Herbatka
Amber weszła po schodach, nucąc pod nosem wesołą melodię. Była w doskonałym humorze. Słoneczna niedziela i spokojne popołudnie na Baker Street. Czego chcieć więcej? Czuła, że nawet jeden z humorków Sherlocka nie popsuje jej nastroju.
Weszła raźnym krokiem do salonu i stanęła jak wryta. Jej oczom ukazał się Sherlock, stojący tyłem do okna, a przodem do niej z pochyloną głową, tak że loki zasłaniały mu twarz, ale nie zasłoniły patrzących na nią niebieskich oczu. Wszystko to byłoby i może normalne gdyby nie fakt, że ręce miał z tyłu, skute kajdankami.
Amber wstrzymała oddech, nie ruszając się.
- No proszę, proszę...
Z cienia wyszedł umięśniony mężczyzna w czarnym garniturze, celując pistoletem w głowę Amber.
- Czy Sherlock niczego cię nie nauczył? - spytał szyderczo i uśmiechnął się, odsłaniając idealnie białe zęby.
- A ciebie matka nie nauczyła pukać? - odpowiedział Amber, siląc się na obraźliwy ton, ale czuła serce bije jej dwa razy szybciej. Obróciła powoli głowę w jego stronę, jakby bała się, że gwałtowny ruch sprowokuje go do strzału. - No tak, złodzieje nie pukają.
- Wypraszam sobie. - mężczyzna podszedł bliżej, opuszczając nieco broń. - Nie jestem zwykłym złodziejem. Wpadłem tylko na herbatkę...
Uśmiechnął się psychopatycznie.
- Musiałbyś być wyjątkowo głupi, żeby próbować okraść samego Sherlocka Holmesa.
- Przyszedłem tu, żeby się zemścić. Ale to sprawa pomiędzy Holmesem, a mną. Nie wtrącaj się.
Ostatnie zdanie prawie wysyczał jej w ucho i Amber nie mogła powstrzymać dreszczu, który przeszedł jej po plecach.
Wzięła głęboki oddech, ale nic nie powiedziała.
Mężczyzna uśmiechnął się triumfująco i obrócił się do detektywa.
Amber skrzyżowała swój wzrok z Sherlockiem, ale po raz pierwszy nie mogła nic wyczytać z jego spojrzenia.
- Tyle lat czekałem na tę zemstę. Tyle lat.. - szeptał mężczyzna, opuszczając pistolet i podchodząc do Holmesa. - Aż w końcu mi się udało. Zabiję cię. - wyszeptał mu spokojnie w twarz. - Powoli i boleśnie. Będę ciął twoje żyły i mięśnie, wszystkie tkanki i narządy, aż zdasz sobie sprawę, że jesteś tylko człowiekiem...
Podsunął mu niewielki nożyk do klatki piersiowej.
- Nie dotykaj go! - krzyknęła Amber, sprawnym ruchem wyjmując z kieszeni pistolet i ładując go.
Mężczyzna w ułamku sekundy obrócił się, celując swoim w dziewczynę.
Stali tak, twarzą w twarz, mierząc się wzrokiem, ale żadne z nich jest strzelało.
- I co teraz? - spytał kpiąco mężczyzna, przerywając ciszę.
- Jeśli strzelisz, to ja też. Zginiemy oboje.
Amber patrzyła w jego piwne oczy, modląc się, żeby w jej spojrzeniu nie odbijał się strach.
- A co jeśli - skierował swój pistolet na pierś Sherlocka - zrobię tak...?
- Wtedy i tak zginiesz. - Amber ścisnęła mocniej broń.
- Ale zdążę zabić Holmesa.
- Chyba nie o to ci chodziło, prawda? - Amber poczuła zimny pot na plecach.
Mężczyzna uśmiechnął się.
- Tak czy siak będzie martwy...
- Ty też!
- Tak, to prawda. Ale ty nie... - świdrował ją wzrokiem - Nie dasz sobie rady z takim brzemieniem...
Dziewczyna nie odpowiedziała, kalkulując. Przecież nie może dopuścić do tego, żeby Sherlock zginął!
Powoli opuściła pistolet.
- Grzeczna dziewczynka... - powiedział mężczyzna, po czym wziął jej pistolet, a ją samą przykuł w kącie salonu.
Pochyliła twarz, zamykając oczy. Czy to znaczy, że to już koniec?
Mężczyzna znowu obrócił się do detektywa, kontynuując przemowę:
- Planowałem to latami. Od kiedy przez ciebie trafiłem do więzienia, nie było dnia żebym nie planował zemsty.
- Wszystko się urywa. - odpowiedział ze spokojem Sherlock - Wieczność kusi, Amber...
Dziewczyna podniosła wzrok. Co on bredzi?
Ich przyszły morderca również wyglądał na zbitego z tropu. Zauważył jednak, że detektywi wymieniają spojrzenia i zaśmiał się.
- To wasze czytanie w myślach nic nie da! To tylko kolejna bajka dziennikarzy.
Amber nie zareagowała, wciąż szukając odpowiedzi w oczach Sherlocka.
Myśl...
Może Sherlock chciał jej coś przekazać?
Może to szyfr?
"Wszystko się urywa." Się urywa.. Co się urywa?! "Wieczność kusi, Amber." O co w tym chodzi? Może Sherlock oszalał do reszty?
A może...
Może to jakiś szyfr?
Na przykład...
"Wszystko się urywa. Wieczność kusi, Amber."
Wsuwka....
No tak!
Amber sięgnęła szybko do kieszeni na piersi, korzystając z faktu, iż mężczyzna stał tyłem do niej i wyciągnęła z niej wsuwkę. Nosiła je ze sobą odkąd dzięki nim przeżyli na dachu szpitala.
Tylko skąd Sherlock wiedział, że je ma?
Zaczęła gmerać w zamku kajdanek, próbując go otworzyć. Nie wychodziło jej to za dobrze, bo trzęsły jej się dłonie.
Mężczyzna wciąż mówił dalej, zbliżając się niebezpiecznie do Sherlocka.
- Kiedy udowodniłeś policji, że od lat fałszowałem papiery, pragnąłem tylko jednego - zemsty. - przeciął policzek Sherlocka, nie bardzo głęboko, ale wystarczająco, by krew popłynęła mu po twarzy. - I ją dostanę.
Przyłożył nożyk do piersi Sherlocka, ale nie przeciął skóry. Patrzył w jego niewzruszone oczy, chciał zobaczyć w nich ból lub przerażenie. Jednak Sherlock stał wyprostowany i niewzruszony, jakby nic nie czuł.
- Ale po co mam się brudzić. - mężczyzna cofnął się nieco.
Amber zdała sobie sprawę, co zamierza zrobić. Zdążyła w ostatniej chwili wpiąć wsuwkę we włosy, kiedy obrócił się w jej stronę.
- Ty... - podszedł do niej i oswobodził z kajdanek - Ty to zrobisz.
Amber spojrzała na niego twardo, unosząc podbródek, aby mu pokazać, że się go nie boi.
Mężczyzna wycelował w nią pistoletem.
- Zdejmij mu koszulę. - wysyczał, szczerząc zęby. - No już! - dodał, widząc, że nawet się nie poruszyła.
Amber podeszła powoli do detektywa i spojrzała mu w oczy.
Jakiś plan?
W jego stalowoniebieskich oczach dostrzegła determinację i... strach?
Zaufaj mi.
Zaczęła drżącymi rękami rozpinać koszulę Sherlocka.
Mężczyzna pochylił się i - świadomy tego, że jego przyszły morderca patrzy - pocałował dziewczynę w głowę.
Amber zamarła, a serce podskoczyło jej do gardła.
Co on robi?
Zatrzymała dłoń na drugim guziku i spojrzała na niego pytająco.
On pochylił się w jej stronę i wtedy to dostrzegła.
W ustach Sherlocka tkwiła wsuwka. Jej wsuwka, którą ukryła we włosach!
Nadzieja powróciła do jej serca.
Uśmiechnęła się do detektywa i wyciągnęła dłoń, udając że ociera mu policzek z krwi, a tak naprawdę wzięła wsuwkę i wsunęła pod koszulę Sherlocka, tak, aby wpadła mu do rękawa.
Detektyw poruszył barkami i wsuwka poleciała wzdłuż rękawa i wpadła wprost do jego dłoni.
Teraz mógł się oswobodzić.
Uśmiechnął się do Amber, a ona znowu dostrzegła w jego oczach dawny błysk.
- Dlaczego przestałaś? - spytał wściekły mężczyzna, wciąż celując w nią. Nie zdawał sobie spawy z wszystkiego, co przed chwilą zaszło. - Dlaczego. Przestałaś..? - wysyczał, akcentując każde słowo.
Amber obróciła się do niego, uśmiechając się szeroko.
Teraz to nie on rozdawał karty.
Wściekły odepchnął ją, wbijając łokieć w jej brzuch tak, że upadła.
Chciał przeciąć skórę Sherlocka tuż pod sercem, ale właśnie wtedy on uwolnił ręce z kajdanek i wytrącił mu nożyk z ręki. Mężczyzna chciał strzelić w niego z pistoletu, ale i jego Sherlock wytrącił.
Zaczęli walczyć.
Sherlock uderzał i kopał, zgrabnie unikając jego ciosów, mimo krwi, zalewającej mu teraz całą twarz. Udało mu się złamać nos przeciwnikowi, ale ten o mało co nie wykręcił mu ręki.
Psychopatą był umięśniony i bardzo silny, ale detektyw był szczupły i potrafił robić uniki.
Ścierali się ze sobą dobre parę minut, demolując salon, aż w końcu Holmes zarobił kopniaka w klatkę piersiową, tak, że uderzył głową o lustro, rozbijając je. Zobaczył gwiazdy przed oczami i na ułamek sekundy stracił przytomność.
Kiedy ją odzyskał, mężczyzna zbliżał się do niego, dysząc ciężko, ale z wyrazem triumfu na twarzy.
Utkwił swoje rozszerzone z emocji oczy w Sherlocku, tak, że nie zauważył Amber, której udało się pozbierać po ciosie w brzuch i teraz celnym uderzeniem wybiła mu parę zębów.
Zaskoczony mężczyzna splunął krwią i rozpoczął kolejny pojedynek, tym razem z asystentką detektywa.
Jeśli Sherlock miał dużo problemów z masywnym przeciwnikiem, to Amber, która była jeszcze drobniejsza od detektywa, miała o wiele gorzej.
Była jednak sprytna i umiała walczyć, więc odpierała ataki mężczyzny.
Szybko jednak wysunął się na prowadzenie, przygważdżając z całej siły do ściany i dusząc.
Amber chciała coś zrobić, zrzucić jego ręce ze swojej szyi, ale zaciskały się coraz mocniej i mocniej, pozbawiając ją możliwości oddychania. Zaczęła ruszać ustami, ale jego uchwyt był za silny. Jej twarz posiniała, a przed oczami ujrzała ciemność.
A więc tak umrze...
Nagle uścisk poluźnił się, a jej napastnik padł na podłogę nieprzytomny, a ona zsunęła się po ścianie.
Sherlock zamarł, stojąc z grubą encyklopedią w ręce i patrząc na powalonego przez niego mężczyznę.
Amber zaczęła szybko oddychać, czując jak zbawczy tlen wypełnia jej płuca.
Przez chwilę w pomieszczeniu słychać było tylko ich przyśpieszone oddechy.
A potem dziewczyna usłyszała ciche parsknięcie. To Sherlock śmiał się cicho.
Uśmiechnęła się pod nosem i zawtórowała mu.
Śmiali się przez chwilę, ni to z ulgi, ni to szczęśliwi, że znowu im się udało.
Nagle Amber poczuła ból i zachłysnęła się powietrzem.
Chyba śmianie się zaraz po tym, jak o mało co nie zostało się uduszonym nie było dobrym pomysłem.
Sherlock w sekundzie przyklęknął obok niej i dotknął delikatnie długimi palcami jej szyi, na której już widać było spore siniaki.
- Co tu...
Do salonu wszedł John i zamarł. Widział w życiu już wiele, ale...
Zobaczył rozwalone po całym pomieszczeniu szczątki przedmiotów i kawałki lustra, nieprzytomnego mężczyznę w zakrwawionym garniturze leżącego pod ścianą, a obok na podłodze Amber i Sherlocka, z potarganymi włosami na wpół roześmianych, przy czym ten drugi miał rozcięty policzek poszarpaną, rozpiętą do połowy koszulę, we włosach kawałki szkła, a dłoń trzymał tuż przy linii szczęki Amber, gdzie widniały sporych rozmiarów siniaki.
- Co tu.. Jak.. - John nie wiedział, co powiedzieć - Kto to jest?! - wydusić w końcu, wskazując a nieprzytomnego mężczyznę.
- Ten tu? - Sherlock zmierzył wzrokiem mężczyznę - On tylko..
- On tylko wpadł na herbatkę. - dokończyła Amber lekko zachrypniętym głosem, ale z uśmiechem na twarzy.
+-+
Mam nadzieję, że podobał Wam się ten rozdział. Bardzo przepraszam, mam ostatnio problemy z weną. Nie potrafię nawet sklecić zadania. Nie mogę dokończy rozdziałów, które pisałam już bardzo dawno z myślą, że tylko je doszlifuję. To co właśnie przeczytaliście to był mój rozdział zapasowy na czarną godzinę, bo nie ma wpływu na to co będzie dalej. Bardzo bym nie chciała zawieszać tego opowiadania, tym bardziej że udawało mi się to od pół roku i dlatego, że napisałam już zakończenie. Mam nadzieję, że przez tydzień uda mi się skończyć jakiś wątek, nie chcę Was zawieść :) Więc wyczekujcie, mam nadzieję, dobrych wieści.
W tym miejscu chciałam także przeprosić czytelników innych moich dzieł. Wszyscy czekający na dalsze losy Petuni i Emily. Przepraszam, piszę jeden rozdział od ponad miesiąca, ale po napisaniu paru słów, poddaję się, stwierdzając że to bez sensu. Mam nadzieję, że niedługo wena wróci i nowe rozdziały także. Więc... Do następnego!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top