Nuda...

Nie mogłam się powstrzymać, żeby nie dodać kolejnego rozdziału jeszcze dziś... Miłej lektury!

Nudy...
Kolejny nudny dzień...
Dlaczego ludzie są tacy leniwi, że siedzą w domu zamiast wyjść na miasto i kogoś zamordować? Życie byłoby piękniejsze...

Sherlock siedział przy biurku, przeglądając ogłoszenia na swoim blogu. Nudy....

Jednym okiem obserwował uważnie Amber. Siedziała na fotelu Johna z podkulonymi nogami, czytając książkę. Dlaczego ona zawsze siedzi podkulonymi nogami? To dziwne... Czy to może coś znaczyć...?

- Pożar.

Wstrzymała oddech. Czyżby się domyślił?

- Twoi rodzice zginęli w pożarze.

Zamknęła książkę i popatrzyła na niego, modląc się, żeby na jej twarzy nie widać było bólu.

- Tak. - powiedziała.

- I ty byłaś razem z nimi.

- Ale mnie uratowali... Mojej siostry wtedy nie było...

Pochyliła głowę, ukrywając przed nim wyraz swojej twarzy.

- To dlatego że nie do końca dogadujecie? - brnął dalej detektyw.

Amber pokiwała głowę, nie chcąc nic mówić w obawie, że głos odmówi jej posłuszeństwa.

- I pewnie teraz boisz się ognia?

- Coś jeszcze, panie doktorze? - powiedział zgryźliwie i wróciła do czytania.

- Po prostu chciałem wiedzieć.

Nie odpowiedziała, nie chcąc ciągnąć tego bezsensownego sporu dalej.

Spojrzał znowu na swojego bloga. Żadnych nowych ciekawych zgłoszeń. Nuda...

Sherlock zamknął laptopa gwałtownym ruchem i wstał. Podszedł do kominka i przez jakiś czas przyglądał się leżącej na nim czaszce, jakby chciał zmusić ją, żeby zaczęła mówić.

Nie udało mu się to, więc odwrócił się od kominka i chwycił się pod boki, patrząc na ścianę naprzeciwko.

Amber rzuciła mu ukradkowe spojrzenie. Miał na sobie swój śliwkowy szlafrok, zarzucony na czarną koszulę co w połączeniu z bosymi stopami i spodniami od garnituru wyglądało co najmniej śmiesznie, ale nie powiedziała tego na głos, woląc nie irytować go, bo i tak był w złym humorze z powodu braku zajęcia.

Sherlock podszedł do ściany i stał tam przez dłuższy czas.

- Nie masz racji. - odezwał się po chwili i wyjąwszy z kieszeni szlafroka pistolet oddał dwa strzały prosto w lewe i prawe oko uśmiechniętej buźki.

- Nuda... - powtórzył, upadając na kanapę.

- Ile razy ci mówiłam, żeby nie strzelał do mojej ściany! - krzyknęła z dołu pani Hudson, ale Sherlock ją zignorował.

Leżał na kanapie przez dobre pół godziny, ale kiedy słońce zaczęło świecić mu prosto w oczy, zerwał się z niej i stanął na biurku, depcząc znajdujące się na nim stosy papierów.

- Nuda! - powtórzył, ale Amber wciąż nie podniosła wzroku znad książki. - Potrzebuję sprawy!

Usiadł po turecku na biurku, strącając z niego swój telefon. Nie przejął się tym, wpatrując się intensywnie w przestrzeń.

Amber ze stoickim spokojem przewróciła kartkę w swojej książce. Dobrze wiedziała, jak bardzo denerwuje Holmesa.

Detektyw wstał, coraz bardziej zirytowany i podszedł do kominka, po czym sięgnął po paczkę papierosów, ukrytą za obrazkiem, ale natrafił na pustkę. Papierosów tam nie było. Spojrzał że złością na Amber, ale ona wciąż była zajęta czytaniem. Usiadł w swoim fotelu i sięgnął po skrzypce, chcąc powyżywać się na nich.

- No dobrze, już dobrze. - Amber zamknęła książkę - Możemy w coś zagrać.

Sherlockowi zaświeciły się oczy.

***

- Przegrałaś.

Sherlock przestawił figurę szachową, patrząc na Amber.

Dziewczyna rozejrzała się po szachownicy. Mimo że przestawili dopiero po trzy figury detektyw już znał wszystkie możliwe kombinacje i było aż dziewiędziesięciotrzy procentowe prawdopodobieństwo, że on wygra.

Tylko że nie on jeden umiał grać i kalkulować...

- Nie jeśli - ruszyła się królówką - zrobię tak. Teraz cokolwiek postanowisz, przegrasz.

Uśmiechnęła się widząc zdziwienie na jego twarzy, a chwilę później pewnego rodzaju zadowolenie.

- Brawo - powiedział, ku jej (i swojemu też) zaskoczeniu całkiem szczerze.

Zarumieniła się lekko.

- Rewanż?

W tym momencie zadzwonił telefon Sherlocka. Detektyw zaczął go gorączkowo szukać, aż nie odkrył go w stercie papierów obok biurka. Przeczytał wiadomość i spojrzał na Amber z uśmiechem.

- W końcu!

Wstał i - zakręciwszy ze szczęścia piruet na środku salonu - ruszył do swojego pokoju, żeby zdjąć szlafrok.

Amber westchnęła. Gorzej niż z dzieckiem..
Mimo wszystko ona też się cieszyła z nowej sprawy. Nie mieli nic interesującego od tygodni!

Ubrała buty i gdy Sherlock był gotowy ruszyli na miejsce zbrodni.

Grubej postury kobieta wisiała do góry nogami sto metrów nad ziemią na dźwigu, tuż obok biurowca bogatej firmy. Była martwa od niespełna godziny, jak stwierdził lekarz policji, kiedy ściągnęli ją na ziemię.

Sherlock przyjrzał się jej dokładnie. Umarła poprzez mocne uderzenie czymś ciężkim w tym głowy. Porwali ją i uśpili. Całe jej ubranie (szykowna marynarka i spodnie do kompletu - dziennikarka) zostało pomalowane białą farbą. Tylko dlaczego...?

Sherlock dokładnie zbadał denatkę, ale nie znalazł odpowiedzi na to pytanie.

Poczuł na sobie czyjś wzrok i zobaczył stojącą obok Amber.

Czemu ona?
Jeszcze nie wiem...

Dziewczyna również przyglądnęła się kobiecie. Młoda. Niezamężna. Pali. Często biega. Szła na ważne spotkanie, ale pomalowała paznokcie u kosmetyczki... Podkochiwała się w kimś?  Dostała od niego ten zegarek... szef?

Dziewczyna przechyliła głowę, bo wydawało jej się że martwa trzyma coś w dłoni. Ostrożnie wyjęła niewielką figurę szachową spomiędzy jej sztywnych palców. Sherlock nachylił się nad nią, gdy rozprostowywała małą karteczkę, ukrytą w figurze.

Było na niej napisane: "Gra to najlepszy sposób na nudę. Zagrasz ze mną, Sherlocku Holmesie? Białe zawsze zaczynają..."

- Robi się ciekawie... - mruknął detektyw.

+-+
Tak, Sherlock ma rację. Robi się ciekawie...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top