryzł, brawo... - powiedziała pani Grin, zdejmując okulary i nagle protestując się tak, że jej postać z starszej pani stała się kobietą w kwiecie wieku. - A podobno jest pan inteligentny...

Obrzuciła Sherlocka pogardliwym spojrzeniem i zanim ktokolwiek się obejrzał wyjęła z kieszeni pistolet, celując nim w detektywa. Amber zareagowała błyskawicznie, również wyjmując broń i kierując ją na panią Grin, ale Sherlock nie poruszył się.

- Ukradła pani skarb pana Smitha, ponieważ porzucił panią w przeszłości. - zaczął mówić szybko i cicho, ale wyraźnie - Byliście zaręczeni, ale on zerwała zaręczyny, mam rację? Tym samym pozbawiając panią majątku, którego tak pani pragnęła. Rozgryzłem to już dawno, ale potrzebowałem dowodu. Sama mi go pani dostarczyła. Obydwa listy zostały napisane przez osobę leworęczną...

- A pani naszyjnik wskazuje na to, iż jest pani osobą leworęczną. - wtrąciła się Amber.

- Ale.. ale jak to? - dopytywała się pani Clark, nie rozumiejąc.

- Wystarczy spojrzeć na zapięcie. Osoby praworęczne zapięcie mają najczęściej po prawej stronie...

- I paznokcie u lewej ręki, jako iż mniej jej używają, dłuższe...

- Ale dlaczego - odezwał się Sherlock - po tylu latach? Dlaczego czekała pani na śmierć pana Smitcha?

Pani Grin uśmiechnęła się kącikiem ust, wciąż patrząc na mężczyznę z kpiną we wzroku.

- Skarb był za dobrze chroniony. - odezwała się Amber, wciąż nie opuszczając broni - Dopiero po śmierci Smitha mogła dostać się do domu pod przebraniem i bez wzbudzania podejrzeń ukraść i ukryć skarb, a potem dostarczyć dowodów pogrążających von Hulimga i panią Clark.

- Tak, to wszystko prawda. Nikt by przecież nie podejrzewał prawnika o okradzenie własnego klienta, prawda? Podrobienie dwóch listów, było jeszcze łatwiejsze od znalezieniem tajnej skrytki​. Hubert zawsze miał fioła na punkcie bezpieczeństwa...

Sherlock westchnął, chowając dłonie do kieszeni.

- Tu pani historia się kończy. Lestrade już jest w drodze...

- I tu się pan myli, panie Holmes... - odparła złowieszczym głosem pani Grin - Tej gry pan nie wygra... Bo to nie pan kieruje figurami... Śmierci przesyła pozdrowienia.

Po tych słowach, zanim ktokolwiek zdążył zareagować, włożyła sobie pistolet do ust i nacisnęła spust. Rozległ się huk i już po chwili po podłodze popłynęła szkarłatna krew...

***

- Teraz już wiem, że to na pewno on. - powiedział Sherlock, splatając ze sobą palce.

Siedział na biurku, wpatrując się w przestrzeń. Za oknem zapadał już zmierzch, ale nie obchodziło to detektywów.

- I co zamierzasz zrobić? - spytała Amber, siadając po turecki obok niego i o mało co nie strącając z blatu kubka z herbatą.

- Czekać. - otrzymała odpowiedź - Nie mogę przewidzieć jego następnego ruchu, więc po prostu poczekamy.

- Aż zaatakuje?

- Aż zaatakuje. A zaatakuje na pewno.

Umilkli, rozmyślając, każde na inny temat.

- Nie rozmawialiśmy o tym od wizyty  u Mycrofta, ale wiesz już że...? - zaczęła po chwili dziewczyna, zerkając na niego, aby zobaczyć jego reakcję.

- Wiem. Wiedziałem od początku.

- I wciąż...?

- Wiedziałem, że prędzej czy później Mycrfot się wtrąci. To nie mógł być przypadek, że zapukałaś do moich drzwi. Świat jest za leniwy na przypadki...

Amber uśmiechnęła się lekko, czując ulgę i znowu umilkli.

Noc powoli obejmowała władzę nad światem i ciemność​ zapadła w całym Londynie, by potem zostać rozproszona przez światła lamp ulicznych. Szum samochodów powoli przycichł i zdawać by się mogło, że wszyscy wokół nich zapadli w sen. Także i Amber powoli opadała w objęcia Morfeusza. Jej oddech wyrównał się, a głowa osunęła bark Sherlocka, który siedział nieruchomo, pogrążony we własnych rozmyślaniach, i nie poruszył się aż do czasu, gdy do pokoju wtargnęły pierwsze promienie poranka.

+-+

Tak, to koniec wątku ze skarbem Azteków, ale nie koniec przygód naszych detektywów!  Mam nadzieję, że Wam się podobało. :)

Zauważyłam ostatnio spadek ilości komentarzy. Mam nadzieję, że to nie wynika z faktu, iż moje fanfiction już Wam się nie podoba.

Zbliża się powoli lato i szczerze mówiąc nie wiem jeszcze, czy rozdziały dalej będą regularnie, czy może będę musiała przerwać na miesiąc. Dam Wam jeszcze znać :)

Tradycyjne czekam na Wasze opinie i domysły i do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top