Niecodzienna sprawa
A oto i zapowiadany maraton! (A właściwie maratonik, bo króciutki). Taka ostatnia niespodzianka dla Was. Staram się wykorzystać wszystkie resztki weny przed zakończeniem tego fanfiction. Dlatego specjalnie dla Was nieco niecodzienna zagadka.
Mam nadzieję, że nie będzie problemu z kolejnością rozdziałów.
Miłego czytania!
– Mówisz poważnie?!
– Jak najpoważniej.
Spojrzała na jego kamienną twarz.
– A dlaczego ja, a nie ty?
– Bo moja twarz jest bardziej rozpoznawalna. Zresztą w twoim wieku będzie się łatwiej wtopić w tłum.
– Ale ja mam dwadzieścia trzy lata!
– Nikt nie zauważy. Dostaniesz nową tożsamość, charakter i wygląda także trochę zmienimy.
Uśmiechnął się, patrząc na Amber, która stała przed nim z rękoma skrzyżowanymi na piersi na znak protestu. Zmrużyła oczy.
– Nie zgadzam się.
Nie odpowiedział.
– Chcesz się mnie tylko pozbyć na całe dnie z mieszkania, prawda?
– Może... – odpowiedział wymijająco.
– Jesteś największym dupkiem jakiego kiedykolwiek widziałam.
– I najmądrzejszym – przypomniał jej, po czym wstał z fotela – A teraz się przygotuj.
Pół godziny później w drzwiach salonu na 221B Baker Street stanęła ubrana w krótkie spodenki i kraciasta koszulę zarzuconą na bluzkę na ramiączkach dziewczyna z wysokimi trampkami. Jej oczy były w kolorze lazurowoniebieskim, mocno podkreślone kredką, a usta pomalowane wiśniową szminką. W jej krótkich, brązowych włosach było parę ciemnoczerwonych pasemek, a pomalowane na czarno paznokcie i guma w ustach dawały jej wygląd zbuntowanej nastolatki.
– Jak się nazywasz? – spytał detektyw, nie czując potrzeby by mówić per "pani" do zwykłej nastolatki.
– Chloe Maggine – powiedziała, rozglądając się oo pomieszczeniu i żując ostentacyjnie gumę – A ty to...
– Sherlock Holmes. Ten słynny Sherlock Holmes.
Dziewczyna zmierzyła go od stóp do głów.
– Nie znam – odrzekła obojętnie.
Detektyw zaśmiał się i aż klasnął w dłonie.
– Wiedziałem, że nadasz się do tego idealnie! – zawołał.
– Ale wisisz mi przysługę – Amber wycelowała w niego palcem, krzywią się lekko na widok czarnego lakieru na paznokciu. Nie lubiła malować paznokcie, ale był to element jej kamuflażu.
– Gdybym nie był sobą, to bym cię nie poznał – mówił dalej Sherlock – wtopienie się w tłum uczniów nie będzie dla ciebie problemem.
– A zaprzyjaźnienie z największą idiotką w szkole? – Amber opadła na fotel, czując się nieco nieswojo w tych ubraniach.
– Dasz radę. Najważniejsze to żeby zdobyć dowód, że to ona zabiła tę dziewczynę, Jennę. Albo dowód, że to nie ona.
– Czyli nie masz pewności, że ona jest winna?
– Wątpię, czy to ona. Ale pewności nie mam, to fakt. Dlatego właśnie to robimy.
Znowu pogardliwe spojrzenie. Sherlock powstrzymał się od śmiechu i chwycił swoje skrzypce, i zanim zaczął je nastrajać rzucił tylko:
- Od jutra zaczynasz.
***
Dziewczyna westchnęła.
– Wielki powrót do szkoły... – powiedziała sama do siebie, po czym weszła przez wielkie drzwi do środka budynku, nie zapominając, że od teraz nie jest Amber Arelun, tylko Cloe Maggine.
– Spóźniłaś się – zwróciła jej uwagę nauczycielka, gdy Amber weszła do klasy, nawet nie pukając.
– Wiem – odparła tylko, żyjąc gumę i rozglądając się po pomieszczeniu.
Ginerva, którą kazał obserwować jej Sherlock, siedziała w ostatniej ławce pod oknem, wyciągając przed siebie długie nogi w wytartych trampkach i nie zwracając uwagi na nic, co się działo w pomieszczeniu. Miała na sobie koszulę w czarno–czerwoną kratę, a jej potargane włosy, miały gdzieniegdzie warkoczyki, a w innych miejscach były przefarbowane na różne kolory.
Amber westchnęła w duchu.
Nie będzie prosto... pomyślała, ale wiedziała, że tak łatwo się nie podda.
Usiadła w ostatniej ławce w środkowym rzędzie, niedaleko Ginervy, która tylko rzuciła jej pogardliwe spojrzenie i znowu odwróciła wzrok.
Całą lekcję Amber spędziła ukradkiem obserwując dziewczynę, aby dowiedzieć się o niej jak najwięcej, jednocześnie próbując nie zdradzić się ze swoimi umiejętnościami matematycznymi gdy nauczycielka poprosiła ją do tablicy. Kiedy rozbrzmiał dzwonek i matematyczka opuściła salę, jak zwykle po lekcji z tą klasą z lekkim załamaniem nerwowym, gromadka dziewczyn otoczyła Amber, ciekawa nowej koleżanki.
Amber usiadła na ławce, aby być lepiej widoczna i słyszalna. Rzuciła krótkie spojrzenie na grono wokół siebie, budując wymyśloną przez Sherlocka sylwetkę młodej buntowniczki.
– Chloe. Od dzisiaj chodzę z wami do tej budy. Niedawno się przeprowadziłam z moim ojcem do Londynu.
– To dlatego zmieniłaś szkołę? – spytała jakaś dziewczyna z długimi do pasa, prostymi włosami o barwie słomy.
– Nie – Amber zaśmiała się, wcielając w rolę – Z poprzedniej mnie wyrzucili.
– A za co? – odezwała się Ginerva, która przez całą rozmowie wciąż siedziała w ławce obok.
– Cóż... – zaczęła Amber przypominając sobie radę Sherlocka: "Wzbudź w niej zaufanie i respekt. Jeśli poczuje, że dużo was łączy, sama będzie chciała się z tobą zaprzyjaźnić." – Powiedzmy, że awantury to moja specjalność.
Uśmiechnęła się tajemniczo i mrugnęła do Ginervy. Ta spojrzała na nią już z mniejszą wrogością, przyglądając się jej uważnie. Amber poczuła samozadowolenie. Jej plan szedł lepiej niż w najlepszych marzeniach.
***
Sherlock stał przy oknie, cicho grając na skrzypcach, gdy wróciła Amber. Przebrała się już o tylko pasemka w jej włosach zdradzały fakt, że pracuje nad nową sprawą.
–I jak pierwszy dzień w szkole? –spytał niewinnym głosem detektyw, przerywając grę.
Amber opadła na fotel, wyciągając przed sobą swoje nogi i wzdychając ciężko.
–Już zapominałam jak ciężko jest być nastolatką – zaśmiała się krótko – ale wzbudziła w Ginervie zainteresowanie. Raz z nią nawet rozmawiałam.
Sherlock pokiwał głową, jakby w uznaniu.
– Ale – dziewczyna zawahała się – mimo iż wygląda na twardzielkę, wątpię żeby to ona zabiła tamtą dziewczynę. Mówiłeś że została znaleziona uduszona w łazience podczas szkolnej dyskotece?
– Tak. I ja także uważam, że to nie ona. Ale dlatego całe to zamieszanie. Może ona wie, kto to zrobił. Może podejrzewa. I dlatego musisz zdobyć jej zaufanie.
– Dlaczego sprawą nie zajmie się policja?
– Śledztwo jest w toku, ale wątpię czy cokolwiek da. Ta dziewczyna to nasza szansa, żeby rozwikłać tę zagadkę.
Amber skinęła tylko głową, nic nie odpowiadając. Milczeniem przerwał odgłos przychodzącego powiadomienia. Dziewczyna sięgnęła po swój telefon i westchnęła. Podszywając się pod nastolatkę musiała założyć nieprawdziwe konta na popularnych serwisach społecznościowych, aby być bardziej wiarygodna i teraz co chwila dostawała powiadomienia, których treści nie dokona rozumiała.
Podczas gdy Amber zagłębiła się w wirtualnym świecie, Sherlock powrócił do gry, przyglądając się szaremu światu za oknem. Z gęstych chmur zaczynał właśnie padać drobny deszcz, stukając rytmicznie o dachy i ulice.
- Bach - bardziej powiedziała niż spytała Amber z uśmiechem.
Obrócił się do niej, jakby zbity z tropu. Podniosła głowę znad telefonu, wsłuchując się w grany przez niego utwór.
- Tak.
Uśmiechnęła się lekko i znowu pochyliła głowę, a on przyglądał się jej krótkim brązowym włosom, które zasłaniały jej twarz, rozmyślając nad czymś głęboko. Stał tak przez chwilę, po czym potrząsnął lokami, jakby pozbywając się myśli, która pojawiał się w jego głowie i wrócił do grania.
***
Sprawa poruszała się powoli, ale sukcesywnie. Amber stopniowo zyskiwała zaufanie Ginervy. Nie udało jej się jeszcze porozmawiać z nią na temat tamtej szkolnej dyskotece, ale z różnych plotek dowiedziała się, że Jenna chodziła z Danielem, gdy została zamordowana. Nie przybliżyło to jednak Amber do rozwiązania i tak oto kolejny wieczór spędzała przeglądając jeden z tych popularnych wśród młodzieży portali społecznościowych.
Nagle coś przykuło jej wzrok.
- Sherlocku...?
- Nie teraz...
- Ale, Sherlocku, to ważne.
Nie odpowiedział
- To jest naprawdę ważne, SHERLOCKU!
Spojrzał na nią, zły że przerywa jego rozmyślania.
- Musisz to zobaczyć, o tutaj - Amber podała mu swój telefon z otwartym jakimś portalem społecznościowym.
- O co chodzi? - zirytował się, nie rozumiejąc, co Amber chciała mu pokazać.
- Ginerva właśnie napisała, że zamierza popełnić samobójstwo.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top